Tama ukazuje fenomen życia i męczeństwa ks. Jerzego Popiełuszki w perspektywie polskich dziejów i polskiego Kościoła. W tej dokumentalnej opowieści, autor przedstawia różne wymiary heroizmu tego niezwykłego kapłana. Książka jest również pasjonującą kroniką wojny ideologicznej prowadzonej przez PRL-owskie władze z Kościołem katolickim, której ofiarą stał się m.in. ksiądz Jerzy.
Opowiedzieć męczeństwo
Misję księdza Jerzego Popiełuszki uda się poprawnie rozpoznać tylko wówczas, gdy przedstawi się ją w panoramie polskich dziejów i dziejów polskiego Kościoła. Były one i są na tyle specyficzne, że ich nieuwzględnienie musi prowadzić do nieporozumień i błędnego odczytania roli oraz znaczenia męczeństwa Sługi Bożego. Nie wolno traktować działań społeczności katolickiej w oderwaniu od konkretnego czasu czy geografii.
Trzeba też pamiętać o prześladowaniach za wiarę, które - zgodnie z zapowiedzią Chrystusa - nigdy się na ziemi nie skończą. Męczeńską śmierć poniosło do tej pory około siedemdziesięciu milionów chrześcijan; aż czterdzieści pięć i pół miliona z nich to męczennicy dwudziestego wieku. Teologia męczeństwa stanowi integralną część religijnej świadomości chrześcijan i w jej perspektywie należy ujmować duszpasterskie przesłanie księdza Popiełuszki. Wiąże się ono z akceptacją kapłańskiej drogi życia, umocnionej wiarygodnością męczeństwa.
Słowo "męczennik", przejęte z języka prawniczego - po wielu historyczno-pojęciowych przemianach - oznacza świadka (gr. martys, łac. martyr), pierwotnie świadka słowa, lecz ostatecznie kogoś, kto poświęca życie za Chrystusa, uczestniczy w Jego męce. Zarówno starożytny mędrzec, jak i chrześcijański męczennik dążą usilnie do doskonałości oznaczającej w gruncie rzeczy nieskazitelne naśladowanie samego Mistrza. Ten pierwszy zatrzymuje się na progu stanowionym przez rozsądek, wiedzę i cnotę, męczennik natomiast idzie zdecydowanie dalej. Chce całym sobą potwierdzić przynależność do kręgu uczniów Chrystusa, ale nigdy nie pragnie, aby jego prześladowców dosięgnęły cierpienie i śmierć. Raczej jest przekonany, że owoce męczeńskiej śmierci obejmą także tych, którzy działają przeciwko wierze.
Bez wątpienia, męczeństwo pozostawało dawniej i wciąż pozostaje wydarzeniem kontrowersyjnym. Historycy wskazują na zjawisko męczenników z pragnienia sławy albo sugerują, że często zachowywali się oni jak ludzie "pozbawieni rozumu". Wielu z nich zdobywało się na okrzyk: Chcę umrzeć, gdyż jestem chrześcijaninem! Niekiedy całe chrześcijańskie grupy decydowały się na męczeństwo, podsycane do prowadzących ku niemu działań przez sekty religijne, na przykład przez ruch montanistów. Pojawiła się więc kwestia ustalenia, gdzie mamy do czynienia z męczeństwem, a gdzie po prostu z samobójstwem. Z tymi zagadnieniami wiąże się też sprawa tak zwanych upadłych (łac. lapsi), którzy podczas prześladowania zaparli się wiary i złożyli ofiarę bogom, oraz problem ucieczki przed męczeństwem.
Kościół był i jest świadom tych trudności. Zdecydowanie potępia wszystkich poszukujących męczeństwa albo prowokujących prześladowania, przeciwstawia się parodiom męczeństwa. Pozostaje powściągliwy w ocenach martyrologicznych. Tym bardziej że spektakle (w cesarstwie rzymskim zbudowano 71 amfiteatrów) organizowano nie tylko dla chrześcijan, ale dla wszystkich skazanych. Jeńców wojennych na przykład rzucano na pożarcie zwierzętom, aby w ten sposób zabawiać widzów. Sami Rzymianie zresztą sceptycznie odnosili się do męczenników.
Tymczasem męczeńskie świadectwo chrześcijan, dzięki swej egzystencjalnej i religijnej mocy, z łatwością oddala ewentualne negatywne oceny; jest bowiem nie tylko wyrazem wiary religijnej, ale również charakterystycznej postawy filozoficznej łączącej w sobie medytację nad rzeczywistością i akceptację dzieła Chrystusa, który w tajemnicy życia, śmierci i zmartwychwstania zapewnia wyznawcom szczęście nieba.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko heroicznie podjął oścień męczeństwa. W dramatycznej sytuacji uprowadzenia nie błagał oprawców - o czym sami zgodnie zaświadczyli - o darowanie życia, godził się na "powtórzenie" Jezusowej drogi poświęcenia za innych. Nie wiemy, co odczuwał i przeżywał w chwili męczeństwa. Możemy jedynie wnosić z opinii samych morderców (jeżeli przyjmiemy, że mówią prawdę!) i na podstawie ocalałych dokumentów, że wykazał się cnotami wykraczającymi poza przeciętność, że umocniony łaską z nieba przyjął w pokorze ten "nowy chrzest", choć starał się zapewne - lecz nie za wszelką cenę - uniknąć śmierci. W tym znaczeniu złożył świadectwo, które zyskało wymiar ściśle religijny, przynosząc dobro duchowe i zachętę do życia w świetle Ewangelii. Nie był postacią na miarę literackich herosów, pozbawionych najmniejszych nawet rysów ułomności, ale bohaterem w naśladowaniu samego Jezusa. Jego kapłański wysiłek przygotowywał go niejako do tej ostatecznej próby. Okazała się ona sprawdzianem zwycięskim, wynikającym z uprzedzającej życzliwości Boga, który - trzeba to wyraźnie stwierdzić - daje męczennikowi siłę do wytrwania w przeciwnościach, obdarza darami Ducha Świętego.
Bóg, powołując księdza Jerzego Popiełuszkę do służby kapłańskiej, obarczył go męczeństwem w imię zbawczej prawdy wysłużonej światu przez Jezusa z Nazaretu. Czy było ono konieczne? Odnieśmy to zapytanie najpierw do Chrystusa.
Męczeństwo i Eucharystia
Bóg chciał zbawić człowieka w porządku miłości. Dlatego cierpienie jako takie nie ma sensu. Jezus nigdy nie dążył do cierpienia; raczej starał się wybawiać ludzi z bólu i słabości. Podobnie święci nie są cierpiętnikami, nie zabiegają o cierpienie, tylko o miłość. Chcą kochać Boga i ludzi. Wiedzą, że Ewangelia to zasadniczo opis walki Chrystusa z ziemskimi "ciemnościami", nieodłącznymi od ludzkiego życia. Ale źródłem boleści nie jest Bóg. Kiedy mówimy, że krzyż Jezusa stał się drogą wybawienia, to nie tyle podnosimy do godności samo cierpienie, ile raczej wskazujemy na sposób, w jaki Jezus wypełnił wolę Ojca Niebieskiego. Człowiek, biorąc przykład z Chrystusa, może z cierpienia uczynić duchowy znak jedności z Bogiem.
Może to uczynić poprzez odniesienie własnego życia do Eucharystii, która wyjawia fundamentalną zasadę chrześcijaństwa: Chrystus umarł za wszystkich ludzi, aby mogli zasługiwać na zbawienie, czyli uczestnictwo w życiu Bożym. Tak właśnie postępowali męczennicy. Nosili w sobie obraz Chrystusa, okazując to w Eucharystii. Ci z nich, którzy zostali aresztowani i szykowali się na śmierć, byli otaczani opieką całego Kościoła, który organizował im pomoc duchową i materialną. W więzieniu czy w kopalniach, gdzie często zsyłano chrześcijan, odwiedzali ich diakoni z komunią. W tym sensie Orygenes nazywa męczeństwo najlepszym sposobem składania dziękczynienia - eucharistein. Słowo to zresztą pojawia się często w opisach męczeństwa i podkreślana jest w ten sposób więź męczeństwa i Eucharystii. Pierwsze teksty dotyczące teologii Eucharystii są ściśle związane z refleksją nad męczeństwem. Święty Polikarp ze Smyrny, umęczony w drugim wieku po Chrystusie, płonąc na stosie, wypowiedział przejmującą, pełną teologicznych intuicji modlitwę: "Panie, Boże wszechmogący, Ojcze Twego umiłowanego i błogosławionego Syna, Jezusa Chrystusa, przez którego pozwoliłeś nam się poznać, Boże aniołów i mocy, Boże wszelkiego stworzenia i całego plemienia sprawiedliwych, którzy żyją w Twojej obecności. Błogosławię Cię, że uznałeś mnie godnym tego dnia i tej godziny, kiedy to, zaliczony do twoich męczenników, dostępuję udziału w kielichu Twego Chrystusa, abym mógł też zmartwychwstać na życie wieczne duszy i ciała w nieskazitelności Ducha Świętego. Obym razem z nimi został dziś przez Ciebie przyjęty jako ofiara tłusta i Tobie miła tak, jak ją Sam przygotowałeś, z góry objawiłeś i wypełniłeś Ty, Bóg prawdziwy i nieznający kłamstwa".
Jest rzeczą niewymagającą dowodu, że o własnych siłach męczennicy nie mogliby się wznieść na takie wyżyny. Potrzebowali, jak i my dzisiaj potrzebujemy, widzialnych, liturgicznych znaków. Z trzech powodów. Po pierwsze, wynika to z samej naszej natury, która daje się prowadzić do spraw duchowych jedynie poprzez znaki materialne. Po drugie, nasza skłonność do zła i grzechu sprawia, że dopominamy się "duchowego lekarstwa" ujawniającego się właśnie w zewnętrznych rytach. I po trzecie wreszcie, wszystkich nas intryguje cielesność i byłoby czymś bardzo uciążliwym, gdybyśmy zostali odarci z wartości przez nią niesionych. Stąd też czynione przez nas gesty i wypowiadane słowa kryją i ujawniają zarazem nasz udział w tajemnicy życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, który wziął na siebie grzechy całego świata i zaniósł je na krzyż. Liturgia jest tego wydarzenia widomą ekspresją, jako sakrament Ofiary. Czy jednak słowo "ofiara" do nas przemawia?
Straciło ono wiele ze swego pierwotnego znaczenia. Najczęściej odnosimy je do różnych form wyrzeczenia, jakie podejmujemy w różnorakich sytuacjach egzystencjalnych. Tymczasem ofiara ma sens o wiele głębszy, kieruje bowiem do samego środka naszego wnętrza, gdzie krystalizują się nadzieje, gdzie rodzi się przekonanie, że pełnię szczęścia będziemy mogli osiągnąć dopiero w Bogu. Ofiara to przede wszystkim całkowite ukierunkowanie działań na Boga, oddanie siebie Bogu. Wymaga to niemałych wyrzeczeń, porzucenia egoizmu, który gnieździ się w każdym ludzkim sercu. Nie sposób bez zastrzeżeń przyjąć czyjeś twierdzenie, że jest on niezachwianie wierny Bogu i nie odczuwa najmniejszych nawet samolubnych podniet. Taka postawa byłaby wyrazem wyjątkowej pychy i samouwielbienia.
Ofiarę doskonałą, wypływającą z bezinteresownej miłości, mógł spełnić i spełnił tylko Chrystus. Jego życie wyrażało doskonałą miłość, której najpełniejszym uzewnętrznieniem stała się śmierć na krzyżu. Chrystus zachowuje jedność ze światem w tajemnicy chleba i wina. Od początku ziemskiej misji sekret ten przenikał Jego wszystkie decyzje. Zbawcza śmierć złączyła się po prostu z tajemnicą Eucharystii. Odtąd liturgia - przez cały rok liturgiczny - ma wymiar pasyjny; jest on szczególnie widoczny podczas Triduum Paschalnego Męki i Zmartwychwstania Pańskiego, a zwłaszcza w liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek.
Taka jest najważniejsza prawda katolickiej wiary, ujęta w sposób uroczysty i wyraźny w liturgii. Zgodnie z całą tradycją Kościoła wierzymy - w oparciu o słowa wypowiedziane przez Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy i przekazane później przez apostołów (Łk 22, 14-23; 1 Kor 11, 23-26) - że pod postaciami eucharystycznymi jest obecny Jezus, rzeczywiście i substancjalnie. Po konsekracji nie ma już chleba i wina, jest ciało i krew Chrystusa. Ta tajemnicza, godna podziwu i najzupełniej jedyna (mirabilis etprorsus singularis, jak podają tezy Soboru Trydenckiego) transpozycja umyka naszemu zmysłowemu poznaniu; podlega natomiast sile wiary i w jej świetle zyskuje swoiste wytłumaczenie, otwiera się tylko w akcie jej przyjęcia, w owym "tak", które śladem Biblii możemy spokojnie nazwać posłuszeństwem - także dzisiaj.
Naszą wyraźną odpowiedzią na ten bezinteresowny Boży dar powinno być dziękczynienie, świadomość, że jesteśmy we wszystkim dłużnikami Stwórcy. Dlatego Msza święta jest "łamaniem Chleba", dzieleniem się (swoim czasem, majątkiem, kulturą), budowaniem coraz pełniejszych relacji z innymi ludźmi, które stają się wyraźne, kiedy każdy z nas żyje bardziej dla innych niż dla siebie. Wówczas też Eucharystia ujawnia się jako źródło życia Kościoła, bez którego - dodajmy stanowczo - liturgia byłaby sprzecznością samą w sobie. Kościoła nie należy pojmować wyłącznie jako bezdusznej instytucji, biurokracji kultu, aparatu władzy czy monopolisty sakramentalnych przywilejów, ale jako napawające dumą miejsce obecności i działania Jezusa, gdzie w odważnej rzeczywistości wiary, w przyjmowaniu Jezusa jako pokarmu dochodzi do urzeczywistnienia pełnej wdzięczności odpowiedzi na Bożą łaskę, prowadzącą do osiągnięcia wiecznej radości. Chrystus przecież uczynił Kościół swoim ciałem. Tylko wtedy, gdy Kościół rzeczywiście nim jest, istniejemy równocześnie z Jezusem Chrystusem. I tylko wtedy istnieje rzeczywista liturgia, która jest nie tylko przypomnieniem tajemnicy paschalnej, lecz także jej prawdziwym spełnieniem; wtedy również stanowi opus Dei - aktywność Boga wobec nas i w nas. Dzięki Chrystusowi obecnemu i działającemu w Kościele ofiara Kalwarii staje się nam współczesna; liturgia zaś sprawia, że ludzie wszystkich czasów są współcześni Wcieleniu.
Msza święta jest przeto bezkrwawym sakramentalnym powtórzeniem ofiary Chrystusa. Kościół przywołuje słowa i gesty uczynione przez Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy. Mamy tutaj do czynienia z identycznością między eucharystycznym pokarmem Kościoła a ciałem i krwią Chrystusa. Ten pokarm jest ciałem, które Jezus ofiarował podczas Ostatniej Wieczerzy; jest ukrzyżowanym ciałem Jezusa i dlatego, kiedy je spożywamy, głosimy śmierć Jezusa jako zbawczą i czynimy ją skuteczną; jest ciałem i krwią Wywyższonego, Chwalebnego, którego spożywanie włącza jednostkę do duchowego ciała Jezusa Chrystusa. Z tego powodu nie wolno nam zapomnieć, że Eucharystia jest sakramentem ofiary.
Uczestnicząc w Eucharystii, nie tracimy osobistej wolności. Przeżywamy liturgię na miarę własnej wrażliwości i otwarcia na łaskę płynącą ze strony Chrystusa. Przez przyzwolenie na działanie w nas grzechu ograniczamy dobroczynne skutki z niej płynące. Idąc do kościoła z pustymi rękami i sercem przepojonym egoizmem, niewiele skorzystamy z owoców krzyża. Dopiero gdy nasze życie zostaje nakierowane na Boga, staje się autentyczne i eucharystyczne - w tym sensie, że znalazło się w kręgu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
Krajobrazy polskiej historii i polskiego Kościoła
Rzymska oliwka nad Wisłą
Polacy - choć mieli długą historię - to dopiero od X wieku zostali włączeni w krwiobieg dwóch kręgów cywilizacyjnych, wschodniego i zachodniego. W 1054 roku doszło do dziejowego rozłamu, rozdzielającego dotychczasowy jeden chrześcijański świat, projektowany przez Kościół rzymski i bizantyński. Powody tego kryzysu z połowy XI wieku były liczne i bardzo złożone. W każdym razie tworzące się między Zachodem i Wschodem napięcia, obudowane kulturowymi odmiennościami, wpłynęły w zasadniczy sposób na rozwijającą się polską wspólnotę narodową.
Czyż nie jest dającym do myślenia znakiem, że Jan Paweł II za patronów Europy wybrał - obok św. Benedykta - również św. Cyryla (Konstantyna) i Metodego, dwóch wybitnych Bizantyńczyków, którzy przez stworzenie podstaw alfabetu i liturgii słowiańskiej położyli solidny fundament pod rozwój słowiańskiej kultury chrześcijańskiej, rozprzestrzeniającej się bardzo szybko, pozostającej jednak w bliskim związku z Konstantynopolem.
Przyjęty w 966 roku przez księcia Mieszka I (ok. 960-992) chrzest, poprzedzony małżeństwem dynastycznym z Czeszką Dobrawą w 965 roku, oraz zakończenie procesu ujednolicania systemu państwowego, postać św. Wojciecha Sławnikowica (ok. 956-997), znanego w świecie chrześcijańskim pod imieniem Adalberta, głównego - obok św. Stanisława - patrona Polski, jego działalność i męczeńska śmierć sprawiły, że doszło do ugruntowania idei religijnych i podniesienia rangi Polski na arenie międzynarodowej. Męczeństwo św. Wojciecha było wstrząsem zarówno dla papiestwa, jak i cesarstwa, zwracając uwagę na kraj, z którym męczennik związał się w ostatnich latach życia. Syn i następca Mieszka I, Bolesław I Chrobry (992-1025), wykupił po śmierci męczennika jego ciało i złożył w katedrze gnieźnieńskiej. Niebawem nastąpiła kanonizacja biskupa Wojciecha.
Tymczasem Otton III rozpoczął realizację idei budowania uniwersalnej wspólnoty chrześcijańskiej, której jednym z członków byłaby Sclavinia - Słowiańszczyzna, a jej reprezentantem - Bolesław Chrobry. W roku 1000 zorganizowano u grobu św. Wojciecha w Gnieźnie zjazd obu władców. Cesarz nazwał tam Bolesława patrycjuszem Cesarstwa, wręczył mu kopię włóczni św. Maurycego, włożył na głowę cesarski diadem, a co najistotniejsze - w porozumieniu z Rzymem - wyraził zgodę na powołanie w Gnieźnie polskiej metropolii kościelnej. Arcybiskupem gnieźnieńskim został brat św. Wojciecha, Radzym Gaudenty. Poza biskupstwem istniejącym w Poznaniu utworzono nowe w głównych grodach prowincjonalnych - Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. Organizacja kościelna, uzupełniona pierwszymi klasztorami benedyktyńskimi, stała się ważnym składnikiem struktury politycznej państwa.
Było to możliwe, gdyż powstanie metropolii kościelnej, zostało przygotowane poniekąd przez wydanie dokumentu znanego pod nazwą Dagome iudex, w którym Mieszko I przekazał swój kraj papieżowi Janowi XV. W tym też czasie nastąpił szybki rozwój życia klasztornego, umacniano procesy budujące suwerenność państwa i Kościoła, odtąd nierozerwalnie ze sobą związanych. Naśladując św. Wojciecha, w 1001 roku przybywają do Polski dwaj mnisi z otoczenia św. Romualda, twórcy kamedułów - Benedykt oraz Jan - i zamieszkują w Międzyrzeczu na zachód od Poznania. W listopadzie 1003 roku w napadzie rabunkowym na klasztor ginie czterech zakonników, obok Benedykta i Jana dwóch miejscowych, Izaak i Mateusz, oraz kucharz Krystyn. Wokół ich postaci rozwinął się w niedługim czasie znany do dziś kult Pięciu Braci Polskich, określając w pewnym sensie charakter polskiej pobożności i narodowej obyczajowości.
Dalsze lata kształtowania się polskiej państwowości i chrześcijańskiej kultury charakteryzowały ciągłe walki o utrzymanie politycznej niezależności. Następcy Bolesława Chrobrego doprowadzili ostatecznie do rozbicia dzielnicowego i w połowie XIII wieku Polska składała się z około 20 księstw, co jednakże sprzyjało samodzielności Kościoła, możnowładztwa i szeregowego rycerstwa.
Poczęła zmieniać się też sytuacja etniczna. Przybywali osadnicy niemieccy, żydowscy, rycerstwo różnego pochodzenia, jak również kler niemiecki, francuski i włoski. Następowało równocześnie widoczne ożywienie gospodarcze, napływ obcego kapitału i prawa, zwiększyła się liczba ludności. Istotny w umacnianiu polskości okazał się szybki rozwój literatury i sztuki (rozpowszechnił się styl gotycki), obejmując swym zasięgiem coraz szersze kręgi społeczne. Mimo rozbicia dzielnicowego Polska wzrastała w pomyślności, chociaż najazdy Mongołów (1241-1287) znacznie osłabiły kraj. Uniknęła losu Rusi, podbitej przez Mongołów, zachowując narodową suwerenność. Pozostawała jednak wciąż krajem podzielonym na drobne księstwa.
Dlatego nie ustawały dążenia do zjednoczenia, podejmowane przez regionalnych władców. Dopiero Kazimierzowi Wielkiemu (1333-1370) udało się doprowadzić do zawarcia pokoju z Krzyżakami i odbudować znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. Zadbał on o sprawy gospodarcze, kulturowe, wzmocnił władzę monarszą. Państwo polskie uzyskało nowe określenie: Corona Regni Poloniae - Korona Królestwa Polskiego, rozszerzając swe panowanie aż na Ruś Halicką. Ponieważ Kazimierz Wielki nie doczekał się legalnego syna, musiał, chcąc nie chcąc, zawrzeć układ z królem Węgier, którego córka Jadwiga objęła w 1384 roku tron Polski. Wkrótce została ona żoną władcy Wielkiego Księstwa Litewskiego - Jagiełły, a ten po przyjęciu chrztu rozpoczął królewskie rządy w Polsce. Powstała unia polsko-litewska, ogarniająca terytorialnym zasięgiem ogromne ziemie, ponad 1,1 miliona kilometrów kwadratowych, zamieszkiwane przez różne grupy etniczne, wyznające odmienne religie. W 1382 roku książę Władysław Opolczyk sprowadził do klasztoru paulinów na Jasnej Górze w Częstochowie obraz Matki Bożej, łączący w swej ikonograficznej wizji estetykę bizantyjską z zachodnią. Odtąd rozpoczął się trwały kult tej ikony, cementujący pod względem religijno-patriotycznym Polaków, nie wyłączając czasów współczesnych.
Polacy znaleźli się w niecodziennej atmosferze duchowej, rozumiejąc zarówno światło gotyckich symboli, jak i doświadczenie duchowe ikony. Największe arcydzieła polskiej kultury i polskiego ducha: Dziady, Pan Tadeusz Adama Mickiewicza, utwory Cypriana K. Norwida, Stanisława Wyspiańskiego, Stefana Żeromskiego, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza pokazują - w sposób najbardziej reprezentatywny - że tragiczne wyobcowanie z kontekstu wartości śródziemnomorskich może mieć dalekosiężne konsekwencje nie tylko natury politycznej, zmusza nadto do działań mogących przynieść wewnętrzną autonomię jednostce, ujawnianą najczęściej w zbiorowych wystąpieniach przeciw władzy, władzy świadomie wybranej bądź narzucanej z zewnątrz.
Unia z Litwą wpłynęła na zmianę charakteru państwa polskiego, otworzyła przed nim możliwość pokojowej ekspansji na wschodzie, przesądziła o tolerancyjnym stosunku władzy do poddanych różnych wyznań i kultur. Ważną rolę w dyplomatycznej walce - po zwycięstwie nad Krzyżakami w bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku - odegrał Paweł Włodkowic z Brudzenia (ok. 1370 - po 1435) - jeden z najwybitniejszych przedstawicieli polskiej szkoły prawa narodów. Głosząc konieczność tolerancji, naturalnej równości i wolności człowieka, podczas Soboru w Konstancji twierdził, jako przedstawiciel Polski w sporze z zakonem krzyżackim, że ziemia jest własnością wszystkich ludzi, dobrych i złych, chrześcijan i niechrześcijan. Nie wolno zatem, pod pozorem prawowierności i gorliwości w szerzeniu wiary, podporządkowywać racji rozumowych i religijnych irracjonalnym i bezbożnym działaniom.
Dyplomatyczne sukcesy, połączone z ekspansją polityczną, rozkwitem gospodarczym i kulturowym (Akademia Krakowska, dzieła Wita Stwosza, kronika Jana Długosza) sprawiły, że dynastia Jagiellonów urosła do rangi przodującej w ówczesnej Europie.
Na przełomie XV i XVI wieku naród polski mógł się poszczycić wieloma osiągnięciami, choć Europa była wówczas daleka od doskonałości. Erazm z Rotterdamu, który sformułował nowy typ katolicyzmu, w liście do arcybiskupa Canterbury pisał: Polonia mea est, a kontaktując się z Zygmuntem I Starym, autor Pochwały głupoty domagał się uczciwego spojrzenia na "nieszczęsnego Lutra", zrozumienia strony protestanckiej. I choć Erazma w Kościele mierziły tysiące rzeczy: nieuctwo, pycha, zabobon, fanatyzm, nietolerancja, to jednak wybrał "drogę pośrednią", wymagającą ogromnej siły, żeby nie dać się przeciągnąć na żadną stronę, drogę wspólnoty z Kościołem.
Tak ą właśnie drogą starali się iść Polacy, próbując jednoczyć zdobycze chrześcijaństwa rozwijającego się w kulturze zachodniej Europy z religijnością charakterystyczną dla polskiej kultury miejskiej i wiejskiej. Od późnego bowiem średniowiecza rzeczywistość ludowej religijności wykazuje jakościowe związki z tradycją europejską; to religijność skoncentrowana na Chrystusie-człowieku i Jego Matce (w Polsce nie dziewica, jak na przykład we Francji, lecz zawsze Matka Boska, Bogurodzica), na Bożym Narodzeniu jako głównym w odczuciu ludzi święcie roku itd.
Później ten model królestwa umacnianego chrześcijańskim humanizmem, tolerancją, pozbawionego pokus absolutystycznych (zwłaszcza w czasach rządów Jagiellonów), będzie stopniowo niszczony przez narastające wpływy państw sąsiadujących z Rzeczpospolitą, tak ze strony wschodniej, jak i zachodniej. Nim jednak do tego dojdzie, Polacy rozwiną własną renesansową kulturę. Pojawi się narodowa literatura piękna (Mikołaj Rej, Jan Kochanowski, Mikołaj SępSzarzyński), nastąpi rozwój astronomii (Mikołaj Kopernik) oraz innych nauk, zwłaszcza nauk politycznych (Andrzej Frycz Modrzewski) i polskiego kaznodziejstwa (Jakub Wujek, Piotr Skarga, zwany polskim Chryzostomem, Mateusz Bembus, Mikołaj z Wilkowiecka, Stanisław Hozjusz i inni).
Schyłek wieku XVI przyniósł zmianę sytuacji w Europie. Rzeczpospolita musiała opierać się rosnącej potędze protestanckiej Szwecji, broniła się przed zakusami terytorialnymi muzułmańskiej Turcji i prawosławnego Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. I chociaż wyszła zwycięsko z wielu wojen, chociażby z wojny ze Szwedami, zwanej potopem szwedzkim, to rozpoczęte wyniszczenie kraju zasadniczo się nie zakończyło. Wiek XVIII należy uznać za okres najdotkliwszego upadku Rzeczypospolitej. Dokonały się już, co prawda, pierwsze nowoczesne reformy szkolnictwa, prawa, wojska czy skarbu, nie zostały one jednak doprowadzone do końca. Nastąpiła zbrojna interwencja Rosji, która obawiając się drzemiącej w ukryciu potęgi Polski, nie zdecydowała się na samodzielnie panowanie w Rzeczypospolitej. Dlatego doszło do rozerwania w 1772 roku kraju na trzy części. Prusy, Austria i Rosja podzieliły się terenami Rzeczypospolitej. Lecz Polacy wcale się nie załamali. Podjęli walkę o niepodległość. Kolejne rozbiory Polski (zwłaszcza trzeci rozbiór z roku 1795) nie powstrzymały fali powstańczej, wzmogły natomiast jedność narodową i umocniły religijno-patriotyczną świadomość.
Rozwijająca się - mimo trudnej sytuacji - polska religijność wiązała się z kulturą agrarną i organicznie zespoliła z obyczajem, któremu towarzyszyło poczucie misji narodowej, swoisty polski mesjanizm "przedmurza chrześcijaństwa". Przy widocznym zakorzenieniu religii w życiu codziennym Polska nie była jednak krajem klerykalnym w sensie władzy duchowieństwa.
Nie istniało w niej tak silne jak gdzie indziej poczucie "kastowości" duchowieństwa. Ważne natomiast pozostaje, że polskie chrześcijaństwo charakteryzuje aż do dzisiaj katolicyzm etyczno-praktyczny, nienastawiony na spekulatywną moralistykę, ale raczej na umacnianie bliskości z Bogiem, pojmowanym jako pełnia Dobra. Dlatego też utrwaliło się powszechne przekonanie, że i sprawy narodu polskiego, jako słuszne i dobre, mają po swej stronie dobrego Boga.
I nawet doświadczenia czasu oświecenia nie doprowadziły do znaczących przewartościowań w polskim Kościele, chociaż nastąpiło osłabienie więzi społecznych między warstwą inteligencji a duchowieństwem. Równocześnie jednak umocniły się tradycje religijne, a miało to związek ze sławnymi postaciami, między innymi św. Stanisławem Szczepanowskim (ok. 1030 albo 1035-1079 roku), biskupem, męczennikiem, zamordowanym przez króla Bolesława Śmiałego w Krakowie podczas sprawowania Mszy świętej, uznanym za patrona zachodzących ówcześnie przemian, inspirowanych w szczególności tezami Konstytucji 3 maja - drugiej konstytucji na świecie (po Stanach Zjednoczonych), a pierwszej w Europie.
Po kongresie wiedeńskim ziemie polskie zostały włączone w porządek restauracji i Świętego Przymierza. Sytuacja Polaków została uzależniona od projektów polityczno-religijnych poszczególnych zaborców. Pod berłem pruskim wytworzyło się najsilniejsze spośród wszystkich zaborców poczucie jedności kleru ze społeczeństwem. Miała na to wpływ większa podmiotowość wsi, uwłaszczonej wcześniej niż w innych zaborach, oraz znacznie wyższy niż na innych terenach kraju poziom intelektualny duchowieństwa, a także nieprzerwane zaangażowanie kleru w rozmaitego rodzaju przedsięwzięcia, inspirowane przez przywódców pracy organicznej.
Systematyczność i praworządność pruska, ujawniająca się zwłaszcza w coraz to innych formach akcji germanizacyjnych
i nasilających się represjach, stały się niezmiennie istotnym czynnikiem utwierdzającym wzorzec Polaka katolika. Natomiast umiejętność samoorganizacji na podstawie działań legalnych stała się z czasem bronią wykorzystywaną przez Polaków w walce z zaborcami, dzięki której można było skutecznie przeciwstawić się germanizacji w latach kulturkampfu i Hakaty. Dokonane zniszczenia były jednak ogromne i poważnie osłabiły pozycję Kościoła w społeczeństwie. Jeszcze silniejszy cios dotknął Kościół w zaborze rosyjskim, chociaż i tu zdołano zachować masową religijność i przeciwstawić się narastającym prześladowaniom.
Nie zacierajmy także roli powstań, mających istotne znaczenie dla kształtowania się zbitki pojęciowej "Polak katolik" i dla całokształtu religijnej ideologii suwerenności narodowej XIX stulecia. Wówczas ukształtował się sposób bycia zwany teologią oporu przeciwko władzy zaborczej. Oto w warunkach niewoli Kościół stał się jedyną publiczną instytucją polską - istniejąca w trzech zaborach - mającą możność skupiania ludzi w świątyniach i przekazywania im określonych treści w języku ojczystym. Władze carskie starały się wykorzystywać religię w celach utrwalania lojalizmu, likwidowały zakony, wszelkie religijne wspólnoty. Szczególnej kontroli poddano ambonę oraz nabożeństwa żałobne, zwłaszcza za osoby zasłużone dla kraju.
Odpowiedzią Polaków był tak zwany bierny opór, stanowiący ważny czynnik życia narodowego w niewoli, wzmacnianymesjanizmem, ugruntowanym przez dzieła romantycznej literatury, oraz liturgiczną obrzędowością. Na nią nałoży się kulty Matki Boskiej oraz świętych opiekunów życia rolniczego. Dużą siłę przyciągania zachowała obrzędowość folklorystyczna przeniknięta silnym pierwiastkiem religijnym. W miarę upływu lat niewoli narodowej warstwy niższe coraz wyraźniej kojarzyły tradycyjną wiarę i obyczajowość z przywiązaniem do języka ojczystego i polskości. Elity zaś, nawiązujące do retoryki i wizji świata proponowanej przez romantyzm, odwróciły się od postoświeceniowego modelu człowieka rozumnego, którego cechował pewien sceptycyzm i indyferentyzm religijny o zabarwieniu deistycznym. Doszło do w miarę stabilnego ukształtowania się typu narodowej religijności, nieco sentymentalnej, plebejskiej, przesyconej swoiście pojętą "polskością". Będzie on w następnych wiekach poddawany najróżniejszym przekształceniom, nigdy jednak nie zniknie z przestrzeni polskiej kultury i obyczajowości.
Należy stwierdzić, że pod koniec okresu zaborów Polacy zdobyli swego rodzaju siłę duchową i kulturową. Rozwijała się literatura, sztuka, nauki humanistyczne. Narodziły się nowoczesne partie polityczne, działające jawnie lub tajnie na terenach zaborów, a wraz z nimi wybitni przywódcy polityczni (Józef Piłsudski, Roman Dmowski).
Kiedy doszło do przemian politycznych w całej Europie i państwa zaborcze znalazły się w przeciwnych obozach, Polacy rozdzielili swe polityczne nadzieje. Jedni zwrócili się w stronę Rosji, inni wybrali orientację proaustriacką. Gdy wybuchła I wojna światowa, działalność Józefa Piłsudskiego doprowadziła do zbrojnego wystąpienia Polaków, których dążenie do narodowej wolności zostało zauważone na świecie.
Po rewolucji październikowej 1917 roku Francja i Anglia poparły polskie roszczenia niepodległościowe. Jesienią 1918 roku Niemcy poniosły klęskę na froncie zachodnim. Cesarstwo Austro-Węgierskie rozpadło się pod wpływem narodowych przewrotów niepodległościowych. Niemcy ogarnęła rewolucja społeczna. Dalsza walka mocarstw centralnych była niemożliwa. 3 listopada tego roku skapitulowały Austro-Węgry, 11 listopada zaś - Niemcy. Klęskę poniosły więc nieoczekiwanie wszystkie trzy mocarstwa. Otwarło to Polsce drogę do niepodległości.
Tę szansę Polacy - na szczęście dla samych siebie - zdołali wykorzystać, zachowując jedność, ponad wszelkimi podziałami, kultury i państwowości, nieistniejącej przecież od stu dwudziestu trzech lat.
Skomentuj artykuł