W przededniu Bożego Narodzenia i w atmosferze histerycznego oczekiwania na niedoszły koniec świata książka o. Wojciecha Żmudzińskiego zatytułowana “Mesjasz" daje do myślenia. Do myślenia właśnie o końcu świata, o zbawieniu… a właściwie o kulturowych archetypach końca i odrodzenia; o lęku przed końcem, przed nicością, przed zniknięciem… i o sposobach znieczulenia egzystencjalnego bólu, jaki rodzi się, gdy uświadamiamy sobie taki lęk.
Wojciech Żmudziński podjął się bardzo trudnego zadania rozprawienia się z naiwnymi i spłyconymi wyobrażeniami o rzeczach ostatecznych. I nie chodzi tu o skostniałe teologiczne pojęcia, ale to coś, co siedzi głęboko w duszy człowieka, stopniowo ją uśmierca, a z człowieka robi manekina. Trzeba jednak przyznać, że w sensie artystycznym nie do końca chyba uniósł ten ciężar.
Żmudziński tytułuje swoją książkę “Mesjasz", to tytuł zaginionego rękopisu Brunona Schulza. Już samo to, jest przecież prowokacją i zapowiedzią literackiej gry na najwyższym poziomie. I rzeczywiście autor stara się wpisać w senną poetykę Schulzowskich opowiadań, zamgloną, niepewną, dziwną, surrealistyczną. Ale jednak metafora zbyt często wydaje się zbyt banalna, dziwność nie dość dziwna, surrealizm nie dość odważny. Tak, jakby hamulec jakiś powstrzymywał autora przed daniem wyrazu temu, co gra mu w duszy, ostrożność, a może poczucie odpowiedzialności, albo brak zaufania do czytelnika… jak gdyby przymus by dopowiedzieć do końca, nie pozostawić niedomówień. Tak, niedomówień brakuje. Jeśli Mesjasz, to w następnym zdaniu pada Jezus z Nazaretu. Trochę może upraszczam, bo być może te, odbierające książce wigor domówienia, są po to, by Mesjasz mógł się z nimi rozprawić? Może by mógł okazać się kimś Innym, niespodziewanym? Może by mógł je rozstrzelać z karabinu, jak robi to w kluczowej i chyba najlepszej scenie opowiadania? Może tak, ale jednak niedosyt pozostaje, szczególnie po zwiastującej literacką ucztę zapowiedzi gry z mistrzem z Drohobycza.
To jest jednak literacka powierzchnia, która może pozostawiać niedosyt, szczególnie u miłośników Schulza, jest jednak coś jeszcze, co ukrywa się pod spodem i dlaczego warto po "Mesjasza" sięgnąć. Nazwałbym to coś teologicznym buntem przeciwko religijnej banalizacji najgłębszych i najciemniejszych zakamarków duszy. Bo właśnie w religijnym banale, symbolizowanym w "Mesjaszu" figurami Matki Boskiej, św. Dionizego i Wenus stojącymi w barze jedna obok drugiej, wyrażają się nasze magiczne i w gruncie rzeczy pogańskie oczekiwania i wyobrażenia o Mesjaszu, o końcu świata, o Bogu… jest to bolesna pacyfikacja Ewangelii, ale groźniejsza jeszcze pacyfikacja własnej głębi. Dążenie, by nie wątpić, nie cierpieć… w końcu nie myśleć i nie czuć.
Rozumiem książkę o. Żmudzińskiego i doceniam w tym właśnie kluczu: niezgody teologa, katolickiego księdza i zakonnika na obezwładnianie Ewangelii za pomocą naiwnych, kulturowych kalek. Na czynienie z wiary płytkiego, choć nieprawdopodobnie silnego narzędzia do tłumienia własnych lęków i obaw, albo do zakładania moralnego kagańca na własne (a jeszcze częściej cudze) pożądania. Do sprowadzania duchowości do religijnego kultu martwych przedmiotów; bezpiecznych, bo milczących, ślepych i głuchych. I nie mogących zmienić naszego życia, bo gipsowych, martwych.
Mesjasz o. Żmudzińskiego jest kobietą. A przynajmniej na pozór. Archetyp wilczycy, walcząca, strzelająca do tego, co martwe, co odczłowieczone, przywracająca duszę i ciało, dająca życie. Jest kobietą poddaną na koniec pod sąd manekinów... czyli nas. Konfrontuje nas z naszymi mesjańskimi oczekiwaniami. Jaki ma być Mesjasz? W jaki sposób przyjdzie na końcu czasów? Czyja wersja obrazu świata się potwierdzi? Jak Go zabijemy? Tak jak religijni przywódcy dwa tysiące lat temu zabili Jezusa? Czy w bardziej wyrafinowany sposób, na przykład słowem? Albo przez zapomnienie? Albo niszcząc innego człowieka, z którym chwilowo nam nie po drodze?
Mesjasz w “Mesjaszu" jest kobietą na pozór, bo w rzeczywistości nie jest ani kobietą, ani mężczyzną. Cristina to kolejna figura; Wieczna Kobiecość, która rozstrzeliwuje urojonych bogów to pradawna Mądrość. Przenika każdego w najgłębszym wymiarze tego, kim jest. Mesjasz przychodzi wciąż, do każdego inaczej, przenika do głębi, przemienia, przebóstwia to, co wydaje się najmniej boskie. Już tu jest...
Wojciech Żmudziński SJ, Mesjasz, Wydawnictwo Fundacji Magis, Gdynia 2012.
Skomentuj artykuł