Coś bardzo delikatnego, kruchego

(fot. DEON.pl)
wab

Czekaliśmy na 4 marca. Tego dnia odbył się zabieg Pawła chorego na stwardnienie rozsiane. Minęło zaledwie kilkanaście dni, a my piszemy o jego pierwszych sukcesach - z ostrożną radością, bojąc się zapeszyć…

Zmiany nastąpiły w przeciągu 48 godzin po zabiegu. To niewiarygodne, bo przecież mowa o chorobie nieuleczalnej, bezpowrotnie niszczącej organizm chorego. Tymczasem zaledwie kilkanaście godzin po zabiegu CCSVI Paweł oddychał z większą łatwością – w miejsce nerwowego, spazmatycznego oddechu pojawił się łagodny, gładki.

Dzień po zabiegu udało mu się samodzielnie zjeść obiad – talerz ruskich pierogów. Ciągle jeszcze niepewnym ruchem, ale bez czyjejkolwiek pomocy, nabijał na widelec każdy kolejny kawałek. To absolutna rewolucja! Paweł zdążył się już przecież przyzwyczaić do smutnej myśli, że do końca życia będzie jadł zmiksowane potrawy, podawane mu przez bliskich. Przez cały weekend dzielnie „walczył” z kubkiem - chwytając go, podnosząc i przykładając do ust.

DEON.PL POLECA

Czy kiedykolwiek przyszło nam do głowy, że taka czynność może być źródłem radości? Może! Podobnie, jak przywrócona nagle umiejętność zgięcia nóg bez ich niemożliwego do opanowania drgania. I poprawne pisanie – gdy nie wkradają się niepotrzebne znaki, kiedy nasze zesztywniałe, spięte palce uderzają na oślep w klawiaturę. I możliwość stania na dwóch, własnych nogach – pierwsze 15 sekund.

- Cały weekend po operacji upłynął nam pod znakiem radości – mówi Zenon Rak, tata Pawła. - Ale boimy się wybiegać myślą do przodu, oczekiwać zbyt wiele. Te pierwsze natychmiastowe efekty traktujemy jako coś bardzo delikatnego, kruchego. Boimy się, że to wszystko jest jak piękna kolorowa bańka, która cieszy oczy, ale może nagle niespodziewanie pęknąć.

Przed Pawłem długie miesiące żmudnej, ciężkiej pracy, bo organizm wyniszczony chorobą nie odradza się w przeciągu kilku tygodni. Potrzeba ćwiczeń, sensownie dobranej rehabilitacji, diety – by nie zmarnować tego przebudzenia organizmu, do którego doszło w wyniku zabiegu. Paweł stara się być cierpliwym, choć marzy już o tym, by przyspieszyć czas i stanąć na nogach.

- Teraz zastanawiamy się, co dalej - tłumaczy Zenon Rak. - Potrzebujemy pomocy specjalisty, ale gdzie znaleźć kogoś, kto wie, jak należy postępować w tak nietypowej sytuacji? Pytamy, szukamy, sprawdzamy różne ośrodki. Wiemy, że Pawłem trzeba się zająć kompleksowo, potrzebuje stałej opieki rehabilitanta. Postaramy się zrobić tyle, ile się da.

W czasie przeprowadzanego zabiegu okazało się, że przypadek Pawła jest szczególny – jego żyły szyjne nie wykształciły się prawidłowo. CCSVI pozwoliło na ich udrożnienie i umożliwienie prawidłowego przepływu krwi, dzięki czemu nastąpiła natychmiastowa pozytywna reakcja organizmu, ale długofalowo pomóc mogłaby operacja przeszczepu żył – tę jednak wykonać można jedynie zagranicą. Na razie więc Paweł stara się korzystać z tego, co udało się osiągnąć.

Pawła czeka teraz wielomiesięczna, kosztowna rehabilitacja. Po latach walki z chorobą i inwestowania w każdą możliwą terapię Paweł potrzebuje finansowego wsparcia, by stanąć na nogi. Można mu pomóc, przekazując 1% podatku lub dokonując wpłaty na jego rzecz na konto Fundacji "Dobro Powraca" - Fundacji na rzecz Chorych na stwardnienie rozsiane. Więcej informacji znajdziesz na www.pomocdlapawla.com.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Coś bardzo delikatnego, kruchego
Komentarze (16)
J
ja
5 kwietnia 2011, 11:34
A czy Pan Bóg pochwala ludzi ktorzy lubia sie klocic i sie czepiaja? Chyba nie... Jezeli kogos stac tylko na uparte klocenie sie pod artykulem to jest malutki... Co do skutecznosci zabiegu to sa ludzie ktorzy kilka dni po nim wstawali z wozkow inwalidzkich, takich przykladow jest mase w internecie, wystarczy poszukac, nie ma co sie truc chemia stworzona przez koncerny farmaceutyczne, skoro sa przypadki  ze po zabiegu chlopak teraz chodzi po szlakach gorskich a siedzial na wozku, poszukajcie w internecie...
K
Kondzio
2 kwietnia 2011, 21:21
nie napisałem że się nie cieszę z radości Pawła. Nie mniej jednak wskazuję moje oburzenie ludzi wiary z powodu małej wiary i małej nadziei. Pan może znacznie więcej niż jakiekolwiek zabiegi. Ile my w swym życiu prosimy Boga o zupełne uzdrowienie dla chorych. Uzdrawianie nie jest zarezerwowane dla szatańskich praktyk uzdrowicieli. To Bóg prawdziwie uzdrawia. Bóg może uczynić zdrowym każdego chorego. Może. Warunki jednak są zupełnie naturalne. "Uwierz Panu a On Cię uzdrowi".
&
"esemita"
2 kwietnia 2011, 08:38
Ldzie kochani czepiacie się słów w artykule i siebie na wzajem . Prawda jest taka , iż nie ważne jest czy pomaga nam wiara w Boga ,zabieg  stendowania czy też terapia medykamentami  (ja stawiam na rehabilitację , psychoterapię i przyjaciół ), każdy ma swoją drogę do Boga ,uzdowienia itd. Cieszę się ogromnie ,że koledze zabieg pomógł /pomaga - chociażby psychicznie . Psychika to 80-90 % przy SM . Same stendy/zbieg  nie zostały zaopiniowane jako metoda "leczenia" SM , znam kilka osób po w/w zabiegu i szczerze mówiąc poza hurrrra optymizmem oraz delikatnym spadku męczliwości (okresowo ) to bez rewelacji - pomijając odciążenie o ok. 12-15 tys złoty. Tym bardziej się cieszę  i to wielce , że u kolegi to tak dobrze "zadziałało". Życzę oby to działanie pozytywne wciąż trwało
M
Małgorzata
30 marca 2011, 21:52
Pawle, podziwiam Cię!!! Powodzenia, życzę kolejnych sukcesów. Szczęść Boże!
K-
Kondzio - stale ten sam
29 marca 2011, 21:58
«przedwczesnym mówieniem o czymś spowodować, że stanie się coś niepożądanego» - według regułki wnioskuję, że zapeszanie to czynność zła i oddalająca od Boga Co do udrożniania żył... opinie chorych na ten temat nie są jednolite. Jedni mówią że to pomaga i radują się i mają rację. W końcu w chorobie każdy efekt pozytywny wzbudza radość. Całościowo osobiście raduję się szczęściem Pawła. Dlatego właśnie czepiłem się bzdury, która wzbudza zamieszanie w świeżo wzbudzonej nadziei. Jak mówienie o możliwości złej sytuacji może spowodować ową sytuację? Nijak! No chyba że ktoś rzuca urok, klątwę czy czaruje. A o to nie chodziło autorowi artykułu. A zatem raczej rzeczą zdrową i naturalną i też nader rozsądną jest przewidywanie gorszej sytuacji. I nie jest to zapeszanie lecz zdrowy osąd sytuacji. Może się zdarzyć. Ale nie trzeba się tego bać. To że może być źle to w sytuacji SM rzecz normalna. Chorych nie wolno trzymać w złudnej rzeczywistości że będzie zawsze dobrze. Może być dobrze. BA! Może choroba zupełnie zniknąć. O ile to wola Boża. Ale może też choroba stale się rozwijać. I to też może być wola Boża. Bóg wie co dla człowieka najlepsze. Bóg ma najwyśmienitsze plany. Pozostaje pytanie. Czy zgodzimy się z wolą Bożą bez względu na wszystko i czy wytrwamy w miłości i wierze pomimo postępów lub zaników choroby?
A
ania
28 marca 2011, 10:03
Paweł, powodzenia!!  
TT
Tylko tyle i aż tyle
28 marca 2011, 09:22
Mnie też ręcę opadają. Podzielam opinię poszukującego i Agnieszki. Innych odsyłam do słownika języka polskiego. Dla tych, którzy tam nie trafią, służę: zapeszać «przedwczesnym mówieniem o czymś spowodować, że stanie się coś niepożądanego» Tylko tyle i aż tyle
P
poszukujący
28 marca 2011, 09:10
Ręce opadają jak czytam komentarze. Nikt nie napisał, że cieszy się szczęsciem Pawła, że życzy mu, tak po ludzku, powodzenia. Ważne jest, że napisano "o zapeszaniu"! Przy okazji lektury tego artykułu przypomniałem sobie historię Pawła i poszperałem troche po internecie. Polecam <a href="http://www.stwardnienie-rozsiane.org/ccsvi---raporty-pacjent%C3%B3w-f13.html">to forum</a>. Można tam przeczytać, że udrożnienie żył szyjnych pomogło wielu chorym. Najbardziej cieszę się, że choroba, która do niedawna uważana była za nieuleczlaną, nie jest już taka straszna, można z nią skutecznie zwalczać. Polska powinna rozpocząć refundacje tekiego zabiegu, tym bardziej, że nie są to duże pieniądze. Operacja kosztuje około 20 tys. złotych a koszt leczenia interferonem ok. 8 tys. miesięcznie. Przy czym inteferon nie leczy, ale tylko opóźnia pojawienie się objawów choroby, która i tak wyniszczy organizm. Polecam to zagadnienie do refleksji
K
Kondzio
26 marca 2011, 22:21
żadna zniewaga nie miała mieć tu miejsca. Dorota ma rację. Pracuję z osobami chorymi na SM i wiem co przeżywają. Doskonale widzę ich cierpienie ale i widzę  i słyszę ich wiarę. Nie można w momentach chorób, z którymi nie dają sobie ludzie rady nie przytulać się do Boga. Doskonałym przykładem jest Janek który ma już 8 stopień choroby. poczytajcie sobie jego poezję (i innych): http://www.centrumsm.eu/
B
bart
26 marca 2011, 22:01
 Do Dorota                  A ja wierzę że jesteś przygłupia. Agnieszka ma rację!
D
Dorota
26 marca 2011, 17:45
,,z ostrożną radością, bojąc się zapeszyć…,, katolicy nie wierzą w zabobony, bo to bałwochwalstwo  
A
Agnieszka
26 marca 2011, 17:01
Czytając kometarze ogarnia mnie wielkie zdziwienie. W artykule przedstawiono niesamowitą historię, dającą nadzieję dla osób z SM, a ludziom zdrowym zastanowienie nad swoim życiem, zwłaszcza w czasie Wielkiego Postu. A Państwo czepaicie się jednego słówka.... a gdzie meritum sprawy...?
KP
ku przyszłości...
26 marca 2011, 16:49
Albo wierzymy w Boga, albo w pecha! W Boga wierzmy. I ufajmy Bogu.
M
Misiek
26 marca 2011, 16:41
To ja też chciałem się do tego zapeszania przyczepić i ostrożnej radości...! Ale wsparcia modlitewnego to nie eliminuje ;-)
.
.
26 marca 2011, 15:44
SURSUM CORDA!
K
Kondzio
26 marca 2011, 14:23
"bojąc się zapeszyć" czy to jest portal katolicki?! co to znaczy zapeszyć? czy radość może być ostrożna? czy ogromna radość może być zapeszeniem? a może to mała wiara nie pozwala wam uwierzyć że Pan może nawet odsunąć całkowicie chorobę?