Bóg dał mi wymarzone mieszkanie. Jak to się stało?

(fot. Sylwia Wawrzkowicz)
Barbara Turek

Nie mam stałej pracy. Nie chodzę. Bez pomocy innych nie wstanę z łóżka. Jak to się stało, że Bóg dał mi mieszkanie - dokładnie takie, jakiego potrzebuję?

Kiedy siedem lat temu wyprowadzałam się z domu, przez myśl mi nie przeszło, że moje życie tak się ułoży. Niesamowite cztery lata w akademiku, niezapomniany czas studiów, nauka codzienności i samodzielności. Potem kolejne mieszkania wynajmowane wraz z przyjaciółmi i walka o każdy dzień. ZAUFANIE - to słowo stało się dla mnie jak mantra, którą powtarzam do dziś właściwie w każdej chwili. Czasem przychodzi mi to z ogromnym trudem, ale wiem, że nie jestem sama i Bóg naprawdę ogarnia każdą chwilę.

DEON.PL POLECA

Historia sprzed kilku dni pokazała mi, że zaufanie jest czymś o wiele większym niż możemy sobie wyobrazić. Wobec Bożej miłości jesteśmy totalnie bezbronni, a On czuwa, by nawet włos z głowy nam nie spadł.

Boże, potrzebuję mieszkania. Jak najszybciej…

Do tej pory zawsze jakaś dobra dusza przygarniała mnie pod swój dach. Prawie od dwóch lat mieszkam w pięknym, klimatycznym miejscu. Ktoś oddał mi pokój, bym czuła się jak najlepiej i bezpiecznie - i dokładnie tak jest. Ale przyszedł moment, że kolejny raz trzeba wyfrunąć z gniazda i ruszyć dalej. Tym razem chciałam spróbować zamieszkać sama.

Zupełnie nie miałam pomysłu na to, jak znaleźć mieszkanie, które: nie zrujnuje mnie finansowo (bo przecież nie mam stałej pracy), będzie blisko centrum (żeby każdy mógł do mnie łatwo dotrzeć), nie będzie miało schodów (wiadomo…), za to będzie miało odpowiednią łazienkę (potrzebuję takiej z zupełnie płaskim prysznicem, wtedy mogę wygodnie z niej korzystać).

Decyzja zapadła pewnego wieczoru. Powiedziałam Jezusowi na modlitwie, że najpóźniej do końca maja musimy znaleźć mi nowy dom. Zabrzmi zabawnie, ale bardzo często w modlitwie dziękowałam Mu za mieszkanie, które dla mnie przygotował. Co chwilę myślałam wtedy: "Głupia, co ty robisz?!". Często przeglądałam też ogłoszenia - i wtedy mój optymizm malał. Przyjaciele mobilizowali mnie i zapewniali o tym, że pomogą, jeśli tylko będzie trzeba, ale z każdym dniem było trudniej.

Jezu, nie mam już siły

Tuż po Świętach przyszedł kryzys. Wieczorem usiadłam w swoim pokoju i dosłownie zalałam się łzami. Zupełnie nie potrafiłam opanować tego płaczu ani zrozumieć uczuć, które mnie przygniotły. Siedząc taka zapłakana, otworzyłam Pismo Święte - nie pamiętam nawet, na jakim fragmencie. Potem zaczęłam wypowiadać poszarpane, przerywane szlochem słowa: "Jezu, nie mam już siły! Proszę, zrób coś, znajdź mi mieszkanie! Poukładaj moje życie, w końcu jesteś Bogiem! Możesz wszystko!". Sama byłam zdziwiona, ale ta modlitwa mnie uspokoiła.

I słusznie. Po chwili wpadły mi do głowy dwie osoby, m.in. znajoma, z którą nie miałam kontaktu od dobrych kilku lat. Od razu napisałam do niej wiadomość, która brzmiała mniej więcej tak: "Cześć! Nie wiem, czemu do Ciebie piszę, ale przyszłaś mi do głowy na modlitwie. Może to zabrzmi głupio, ale szukam mieszkania. Potrzebuję jak najtaniej, bo nie mam kasy i w centrum, żeby ludzie mogli do mnie wpadać". Kompletny absurd. Ale wysłałam.

Kilka minut później odebrałam odpowiedź: "Hej, to chyba palec Boży! Tak się składa, że ja mam takie mieszkanie do wynajęcia…".

Pojechałam tam jeszcze tego samego wieczoru. Nie mogłam wytrzymać tych zbiegów okoliczności - na miejscu okazało się, że mieszkanie jest idealne! Nie ma progów, płaski wjazd do środka i w dodatku ścisłe centrum Krakowa! Nie wierzyłam we własne szczęście. Jedynym problemem była łazienka: zbyt wysoki prysznic i wąskie drzwi.

Ale okazało się, że właściciele od razu zgodzili się, żeby ją wyremontować i wszystko dostosować do moich potrzeb! Przecież takie rzeczy dzieją się raz na milion.

Bóg jest hojny!

Jak to wszystko jest możliwe? Szczerze mówiąc, nie znajduję logicznego wytłumaczenia poza jednym: właśnie taki jest Bóg! Nieustannie chce nam dawać więcej, jeśli tylko powiemy Mu "tak".

Nie chodzi o to, żeby być idealnym członkiem Kościoła! Ja nie mam nic wspólnego z byciem idealną - co chwilę upadam. Ale On mnie podnosi. Od jakiegoś czasu staram się, na tyle, na ile to możliwe, przyjmować Go codziennie. Przyjmuję Go, potem biegnę dalej - zupełnie inaczej, bo z NIM! To jest klucz.

*

Za kilka tygodni zacznę coś zupełnie nowego. Nie wiem, jak to się ułoży, boję się, ale wierzę, że On to ogarnie. Jeśli tylko możecie, będę wdzięczna za każde westchnienie w mojej intencji, a gdyby ktoś chciał wesprzeć mnie finansowo i dorzucić się do czynszu, taka pomoc też się bardzo przyda.

Jeśli chciałbyś pomóc, wejdź na mój profil na Patronite >>

Niech ten, którego imię jest JESTEM, Wam błogosławi! Nie bójcie się prosić - On naprawdę jest Bogiem rzeczy niemożliwych!

Słowa "nie da się" są im nieznane. Jak intencje trójki Polaków dotarły do samego Franciszka? >>

Przeczytaj też: Jak ufać Bogu, kiedy wszystko się wali? >>

Barbara Turek - z wykształcenia pedagog i coach, autorka bloga Pełnymi Garściami Żyje aktywnie i udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudniejsze do zrobienia! Kocha spotykać się z ludźmi, mówi, że uprawia "kaznodziejstwo na kółkach"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg dał mi wymarzone mieszkanie. Jak to się stało?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.