Co jest ważne?

Co jest ważne? Wyd. WAM
Uwe Böschemeyer / Wyd. WAM

Wędrówka ma pewien cel. Cel ten trzeba znać, jeśli chce się do niego dotrzeć. Ten, kto celu nie zna albo traci go z oczu, może znaleźć się w kłopocie. W pewnych wędrówkach natrafiamy na przeszkody i opory. Stanowią one dla nas wyzwanie do ich usunięcia lub obejścia, aby móc drogę kontynuować. W żadnym razie jednak poranie się z tymi przeszkodami nie powinno sprawiać, że utracimy z oczu nasz cel.

Nie inaczej ma się rzecz z naszym życiem, które jest również wędrówką. Celami życia nazywam wartości. Wartości stanowią podstawę sensu. Nic zaś nie jest ważniejsze niż doświadczanie sensu. Dlatego poszukiwanie sensu jest tym, co w człowieku najbardziej ludzkie.

W żadnej epoce ludzie nie doświadczali tak wielorakich przemian jak w naszej. Przemiany te z jednej strony nas uszczęśliwiają, z drugiej przygnębiają. Jesteśmy świadkami gwałtownie przebiegającego rozwoju technologicznego, wszechstronnej zmiany naszego społeczeństwa w „społeczeństwo informacyjne", internacjonalizacji życia, radykalnej zmiany w sferze gospodarki i pracy. Te i inne procesy ewolucyjne stanowią nigdy dotąd nie spotykane wyzwanie do tego, by w nowy sposób pojmować życie i w nowy sposób się na nie nastawiać. Zarazem 11 września 2001 roku, kiedy runęły wieże WTC w Nowym Jorku, zmienił w skali światowej poczucie egzystencjalne ludzi. Jawniej niż kiedykolwiek daje się odczuć lęk w rozmaitych postaciach. Bardzo wyraźnie mówią o tym ludzkie sny.

DEON.PL POLECA

Paralelnie z tą ewolucją dokonuje się - jakże mogłoby być inaczej? - głęboka zmiana w rozumieniu wartości. Niemało ludzi ubolewa nad ich utratą. Jak stwierdził Allensbacher Institut, żalą się oni na utratę więzi z religią, na brak uznania norm, hierarchii i autorytetów, na zanik tradycyjnych cnót, takich jak uprzejmość, dokładność, czystość, oszczędność, na brak ducha solidarności i coraz mniejszą gotowość do zaangażowania politycznego. Jednocześnie rozwija się mentalność czasu wolnego (czas wolny zamiast wydajnej pracy) i wzrastają roszczenia wobec państwa.

Inni natomiast mówią niemal z euforią o ewolucji wartości, o pojawiających się ich nowych rodzajach, o rosnącej gotowości do angażowania się również poza partiami politycznymi, na przykład w inicjatywy obywatelskie, o coraz większej tolerancji w stosunku do grup marginesowych, o wzroście kreatywnego samorozwoju, o coraz większej samoświadomości ludzi i ich skłonności do emancypacji, o szerzącym się zainteresowaniu kulturą, o rosnącej gotowości do pomocy innym.

Co jest podstawowym problemem tych czasów? Czy są nim same te wielorakie zmiany? Czy jest nim lęk jako skutek tych zmian, czy wręcz lęk przed nowymi atakami terrorystycznymi? Co to znaczy, że ludzie bardziej niż kiedykolwiek stawiają pytania w rodzaju: Jakie wartości (jeszcze) obowiązują? Jak mogę znaleźć sens swojego życia? Czym mogę się kierować? Jakie istnieją życiowe drogowskazy? Jak mogę żyć w tych czasach? Jak mogę znaleźć zmienioną relację wobec zmieniającego się życia?

Wiedeński psychiatra i neurolog Viktor E. Frankl, który jak żaden inny psychiatra XX wieku zajmował się pytaniem o sens, upatrywał głównego problemu naszych czasów nie w samych gwałtownych przemianach ani nie w wynikającym z nich lęku, lecz w „egzystencjalnej frustracji" jako skutku „szerzącego się poczucia braku sensu". Ten trend rozwojowy został jego zdaniem zainicjowany głównie w pierwszej połowie XX wieku przez szerzącą się w biologii, psychologii i socjologii tendencję do redukcji obrazu człowieka przez wyeliminowanie z niego wymiaru duchowego. Redukcja ta prowadziła według Frankla najpierw do „nihilizmu nauczanego", a następnie do „nihilizmu przeżywanego". Nihilizm zaś oznacza negację sensu ludzkiego życia, degradację człowieka do samego tylko produktu faktów fizjologicznych, psychologicznych i socjologicznych, a zarazem relatywizację tych wartości, które stanowią podstawę życia pełnego sensu.

Być może ten „bojowy" wiedeńczyk w swojej namiętnej polemice z owym redukcjonizmem nie zawsze widział lub chciał widzieć jego zwolenników w sposób całkowicie bezstronny; ogólnie jednak wydaje się, że znalazł on ważny klucz do całościowego zrozumienia tych problemów naszej epoki.

Co to jest duch?

Duch jest faktem doświadczenia, który nie daje się uzasadnić. Człowiek doświadcza go, ale nie może go objaśnić. Nie może go w pełni pojąć.

Duch jest najważniejszym elementem człowieka - tym, co specyficznie ludzkie - umożliwia bowiem poznanie życia i miłość do życia. Stanowi centrum duszy.

Duch jest twórczą mocą, pozwalającą człowiekowi kształtować swobodnie swoje wewnętrzne i zewnętrzne życie w ramach określonych granic. Uzdalnia nie tylko do działania, ale także do wytrwania.

Swoisty charakter ducha polega na jego intencjonalności, to znaczy jego ukierunkowaniu na takie wartości w życiu, które stanowią podstawę sensu. Zarazem nieświadomy duch jest źródłem wartości swoiście ludzkich, na przykład wolności, odpowiedzialności, miłości, nadziei, odwagi, ufności, religijności, kreatywności, a tym samym podstawą doświadczania sensu. Nic zaś nie jest dla człowieka ważniejsze od owego doświadczania i dlatego poszukiwanie sensu jest jego najważniejszym, elementarnym motywem życia, a zatem czymś decydującym dla ciała, duszy i ducha.

Co to są wartości?

Wartości są to ogólne linie przewodnie, służące ukierunkowaniu na szukanie sensu. Ponadto są one „dynamicznymi wielkościami, czymś w rodzaju soczewek, które skupiają w sobie siłę życiową osoby". Są „substancją odżywczą osoby, elementem dynamicznym w życiu, tym, co potrafi rozgrzewać serce". Są ośrodkami energii o wielkiej sile przyciągającej.

Wszystko, co motywuje człowieka do życia pełnego sensu, jest wartością duchową. Kiedy wchodzi on z jedną z tych wartości w relację, kiedy się w nią wmyśla i wczuwa, kiedy o niej marzy, wartość ta przyciąga go, staje się magnesem, oddziałuje na jego myślenie, czucie i działanie, motywuje go do zmian, sprawia w nim nowe doświadczenia.

Oto dwa proste przykłady

Pierwszy:

Odbywasz wędrówkę, której celem jest pewien barokowy kościół. Przeczytałeś o nim w jakiejś książce i cieszysz się, że będziesz mógł to wspaniałe dzieło sztuki poznać i nasycić się związanymi z tym wrażeniami. Jesteś już długo w drodze i w pewnej chwili spostrzegasz, że zabłądziłeś. Czując zmęczenie, siadasz na skraju drogi.

W dodatku zrobiły ci się na nogach dwa pęcherze. Twój dobry nastrój ulatnia się. Jesteś zły, że zabłądziłeś. Siedzisz zrezygnowany.

W pewnej chwili spoglądasz poprzez zarośla - i co widzisz? Wieżę „swego" oczekiwanego kościoła. W ciągu kilku sekund jesteś już na nogach. Twój żwawy krok przyspiesza jeszcze nadzieja, że obok kościoła jest niezła restauracja. Zapominasz o zdenerwowaniu z powodu rzekomego zabłądzenia, zapominasz o pęcherzach na stopach i o zmęczeniu. Nie spuszczasz z oczu wieży, która niemal magicznie cię przyciąga. Wkrótce znajdujesz się we wspaniałym wnętrzu świątyni i zachwycasz się nim. Jesteś wypełniony jego duchem.

Drugi:

Czy zamykasz kiedyś oczy i zadajesz sobie pytanie: Co by było, gdybym był bardziej wolny? (To „ćwiczenie" antycypuje jako wizja realne możliwości. Okazało się ono w praktyce nadzwyczaj pomocne). Znalazłbyś między innymi takie oto odpowiedzi:

Czułbym mniej lęku.

Nie miałbym takich zahamowań.

Nie byłbym tak przewrażliwiony.

Czułbym się pewniej.

Miałbym większą wiarę we własne siły.

Zbliżałbym się bardziej do ludzi.

Miałbym postawę bardziej pojednawczą.

Robiłbym rzeczy, których dotąd nie robiłem.

Więcej bym się śmiał - itd.

Gdybyś rzeczywiście postawił sobie takie pytanie, nie tylko poznałbyś dokładniej niż dotąd, czego ci brakuje, ale doświadczyłbyś też pierwszych skutków nasuwających ci się myśli.

Duch i wartości są ze sobą nierozłącznie związane. Duch ludzki wtedy tylko jest żywy, wtedy tylko rozwija swoje poznanie i swoją moc, kiedy jest odniesiony do wartości. Z kolei wartości wtedy tylko stają się rozpoznawalne i skuteczne, kiedy duch na nie się ukierunkowuje. Bez harmonijnego współdziałania ducha i wartości nie istnieje sens. Bez tego współdziałania nie ma impulsu do życia i jego afirmacji.

Co to jest frustracja egzystencjalna i jak się ona przejawia?

To, czym jest frustracja egzystencjalna, pokazuje dobitnie następujący zapis w dzienniku francuskiego dramaturga Eugene Ionesco, jednego z głównych przedstawicieli „teatru absurdu":

„Czegóż bym nie mógł zrobić, czegóż bym nie mógł dokonać, gdyby nie to niewyobrażalne, ogromne znużenie, które od mniej więcej piętnastu lat albo może jeszcze dłużej mnie przygniata. Znużenie, które uniemożliwia mi pracę, ale także odpoczynek, które nie pozwala mi cieszyć się życiem i które nie pozwala mi poświęcać się bardziej innym ludziom, tak jak bym tego pragnął, zamiast być swoim własnym więźniem - więźniem swojego znużenia, tego ciężaru, tego brzemienia, które jest brzemieniem mnie samego. Jak można poświęcać się innym, będąc przygniecionym własnym »ja«? Żaden lekarz spośród trzydziestu czy czterdziestu, których się radziłem, nie rozumiał albo nie był w stanie tego bezmiernego znużenia uleczyć - prawdopodobnie dlatego, że żaden z nich nie sięgnął do istoty tej choroby, nie zbadał jej przyczyny. Rozumiem coraz lepiej, co jest tą przyczyną. Jest nią zwątpienie, jest nią odwieczne pytanie »Po co?«, które od dawna zakorzeniło się w moim duchu i którego nie mogę stamtąd wyrwać. Och, gdyby to »Po co?« nie było w mojej duszy zakiełkowało, gdyby się potem nie było rozrosło, tak że zagłuszyło wszystko inne i zdusiło inne rośliny, stałbym się niewątpliwie, jak to się mówi, innym człowiekiem".

Im mniej człowiek zna odpowiedź na to pytanie i żyje nią, w im mniejszej mierze doświadcza sensu, tym bardziej jest pozbawiony relacji - wobec samego siebie, wobec innych i wszystkiego innego. Im bardziej jest pozbawiony relacji, tym bardziej krąży wokół tego, czym nie jest, czego nie może i czego nie ma. Im bardziej krąży wokół tego, czego mu brak, tym bardziej jest sfrustrowany. Im bardziej jest sfrustrowany, tym bardziej narasta w nim wewnętrzna pustka. Im większa jest ta próżnia, tym bardziej bezsilny staje się jego duch i tym mniej znajduje on relacji do wartości. Im mniej znajduje relacji do wartości, tym bardziej jego „pusta" dusza otwiera się na lęk, agresję, depresję, stres, zmęczenie życiem, nałóg, zaburzenia psychosomatyczne i to wszystko, co utrudnia czy uniemożliwia doświadczanie sensu i uszczęśliwiające życie. Im bardziej jego dusza jest wypełniona tymi negującymi sens uczuciami, tym bardziej dalsze kształcenie jego osobowości ulega stagnacji. Im bardziej dalsze kształcenie jego osobowości ulega stagnacji, tym bardziej jest on sfrustrowany. I tu koło się zamyka.

Podsumowanie:

Życie, w którym nie ma wartości, rodzi kryzys sensu, który jeśli ma charakter trwały, może wywoływać choroby ciała i duszy. Konsekwencją jest negacja życia, ta zaś utrudnia lub uniemożliwia poszukiwanie sensu i znalezienie go.

Natomiast życie pełne wartości i sensu jest życiem spełnionym i stanowi podstawę afirmacji życia, która jest elementarnym warunkiem znalezienia sensu, a tym samym zapobiegania konfliktom, zaburzeniom i chorobom.

Kiedy egzystencjalnie sfrustrowani ludzie przychodzą na sesję, mówią o swoim samopoczuciu na przykład tak:

Coś jest ze mną nie w porządku. Coś utraciłem. Jestem niezadowolony. Jestem roztargniony. Jestem pozbawiony inicjatywy i zainteresowań. Nudzę się. Stałem się ociężały. Nic mnie już nie pociąga. Wprawdzie jeszcze funkcjonuję, ale jest we mnie pustka. Nie mam już żadnych kluczy, które by pozwalały otworzyć nowe drzwi. Nic się już nie zmienia. Widzę słońce, ale ono mnie już nie ogrzewa. Nie wiem, kiedy ostatni raz się śmiałem. Jestem jak ktoś, kto w szklanej windzie zawisnął między dwiema kondygnacjami, a wokół niego kipi życie. Stałem się sam sobie obcy. Nie jestem już u siebie w domu. To ma być moje życie? Kim właściwie jestem? Czego właściwie chcę? Zostałem jakoś przez życie obrażony. Nie wędruję, lecz błądzę przez życie. Nie znam już żadnych celów. Szukam swego rozsypanego „ja". Szukam swej ukrytej duszy. Szukam oparcia. Szukam nowych idei, drogowskazów dla swego życia. Daleko mi do określenia samego siebie. Nie chciałem, żeby moje życie było takie. Nie chcę tak dalej żyć. Moje życie potrzebuje zwrotu.

Czuję się przygnębiony, bezsilny, zniechęcony, smutny, zmęczony życiem. Jakby sparaliżowany. Niczego już nie widzę, niczego nie odczuwam. Jestem już tylko cieniem samego siebie. Czuję lęki życiowe, jakich dotąd nie znałem. Jestem bardziej podatny na choroby niż dawniej, jestem też w jakiś sposób chory. Nie mam już żadnych pragnień. Nie potrafię już niemal odpowiedzieć na pytanie, czy warto żyć, czy nie. Jestem pozbawiony orientacji, bezradny. Mam już tylko niewielką nadzieję na to, że coś się zmieni. Staję się coraz bardziej agresywny, sarkastyczny, cyniczny. Nie wiem już, po co istnieję. Nie czuję już prawie sensu, utraciłem jego poczucie. Jestem zrozpaczony, jestem zgubiony.

Kiedy egzystencjalnie sfrustrowani ludzie przychodzą na sesję z jakimś konkretnym problemem, dotyczącym na przykład konfliktu w związku partnerskim czy pracy zawodowej, okazuje się często, że konflikt ten polega wprawdzie na pewnych dających się wytłumaczyć trudnościach natury psychicznej i społecznej, ale że jego podłożem jest uwarunkowana duchowo frustracja egzystencjalna. Słusznie powiedział Einstein: „Ten, kto swoje własne życie i życie swoich bliźnich odczuwa jako pozbawione sensu, jest nie tylko człowiekiem nieszczęśliwym, ale także właściwie niezdolnym do życia".

Oto typowy przykład:

Kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat przyszła do mnie ze skargą, że jej przyjaciel już dawno temu obiecał jej małżeństwo i dotąd nie dotrzymuje tej obietnicy. Wprawdzie ich partnerstwo „jakoś tam" trwa, ale sytuacja ta sprawia, że czuje się ona nieszczęśliwa.

Przyjaciel w ciągu niewielu miesięcy dał jej wszystko to, czego w ciągu długich lat małżeństwa nie otrzymała od swego zmarłego męża.

Wkrótce okazało się, że jest ona nie tylko nieszczęśliwa, ale także zmęczona życiem, że jednak to poczucie tylko na pierwszy rzut oka jest związane z jej przyjacielem. Wprawdzie miała ona - wyjąwszy małżeństwo, którego pragnęła - wszystko, co wydaje się zapewniać szczęście: luksusowe warunki życia, towarzystwo interesujących ludzi, możliwość odbywania dalekich podróży, możliwość swobodnego dysponowania swoim wolnym czasem. Pomimo to właściwie nie widziała sensu w swojej egzystencji.

Coraz bardziej poczęła sobie uświadamiać, że właściwą przyczyną jej beznadziejnego psychicznego stanu nie jest niechętny małżeństwu przyjaciel, lecz jej „pusta dusza". Zrozumiała, że zbyt długo przesłaniała tę pustkę - w małżeństwie sprawami powierzchownymi, potem namiętnym uczuciem do swego nowego partnera. Dlatego powiedziała - a słowa te nie sprawiały wrażenia czczej formułki: „Nie wiem, kim jestem. Nie wiem, czego chcę. Nie wiem też, po co mogłabym żyć".

Jest rzeczą znamienną, że na brak sensu skarży się coraz więcej ludzi, którzy - patrząc zewnętrznie - mają „wszystko", a przecież nie są ze swym życiem pogodzeni. Przy bliższym wejrzeniu okazuje się, że głównie dążą oni do wartości, których ich dusza nie uznaje za sprawy główne.

Oto dalszy przykład:

Czterdziestoletni mężczyzna, żonaty, ojciec dwojga miłych dzieci, spełniony w życiu zawodowym, skarży się w rozmowie, że „właściwie" ma wszelkie powody do tego, by głośno wyrażać radość, a tymczasem wcale nie ma takiej ochoty. Wręcz przeciwnie: jego radość życia od miesięcy niknie. Jest przygnębiony i obawia się, że trawi go jakaś choroba. Nie miałby nic przeciw temu, żeby jego życie wkrótce dobiegło końca.

W trakcie rozmów okazało się, że już od dawna nie zadawał sobie pytania o to, kim jest, czego jego dusza od niego chce, jakie cele są związane z jego osobowością i czy jego wewnętrzna i zewnętrzna droga przez życie jej odpowiadają. Zrozumiał, że żyje zbyt jednostronnie, że główną sprawą w jego życiu stało się dążenie do sukcesu i że to, co kiedyś w młodszych latach było dla niego ważne - miłość, zabawa, sztuka, pytania o istotne sprawy życiowe itp. - utraciło dla niego znaczenie.

Zaczął pojmować, że presja „świata" jest wprawdzie silna, ale że jego własna dusza trwa przy ważnych dla siebie wartościach i daje wyraz swoim pragnieniom.

Przykłady te nie oznaczają, że na frustrację egzystencjalną cierpią tylko ludzie zamożni i odnoszący życiowe sukcesy. Problem ten występuje we wszystkich warstwach społecznych. Powyższe przykłady mają jedynie wskazywać na to, że wychwalane dzisiaj w mediach i gdzie indziej wartości (wartości?), takie jak pieniądze czy prestiż, nie są bynajmniej wystarczającym warunkiem wartościowego życia.

Frustracja egzystencjalna, cierpienie i choroba

„Nie wszystko, co mieni się chorobą, jest rzeczywiście chorobą". powiedział niedawno ktoś, kto ma bogate doświadczenie w dziedzinie zaburzeń psychicznych. Chciał przez to powiedzieć: Nie wszystkie formy wyrazu cierpienia czy przygnębienia są depresjami w sensie klinicznym. Istnieją również formy przygnębienia i smutku, które trzeba nazwać „ludzkimi" - wtedy mianowicie, kiedy są one bezpośrednim, odczuwalnym wyrazem życiowej melancholii, kiedy zatem pojawiają się pytania o wartość, sens i oparcie, które należą do najważniejszych pytań w życiu.

Dlatego najwyższy czas postawić sobie pytanie, czy znaczną część coraz częściej występujących „depresji" należy istotnie kwalifikować jako chorobę, czy niejednemu cierpiącemu nie odbiera się tego, co najlepsze, uznając błędnie jego wewnętrzny mrok za objaw patologiczny. Oczywiście, granica między depresją o charakterze chorobowym a cierpieniem „ludzkim" jest bardzo wąska. Gdyby jednak na odmienne przyczyny i podłoże obu tych postaci cierpienia zwrócono większą niż dotychczas uwagę, poszukano by też odmiennych dróg rozwiązania.

W wielu przypadkach jednak „to, co mieni się chorobą, jest rzeczywiście chorobą". Zastanawia mnie artykuł w „Die Zeit", w którym dziennikarz i lekarz Werner Bartens zwraca uwagę na dwa zjawiska:

• Z jednej strony ludzie są coraz zdrowsi, tak że stan zdrowotny ludzkiej populacji jest bardziej zadowalający niż kiedykolwiek dotąd, a przeciętna długość życia nieustannie wzrasta.

• Z drugiej strony co drugi pacjent cierpi na choroby, których nie można wytłumaczyć przyczyną organiczną ani infekcyjną, ani biochemiczną, jak na przykład alergie, syndromy wyczerpania, szumy uszne, zespół jelita drażliwego, bóle we wszystkich mięśniach i stawach, ból głowy, duszność, gwałtowne bicie serca, problemy z kręgosłupem itd.

Wniosek autora jest taki: „Wraz ze zmianą obrazów choroby wzrastają też oczekiwania pod adresem medycyny. Jednocześnie zmniejsza się gotowość do tego, by spostrzegać cierpienie i różne dolegliwości jako element egzystencji (podkreślenie autora). A przecież recepty na wszechstronną beztroskę nigdy nie uzyskamy. Nawet gdybyśmy pewnego dnia mieli całkowicie rozszyfrować genetyczne podstawy życia".

Czy może być tak, że występowaniu znacznej części zaburzeń i chorób, których przyczyny nie daje się znaleźć, sprzyja frustracja egzystencjalna? Brak sensu dotyka wszak istoty człowieka, a tym samym jego całości. Przecież gdyby nawet pojawianie się owych zjawisk patologicznych nie miało nic wspólnego z frustracją egzystencjalną, to niewątpliwie człowiek mający poczucie sensu znacznie lepiej może sobie radzić z owymi dolegliwościami niż osoba sfrustrowana.

Nowe podejście Viktora E. Frankla

Problem naszych czasów nie polega na braku wartości i sensu, lecz na dojściach do wartości i sensu. Wielu współcześnie żyjącym ludziom dojścia te wydają się zacieśnione lub zasypane. Otwierają się one jednak w miarę tego, jak otwiera je duch. Dlatego zajęcie się wymiarem duchowym oraz opartymi na nim uczuciami i mocami dotyczącymi wartości jest istotnym zadaniem tego czasu, ważnym dla terapii i poradnictwa - głównie dla zapobiegania zaburzeniom. Zadanie to dotyczy nie tylko lekarzy i psychologów, lecz wszystkich, którzy towarzyszą ludziom i kierują nimi.

W XX wieku nauczyliśmy się bardziej niż w innych epokach poddawać pewne problemy gruntownej analizie. W mniejszym stopniu potrafimy pytać o podstawy życia mającego sens. Widzimy, że instytucji zajmujących się terapią i poradnictwem dla ludzi chorych psychicznie i fizycznie coraz bardziej przybywa. Jednakże nie można się ograniczać do opieki, poradnictwa i terapii w odniesieniu do osób chorych czy obciążonych pewnymi problemami. Należałoby te działania rozszerzyć także na tych, którzy pytają o warunki udanego życia i nie mogą znaleźć wystarczających albo zgoła żadnych odpowiedzi.

Frankl wyciągnął konsekwencje ze swej diagnozy, według której podstawowym problemem naszych czasów jest poczucie braku sensu, i opracował nową, skupioną na sensie metodę psychoterapii, a mianowicie logoterapię (logos - duch, sens), która jest już praktykowana na skalę światową. Ponadto domagał się zredukowania do minimum przyczyn braku sensu, które mogą prowadzić do zjawisk patologicznych. W wielu swoich pismach wskazywał na konieczność takiej pracy prewencyjnej i dawał ważne wskazówki w tym kierunku. Konkretnej koncepcji zapobiegania takim objawom nie rozwinął. Obraz człowieka, jaki ukazuje logoterapia, mógłby jednak być podstawą dla ukierunkowanego duchowo planu prewencyjnego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co jest ważne?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.