Pierwsze zwątpienie Matki Teresy

(fot. Hung Chung Chih / Shutterstock.com)
Roberto Allegri

Agnes nigdy nie miała wątpliwości, że dobrze wybrała. Nigdy też nie postąpiła lekkomyślnie, jej miłość do bliźnich wzrastała stopniowo i miała czas, by dojrzeć przez te wszystkie lata. Jej charakter wykuwał się powoli, podobnie jak pewność, że chce się całkowicie poświęcić potrzebującym.

Drżała na samą myśl o tym, że będzie musiała złożyć śluby. Wiedziała, co się z tym wiąże. Obawy udało jej się jednak przezwyciężyć dzięki refleksji, modlitwie i przykładowi ojca Anthonyego. Bolało, gdy musiała pożegnać się z matką i siostrą ze świadomością, że nie zobaczy ich nigdy więcej. Nie było łatwo wsiąść do pociągu, przejechać całą Europę i odnaleźć się w Irlandii bez znajomości języka. Agnes poczuła się wtedy mała i słaba.

DEON.PL POLECA

Ale zawsze wiedziała, co czuje i co chce robić. Dzięki determinacji udało jej się pokonać wszystkie trudności. Od zawsze pragnęła znaleźć się w Indiach, jej pragnienia kierowały się ku biednym, ku wyciągającym rękę po pomoc.

Zdarzają się chwile, kiedy Agnes czuje się tak, jakby wyrwano jej serce z piersi i zabrano daleko, tam gdzie jej potrzebują. Niecierpliwi się, chce jak najszybciej dotrzeć do celu. Ogień płonie coraz mocniej. Nie ma wątpliwości, że jej siła to wezwanie od Boga. Bo tylko od Boga może pochodzić tak nieustępliwe pragnienie życia dla innych. Rozważała to wszystko przez kilka tygodni spędzonych w Rathfarnham, spacerując krużgankami domu zakonnego i wdychając zapach rosy osiadającej na wrzosowiskach.

W takich chwilach przed oczyma Agnes staje również jej życie w Skopje. Wspomina wizyty u biednych, które odbywała razem z matką. Tamten czas był czasem szkolenia, czasem tworzenia zrębów jej poświęcenia. Ze zdziwieniem odkrywa, że wszystko, co do tej pory ją spotkało, tworzy odpowiedni porządek: szkoła miłosierdzia mamy, zyskanie świadomości, czym jest cierpienie, w chwili śmierci ojca, dni spędzone na pracy koniecznej, aby przeżyć, doświadczenie niedostatku, odkrywanie oddania misjonarzy i narodziny pragnienia, aby być taką jak oni, listy od ojca Anthonyego, które pokazały jej, jak wygląda ofiarne życie, i w końcu decyzja, żeby zostać zakonnicą.

Wszystkie te wydarzenia okazały się kolejnymi stopniami na drabinie ku górze, ku światłu, które Agnes teraz nosi w sobie.

Tylko Bóg może urzeczywistnić tak precyzyjny plan, pomóc w jego realizacji krok po kroku. "Jezus chce, żebym była mamą dzieci, które nie mają nic" - rozmyśla w czasie długiej podróży morskiej do Indii. "Ale nie chce, żeby moje zaangażowanie mnie spaliło. Nie można nauczyć się bycia mamą w jednej chwili. Potrzeba czasu i doświadczenia. Trzeba popełnić błędy, każdego dnia uczyć się od nowa. Trzeba podążać za głosem, który nas prowadzi, głosem miłości. Kto wie, co mnie teraz czeka..."

Nie przychodzi jej nawet do głowy, że już za chwilę będzie się musiała zmierzyć ze strachem.

Agnes ma dziewiętnaście lat i nigdy nie mieszkała poza Skopje. Kiedy statek przybija do Madrasu, nachodzą ją wątpliwości, liczne jak stado much.

Słońce w Indiach jest jak strzała przeszywająca głowę na wylot, jak bicz chłoszczący plecy. Agnes czuje, że opada z sił. Powietrze jest ciężkie, nasycone wilgocią i nieznanymi zapachami, wśród których dominują zapachy brudu i nędzy.

Na opustoszałych ulicach wokół portu odór rozkładających się ludzkich i zwierzęcych zwłok smaga twarz młodej dziewczyny i ściska jej żołądek. Agnes widzi dywany utkane z ludzi, hordy nędzarzy, którzy dnie i noce spędzają na legowiskach z liści lub wprost w kurzu, na gołej ziemi. Mężczyźni i kobiety o bardzo ciemnych włosach i skórze tak ciemnej, że Agnes kojarzy się z kolorem drewnianych ławek w kościele w Skopje. Mnóstwo ludzi nie ma na sobie ubrań, chodzi nago po słońcu, a w chłodniejsze noce okrywa się kawałkiem szmaty. Jedyną ich ozdobą jest bransoletka utkana z włókien trawy zawieszona na nadgarstku i kolorowe kółko odbite na czole. Wszędzie walają się zetlałe skrawki kolorowych materiałów, wspomnienia dawno wytartych ubrań. Przy chybotliwych drewnianych płotkach pokrytych liśćmi palmowymi znajdują się ogniska otoczone kamieniami. Kobiety gotują na nich jedzenie. Stałym elementem tego obrazu są zniszczone kosze, w których mieści się cały dobytek niezliczonych bezdomnych rodzin.

Wszystko to dociera do oczu i serca Agnes wraz z pierwszym haustem przegniłego powietrza. Dziewczyna czuje, że nogi się pod nią uginają, że rzeczywistość zadaje jej ciosy, które powalą ją na kolana. Po raz pierwszy ogarnia ją zwątpienie.

Jeszcze nie jest zakonnicą, jeszcze nie jest misjonarką. Przyjechała ze Skopje, albańskiej miejscowości, gdzie gra się na mandolinie i gdzie ludzie spotykają się w karczmach i piją ziołowe nalewki w szklaneczkach z przyćmionego szkła. Jak się tu znalazła, wśród tych ludzi, tak zupełnie innych, mówiących niezrozumiałym językiem, który brzmi jak stukot przesypywanych kamieni? Co ona, mała Gonxha, może zrobić dla wszystkich tych ludzi pokrytych strupami, którzy śpią pokotem na zakurzonych ulicach i patrzą na przechodniów błyszczącymi oczyma?

Agnes jest przerażona. Czuje, że osuwa się w czarną otchłań. Wszystko wokół niej zaczyna fruwać, krążyć, tracić kształt.

- Odwagi, dziewczyno! - Siostra Mary, jedna z irlandzkich zakonnic, które z nią przyjechały, łapie ją za ramię i rozkłada nad nią parasol. - Masz, osłoń się od słońca. Musisz się przyzwyczaić do tego upału. Zobaczysz, że powoli nauczysz się znosić takie temperatury.

Ale Agnes nie czuje gorąca. Nie dostrzega już Indii, które pokazały się jej nagie i bezbronne. Chciałaby być w swojej ojczyźnie, słuchać ludowych piosenek i jak każdej zimy stać przy piecyku razem z Agatą i mamą.

Mama. Po raz kolejny przychodzi jej z pomocą. Jej słowa docierają z drugiego końca świata.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Pierwsze zwątpienie Matki Teresy
Komentarze (1)
MR
Maciej Roszkowski
5 września 2016, 17:42
Oby ci, ktrórzy wątpią, którzy krytykują i wiedzą lepiej spróbowali kiedyś zbliżyć się do nędzarza, który śmierdzi, podać mu kawałek chleba, wysłuchać go, zobaczyć w nim człowieka.