Carlo Maria Martini- niepokorny kardynał

Andrea Tornielli, "Carlo Maria Martini- niepokorny kardynał"
Andrea Tornielli/ Wydawnictwo WAM

Dla jednych symbol postępowego nurtu w Kościele, dla innych antypapież, którego poglądy ocierały się o herezję. Nawoływał do "nawrócenia" i wielkiej przemiany Kościoła. Apelował o zmianę rygorystycznego stanowiska w kwestiach seksualności i sytuacji osób rozwiedzionych. Wydawał się otwarty na możliwość dopuszczenia w Kościele kapłaństwa żonatych mężczyzn. Gorący orędownik dialogu między ludźmi wszelkich nacji, religii i przekonań. Wybitny znawca Biblii. Człowiek głębokiej wiary oddany Bogu i Kościołowi.

Kardynalskie mea culpa

W sobotę 8 września 2001 r., w południe, w nowocześnie urządzonej sali zebrań kurii arcybiskupiej w Mediolanie panowała niecodzienna atmosfera. Dziennikarze, operatorzy telewizyjni i fotografowie nerwowo dreptali między wejściem do sali a dziedzińcem. Na zewnątrz, na placu katedralnym rozgrzanym letnim słońcem, tłoczyły się tysiące osób, które uczestniczyły w uroczystej mszy św. z okazji święta Narodzenia Maryi, patronki miasta. Wśród tłumu uśmiechniętych wiernych w różnym wieku widać było biskupów, prałatów i monsiniorów w dostojnych fioletach.

W siedzibie mediolańskiej kurii każdy z dziennikarzy miał w ręku teczkę z szarego kartonu zawierającą tekst dopiero co wygłoszonej przez kardynała homilii i streszczenie nowego listu pasterskiego. Ostatniego takiego listu. Prawie każdy przyniósł ze sobą egzemplarz dokumentu otrzymanego kilka dni wcześniej pod embargiem, gęsto pokreślony kolorowym flamastrem. Wystąpienia kardynała zawsze były poddawane przez media drobiazgowej analizie. Tym razem jednak miało być inaczej. Było to bowiem spotkanie pożegnalne. Ks. Gianni Zappa, ówczesny rzecznik kurii, osobiście witał przybyłych. Paląc papierosa dla rozładowania napięcia, wskazywał najważniejsze fragmenty listu.

Wszyscy czekali na kard. Carla Marię Martiniego, arcybiskupa Mediolanu, który za kilka miesięcy miał skończyć 75 lat, a więc wkroczyć w wiek, kiedy obowiązkiem każdego biskupa jest złożenie na ręce papieża rezygnacji z piastowanego urzędu. Wszyscy od dawna wiedzieli, że Martini nie chce dłużej pozostać na zajmowanym stanowisku. Kardynał ogłosił zamiar wyjazdu do Jerozolimy, aby modlić się i studiować w Świętym Mieście katolików, żydów i muzułmanów, już dziesięć lat wcześniej. Teraz zastanawiano się, jak odpowie na pytania dziennikarzy. Wszyscy chcieli się dowiedzieć, czy to, co właśnie przekazał archidiecezji i miastu, jest jego testamentem duchowym, pożegnaniem czy bilansem wielu lat posługi w mieście św. Ambrożego.

"Na Twoje słowo"

Ostatni list pasterski kard. Martiniego nosił tytuł "Na Twoje słowo", a na okładce kilkustronicowej broszury przedstawiony był Jezus w towarzystwie dwóch uczniów, w scenie cudownego połowu opisanego przez Łukasza w 5. rozdziale jego Ewangelii. Jezusowi, który mówi: "Wypłyń na głębię", Szymon Piotr odpowiada: "Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci" (Łk 5, 5). A kiedy tak uczynił, złowił mnóstwo ryb. Martini wyjaśnił, że wybrał ten właśnie fragment Ewangelii z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że stanowi on inspirację listu apostolskiego Novo millennio ineunte, który Jan Paweł II opublikował na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Ale także dlatego, że był to tekst przewidziany na niedzielę 10 lutego 1981 r., a więc dzień, w którym odbył się uroczysty ingres abp. Carla Marii Martiniego do katedry w Mediolanie. Tych kilka stron stanowiło też zamknięcie pewnej epoki, miało być, przynajmniej w zamyśle autora, ostatnim akcentem przebytej drogi.

Wierny stylowi i treściom, które charakteryzowały całą jego posługę, a przede wszystkim zasadzie pierwszeństwa Słowa Bożego, kardynał napisał: "Naszym powołaniem jest Słowo i na nim jako jednostki i jako Kościół budujemy całe nasze życie". "Osobiście - ciągnął dalej Martini - rozważając ten fragment Ewangelii, odczuwam głębokie wzruszenie, podobnie jak w dniu objęcia archidiecezji w Mediolanie. Utożsamiałem się wtedy z Piotrem, który wyznaje: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny», bo dostrzegając własną słabość i niezdatność, miałem poczucie, że jestem niegodny tej funkcji, lecz zarazem byłem pełen ufności, iż Bóg nie opuści swojego ucznia".

Przywoławszy raz jeszcze wezwanie Jezusa, aby "wypłynąć na głębię", arcybiskup wyjaśnił, iż teraz jego "wzrok sięga już dalej, wiedziony pragnieniem nowego misyjnego zapału i zaangażowania". "Chciałbym, aby ten list stał się zaproszeniem, by spojrzeć dalej. Nie pora teraz na bilans. Trzeba bowiem większą uwagę zwrócić na słowa obietnicy Bożej". Wzmianka, iż nie pora na podsumowania, jest tym bardziej uderzająca, że cały list pasterski, oficjalnie niebędący pożegnaniem ani bilansem, w rzeczywistości, nawet nie odwołując się do przeszłości, stanowi zarówno pożegnanie, jak i podsumowanie pewnego etapu życia.

Prośba o przebaczenie

Częścią listu, która najbardziej rzucała się w oczy, był rozdział poświęcony confessio vitae, zatytułowany "Trud nocy i ciężar grzechu". Stanowił w istocie publiczną prośbę o przebaczenie. Carlo Maria Martini przyznawał się do swych ograniczeń i przepraszał wszystkich, którzy wskutek pewnych jego zachowań i decyzji mogli poczuć się w jakiś sposób urażeni lub niezrozumiani do końca. W liście pasterskim arcybiskupa rozdział ten był jedyny w swoim rodzaju i nie miał precedensów. Przytoczone tu najważniejsze fragmenty pomagają zrozumieć lepiej niektóre zasadnicze aspekty posługi Martiniego. "Ciążą na mnie nie tylko osobiste grzechy i niedoskonałości - pisał kardynał - lecz także zaniedbanie wielu pilnych spraw, a przede wszystkim owa codzienna udręka odpowiedzialności za drogę Kościoła, która każe pytać się z niepokojem: czy to, co robię, co proponuję, jest prawdziwie zgodne z Ewangelią? Czy przypadkiem nie dopuszczam się zdrady nakazów Chrystusa? Czy nie istnieje niebezpieczeństwo zaniedbania tego, co zasadnicze? A może zwodzi mnie rutyna, lenistwo, płoche obawy, zamiłowanie do własnej wygody, do światowego życia?".

Pierwszy wyznany przez arcybiskupa grzech dotyczył "niedociągnięć w relacjach w ramach wspólnoty". "Muszę przyznać, że często nie pielęgnowałem przyjaźni i, chociaż tak bardzo jej pragnąłem, nie umiałem nawiązać i podtrzymać z wieloma osobami owych prostych więzów wzajemnej sympatii. Przyznaję, że z jednej strony mój sposób bycia, wychowanie i temperament, a także ciężar spoczywających na mnie obowiązków, a z drugiej, obiektywnie rzecz biorąc, wielkość diecezji nie pozwoliły mi zrobić więcej w tym względzie, czego bardzo żałuję. Często działałem pod presją pośpiechu, zmęczenia i pilnych spraw, które nakładały się na moje osobiste ograniczenia". Nie ma wątpliwości, że Martiniego cechowała nieśmiałość, skłonność do utrzymywania dystansu i że nie miał "przebojowego" charakteru. Te cechy mogły sprawić, że niektórzy, obcując z Martinim, odnosili wrażenie pewnej oschłości z jego strony. Kardynał wspomina jednak sympatię, jaką darzyli go współpracownicy i wierni, i dodaje: "Zderzenie z Kościołem mediolańskim, a także ze społeczeństwem obywatelskim dało mi nieskończenie więcej, niż ja sam potrafiłem im ofiarować lub mógłbym sobie wyobrazić". "W każdym razie proszę o przebaczenie - pisał kardynał w swym liście - wszystkich, którzy nie czuli się kochani tak, jak by pragnęli tego lub oczekiwali". Szczególna prośba o przebaczenie skierowana była do "grup, stowarzyszeń i ruchów, które mogły poczuć się niedowartościowane i nie dość wspierane" przez pasterza archidiecezji. Nietrudno ustalić, o jakie grupy i ruchy chodziło. "Zawsze cieszyłem się - tłumaczył kardynał - kiedy zdarzało mi się być świadkiem autentycznie przeżywanej Ewangelii, gdziekolwiek by to było. Miałem jednak trudności ze zrozumieniem tych postaw, które wydawały mi się szczególnie nastawione na siebie. Pragnąłem, by parafie i ruchy mogły połączyć swe siły, ubogacając się wzajemnie i wychodząc poza granice partykularnych zainteresowań, lecz droga ta wydaje mi się jeszcze daleka". Prośbie o przebaczenie towarzyszyła precyzyjna ocena sytuacji.

Relacje kardynała z nowymi ruchami o charakterze eklezjalnym i charyzmatycznym nie zawsze były łatwe. Podczas synodu poświęconego osobom świeckim w 1987 r. arcybiskup Mediolanu mówił o pierwszoplanowej roli parafii, otwarcie polemizując z niemieckim biskupem Paulem Josefem Cordesem i z ks. Luigim Giussanim, założycielem ruchu Komunia i Wyzwolenie. "Jako biskup miałem instynktowną skłonność do przyznawania centralnego miejsca duszpasterstwu diecezjalnemu i parafialnemu - wyjaśniał Martini w ostatnim liście pasterskim. - Szczere intencje z pewnością nie wystarczą, by poczuł się usatysfakcjonowany ten, kto uważa, że nie był dość wspierany czy obdarzany miłością. Właśnie dlatego teraz proszę o przebaczenie, zawierzając Bożemu miłosierdziu dojrzewanie ziaren dobra zasianych w dialogu, do którego, jak mi się wydaje, zawsze dążyłem". Kilka tygodni później, w październiku 2001 r., podczas spotkania z przedstawicielami duchowieństwa mediolańskiego Martini mówił, iż mimo wszystko uważa się za "zwolennika ruchów w Kościele", nie tylko jako jezuita, ale także dlatego, że wykładając w Rzymie, poznał i nabrał szacunku dla Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, a także dla Wspólnoty św. Idziego.

"Kościół jest spóźniony o 200 lat. Dlaczego się nie otrząśnie? Czy to strach? Lęk zamiast odwagi? Przecież wiara jest fundamentem Kościoła. Wiara, ufność, odwaga" - mówił w ostatnim wywiadzie, na kilka miesięcy przed śmiercią, Carlo Maria Martini. Chcę przeczytać tę książkę >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Carlo Maria Martini- niepokorny kardynał
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.