Rozmowa z pacjentką

Rozmowa z pacjentką
(fot. Dan Brady / flickr.com / CC BY)
Maciej Müller, prof. Bogdan Chazan / Wydawnictwo WAM

Takiego sporu, jak wokół sprawy prof. Chazana nie było w Polsce od czasu wprowadzenia regulacji prawnych dotyczących usuwania ciąży. Dla krytykujących - ta rozmowa jest wyjaśnieniem.

Maciej Müller: Czy przypomina Pan sobie konkretny przypadek, kiedy udało się Panu odwieść kobietę od aborcji?

DEON.PL POLECA




Prof. Bogdan Chazan: Pamiętam pewną bardzo podenerwowaną parę, która była zdecydowana na usunięcie ciąży. Na twarzach tych ludzi malowało się wielkie napięcie, można było wyczuć, jak wielkim ciężarem było dla nich to dziecko, traktowane jako ktoś obcy, kogo trzeba się pozbyć, bo im zagraża. W trakcie kilku spotkań, jakie odbyliśmy, byłem świadkiem zachodzącej w nich przemiany. W ogóle nie brali wcześniej pod uwagę scenariusza postępowania, który im przedstawiłem. Obserwowałem, jak stopniowo spada im kamień z serca. Zdecydowali się na przyjęcie dziecka na świat. Zapamiętałem, że wychodząc z naszego ostatniego spotkania, byli zupełnie innymi ludźmi niż ci, których poznałem na początku.

Do jakich argumentów odwołuje się Pan podczas takich rozmów: medycznych, psychologicznych, etycznych czy może religijnych?

Nie mam jakiegoś planu argumentacji. Przede wszystkim przedstawiam rodzicom ich sytuację z punktu widzenia medycznego. Następnie proszę, by się zastanowili, czy usunięcie ciąży jest jedynym scenariuszem, jaki są w stanie wziąć pod uwagę. Proponuję alternatywne ścieżki postępowania i wyjaśniam, dlaczego jestem do nich jako lekarz i jako człowiek przekonany. Wyrażam też opinię, że aborcja jest działaniem na krótką metę i wcale nie oznacza rozwiązania problemu. Przecież z perspektywy czasu oglądamy się na własne życie i musimy zmierzyć się z konsekwencjami wyborów, których dokonaliśmy. Chcielibyśmy mieć wtedy poczucie, że podjęliśmy dobre decyzje.

Czy zdarzyło się Panu kiedykolwiek przyjąć na świat dziecko, które przeżyło, choć badania prenatalne wskazywały, że nie powinno?

Stosunkowo niedawno miałem taki przypadek. Ponieważ jeden genotyp nie pociąga za sobą wyłącznie jednego fenotypu, czasami mają miejsce sytuacje, w których dziecko rozwija się inaczej, niż wynikałoby to z prognozy przedstawionej na podstawie badań prenatalnych. Dziecko miało być zdeformowane i opóźnione w rozwoju psychicznym, tymczasem rozwija się bardzo dobrze zarówno psychologicznie, emocjonalnie, jak i fizycznie - chociaż jest chore. Stwierdzenie występowania wady jest zatem dość ogólne, natomiast w konkretnym przypadku wada może przejawiać się na różne sposoby.

W ostatnich latach rozwinęła się wiedza na temat tak zwanego syndromu poaborcyjnego. Psychologowie są zgodni co do trwałego wpływu usunięcia ciąży na życie emocjonalne matki. Również spowiednicy zwracają uwagę, że kobiety po wielu latach powracają do faktu dokonania aborcji, nie dowierzając, że może im zostać odpuszczony. Najczęściej kontekstem, w którym zdecydowały się przerwać ciążę, było poczucie presji ze strony bliskiego otoczenia, samotności, zagubienia.

Dostaję wiele listów od kobiet, które kiedyś zdecydowały się na aborcję. Niekiedy po wielu latach - tak jak kobieta, której dziecko lekarze nazwali potworem - wciąż przeżywają tę sytuację jako piekło.

Od początku dyskusji na temat ochrony życia w Polsce inicjowane były przedsięwzięcia mające na celu wspieranie kobiet w sytuacjach, gdy poddawane były one presji, by usunąć ciążę. O ile dobrze pamiętam, zaczęło się od telefonów zaufania. Dzięki nim możliwa była po prostu rozmowa, ale też wsparcie psychologiczne oraz, w razie potrzeby, uzyskanie pomocy materialnej. Dzisiaj ta forma działalności społecznej chyba zanika, ale funkcjonują inne, małe, lokalne fundacje pomagające takim kobietom. Jednak w mojej ocenie szkoda, ze zrezygnowano z telefonów zaufania.

W każdym razie warto pamiętać, że przedsięwzięcia ruchu pro-life nie są wyłącznie działaniami w przestrzeni publicznej. Często koncentrują się na indywidualnych przypadkach. Nie stanowią więc tylko akcji wykrzykiwania haseł, ale świadczenia realnej pomocy, niekiedy nawet z nadstawianiem własnego karku. Muszę jednak stwierdzić, że w mojej ocenie tych akurat działań - skierowanych do konkretnych osób - jest za mało. Praca na rzecz ochrony życia w tym wymiarze nieco zanikła. Uważam, że należy szybko powrócić do budowania organizacji, które są wspomagane przez państwo, osoby prywatne, sponsorów instytucjonalnych, a które pomagają kobietom rozważającym aborcję.

Jeśli, mimo nacisku środowiska, taka kobieta zdecyduje się urodzić dziecko, musi znaleźć argumenty dla męża, partnera, rodziny, dlaczego to robi wbrew ich oczekiwaniom. Natomiast w szerszym kontekście uważam, że trzeba uczulać ludzi na to, co mówią. Zbyt często ciążę nieplanowaną utożsamia się z ciążą niechcianą. Stawia się wręcz znak równości między tymi dwiema sytuacjami. Tymczasem dziecko nieplanowane może być jak najbardziej chciane, a z kolei dziecko planowane okazuje się czasem niechciane.

Przed Szpitalem im. Świętej Rodziny znajduje się Kołyska Życia, do której matka może położyć niechciane dziecko.

To moja inicjatywa. Nigdy żadne dziecko do Kołyski nie trafiło - być może dlatego, że ulica, przy której znajduje się szpital, jest zbyt ruchliwa. chodzi jednak także o pewien symbol, znak, że jest alternatywa wobec aborcji: kobieta może dziecko urodzić, być może je wtedy pokocha i jej sytuacja się zmieni, a jeśli nie, wówczas  zostawi je w szpitalu, przekazując do adopcji i pozwalając mu żyć.

Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła Kołyska Życia na ginekologach z Charkowa, którzy byli w Szpitalu im. Świętej Rodziny w ramach wymiany studyjnej. Wciąż wracali w pytaniach do Kołyski Życia, jakoś ona ich wzruszyła, pisali później o niej w listach, byli niezwykle zainteresowani takim symbolicznym działaniem.

Czy zna Pan przypadki pozostawienia dziecka po porodzie na oddziale?

Pod koniec czerwca jako dyrektor szpitala podpisywałem zgodę na przyjęcie takiego pozostawionego dziecka i wszczęcie specjalnej procedury adopcyjnej. Takie sytuacje mają miejsce.

Czy taką decyzję podejmują kobiety, które wcześniej rozważały aborcję?

Nie wiem, ponieważ stawianie kobiecie takiego pytania byłoby po prostu niegrzeczne. W Szpitalu im. Świętej Rodziny matki, które decydują się na pozostawienie dziecka do adopcji, są bardzo dobrze traktowane przez personel. Spotykają się ze zrozumieniem i wsparciem. Nie ma mowy o żadnym potępianiu. Wręcz przeciwnie, uważamy, że są to osoby dzielne, gdyż podjęły trud donoszenia ciąży i urodzenia dziecka, wobec czego należny jest im szacunek.

Jak ocenia Pan postępowanie uznanej przez Kościół za świętą Joanny Beretty Molli, która poświęciła swoje życie, by urodzić dziecko?

Tak samo postąpiła w Polsce kilka lat temu siatkarka Agata Mróz. Są to przypadki heroiczne. Kobieta zdecydowała się, że donosi ciążę po to, żeby jej dziecko mogło żyć. Wiedziała jednak, że podjęcie w czasie ciąży działań, które mogłyby ją uratować, oznaczałoby zadanie śmierci dziecku.

Takich cichych bohaterek jest znacznie więcej, niż podejrzewamy. Agata Mróz czy Joanna Beretta Molla są przykładem i źródłem siły psychicznej dla osób stających przed poważnymi dylematami związanymi z ciążą.

Spotkał Pan kiedyś taką pacjentkę?

Spotkałem nastolatkę, która cierpiała na ciężkie zapalenie wątroby. Kiedy zaszła w ciążę, powiedziano jej, że musi dokonać aborcji ze względu na własne zdrowie. Widziałem, jak błyskawicznie ta młoda kobieta dojrzewała. Obserwowałem, jak przemienia się w matkę. Przyglądałem się zmianie jej myślenia, gdy zaczęła kierować się dobrem dziecka i godzić się na własne poświęcenie dla niego. Pewnego razu ojciec tej dziewczyny zrobił awanturę, rzucał groźby, wykrzykiwał, że się nie zgadza na donoszenie tej ciąży, bo zbyt kocha swoją córkę, a był pewien, że tylko aborcja uratuje jej życie. Mimo to ona donosiła ciążę. Okazało się, że choroba nie wyniszczyła jej organizmu. Przeżyła poród. Pełno jest takich świętych osób.

Lekarz opiekujący się pacjentką w takim stanie jest w trudnym położeniu. Musi powiedzieć kobiecie, że konieczny jest wybór: albo jej życie, albo dziecka.

Dlatego nie możemy zostawić kobiety wtedy samej. Ona zaś często stawia trudne pytanie: "A co by pan zrobił na moim miejscu?"

I co Pan odpowiada..?

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Prawo do życia. Bez kompromisu".

Rozmowa z pacjentką - zdjęcie w treści artykułuRozmowa z prof. Chazanem już za 24.9 zł z darmową wysyłką

Przeczytaj tę książkę, by poznać powody, dla których profesor Chazan podpisał "Deklarację wiary", a zapis o klauzuli sumienia uważa za niespójny, szkodliwy i niepraktyczny oraz dlaczego nigdy nie pytał kandydatów do pracy, czy opowiadają się za opcją pro-life.

Z książki dowiesz się także, na czym polegają badania prenatalne, jak powinny wyglądać relacje lekarza z pacjentem oraz dlaczego w rozmowie z nimi profesor Chazan nie odwołuje się do argumentacji religijnej.

Książka dokładnie rekonstruuje także "sprawę Chazana" z punktu widzenia jej bohatera.“

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozmowa z pacjentką
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.