"Życie Duchowe". 69/2012. Uzdrowienie wewnętrzne

Życie Duchowe / Stanisław Morgalla SJ

Zimowy numer "Życia Duchowego" (69/2012) poświęcony jest tematowi "Uzdrowienie wewnętrzne". W numerze między innymi artykuł Stanisława Morgalli SJ pt. "Chcę, bądź uzdrowiona".

Chcę, bądź uzdrowiona!

Gdy piszę te słowa, Anna umiera na białaczkę. Lekarze nie dają żadnych szans na wyleczenie. Z medycznego punktu widzenia zrobili już wszystko, co było możliwe. Bez skutku. Pozostało tylko czekać i modlić się… o cud. Modlę się więc, a nawet od czasu do czasu naśladuję samego Jezusa, powtarzając z naciskiem: Chcę, bądź uzdrowiona! (por. Mt 8, 3). Niestety, słowa moje nie mają Chrystusowej mocy, są bezsilne i pozostają bezowocne. Nie wiem, czego im brak. Może tej odrobiny wiary zdolnej góry przenosić… Może modlitwy i postu… Może miłości, bez której człowiek byłby niczym… A może Anna nie chce być uzdrowiona? Czy jednak młoda, głęboko wierząca, świetnie wykształcona i jeszcze nie tak dawno bardzo aktywna zawodowo kobieta może nie chcieć żyć?

Ilekroć stajemy przy łóżku osoby chorej, nigdy nie wiemy, jaka lekcja nas czeka. Czy będzie to lekcja życia czy raczej umierania i kto będzie nauczycielem, a kto uczniem? Przeczuwamy tylko, że szkoła będzie twarda, a może nawet okrutna, stąd też bierze się nieodparta chęć, by uciec na wagary. Jednak od cierpienia, choroby i śmierci nie ma ucieczki - są jak wyrok w zawieszeniu, którego wykonanie wcześniej czy później czeka każdego z nas. To najważniejsza z lekcji, warto więc ze szczególną gorliwością ją przerobić: od tego zależy całe nasze dalsze życie. Daniel P. Foley SJ, psycholog kliniczny i profesor psychologii, wyróżnia jedenaście postaw, jakie ludzie zwykle przyjmują wobec własnego cierpienia1. To dobry test dojrzałości ludzkiej i religijnej, dlatego warto mu się przyjrzeć z bliska.

Najpierw cierpienie postrzegane jest jako kara za grzechy. Zwykle wywołuje w nas złość na samych siebie, następnie poczucie winy oraz zawiść wobec innych, którzy uniknęli tej kary. Drugą postawą jest traktowanie cierpienia jako czasu próby, którą Bóg zsyła na nas dla sprawdzenia naszej wiary i zaufania względem Niego. W następnej kolejności jest cierpienie jako pech, który nas dotknął, bo znaleźliśmy się w złym miejscu i w złym czasie. Te trzy pierwsze postawy wydają się mieć wspólny mianownik: Bóg jest widziany jako przyczyna cierpienia człowieka, bo albo sam je prowokuje (dwie pierwsze), albo nas przed nim nie chroni (trzecia).

Czwarta postawa polega na poddaniu się prawom natury, które są takie a nie inne, więc nic nie da buntowanie się przeciw nim. Raczej należy biernie i cierpliwie oczekiwać, by natura zadbała sama o siebie. Piąta to postawa pasywnego poddania się "woli Boga", która jednak pozostaje dla człowieka niezrozumiała. Stąd krok do fatalistycznego obrazu świata i sadystycznej wizji Boga. Szóstą postawą jest akceptacja ludzkiej kondycji, która przyjmuje do wiadomości ograniczenia, jakie stawia cierpienie, ale aktywnie próbuje realizować dobro, które ciągle jest możliwe. Pozytywne w tych trzech postawach jest to, że Boga nie postrzega się już jako sprawcy cierpienia, ale jednocześnie od strony negatywnej widziany jest jako ograniczony lub niezainteresowany losem człowieka.

Siódma postawa - nieco bardziej pozytywna - postrzega cierpienie jako okazję do osobistego wzrostu. "Zawsze można wyprowadzić jakieś dobro ze zła" - mówi sobie cierpiąca osoba, ale nierzadko pełna jest resentymentu wobec Boga, ponieważ nie daje wystarczających wskazówek i nie wszystkim cierpiącym pomaga harmonijnie wzrastać. Postawa ósma jest obronna, w myśl porzekadła "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Osoba więc stara się ignorować własne cierpienie, nie wnika w jego przyczyny, zamyka się na otaczający ją świat i nie tworzy żadnych planów na przyszłość, by nie potęgować negatywnych doświadczeń.

Dziewiąta postawa polega na minimalizowaniu całej sprawy - poprzez nieustanne porównania z innymi ludźmi osoba wmawia sobie, że zawsze mogło być gorzej. Pozornie wzrasta zaufanie w Bożą Opatrzność, ale z drugiej strony nieświadomie rośnie też nieufność, bo przecież ten sam Bóg sprawia, że inni cierpią znacznie bardziej. W tych postawach wspólne pozostaje przekonanie, że Bóg może wybawić cierpiącego, ale z nieznanych powodów często zwleka z pomocą.

Dwie następne postawy wydają się najbardziej dojrzałe. Dziesiąta polega na przyjęciu Bożej perspektywy, to znaczy osoba stara się patrzeć na swoje cierpienie okiem Pana Boga i dzięki temu odkryć "szczęście w nieszczęściu". Nie stara się znaleźć sensu własnego cierpienia, bo ono nie znajduje wyjaśnienia, ale wierzy w to, że Bóg może nadać mu jakieś znaczenie. Niebezpieczne w tej postawie może być to, że cierpienie zacznie być traktowane jako przywilej, a tym samym może prowadzić do duchowej pychy.

Ostatnia, jedenasta postawa, dotyczy wymiaru odkupienia. Osoba wie, że może własne cierpienie złączyć z cierpieniem Chrystusa i tym samym wziąć udział w odkupieniu świata. Ta postawa pozwala ludziom zachować ufność i nadzieję w obliczu cierpienia, wymaga jednak duchowości Chrystocentrycznej i niepospolitej wiary. Postawa odkupienia może przyjmować różne formy: ofiary, łączności z Bogiem, uczestnictwa, altruizmu, pokuty, zadośćuczynienia, wstawiennictwa…

Którą z tych jedenastu postaw przyjęła Anna? Trudno jednoznacznie powiedzieć, ponieważ sama mówi niewiele, a i moja wiedza o niej jest bardzo ograniczona. Zapewne był to proces, w którym przechodziła kolejne etapy, tak dobrze opisane przez Elizabeth Kübler-Ross w klasycznej już pozycji Rozmowy o śmierci i umieraniu2. Obecnie widać w Annie wewnętrzny pokój, co świadczy o tym, że pogodziła się z wolą Boga. Nie jest to zgoda bierna czy fatalistyczna, która trąci depresją i zamknięciem się we własnym cierpieniu; wciąż wiele w niej radości życia i ciekawości innych ludzi. Wie, że umiera, bo sama jest lekarzem i nigdy nie odmawiano jej dostępu do pełnych wyników badań. Ba, z wrodzonej ciekawości udało się jej nawet podglądnąć informacje na temat dawcy szpiku kostnego. Nie mogła wyjść z podziwu, że jakiś młody student bezinteresownie przejechał dla niej pół Europy i anonimowo oddał cenną cząstkę samego siebie. Dla niej był to cudowny gest.

Anna jednak nie wie, że dla najbliższego otoczenia to ona sama jest cudem. Bo choć wszyscy szczerze i gorliwie modlą się o jej uzdrowienie, to jednocześnie z jakąś przedziwną łagodnością i pokorą przyjmują fakt, że Anna gaśnie w oczach i niebawem odejdzie. To zapewne owoc jej cichej modlitwy, w której muszą przewijać się słowa samego Chrystusa: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26, 39). I niczym słowa konsekracji jej modlitwa i postawa przemienia postać osób i rzeczy. Oto wielka tajemnica wiary!

Przypisy:

1.Por. D. P. Foley, Eleven interpretations of personal suffering, "Journal of Religion and Health", 27/1988, s. 321-328.

2. Por. E. Kübler-Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu, Warszawa 1979.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Życie Duchowe". 69/2012. Uzdrowienie wewnętrzne
Komentarze (2)
D
DEONOWIEC
27 grudnia 2011, 23:47
i co bylo z Anna dalej?... A CZY NIE JEST TO PRZYPADKIEM TA SŁAWNA ANNA, PRZESLADOWCZYNI DEONA.PL
S
small
25 listopada 2011, 16:27
i co bylo z Anna dalej?...