Ciało do przeróbki. Dlaczego nie lubimy swojego wyglądu?
Jedni unikają luster i zapominają o ciele. Inni natomiast serwują sobie drastyczne doświadczenia głodówek, spędzają godziny na zabiegach kosmetycznych lub na siłowni. Ta droga często nie ma końca. Bo tu wcale nie o wygląd chodzi.
Większość kobiet po wstaniu z łóżka i szykowaniu się do wyjścia z domu czują się zaniepokojone jakimś aspektem swojego wyglądu. Coraz częściej z własnego ciała są niezadowoleni również mężczyźni. Negatywne myśli na swój temat wprowadzają do ich życia dyskomfort i cierpienie. Jedni unikają luster i zapominają o ciele. Inni natomiast serwują sobie drastyczne doświadczenia głodówek, spędzają godziny na zabiegach kosmetycznych lub na siłowni – tak by efekt był w końcu zadowalający i aby mogli w końcu o sobie dobrze pomyśleć... Jednak ta droga często nie ma końca, a akceptacja nie pojawia się. Bo tu wcale nie o wygląd chodzi. Co zatem stoi za nadmierną koncentracją na wyglądzie i udoskonalaniu ciała?
Jesteś czymś więcej niż sumą części swojego ciała
Sebastian zaczyna poranek od godzinnego biegu, a po pracy wpada na siłownię. Powtarza, że dzień bez treningu to dzień stracony. Ostatnio był przeziębiony. Stracił kilka dni. Stał się wtedy nerwowy, bał się, że coś go omija i zaprzepaści swoje osiągi, złościł się, że organizm nie chce go słuchać. Jego dziewczyna zaczęła się martwić. Sport i wymiary ciała są już dla niego nałogiem. Małgosia, odkąd pamięta, nie lubiła siebie. Wyjście z domu bez makijażu jest dla niej niemożliwe. Każdy kosmyk włosów powinien być skontrolowany i ugładzony. Prawdziwą ulgę odczuła po pierwszym zabiegu powiększającym usta. Częściej się do siebie uśmiecha. W dalszej kolejności do przeróbki są uszy i piersi. Wyszukiwanie informacji o zabiegach oraz fotografii kobiet o idealnych kształtach stały się jej prawdziwą obsesją.
Nawet jeśli niektórzy z nas nie decydują się na tak radykalne kroki, to w swoich myślach poddają swój wygląd nieustannej ocenie, chowają wystające brzuchy czy zakrywają „nie takie” łydki. Można to wszystko zmieścić w jednym słowie: uprzedmiotowienie. Spojrzenie na ciało jest wówczas fragmentaryczne, bliżej mu do obiektu niż do żyjącego organizmu.
W pułapce kultury
Żyjemy w kulturze, która gloryfikuje ciało, a jego standardy zmieniają się i są niemożliwe do osiągnięcia dla większości z nas. Przeciętna kobieta nie nosi rozmiaru 36, nie ma sylwetki klepsydry, a mężczyzna nie jest opancerzony mięśniami niczym atleta. Jednak mit, że piękne ciało jesteśmy w stanie łatwo sobie wypracować stał się nieomal niezaprzeczalnym faktem. Podobnie jak przekonanie o tym, że stale mamy podnosić poziom swojej atrakcyjności.
Przez chwilę wyobraź sobie przez chwilę świat bez luster i bez wag. Co wtedy zmienia się w Twoim życiu? Czujesz niepokój czy raczej ulgę? Jak podaje Vicky Courtney w swojej książce „Rozmowy z córką” - jeszcze sto lat temu takie rzeczy jak waga i lustro nie były w wyposażeniu domu. Wyprysk na twarzy można było jedynie poczuć, a największym pragnieniem dziewcząt było wzrastanie w cnotach. Powszechny dostęp do obydwu udogodnień spowodował, że większość osób baczniej przygląda się sobie, dostrzega mankamenty urody, kontroluje masę ciała i w kółko porównuje się z innymi. A stąd już o krok do braku akceptacji czy odrzucenia siebie samego.
Wyrastające jak grzyby po deszczu sieciówki, choć wygodne, próbują ograniczyć ludzi do jednego rozmiaru, długości rękawa czy obwodu talii (kiedyś szyło się zazwyczaj ubrania na miarę w domu lub u krawca). Dodatkowo wszechobecne reklamy opierają są na przekazie, że z naszymi ciałami ciągle jest coś nie w porządku, dlatego powinniśmy nabywać kolejne upiększające produkty. Dr Susie Orbach, psychoterapeutka, wykazała, że samo przeglądanie magazynu o modzie tylko przez trzy minuty obniża poczucie własnej wartości u 80 proc. kobiet! To wszystko sprawia, że nieadekwatnie postrzegamy własne ciała. Wiele badań ujawnia, że gdy kobieta ma wybrać spośród kilku zdjęć sylwetek jedną, z którą się utożsamia, w większości wypadków wybierze tę, która jest w większym od niej rozmiarze.
Problem braku akceptacji własnego wyglądu jest bardzo poważny i narasta, zwłaszcza wśród młodych osób. Drastyczny wzrost samobójstw u nastolatków na początku lat 2000-ych, wiąże się w dużej mierze z upowszechnieniem mediów społecznościowych. Upiększone zdjęcia innych nasilają krytycyzm również wobec własnego ciała. Lajki uzależniają, dają pozytywne odczucia, pobudzają ośrodek przyjemności, ale po chwili zostaje ogromna pustka.
Ciało elementem projekcji
Ciało jest wdzięcznym elementem naszych projekcji. Nieustannie wyświetlamy na nim film. Każdy z nas ma swoją własną opowieść. Niektórzy „idealnym” ciałem pragną zasłużyć na podziw, bycie dostrzeżonym czy na miłość. Inni eksperymentują z własnym wyglądem, bo poszukują sensu, sposobu na zapełnienie poczucia wewnętrznej pustki, rozładowania napięcia albo nieodczuwania nieprzyjemnych emocji. Panując nad organizmem, przez chwilę czują, że panują nad własnym życiem, nie stoją w miejscu lub realizują cele. Łatwiej zmienić coś zewnętrznie, niż uporać się z wewnętrznym rozbiciem. Idealne ciało ma w jakimś sensie zapewnić idealne życie, przynieść udany związek i akceptację siebie. Jednak bardzo często się zdarza, że godziny ćwiczeń, retusze wyglądu, przykrywają wewnętrzne zranienia, a nawet traumy. Wiele z nich powstała w nas już na wczesnym etapie życia. Relacja z ciałem ujawnia głęboko skrywane nadużycia innych ludzi wobec nas. Tak jak inni nas traktowali, tak i my dzisiaj traktujemy swój organizm. Zastanów się przez chwilę: jeśli Twoje ciało byłoby osobą to jak się do niej odnosisz, co do niej mówisz, jak o nią dbasz, jaką masz z nią więź?
Wewnętrzna rana
Większość z nas nosi w sobie podstawowe zranienie, które można wyrazić pytaniem: „czy to kim w istocie jestem, jest wystarczające?” Choć operacje plastyczne przynoszą chwilową radość, ulgę, to nie zmieniają samej natury problemu, bo na głębokim poziomie, możemy spotkać w sobie chłopca lub dziewczynkę, która ciągle udowadnia wszystkim dookoła, że wcale nie jest gorsza. Pod nadmiarową koncentracją na wyglądzie leży przeogromny niepokój przed byciem mniej znaczącym, takim „nie dość”. To pierwotny strach przed byciem odrzuconym. I dopóki nie spotkamy się prawdziwie z tym lękiem, możemy tańczyć w jego rytm przez całe życie: albo w kółko staramy się zasłużyć, albo podważamy samych siebie nie dowierzając, że można nas pokochać. Wokół ciała powstaje pancerz, który zaczyna uwierać i uniemożliwia prawdziwe pokochanie siebie i przyjęcie, ale też pokochanie innych. Towarzyszy nam nieustanne poczucie izolacji, oddzielenia, braku przepływu.
Opatrzyć ranę
Spotkanie ze swoimi zranieniami jest prawdziwym aktem odwagi. To co do tej pory schowane, wydostaje się na światło dzienne i już nie musi być zakrywane odpowiednim makijażem lub pozycją w pracy. Tylko doświadczenie własnego bólu i kruchości oraz przyjęcie ich wywołuje w nas prawdziwą przemianę. Dostrzeżenie tego co się wydarzyło, czego zabrakło, ale też tego co inni i my sami sobie zrobiliśmy sprawia, że przestajemy żyć iluzją, że odwrócimy nasze doświadczenia. To jakby proces przechodzenia żałoby, a najbardziej w nim pomaga otwarcie się na możliwość płaczu. Czasem ten proces doprowadza nas do większej empatii wobec siebie, współczucia, bądź przeprosin wobec swojego ciała. Już nie jestem krzywym nosem czy za dużym rozmiarem, tylko sobą, całością. Nawet, gdy nie zostaliśmy w pełni przyjęci przez innych, możemy to dzisiaj sami zrobić bez starania się, tak po prostu… Zmienia się podejście do siebie samych, a w tym wszystkiego, co tyczy się ciała. Z czasem może okazać się, że zajmowanie się sobą nie oznacza kupienia kolejnego kremu, ale wmasowanie tego, który już mam z czułością i delikatnością, w kontakcie ze sobą. Albo że dobrą formą ruchu jest spacer a nie siłownia lub że ubrania mają być przede wszystkim wygodne, a nie w najlepiej dobranym fasonie. Bo prawdziwe uzdrowienie zyskujemy przez przyjęcie tego, co w nas niechciane, odrzucone. Na życzliwość wobec siebie nigdy nie jest za późno!
Doświadczenie
Stań nago przed lustrem. Popatrz na siebie, na każdy swój punkt, od głowy do stóp. Patrz bez ocen, z życzliwością. To Twoje ciało, to TY! Obejmij się ramionami i przytul siebie jak przyjaciela. Może nie od razu będzie to możliwe, dlatego powtórz to doświadczenie ile razy będzie trzeba.
Jeśli to okaże się za trudne dla Ciebie spróbuj codziennie dotykać z czułością inną część swojego ciała: policzka, dłoni, brzucha. Poczuj swoje ciepło, skórę. Mów przy tym, że to jestem JA. Brzmi dziwnie? A może jednak sprawdzisz co to zmienia?
Skomentuj artykuł