Jerzy Popiełuszko (1947-1984) - duszpasterz ludzi pracy, kapłan o niezachwianej odwadze opowiadania się po stronie prawdy. Własnym życiem przypieczętował ewangeliczną zasadę zwyciężania zła dobrem, jednocząc wokół niej cały naród. Kościół uznał jego męczeństwo, zezwalając na chwałę ołtarzy.
Jaki był Sługa Boży ksiądz Jerzy Popiełuszko? Wydaje się, że dobrze wiemy. Wielu z nas znało go osobiście, wielu uczestniczyło w pamiętnych Mszach świętych za Ojczyznę; inni słyszeli o nim jako o kimś wyjątkowym, odważnym, a zarazem skromnym, zasłuchanym w potrzeby ludzi, wrażliwym na patriotyczny ton życia. To męczennik, powtarzają się opinie, na miarę współczesnych czasów i duchowych potrzeb sporej ilości chrześcijan, nie tylko zresztą pochodzących z Polski. Co to jednak bliżej znaczy? Jak wykorzystać owoce śmierci księdza Jerzego w praktyce dzisiejszych dni? Co czynić, aby jego postać nie znieruchomiała w hagiograficznych uniesieniach i religijnej legendzie? Próbujmy się zastanawiać, podejmować w tym względzie mądre decyzje.
Po zakończeniu II wojny światowej Polska - wbrew nadziejom - nie zdołała odzyskać suwerenności narodowej. Została wchłonięta w orbitę wpływów Rosji sowieckiej, stając się państwem całkowicie jej podporządkowanym. Odtąd styl życia i uprawiania polityki, zwany socjalistycznym, miał zapanować powszechnie. Terror jednak (zwłaszcza w pierwszych latach powojennych) wcale nie ustał i w różnych formach przejawiał się aż do 1989 roku. Komunistom bardzo zależało na tym, aby przekonać Polaków, że to im właśnie zawdzięczają wolność i że dopiero po zwycięstwie Armii Czerwonej nad faszyzmem otwarła się szeroka droga ku zupełnie nowej rzeczywistości, nie mającej nic wspólnego z polską tysiącletnią chrześcijańską tradycją i historią, które - w ujęciu sowieckich mocodawców - utraciły swoje dotychczasowe znaczenie i obowiązywalność.
Rolę Kościoła katolickiego i w ogóle religii starano się ograniczać, by po jakimś czasie zupełnie wyeliminować z indywidualnej i społecznej świadomości. Ich miejsce miał zająć ideał życia bezwyznaniowego, przynoszący szczęście oparte na dyktacie partii rządzącej, które zapewni rządzący kolektyw i rozdawnictwo dóbr według z góry przyjętych ideologicznych priorytetów. Centralne planowanie, wyrugowanie własności prywatnej, rozkwit spółdzielni produkcyjnych, wszechwładne kontrolowanie wszystkich przejawów życia społecznego i osobistego, szerzenie ateizmu - oto główne wyznaczniki przewidywanego komunistycznego raju.
Te utopijne, podszyte wrogością do człowieka i Boga postulaty nigdy ostatecznie nie zwyciężyły, choć proces wyzwalania się spod ich ciężaru był długi i okupiony heroiczną postawą całego polskiego narodu. Wyroki śmierci, więzienia, inwigilacje, wreszcie próby całkowitego zlikwidowania struktur kościelnych nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Zwycięstwo nad dyktaturą komunistyczną nie byłoby jednak możliwe bez wsparcia niesionego przez Kościół, a zwłaszcza przez tych jego wyznawców, którzy zawierzyli Bogu i, nie bojąc się podjąć ryzyka, aż po zawsze możliwe męczeństwo, dali świadectwo prawdzie.
Jednym z nich był ksiądz Jerzy Popiełuszko. Jego to Bóg „przygotował" do tego, aby mógł naśladować samego Chrystusa, umacniać wiernych w ich wędrówce śladami Ewangelii, jak też współtworzyć opozycję skierowaną przeciw totalitarnym zakusom komunistów. Warto pytać o logikę tego Bożego wybrania. Zastanowić się i w miarę istniejących możliwości odtworzyć przebieg życia księdza Jerzego Popiełuszki, aby zrozumieć, jak doszło do tego, że chorowity wiejski chłopak, niewyróżniający się wówczas niczym szczególnym, spełnił Boży plan, stał się przewodnikiem i świadkiem wiary; co sprawiło, że to właśnie on podjął, a nie wielu innych kapłanów, wydawałoby się bardziej odpowiednich do takiej roli, palmę męczeństwa, choć jej nie pragnął. Przyjął jednak, bo chciał pójść za Jezusem, który swoim życiem, męką i zmartwychwstaniem wysłużył światu wyzwolenie z grzechów, czyli zbawienie. Jako młody człowiek zapewne nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, co ta zgoda oznacza i ile będzie go kosztowała, ale zdobył na tyle duchowe w tej kwestii rozeznanie, że nigdy się nie wycofał z obietnicy złożonej Bogu.
Później, już świadomie, starał się realizować kapłańskie zadania w każdych warunkach, nie zważając na piętrzące się trudności, na coraz bardziej rozbudowującą się komunistyczną sieć zniewolenia i - w osobistym wymiarze - wciąż odnawiającą się chorobę tarczycy. Miał w sobie niecodzienną „czystość egzystencjalną", prostotę myślenia i zachowania; nigdy niczego nie udawał, nie zakładał żadnej maski, skrywającej prawdziwe oblicze. Może dlatego tak wiele osób lgnęło do niego, widząc w nim kogoś, kto głoszeniu Ewangelii poświęcił całą swoją życiową energię i komu nie zależy na „własnej chwale", lecz na chwale Boga w ludzkich sercach.
Wypadki historyczne sprawiły, że znalazł się w ich wirze. Doświadczył soborowej odnowy Kościoła, przeżył wielki milenijny projekt kardynała Stefana Wyszyńskiego, związał się ze środowiskiem medycznym oraz robotniczym i sprzyjał działalności kół solidarnościowych. Warte jest podkreślenia - według prałata Teofila Boguckiego - że proboszcz parafii pod wezwaniem św. Stanisława Kostki w Warszawie zyskał miano dobrego kapłana i przyjaciela, który „nie choruje na wielkość" i nie czeka na oklaski ewentualnych zwolenników. Był to fakt błogosławiony, gdyż pomagał mu przyjmować bodaj najgroźniejszy oścień: przesłuchania w prokuraturze, inwigilacje, zastraszenia, próby skłócenia z księdzem prymasem Józefem Glempem, podejmowane przez Służbę Bezpieczeństwa, wreszcie szpiegostwo i donosy, fabrykowane nie tylko przez wyrafinowanych i odpowiednio do tych działań wyszkolonych tajnych agentów, ale i osób z najbliższego otoczenia. Przygotowało go też, a może przede wszystkim, do godnego, dzielnego przeżycia porwania i przyjęcia straszliwego umęczenia. Maltretowany, bity do nieprzytomności nie wykrzyknął: „Darujcie mi życie, a wyrzeknę się Chrystusa i kapłańskich powinności". Nic takiego się nie stało. Wsparty mocą Jezusowego krzyża wziął natomiast na swoje barki krzyż męczeństwa za wiarę, Ojczyznę, prawdę polskiej historii, religijny honor każdego człowieka.
To męczeństwo wobec Kościoła (łac. martyrium coram Ecclesia) przyniosło - wbrew szczerym pragnieniom władzy komunistycznej -nieoczekiwane i szlachetne owoce. Zjednoczyło Polaków w głośnym sprzeciwie wobec zła niesionego przez system rządów totalitarnych, ożywiło w nich poczucie przynależności do Kościoła katolickiego, sprawiło, że na nowo odkryli wartość chrześcijańskich dziejów własnego narodu i poczuli się nie tyle „wspólnotowym strachem", ile raczej społeczeństwem mającym naturalne prawo do godnego i spokojnego życia, otwartego na wszelkie przejawy łaski płynącej ze strony Stwórcy wszechrzeczy.
W tej niewielkiej książce pokazuję, że bez duszpasterskiej aktywności Sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki polski szlak niepodległości i suwerenności - także religijno-duchowej - bardzo by się wydłużył.
Na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, na głębokiej równinie, pokrytej polodowcowymi wzgórzami morenowymi, lasami, łąkami i polami uprawnymi, znajduje się niewielka osada Okopy, oddalona niespełna 4, 5 km od Suchowoli. Niegdyś były to obszary objęte nadzorem królewskim, mające wielkie znaczenie, zwłaszcza rolniczo--handlowe. Z biegiem czasu ta ich rola wyraźnie osłabła. Z dawnej wielkości została dzisiaj jedynie świadomość, że Suchowola stanowi symboliczny środek Europy.
W Okopach 14 września 1947 roku urodził się - jako trzeci z pięciorga rodzeństwa - Jerzy Popiełuszko, w świecie, w którym mieszały się wpływy katolicyzmu, prawosławia, judaizmu oraz islamu. To był charakterystyczny konglomerat, odznaczający się swoistym duchem miejsca, mający znaczny wpływ na osobowość przyszłego duszpasterza środowisk robotniczych. Dwa dni później został ochrzczony w kościele parafialnym pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Suchowoli i otrzymał imię Alfons. Jego matka Marianna, nadając mu takie imię, chciała podkreślić patriotyczne zasługi swego brata Alfonsa, jak i związać życie syna z postacią św. Alfonsa Liguoriego, założyciela redemptorystów.
Działo się to w bardzo trudnym i niezwykle skomplikowanym czasie. Nowe granice kraju, ustalone w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, sprawiły, że powierzchnia państwa polskiego została zmniejszona o 23% w stosunku do 1939 roku i przesunięta ze wschodu na zachód. Na tych terenach główną rolę polityczną i zasadniczo administracyjną odgrywali wysłannicy z Moskwy; oddziały policji politycznej (NKWD) dokonywały straszliwych zbrodni, zwłaszcza na członkach i zwolennikach Polskiego Państwa Podziemnego; palono wsie, dokonywano aresztowań i wysyłek w głąb Rosji; próbowano niszczyć wszelkie oznaki zaangażowania religijnego. Następowała szybka sowietyzacja Polski.
Środowisko, w którym żyła i pracowała rodzina Popiełuszków, było ściśle inwigilowane i przeniknięte donosicielstwem. W siłę rosła Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, utworzona już w 1946 roku, której członkowie siali strach i wzajemną społeczną nieufność. Mimo to nie wszyscy mieszkańcy tych stron ulegali naciskom i wpływom sowieckiej machiny. Wielu, tak jak Popiełuszkowie, starali się zachować godność i patriotyczną dumę. Choć egzystowali skromnie, dysponując około 17 hektarami niezbyt urodzajnej ziemi i kilkoma pastwiskami, nie odczuwali biedy, w każdej sytuacji ufali Opatrzności, godzili się z wyrokami Bożymi. Ojciec małego Alka, Władysław - jako człowiek wyjątkowo łagodny i delikatny - wpływał kojąco na życie rodzinne, natomiast matka Marianna była osobą bardziej energiczną, trzymającą w ryzach wszelkie codzienne sprawy. Nadzorowała prace polowe, dbała o wychowanie religijne i patriotyczne syna, starała się w nim wzbudzić obowiązkowość, gorliwość w wierze i w nauce, zauważyła bowiem u niego wyraźne zainteresowanie Bogiem, spontaniczną ciekawość doświadczeń wykraczających poza doraźność. Dlatego obecność na liturgii w niedzielę i święta stała się dla chłopca sprawą bardzo istotną. W domu modlono się często, a także przy przydrożnych kapliczkach, zwłaszcza w maju i w czerwcu, nie zaniedbując przy tym pierwszych piątków miesiąca.
W atmosferze takiej codziennej religijności, w warunkach skromnych, ale nie ubogich, wzrastał Alek. Uczył się nieźle, na miarę swych możliwości i talentu. Wykazywał znaczne zainteresowanie humanistyczną stroną wiedzy; lubił zwłaszcza język polski, historię, zajmowały go (kiedy już podrósł) nowinki techniczne i elektroniczne. Życie nie przynosiło wówczas żadnych atrakcji w dzisiejszym sensie tego określenia; dzieci najczęściej bawiły się na podwórkach lub na pobliskich wzgórzach w różnego rodzaju gry, organizowały wycieczki rowerowe lub kąpiel w rzece. Pomagały również w pracach polowych, przy grabieniu siana, żniwach i wykopkach. W miarę normalne życie mogło się rozwijać, zasadniczą zaś rolę w kształtowaniu dzieci i młodzieży odgrywało duszpasterstwo parafialne. Księża często zastępowali zapracowanych rodziców. Alek Popiełuszko już w 1956 roku został przyjęty do grona ministrantów suchowolskiej parafii. Jego prefektem i duchowym opiekunem był w tym czasie ksiądz Piotr Bożyk, który zaobserwował u chłopca wiele nietypowych cech, wyróżniających go spośród rówieśników: malujące się na twarzy skupienie, wewnętrzna radość ducha, prostolinijność, stanowczość i gorliwość w służbie liturgicznej. To wszystko sprawiało, że Alek łatwo dawał się polubić.
Nie miał jednak zbyt wielu przyjaciół, chociaż nie stronił od szkolnego towarzystwa. Wolał przebywać w samotności, marząc zapewne o bliżej jeszcze wtedy nieokreślonej przyszłości, może o świtającej powoli w jego sercu chęci zostania księdzem. Nikomu jednak nie zdradzał tej swojej tajemnicy. Dawał jedynie znaki rzadkiej u innych chłopców sumienności religijnej. Bez względu na pogodę codzienne uczestniczył we Mszy świętej, pozostawał w stałej gotowości, aby być blisko Chrystusa. Wiele - należy przypuścić - było w tej jego postawie młodzieńczej emocjonalności, ale również dostrzec można ślad trwałej, konsekwentnej wizji, mającej wpływ na jego myślenie i postępowanie, niezależnie od zaistniałych trudności. Dzięki niej właśnie Alek mógł przetrwać niespokojny okres nauki w suchowolskim liceum, do którego został przyjęty w 1961 roku.
ks. Jan Sochoń,Ks. Jerzy Popiełuszko, Wydawnictwo WAM 2010
Skomentuj artykuł