To straszne słowo na „f”

To straszne słowo na „f”
(fot. unsplash.com)

„Ciekawe, czy wniosłyby lodówkę na czwarte piętro, he, he!”, „aborcjonistki!”, „oczywiście, że jestem za równością kobiet i mężczyzn, ale nie jestem feministką”, „o co w ogóle chodzi, przecież dziś kobiety i mężczyźni są równi”… A co Ty, katoliku, myślisz o feminizmie? A co, jeśli Twój papież wyraża feministyczne poglądy?

O co cały ten hałas?

Zacznijmy od tego, co jest niezbędne, czyli od definicji. Według Encyklopedii PWN feminizm to „nazwa bardzo szerokiego ruchu o charakterze politycznym, społecznym, kulturowym i intelektualnym, którego różne orientacje, szkoły, teorie i badania łączy wspólne przekonanie, że kobiety były i są przedmiotem dyskryminacji”. Z kolei Wikipedia, powołując się m.in. na Britannicę i „The Concise Encyclopedia of Sociology”, wyjaśnia, że to: „szereg ruchów społecznych i politycznych oraz ideologii, które łączy wspólny cel, czyli zdefiniowanie, uzyskanie i utrzymywanie równości płci pod względem politycznym, ekonomicznym, osobistym i społecznym”.

Uderzające, jak wiele to wyjaśnienie w sobie mieści i jak bardzo wymaga doprecyzowania, zaznaczenia kontekstu. Nie ma jednego feminizmu; jest „szereg ruchów”. Pierwsza, druga, trzecia i czwarta fala przetaczają się przez odmienne sytuacje historyczne, wszystkie też mieściły i nadal mieszczą w sobie rozmaite odłamy, zajmują się różnymi kategoriami, dzielą się na radykalne i liberalne skrzydła. I, tak, feministki i feminiści różnią się poglądami i spierają się między sobą.

Dlatego zawsze, gdy słyszę deklarowane poparcie dla konkretnych, stricte feministycznych postulatów (równość płac, taka sama możliwość awansu dla kobiet i dla mężczyzn, powszechny dostęp do edukacji na każdym szczeblu i w każdej dziedzinie, walka z handlem ludźmi, prostytucją, niezgoda na uprzedmiotowienie, seksizm i przemoc - fizyczną, psychiczną, seksualną, ekonomiczną…), ale jednocześnie zabezpieczające sformułowanie-wytrych: „ale daleko mi do feministek”, zastanawiam się, o co właściwie chodzi, jaki obraz jest w czyjejś głowie. I jak stereotyp może uwięzić.

A może warto jednak zaryzykować i zderzyć ten stereotyp, jakikolwiek on nie jest, z szerszą perspektywą? „Patrz trochę szerzej”, śpiewał Łona parę lat temu. Spróbujmy.

Przemoc domowa, przemysł pornograficzny, molestowanie seksualne to niektóre z obszarów walki o godność kobiet. Co konkretnie może przeszkadzać katolikowi w tej walce?

Czy katolik może…

… być feministą? Czy katoliczka może być feministką?

A czy katolik/katoliczka może być za równością płac, za niezależną od płci swobodą wyboru drogi zawodowej i możliwością awansu oraz równym dostępem do edukacji dla kobiet i mężczyzn? Czy sprzeciwia się handlowi ludźmi i uprzedmiotowieniu?

Owszem, nie będziemy się zgadzać we wszystkim w gronie feministów i feministek. Jako katolicy i katoliczki jesteśmy undergroundem, ale, umówmy się, nie tylko w tym środowisku. Tak więc z niektórymi postulatami albo formami wyrażania sprzeciwu nie będziemy się zgadzać nawet bardzo stanowczo, i nic w tym dziwnego.

Ale czy naprawdę tak trudno znaleźć punkty styczne choćby z feminizmem czwartej fali, który można najogólniej i najprościej opisać jako „ten po #metoo”, głośno sprzeciwiający się seksizmowi, molestowaniu i przemocy wobec kobiet?

O tej ostatniej kwestii pisała Magdalena Syrda w swoim tekście pt. "Kościół walcząc o tradycyjną rodzinę, nie może milczeć o dramacie, który się w niej rozgrywa": "Według Raportu o stanie bezpieczeństwa w Polsce w 2016 roku w stosunku do ponad 90 tysięcy osób istniało podejrzenie, że są dotknięte przemocą domową. Ponad 70 proc. stanowiły kobiety. Zaledwie niespełna 17 tysięcy sprawców zostało zatrzymanych przez policję. Jak zauważa Urszula Nowakowska, założycielka i dyrektorka Centrum Praw Kobiet, szacuje się, że rocznie w Polsce w wyniku przemocy w rodzinie życie traci 400-500 kobiet. Dokładną liczbę trudno podać, bo czasem przestępstwo, ze względu na brak wcześniejszych zgłoszeń o przemocy, traktowane jest jako pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Zdarzają się także przypadki, w których kobiety, nie mogąc dłużej znieść swojej sytuacji, same odbierają sobie życie. Przemoc domowa jest drugą najczęstszą przyczyną samobójstw wśród kobiet." To nie jest wymyślony problem, liczby mówią same za siebie.

Albo inna sprawa, która nie pozostawia część ruchu feministycznego w spokoju. Gail Dines, profesorka socjologii i gender studies na Wheelock College w Bostonie, założycielka organizacji Stop Porn Culture i feministycznego ruchu Woman to Woman, autorka książki „Pornoland. Jak skradziono naszą seksualność”, mówi o tym mocno w wywiadzie dla miesięcznika „W drodze” (9/2015): „Uwierzyliśmy w kłamstwo o kobietach, które uwielbiają, kiedy okazuje się im pogardę, co doprowadza je do orgazmu i szczęścia. Prawda jest nie do zniesienia. Wchodząc w porno, sponsorujesz przemysł, poprzez który molestujesz kobietę”. Inny przykład? Inicjatorki feministycznej krytyki pornografii, Catherine MacKinnon i Andrea Dworkin, przez lata aktywnie protestujące przeciwko produkcjom pornograficznym jako dehumanizującym kobietę. MacKinnon jest także m.in. autorką książki „Sexual Harassment of Working Women: A Case of Sex Discrimination” (1978) - prekursorskiej pracy wobec ruchu #metoo, podnoszącej kwestię molestowania seksualnego w miejscu pracy.

Przemoc domowa, przemysł pornograficzny, molestowanie seksualne to niektóre z obszarów walki o godność kobiet. Co konkretnie może przeszkadzać katolikowi w tej walce?

Czy Jezus nie może inspirować również odwagą do wychodzenia z narzuconego obyczajowego schematu w imię miłości? Jak inaczej spojrzeć na przywołane uzdrowienie z krwotoku, uzdrowienie kobiety pochylonej od 18 lat (Łk 13,10-17) czy rozmowę z Samarytanką (J 4,5-42)?

A czy to po Bożemu?

Dlaczego ukształtował się i nadal pokutuje stereotyp dobrej katoliczki jako grzecznej i uległej? Czy na pewno o to idzie w kwestii bycia „cichej i pokornego serca”? To przecież samo w sobie jest jak najbardziej godne pochwały - i modlimy się o to jednogłośnie, kobiety i mężczyźni, w wezwaniu „Jezu, cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego”. Czy lata patriarchalnej kultury to wystarczający argument, by grzecznie usuwać się w cień, stoi za nimi jakaś większa racja, że się im - nadal - za często poddajemy i oddajemy głos? Tymczasem Katechizm podsuwa taki fragment: "Mężczyzna i kobieta są stworzeni, to znaczy chciani przez Boga, z jednej strony w doskonałej równości, jako osoby ludzkie, a z drugiej strony, w ich byciu mężczyzną i kobietą" (KKK 369).

I przecież w litanii loretańskiej jest również to przepiękne wezwanie: „Judyt wojująca”! Czy ten rys - niezależności, działania, inicjatywy, stanowczości, witalności - nie umyka katoliczkom w myśleniu o sobie samych? Niezależnie, czy chodzi o singielki, dziewice konsekrowane, siostry zakonne czy żony i matki piątki dzieci - „szeroki nurt” nie dotyczy tylko określonej grupy kobiet w związku lub poza związkiem.

Fantastycznie pokazują to silne kobiety Starego i Nowego Testamentu: Rut i Noemi, Judyta, Estera, Maria Magdalena, Maryja… Wsłuchane w Jego głos, aktywnie biorące sprawy w swoje ręce, wytrwałe w wierności, racjonalnie układające i przeprowadzające plan wyzwolenia swojego ludu, a czasem czujące intuicyjnie, jak należy postąpić.

„Tak jak postać Ewy odkrywana i rozumiana jest dzisiaj na nowo, tak dzieje się z postacią Maryi. Na przykład jej dziewictwo można odczytywać jako pewną postawę, którą ona reprezentuje, wyraz jej autonomii. Zobaczmy scenę zwiastowania. To Maryja decyduje i nie jest to pokorna, cicha, ale przemyślana decyzja, której nie konsultuje z nikim. Również Ojcowie Kościoła to dostrzegli. Tak jak Ewa podjęła decyzję o przyjściu grzechu na świat, tak Maria podejmuje decyzję o przyjściu zbawienia. Kobiety zdecydowały o najważniejszych sprawach tego świata” - wyjaśnia dr Elżbieta Adamiak w rozmowie z Joanną Podgórską („Polityka”, 2011).

A Jezus? Można by prześledzić Pismo Święte i odczytać Ewangelie pod kątem Jego równego traktowania kobiet i mężczyzn. Chrystus nieraz nie wahał się tym zgorszyć współczesnych sobie. „Jest wiele tabu, które Jezus przełamuje, jak choćby to związane z krwią, która w prawodawstwie żydowskim oznaczała nieczystość rytualną. Jezus uzdrawia kobietę, która cierpi na krwotok przez 12 lat, co oznacza równocześnie, że uwalnia ją od nieczystości i wykluczenia społecznego. Gdy w miejscach publicznych rozmawia z kobietami, też postępuje wbrew obyczajowi” - mówi o tym dr Adamiak.

Czy Jezus nie może inspirować również odwagą do wychodzenia z narzuconego obyczajowego schematu w imię miłości? Jak inaczej spojrzeć na przywołane uzdrowienie z krwotoku, uzdrowienie kobiety pochylonej od 18 lat (Łk 13,10-17) czy rozmowę z Samarytanką (J 4,5-42)?

Wsłuchane w Jego głos, aktywnie biorące sprawy w swoje ręce, wytrwałe w wierności, racjonalnie układające i przeprowadzające plan wyzwolenia swojego ludu, a czasem czujące intuicyjnie, jak należy postąpić.

Co powiedział Franciszek?

Franciszek podczas swojej homilii 1 stycznia, przy okazji święta Świętej Bożej Rodzicielki, powiedział niepozbawione wątków feministycznych rozważanie fragmentu z listu do Galatów („Gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z Niewiasty” Ga 4,4). Papież na przykład stanowczo podkreślił sprzeciw wobec uprzedmiotowienia kobiet:

„Kobiety są źródłami życia. Jednakże są nieustannie poniżane, bite, gwałcone, nakłaniane do prostytucji i usunięcia życia, które noszą w swym łonie. Każda przemoc zadana kobiecie jest zbezczeszczeniem Boga, zrodzonego z niewiasty. Z ciała kobiety przyszło dla ludzkości zbawienie: po tym, jak traktujemy ciało kobiety, rozpoznajemy nasz poziom człowieczeństwa” - mówił. - „Ileż razy ciało kobiety jest poświęcane na bezbożnych ołtarzach reklamy, dochodów, pornografii, wyzyskiwane jako obszar do użycia.”

Zaznaczał też konieczność „włączania kobiet w procesy decyzyjne”.

Czy to nie jest sposób myślenia, który warto wspierać?

Więc dlaczego jestem feministką?

To, co dziś w naszej szerokości geograficznej jest oczywiste - że, jako kobiety, możemy głosować, prowadzić auto, skończyć studia, same zdecydować o swojej pracy w korpo lub pracy związanej z prowadzeniem domu - nie zawsze takie było. Nie wszędzie jest oczywiste dzisiaj. Jestem feministką, bo nie zgadzam się na wykluczenie ekonomiczne, na instrumentalne traktowanie, na seksizm, na przemoc. Jestem feministką, bo staram się kochać siebie-kobietę i kobiety wokół mnie.

Więc tak właściwie chodzi o to, co zawsze.

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zuzanna Radzik

Historia wielkiego przemilczenia

W Kościele pierwszych wieków kobiety pełniły ważne funkcje: nauczały, studiowały Biblię, były apostołkami. W ich domach spotykali się wierni i sprawowano Eucharystię. To one jako jedne z pierwszych fundowały i utrzymywały klasztory....

Skomentuj artykuł

To straszne słowo na „f”
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.