Wprowadzenie do filozofii politycznej

Wprowadzenie do filozofii politycznej / Wyd. WAM
Adam Swift / Wyd. WAM

Czytelnicy książki nie znajdą w niej odpowiedzi na pytanie o to, co powinni myśleć. Nie ma ona charakteru argumentacyjnego, lecz wyjaśniający. Próbuje raczej przedstawić niektóre z najważniejszych koncepcji rozwijanych dziś w filozofii politycznej, by pomóc czytelnikowi zrozumieć poszczególne kwestie i samodzielnie formułować własne poglądy.

Adam Swift

Adam Swift jest wykładowcą filozofii politycznej i socjologii w Balliol College oraz dyrektorem Centrum Badań nad Sprawiedliwością Społeczną na Wydziale Politologii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Oksfordzkiego.

SPRAWIEDLIWOŚĆ SPOŁECZNA

Idea sprawiedliwości rozdzielczej intryguje nas od bardzo dawna, pisał o niej już Arystoteles (384-322 p.n.e.) w starożytnej Grecji. Sprawiedliwość społeczna to jednak nie to samo. Jest to stosunkowo nowa idea, która weszła w powszechne użycie około 1850 roku i od tego czasu wzbudza wiele kontrowersji. Pojawiła się w chwili, gdy główne instytucje życia społecznego i gospodarczego, określające dystrybucję obciążeń i korzyści w społeczeństwie, zaczęły być postrzegane w filozofii jako właściwy przedmiot dociekań moralnych i politycznych. U wielu filozofów nie budzi ona entuzjazmu. Twierdzą oni, że sprawiedliwie lub niesprawiedliwie mogą postępować wyłącznie poszczególne jednostki. Cóż zatem mogłoby znaczyć, że społeczeństwo jest sprawiedliwe lub niesprawiedliwe? Również u wielu polityków nie wzbudza ona dużej sympatii. Ich zdaniem zwolennicy sprawiedliwości społecznej zdają się utrzymywać, że rolą państwa jest zapewnić określony wynik dystrybucji dóbr, co wymaga ingerencji w wolność jednostek i racjonalnie funkcjonującą gospodarkę rynkową. By uniknąć często spotykanego nieporozumienia, zaznaczmy na początku, że sprawiedliwość społeczną i dystrybutywną (rozdzielczą) uważa się zwykle za kwestie różne od sprawiedliwości karnej (retrybutywnej), która dotyczy uzasadnienia kary i proporcjonalności kary do popełnionego przestępstwa. Sprawiedliwość wymierzana w ramach systemu sprawiedliwości karnej i problem pomyłek sądowych pozostaną zatem poza ramami naszych rozważań.

Może pojawić się jednak pytanie, czy nie lepiej byłoby na początek zastanowić się nad wolnością lub wspólnotą? Są to wartości posiadające dłuższą tradycję i niewzbudzające tylu kontrowersji co stosunkowo młoda idea sprawiedliwości społecznej. Są dwa powody ku temu, by punktem wyjścia uczynić właśnie sprawiedliwość społeczną.

Po pierwsze, większość filozofów politycznych nie ma żadnych wątpliwości, że to książka traktująca o sprawiedliwości społecznej przyczyniła się współcześnie do odrodzenia filozofii politycznej. Chodzi o dzieło amerykańskiego filozofa, Johna Rawlsa (1921-2002) z 1971 roku, zatytułowane Teoria sprawiedliwości . Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Zanim pojawiła się książka Rawlsa, filozofia polityczna przez szereg lat obecna była na uczelniach wyłącznie jako historia myśli politycznej lub językowa analiza pojęć politycznych. To Rawls zapoczątkował w XX wieku systematyczną i rzeczową dyskusję na temat tego, jakie powinno być społeczeństwo, w którym żyjemy. Rzeczowa dyskusja oznacza w tym przypadku, iż dotyczy ona nie tylko formy, ale również treści i istoty omawianych zagadnień. Wiele z tego, co zostało napisane później, jest zrozumiałe wyłącznie wtedy, gdy zostanie umieszczone w kontekście sporu z dziełem Rawlsa. Wszyscy filozofowie polityczni piszący po Rawlsie, czy tego chcą, czy nie, muszą w jakiś sposób ustosunkować się do jego argumentacji, dlatego sensownie jest rozpocząć wykład od przedstawienia zarysu jego koncepcji. Teoria Rawlsa odwołuje się również do takich idei jak wolność, równość i wspólnota. Ponieważ te pojęcia są ściśle ze sobą powiązane, uczynienie Teorii sprawiedliwości punktem wyjścia do dyskusji pozwoli wprowadzić czytelnika we wszystkie kwestie, które pozostają w kręgu zainteresowania filozofii politycznej.

Po drugie, jedno z najbardziej znanych twierdzeń Rawlsa głosi, że „sprawiedliwość jest pierwszą cnotą społecznych instytucji". Jest to kwestia dyskusyjna, niektórzy mogą bowiem twierdzić, że ważniejsze są inne cele, niemożliwe do pogodzenia ze sprawiedliwością. Panuje jednak powszechne przekonanie, że pozostałe cele i wartości polityczne mogą być realizowane tylko w takim stopniu, w jakim są zgodne z wymaganiami sprawiedliwości. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zabicie niewinnego człowieka może uszczęśliwić wielu ludzi. Załóżmy, że ludzie ci są błędnie przekonani o tym, że poważnie zagraża on ich życiu i dlatego jego śmierć uczyniłaby ich szczęśliwymi. Większość z nas ma poczucie, że zabicie go byłoby złe, ponieważ byłoby dopuszczeniem się niesprawiedliwości. Podobny sposób myślenia kryje się za poglądem, iż lepiej puścić wolno winnego niż ukarać niesłusznie oskarżonego. Zgodnie z takim tokiem myślenia sprawiedliwość wyznacza granice naszego postępowania. Nie udziela natomiast odpowiedzi na wszystkie nasze pytania moralne. Pamiętajmy, że jest to cnota społecznych instytucji, nie zaś cnota, którą moglibyśmy pielęgnować w życiu prywatnym. Ma jednak rozstrzygające znaczenie, gdy decydujemy o regułach, jakie mają rządzić naszym wspólnym życiem. 

 

Zacznijmy od podstawowego, lecz niezwykle użytecznego narzędzia analitycznego, jakim jest odróżnienie pojęcia od rozmaitych koncepcji tego pojęcia. Jest to rozróżnienie, które stosuje się do wszystkich, nie tylko omawianych w tej książce, pojęć z zakresu filozofii politycznej i które pozwala uniknąć wielu zbędnych nieporozumień. Pamiętając o nim, o wiele łatwiej można zyskać rozeznanie w debatach politycznych, gdzie rozmówcy znajdujący się po przeciwnych stronach przypisują zazwyczaj to samo znaczenie rzeczom, które przy bliższym oglądzie okazują się różne uchwycenie tej różnicy i zrozumienie, co tak naprawdę kryje się za owym brakiem zgody, jest pierwszym krokiem na drodze do rozstrzygnięcia, która strona ma rację.

Pojęcie jest ogólną strukturą - powiedzmy gramatyką - słów, takich jak sprawiedliwość, wolność lub równość. Koncepcja jest natomiast szczególnym przypadkiem danego pojęcia uzyskiwanym na drodze konkretnych uszczegółowień. W polityce zazwyczaj mamy do czynienia z sytuacją, gdy ludzie biorący udział w sporze zgadzają się co do ogólnej struktury danego pojęcia, jego gramatyki, czyli sposobu użycia w języku potocznym, lecz kierują się różnymi koncepcjami w zależności od tego, jak ich zdaniem pojęcie to powinno być wyjaśnione i rozwinięte. Weźmy na przykład sprawiedliwość. Zgodnie z ogólnym pojęciem sprawiedliwość to stała i niezłomna wola oddawania każdemu tego, co mu się należy. Tak przynajmniej większość ludzi przywykło myśleć o sprawiedliwości, choć nawet w stosunku do tego sformułowania może pojawić się różnica zdań. Nie chciałbym jednak zapuszczać się głębiej w tę problematykę wymagającą ściśle filozoficznej argumentacji. Sprawiedliwość polega zatem na oddawaniu każdemu tego, co mu się należy. Nie tego, co sprawiłoby mu przyjemność lub czego wymaga od nas zwykła uprzejmość, a nawet moralne dobro. Sprawiedliwie jest, jeżeli każdy ma to, co mu się należy od innych.

Taki sposób rozumowania wiąże sprawiedliwość z pojęciem obowiązku. Również jako zbiorowość mamy względem siebie moralne zobowiązania, realizowane w ramach instytucji społecznych i politycznych. Nie idzie o to, co jest dobre z moralnego punktu widzenia, lecz o to, co mamy obowiązek czynić, do czego przymusza nas moralność. Istnieje wiele koncepcji sprawiedliwości, bowiem ludzie, którzy często zgadzają się co do znaczenia pojęcia sprawiedliwości, popierają różne jej koncepcje. Rzadko osiągana jest zgoda co do tego, co znaczy sprawiedliwość, jeśli rozwinie się treść tego terminu. Poniżej powiemy kilka słów na temat ogólnego pojęcia sprawiedliwości, a następnie przedstawimy trzy bodaj najbardziej wpływowe jej koncepcje: teorię sprawiedliwości jako bezstronności Johna Rawlsa, teorię sprawiedliwych udziałów Roberta Nozicka i koncepcję sprawiedliwości jako zasługi. Większość ludzi popiera częściowo wszystkie trzy koncepcje. Czasami jest to rezultat ich świadomej i przemyślanej decyzji wynikającej z przekonania, że jakkolwiek nie może istnieć kompletny i w pełni spójny zestaw poglądów na temat sprawiedliwości, istnieje sposób, by elementy tych i innych koncepcji powiązać w spójną całość. Najczęściej robimy to jednak nieświadomie, w sposób, który po bliższym zbadaniu ujawnia, że w naszym myśleniu kryje się wiele sprzeczności.

Zacznijmy jednak od pojęcia sprawiedliwości. Istnieją rzeczy, które -z moralnego punktu widzenia - dobrze jest robić, a których nie wymaga sprawiedliwość. Pomyślmy zatem o sprawiedliwości jako specyficznej dziedzinie moralności. Jeżeli Rawls ma rację i sprawiedliwość jest pierwszą cnotą społecznych instytucji, zasadniczy namysł moralny w kwestiach politycznych i w odniesieniu do organizacji społeczeństwa dotyczy tego, co każdemu się należy. Z kolei kwestia tego, co należy się ludziom, ma wiele wspólnego z zagadnieniem, do czego mają oni prawo. Dlatego sprawiedliwość i uprawnienia są ze sobą ściśle związane. Rozważmy różnicę między sprawiedliwością i dobroczynnością. Można udzielać się charytatywnie, uważając, że jest czymś moralnie dobrym pomagać potrzebującym, a jednocześnie nie traktować tego jako zadośćuczynienia wymaganiom sprawiedliwości. Jeśli dajemy coś bezinteresownie, w ramach dobroczynności, nie oceniamy naszego czynu z punktu widzenia sprawiedliwości. Oczywiście, można pomagać finansowo osobom potrzebującym lub organizacjom charytatywnym z poczuciem, że ich roszczenia względem nas są roszczeniami sprawiedliwości, ale wówczas nie będzie to już dobroczynność. Wydaje się, że zazwyczaj traktujemy pomoc dla ludzi cierpiących nędzę i głód w dalekich krajach nie jako kwestię sprawiedliwości, lecz dobroczynności, jako akt wynikający z zasady człowieczeństwa, która nakłada na nas obowiązek troski i poszanowania dla wszystkich istot ludzkich. uważamy, że powinniśmy im pomagać, ponieważ są w potrzebie, i jest to chwalebne z moralnego punktu widzenia. Postawy takiej wymaga od nas moralność, nie mamy jednak obowiązku tego robić, ponieważ roszczenia głodnych i ubogich nie są roszczeniami sprawiedliwości, lecz wynikają z naszego człowieczeństwa. Niektórzy myśliciele, jak na przykład libertarianin Robert Nozick, którego poglądy przeanalizujemy poniżej, stosują ten tok rozumowania również w odniesieniu do naszych zobowiązań względem członków społeczeństwa, w którym żyjemy. Zgodnie z tym sposobem myślenia, pomaganie im jest dobre z moralnego punktu widzenia, skoro zaś sprawiedliwość dotyczy ochrony legalnie nabytych dóbr, to od indywidualnej decyzji każdego człowieka zależy, czy będzie niósł pomoc swoim współobywatelom.

 

Tutaj dochodzimy do zasadniczego powodu, dla którego przywiązuje się zazwyczaj tak dużą wagę do rozróżnienia sprawiedliwości i innych rodzajów roszczeń moralnych. celem państwa jest dbanie, by wszyscy ludzie wywiązywali się ze swoich wzajemnych zobowiązań; jest ono uprawnione do stosowania przymusu, jeśli ludzie nie czynią tego dobrowolnie. To bardzo poważna sprawa. Jak zostało powiedziane we wprowadzeniu, filozofia polityczna nie postrzega państwa jako tworu odrębnego od tych, którzy podlegają jego prawom, lub służącego do ich kontroli. Państwo jest, lub powinno być, zbiorowym ciałem politycznym złożonym z obywateli, którzy sami nadają sobie prawa. Zatem twierdzić, że państwo jest uprawnione do stosowania przymusu w sytuacji, gdy ludzie nie wywiązują się ze swoich obowiązków, to twierdzić, że obywatele są uprawnieni do stosowania państwowego aparatu przymusu w postaci praw, policji, wymiaru sprawiedliwości i systemu więziennictwa, przymuszając się wzajemnie do określonych zachowań, w tym również tych, które niektórzy obywatele mogą uważać za moralnie złe. Pojawia się tu ważne i trudne pytanie o uzasadnienie władzy państwowej i okoliczności, w jakich obywatele są zobowiązani przestrzegać praw, z którymi się nie zgadzają, oraz okoliczności, w jakich zobowiązani są przeciwstawić się tym prawom. Na szczęście na razie nie musimy zagłębiać się w tę trudną i poważną materię. Interesuje nas tutaj sens sprawiedliwości, przy uwzględnieniu powszechnego poglądu na temat uprawnionych granic państwowego przymusu. Jeżeli uważa się, że państwo może w sposób uprawniony przymuszać ludzi do dobroczynności, wprowadza się pomieszanie pojęć. Jeśli jednak uważa się, że państwo ma prawo przymuszać ludzi, by ci wywiązywali się ze swoich wzajemnych zobowiązań, to wiele osób będzie skłonnych uznać to za część prawidłowego myślenia o pojęciu obowiązku. sprawiedliwość pełni zatem kluczową rolę w normatywnym namyśle nad polityką. Zgodnie bowiem z powszechną opinią, jeśli znamy treść naszych wzajemnych zobowiązań, wiemy również, w jakiej sytuacji możemy w uzasadniony sposób użyć aparatu państwowego, przymuszając innych do czynności, których inaczej by nie dokonali lub które mogą uważać nawet za złe z moralnego punktu widzenia.

Jeśli sprawiedliwość dotyczy granic i treści zobowiązań egzekwowanych przy użyciu przymusu lub jeśli uważamy, że powstałe zobowiązania z definicji wymagają siły przymuszającej, wówczas kwestia prawidłowego wskazania granic i treści sprawiedliwości staje się szczególnie ważna. Trudno się również dziwić, że istnieją poważne różnice zdań co do treści i granic sprawiedliwości. Każdy przyzna, że państwo w sposób uprawniony może i powinno egzekwować prawo zabraniające zabijać drugiego człowieka. Wszystkich nas obejmuje zakaz zabijania i na wszystkich spoczywa obowiązek czynienia tego, co w naszej mocy, by zapobiec niesprawiedliwości, jaką jest zabójstwo drugiego człowieka. To, że niektórzy ludzie mogą chcieć zabijać lub przeczą, jakoby mieli obowiązek powstrzymywania się od tego typu czynów, nie ma tu nic do rzeczy. Jednak roszczenie dotyczące sprawiedliwości społecznej lub dystrybutywnej oraz wynikające stąd zobowiązania i ich zakres wykraczają daleko poza tego typu kwestie. Powstaje na przykład pytanie, czy utalentowane i twórcze jednostki mają obowiązek rezygnować z części zarobionych przez siebie pieniędzy, by pomóc mniej obdarowanym przez los? czy jest to ten typ zobowiązania, do którego wypełnienia możemy, a nawet mamy obowiązek, osoby te przymuszać? czy też jest to wyłącznie kwestia dobroczynności, która wykracza poza sprawy znajdujące się w gestii państwa? Każda z trzech koncepcji sprawiedliwości, które pokrótce przeanalizujemy poniżej, udziela innej odpowiedzi na tak postawione pytania.

Sprawiedliwość może być pierwszą cnotą społecznych instytucji, ale nie musi być jedyną. Napotykamy tu o wiele szerszy problem, który zawsze warto jednak mieć na uwadze. sprawiedliwość, wolność, równość, demokracja oraz inne pojęcia obecne w normatywnym namyśle nad polityką, nie zawsze tworzą spójną całość i bywa, że wchodzą ze sobą w konflikt. Nie jest to łatwe do zaakceptowania przez polityków, którzy niechętnie przyznają, że zajmowane przez nich stanowisko lub postulowana polityka są wewnętrznie niespójne i nie zapewniają harmonijnej realizacji wszystkich pożądanych wartości. Nieczęsto można spotkać polityka na tyle uczciwego, by przyznał, co następuje:

 

Dlaczego tak trudno nam to sobie wyobrazić? Ponieważ wiemy, że polityczni przeciwnicy od razu podnieśliby głos, piętnując ograniczenie wolności, brak równości szans i zawężenie możliwości uczestnictwa w demokratycznym podejmowaniu decyzji, przy czym każda z bronionych przez nich wartości bez wątpienia opisana zostałaby niezwykle obszernie, mgliście i niejednoznacznie. W przeciwieństwie do aktywnych polityków, którzy nieustannie muszą troszczyć się o to, by ich wypowiedzi nie zostały źle zinterpretowane, przekręcone, wyolbrzymione i wykorzystane w retoryce opozycji politycznej, filozofowie polityczni nie mają z tym żadnego problemu. Mogą pozwolić sobie na to, by mówić dokładnie to, co mają na myśli, w rozsądnych granicach zakładając, że ich słowa zostaną zrozumiane zgodnie z sensem, jaki sami im nadali.

Twierdzenia o konflikcie między poszczególnymi wartościami politycznymi nie należy jednak rozumieć błędnie. Nie przeczę, że naszym celem jest pogodzenie ich w sposób najlepszy z możliwych. Dążymy do wypracowania możliwie rozsądnego stanowiska, które przypisywałoby odpowiednie znaczenie wszystkim spornym wartościom. Bez wątpienia każde z omawianych tu pojęć może wystąpić w postaci wielu odmiennych koncepcji. To, którą z nich wybierzemy, zależeć będzie od naszego przywiązania do innych wartości, a te z kolei mogą być odbiciem preferowanej przez nas koncepcji rozwijającej inną polityczną kategorię. Możemy również mieć ogólną wizję tego, jak powinno funkcjonować społeczeństwo, rozstrzygającą o naszym sposobie myślenia o wszystkich wartościach politycznych. Wszystko to nie oznacza jednak, że naszym punktem wyjścia powinno być proste założenie, że skoro równość i wolność lub sprawiedliwość i demokracja są pozytywnymi wartościami, musimy poszukiwać takiego sposobu myślenia o nich, który wyklucza możliwość konfliktu między nimi. Wręcz przeciwnie. Jasność myślenia najlepiej osiągnąć, pamiętając o różnicach między pojęciami na tyle, na ile to tylko możliwe, i nie ulegając pokusie zmieszania ich ze sobą.

Nieporozumienia w tej kwestii najczęściej dotyczą idei demokracji. Z tym pojęciem wiąże się tak wiele pozytywnych skojarzeń, że jest ono rozwijane na wszelkie możliwe sposoby. Któż odważyłby się przyznać, że jest przeciwnikiem demokracji? Demokracja w swej istocie oznacza jednak, że lud jako całość posiada władzę stanowienia reguł, które regulować będą wzajemne stosunki jego członków. ogólnie rzecz biorąc, jest to dobra idea i istnieje wiele powodów, by tak twierdzić. Wszak nikt inny nie dokona wyboru reguł lepiej aniżeli ci, którzy sami będą musieli ich przestrzegać. Reguły narzucają ograniczenia ludzkiej wolności, jednak osoby ograniczone regułami, w których ustanowieniu same brały udział, zachowują pewien margines wolności, przynajmniej w porównaniu z tymi, którzy podlegają regułom narzuconym przez innych. Jeśli wszyscy obywatele, a nie tylko część społeczeństwa, biorą udział w stanowieniu reguł, jest to sprawiedliwe, ponieważ stanowi wyraz dążności do tego, by wszystkich obywateli traktować jako równych w sferze politycznej. Wreszcie, aktywny udział w sferze publicznej i życiu wspólnoty politycznej wpływa pozytywnie na usposobienie człowieka i rozwój jego osobowości. Są to wszystko ważne powody stanowiące mocny argument na rzecz demokracji. W rozdziale piątym przytoczymy ich więcej. Jednak nawet wzięcie ich wszystkich łącznie pod uwagę nie musi oznaczać, że demokracja zawsze jest czymś dobrym lub że wszystko, co pozytywne i wartościowe, musi być określane jako demokratyczne.

Jeżeli uważamy, że decyzja powinna być podjęta w sposób demokratyczny, oznacza to, że w procesie decyzyjnym powinni uczestniczyć wszyscy obywatele jako ciało polityczne. cCy jednak naprawdę chcemy, by wszystkie decyzje były podejmowane w ten sposób? Czy nie lepiej postrzegać niektóre kwestie jako przynależne do sfery prywatnej i pozostawić ich rozstrzygnięcie poszczególnym jednostkom zamiast całej wspólnocie politycznej? Wyobraźmy sobie dwa różne społeczeństwa. W pierwszym z nich demokratyczne głosowanie decyduje o tym, jaką religię mogą wyznawać i praktykować jego członkowie. W drugim obowiązuje konstytucja gwarantująca każdej jednostce prawa, w tym wolność wyboru religii. Które społeczeństwo jest lepsze? Drugie. Które jest bardziej demokratyczne? Wydaje się, że pierwsze. To oczywiste, że niektóre wolności indywidualne mogą być traktowane jako element niezbędny do istnienia demokracji jako takiej. Są to na przykład wolność zrzeszeń i wolność słowa. Jeżeli społeczeństwo odmawia swoim członkom prawa do wypowiadania opinii lub zrzeszania się z osobami o podobnych poglądach, wówczas bez wątpienia możemy orzec, że zabrania ono czegoś, dzięki czemu może być określone jako demokratyczne. Jest tak z powodu bliskiego związku, jaki łączy wolność słowa i wolność zrzeszeń z możliwością działania w sferze publicznej. Zatem niektóre uprawnienia konstytucyjne nie muszą oznaczać ograniczenia demokracji, lecz są koniecznym jej warunkiem. czy jednak wolność religii można zaliczyć do tego typu katalogu praw i wolności? Załóżmy, że społeczeństwo nie zabrania potencjalnym wyznawcom danej religii wypowiadać publicznie argumentów przemawiających za tym, iż powinni móc ją praktykować, ani organizować się, by wzmocnili swoją siłę przekazu. Po prostu uniemożliwia im praktykowanie wybranej religii. czy jest to wystarczający powód, by społeczeństwo to określić jako niedemokratyczne? Albo zastanówmy się nad wolnością wyboru orientacji seksualnej. Ktoś może traktować ją jako jedną z podstawowych wolności człowieka. Społeczeństwo, które pozostawia swoim członkom całkowitą swobodę w sferze życia seksualnego - oczywiście pod warunkiem, że nie wyrządzają oni szkody innym - wydaje się lepsze niż to, które tego nie robi. Nie sądzę jednak, że powinniśmy myśleć o tym społeczeństwie również jako o bardziej demokratycznym. W istocie, powinniśmy orzec, że jest ono nawet mniej demokratyczne. Wszak pozwala na to, by jeden z aspektów życia nie podlegał demokratycznej kontroli.

 

Jeżeli uznajemy, że jednostka powinna cieszyć się wolnością religii lub wolnością wyboru orientacji seksualnej, wówczas wolności te mogą być postrzegane jako zasadnicze dla sprawiedliwości społecznej. Społeczeństwo, które odmawia jednostkom tych wolności, nie traktuje swoich członków sprawiedliwie. Jest gotowe naruszać uprawnienia przysługujące jednostkom i narzucać wolę większości w kwestiach, które powinny być pozostawione do rozstrzygnięcia jednostkom. Jak widać, sprawiedliwość i demokracja mogą wchodzić ze sobą w konflikt, choć jesteśmy skłonni cenić i jedną, i drugą. Ostatecznie poszukujemy rozwiązania, które pozwoli najlepiej wyważyć różne wartości kryjące się za tymi pojęciami. Nie będzie nam jednak łatwiej rozstrzygać realnych kwestii, jeżeli będziemy kierować się błędnym przekonaniem, że sprawiedliwość i demokrację można ze sobą doskonale pogodzić. Wręcz przeciwnie. W naszych intelektualnych zmaganiach będziemy mogli pójść naprzód, jeśli skupimy naszą uwagę właśnie na tych kwestiach, w których cenione przez nas wartości wchodzą ze sobą w konflikt.

Społeczeństwo może być doskonale sprawiedliwe - gdy każdy otrzymuje to, co mu się należy, i wszyscy wywiązują się ze swoich wzajemnych zobowiązań - i nie być przy tym społeczeństwem doskonałym. Być może w przeważającej większości społeczeństwo to składa się ze znudzonych, lub co gorsza nieznudzonych, sybarytów, całymi dniami wpatrujących się w ekran telewizora. Sprawiedliwość jest tylko jedną z wartości, zgodnie z którą możemy oceniać społeczeństwo, lecz nie jedyną. Liczy się również to, jaki sposób życia wybierają ludzie w ramach instytucji społecznych będących ucieleśnieniem zasad sprawiedliwości. Ważne jest, jak korzystają ze swoich wolności i jak rozporządzają należnym im udziałem w dobrach społecznych. Dyskusja staje się naprawdę ciekawa, gdy dociera do nas, że sprawiedliwość może w pewnym zakresie konkurować z innymi ważnymi wartościami. Wówczas naprawdę zaczyna liczyć się to, czy gotowi jesteśmy zgodzić się z Rawlsem, że sprawiedliwość jest pierwszą cnotą społecznych instytucji. W słynnej kulminacyjnej scenie filmu Trzeci człowiek (The Third Man), zaliczanego już do klasyki, Orson Welles, który wcielił się w postać Harry'ego Lime'a, siedząc na diabelskim młynie porównuje zalety Szwajcarii i Florencji pod rządami rodziny Borgiów. Florencja, gdzie panowały okrucieństwo i przemoc, gdzie nie mogło być nawet mowy o sprawiedliwości społecznej, dała światu renesans. Szwajcaria, która jest wzorem pokojowego nastawienia, bezstronności i sprawiedliwości społecznej, dała światu zegar z kukułką. Zdaniem Lime'a nie jest to zwykły zbieg okoliczności. Nie chodzi tylko o to, że istnieją wartości ważniejsze niż sprawiedliwość społeczna. Gorzej. Chodzi o to, że sprawiedliwość społeczna tak naprawdę uniemożliwia realizację innych wartości. Z tego punktu widzenia sprawiedliwość może zacząć jawić się jako cnota nudna i banalna, która - mówiąc w ślad za niemieckim filozofem Friedrichem Nietzschem (1844-1900) - jest cnotą niewolników z tchórzostwa powodujących się sprawiedliwością we wzajemnych relacjach, nie zaś ludzi zdolnych do wielkich i heroicznych czynów.

Myśl, że sprawiedliwość może sprzyjać miernocie, można napotkać także w innej, już nie tak radykalnej formie. Niektórzy obrońcy nierówności nie powołują się na to, że równość jest niesprawiedliwa, lecz głoszą, że nieproporcjonalnie duża koncentracja zasobów w rękach osób stanowiących niewielką część społeczeństwa jest koniecznym warunkiem intelektualnego i artystycznego postępu. Alexis de Tocqueville (1805-1859), francuski arystokrata piszący o demokracji w Ameryce, był przekonany, że amerykański system równego podziału majątku między wszystkich synów - inny niż we Francji, gdzie cały majątek przypadał najstarszemu potomkowi - sprawi, że Ameryka wyda niewielu wielkich myślicieli, lub w ogóle żadnego. Wielkie umysłu pojawiają się tam, gdzie ludzie mają czas wolny i gdzie panuje arystokratyczna kultura przywiązana do kultywowania cnót intelektualnych. W takiej kulturze wybitne jednostki nie muszą zarabiać na życie, lecz mogą poświęcić większość lub nawet całe swoje życie na zdobywanie umiejętności wartościowych z intelektualnego punktu widzenia, lecz całkowicie bezużytecznych z punktu widzenia finansowego. Amerykański kult handlu i przemysłu oraz społeczny egalitaryzm, choć nie pozbawione zalet, zdaniem TOCQUEVILLE'A w przyszłości doprowadzą ten kraj do intelektualnej zapaści. Podobnych argumentów nie brak również dzisiaj. Czy powinno się wydawać ogromne sumy pieniędzy publicznych na finansowanie kulturalnych przedsięwzięć, takich jak opera, z których skorzysta wyłącznie bardziej zamożna część społeczeństwa, zwłaszcza jeśli publiczny grosz pochodzi - jak jest to w przypadku brytyjskiej loterii państwowej - głównie od osób mniej zamożnych? Czy brytyjskie uniwersytety w Oksfordzie i Cambridge mogą zasadnie domagać się dofinansowania z kasy państwa trybu nauczania opartego na seminariach, zwłaszcza jeśli to dzieci bardziej zamożnych obywateli mają największe szanse otrzymać w przyszłości tak kosztowne wykształcenie? Niemal na każdym kroku napotykamy pytania, które przynajmniej na pierwszy rzut oka zdają się wymagać od nas dokonania trudnego wyboru między sprawiedliwością społeczną i innymi wartościami.


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wprowadzenie do filozofii politycznej
Komentarze (2)
Józef Więcek
22 października 2010, 21:00
Jako niekumatemu, poprzednia wypowiedź coś mi wykształciuchem trąci...
6S
65% społeczeństwa nie posiada
22 października 2010, 20:39
 wykształcenia. bo nie możemy mówic o kims kto skonczył szkołę srednią, że ma wykształcenie. posiada on zdolnośc do pracy i tyle. nalezy jasno sobie z tego zdać sprawę, bo wtedy wiemy jak wyglada demokracja w takim społeczęństwie, jak nalezy do takiego społeczeństwa mówić. niestety nie nadrobi  się tego w jednym pokoeniu a wogóle nie wiadomo czy sie nadrobi jesli spadniemy do peryferii swiata, gdzie będziemy po prostu