"Boża ekonomia" - zaskakująca, groteskowa?
Czyż więc nie jest prawdą, że przedsiębiorstwa i rynki są złe? Czyż handel i finanse nie są domeną bezbożności, pełną perwersji i nieuczciwości, którą wszyscy znamy? Czyż nie są przestrzenią bez Boga? A czyż sami ekonomiści nie są apostołami tego królestwa żądzy i niesprawiedliwości, niesłusznie uchodzącymi za badaczy? Jakże moglibyśmy, nie popadając w ciężki grzech, wprowadzać Boga do brudów ekonomii?
Świat bez Boga?
Spoglądając uważniej, musimy przyznać, że wszystko to jest prawdą. Rzeczywiście, firmy, rynek, handel i finanse, a także refleksja nad nimi, zdają się być domeną pozbawioną Boga, krainą, gdzie wyzysk, oszustwo i grzech wprost kwitną. Ekonomia jest dziś dla wielu przestrzenią upadku i potępienia.
Zobacz - Czy jesteśmy uczciwi w pracy?
Ale czyż nie moglibyśmy powiedzieć tego o całej reszcie świata? Czy to samo nie dotyczy polityki, wojskowości, medycyny, szkolnictwa wyższego, naszych miast? Czy nie moglibyśmy krytykować także środków masowego przekazu? Nauki? Kina? Czyż świat dzisiejszy, podobnie zresztą jak i zawsze, nie jest zalewany przez ducha zła i oszustwa? Jeśli chcielibyśmy być konsekwentni w tej oskarżycielskiej postawie, czyż nie musielibyśmy skazać nas wszystkich?
Z drugiej strony, nie możemy zapominać, że ekonomia, firmy i przedsiębiorstwa, to przecież my sami. Wielu z nas spędza większość czasu pracując i konsumując wytworzone dobra. Dlatego też przedsiębiorstwa wytwórcze, rynek i handel są w dzisiejszych czasach po prostu ludzkim życiem. Tymi, których oskarżaliśmy i skazywaliśmy, jesteśmy my sami.
I mieliśmy słuszność oskarżając. Spoglądając z uwagą i uczciwością na nasz świat podporządkowany ekonomii, widzimy bardzo smutny obraz. Uczyniliśmy ze świata miejsce złe, miejsce bez Boga. Ten świat rzeczywiście wyparł się Boga.
Nasza ekonomia, podobnie jak cały świat, znajduje sie w stanie nieuleczalnym. Chyba, że... chyba, że sam Bóg zechce do nas powrócić.
I tu właśnie tkwi różnica, tu znajduje się odpowiedź. Tym, co sprawia, że życie staje się dobre i godne przeżywania nie jest to, że było ono dobre od zawsze, lecz to, że Chrystus przyszedł do nas, gdy jeszcze żyliśmy w stanie grzechu. "Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. [...] Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami" (Rz, 5,6.8).
I Jego przyjście zmieniło wszystko. Chrystus chciał przyjść do nas i żyć z nami, kiedy jeszcze byliśmy pogrążeni w grzechu. On sam powiedział: "Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników" (Mt 9,13). I to jest jedynym zbawieniem: "gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12).
To nie my zatem wprowadziliśmy Boga do ekonomii i do naszych niskich interesów. Byłoby o wiele wygodniej, gdyby Bóg pozostał daleko, ograniczając się do sfery czystości, doskonałości i transcendencji. Ale On przyszedł do naszych interesów. A my zderzyliśmy się z Nim. Jakże wielkie było nasze zmieszanie i zdumienie, gdy się na Niego natknęliśmy.
Ewangelia w ekonomii
Święty Franciszek z Asyżu mówił o "siostrze wodzie", o "bracie Księżycu". Gdyby żył dzisiaj, nauczałby, że musimy być zdolni do mówienia o "siostrze giełdzie" i "siostrze telewizji". To ich właśnie musimy poszukiwać, bo w nich kryją się problemy współczesności.
Wolimy wątpić we wszechwiedzę Bożą i wierzyć w elegancką formułkę Fernanda Pessoa, który pisał, że "Jezus Chrystus nie znał się na finansach". Tak jakby Bóg mógł pozostawić cząstkę świata poza Zbawieniem!
Modlimy się do "Pana Zastępów" (Ps 84,2), do "Króla ziemi" (Ps 47,8), do "Ojca dla sierot, opiekuna wdów" (Ps 68,6), ale nie zwracamy się o pomoc do "Pana fabryk", "Króla rynku" czy "Ojca banków". Nie potrafimy modlić się do "Boga ekonomii".
Skomentuj artykuł