Co pan na to, że pańska żona sypia z innym facetem?
Pan Redaktor z DEONu nie był zadowolony, jak powiedziałem, o czym napiszę. "Miało być stricte o ojcostwie…" - zaripostował. Będzie o ojcostwie, ale nie wprost.
Ojcostwo jest jak sport ekstremalny - ryzykowne, wymaga współpracy i odpowiedzialności. Jeśli coś pójdzie w nim nie tak, cierpi cała rodzina; realizowane z pasją - uskrzydla i rozwija. Zapraszamy do nowego cyklu na DEON.pl. Chcemy w nim pomóc odkryć (nie tylko ojcom), że od roli mężczyzn w rodzinach zależy więcej, niż się wydaje.
OJCOSTWO, SPORT EKSTREMALNY, im więcej myślę o tym tytule, tym bardziej mi się podoba. Myślę, że w ogóle wychowanie dzieci to jest sport ekstremalny. Po pierwsze jak raz zaczniesz go uprawiać, to nie schodzisz z boiska ani na chwilę przez wiele lat. Jesteś w grze przez dwadzieścia cztery godziny na dobę praktycznie już do końca swojego życia. Po drugie ten sport nie ma określonych zasad. Można powiedzieć, że piłka jest jeszcze bardziej nieprzewidywalna niż w futbolu amerykańskim, nigdy nie wiadomo, jak się odbije. Dziecko to człowiek i tak naprawdę nie wiadomo, co mu "odbije".
Umówmy się najpierw na słownictwo. Wiem, że nie każdy z Was żyje w związku małżeńskim, ale jeśli mi się wymknie mąż i żona, rozumiejcie to jako ojciec i matka dziecka.
Mężczyzna zawsze realizuje swoje ojcostwo razem z kobietą
Moja myśl, która tak zaskoczyła wspomnianego Redaktora, jest taka: pierwszym, najważniejszym zadaniem ojca jest troska i dbanie o relacje z żoną. Mężczyzna zawsze realizuje swoje ojcostwo razem z kobietą. Jeśli się z tym nie zgadzasz, to pokaż mi mężczyznę, który sam sobie urodził dziecko, bez udziału kobiety? Zastanówmy się, jak dziecko widzi swoich rodziców. Przeprowadź eksperyment na samym sobie: wyobraź sobie, jakbyś się poczuł, gdybyś się dowiedział dzisiaj, że Twoi rodzice się rozwodzą? Może już masz to doświadczenie za sobą - to sobie po prostu przypomnij, jak to było. Ja myślę, że taka wiadomość wstrząsnęłaby mną. Zapewne musiałbym sobie wytłumaczyć, że to ich życie, że tego nie rozumiem, ale przecież mają prawo robić, co chcą, itd. Ale ja mam już ponad czterdzieści lat i własną rodzinę, więc jakoś bym sobie poradził. Jeśli taka wiadomość spada na kilku-, kilkunastoletnie dziecko, to jest to dla niego autentyczne trzęsienie ziemi. Moja żona pracuje w przedszkolu i twierdzi, że potrafi po zmianach w zachowaniu dziecka powiedzieć, jaka jest jakość związku jego rodziców, a zwłaszcza kiedy pojawia się kryzys małżeński. To zrozumiałe - fizyczną pępowinę przecina się zaraz po urodzeniu, ale jest coś takiego jak pępowina emocjonalna czy pępowina osobowościowa. Przez wiele lat dziecko kształtuje swoje "ja" w ścisłym odniesieniu do swoich rodziców. To widać boleśnie, jeśli na przykład w sytuacji okołorozwodowej jedno z rodziców pozwala sobie na krytykowanie drugiego w obecności dziecka lub, co gorsze, bezpośrednio do dziecka. Nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że dziecko odnosi te słowa przede wszystkim do siebie, bo ono emocjonalnie czuje się jeszcze częścią swoich rodziców: "jeśli mama jest niedobra, to znaczy, że ja jestem niedobry, bo ja to ona". Mam nadzieję, że choć trochę Cię przekonałem, iż mówiąc o relacji mężczyzny z żoną, mówi się także o jego ojcostwie.
Tę relację rodziców można porównać do gleby, na której rośnie i rozwija się dziecko. Jeśli gleba jest żyzna, zadbana, to wydaje plon. Co z tego, że ojciec będzie wymyślał nawet najbardziej ekstremalne projekty z dziećmi, jeśli jego relacja z matką będzie glebą jałową albo nawet skażoną? Co dobrego może urosnąć na zaniedbanym ugorze?
Jak zatem budować te relacje z żoną?
Trzeba przede wszystkim poświęcać czas. Zastanów się, ile minut spędziłeś tylko ze swoją żoną przez ostatnie siedem dni. Jeśli od tej liczby odejmiesz te minuty, w których rozmawialiście o bieżących sprawach dotyczących domu i dzieci, to ile zostanie? Mój przyjaciel opowiadał mi, jak kiedyś żona zapytała go: "czy nas łączy jeszcze coś oprócz tego, że mamy dzieci?". To pytanie wstrząsnęło nim. Opowiadał mi, że poczuł nad sobą cień życiowej klęski. Uświadomił sobie, że może mu się nie udać zrealizować tego, co kiedyś obiecał - że będzie z nią "AŻ DO ŚMIERCI". Uświadomił sobie, że jest egoistą, bo myślał, że ona z nim zostanie tylko dlatego, że jest jego żoną. Nie inwestował w relację, mijali się w mieszkaniu i nie odzywali do siebie. Natychmiast wziął żonę na spacer, usiedli razem na kocu na plaży i mój przyjaciel postanowił, że nie wstanie, dopóki sprawy nie wyjaśni. Dziś mają się dobrze. Są szczęśliwi, dużo się uśmiechają. Ale to był taki moment, którego nie można było przegapić. Gdyby wtedy powiedział, że ma projekt do skończenia albo że jest zmęczony… Kto wie, jakby to było. Może realizowałby swoje ojcostwo co drugi weekend, przez dwa tygodnie w wakacje i co drugie święta oraz przelewając alimenty. Czy już Cię przekonałem, że to jest ważne i że to jest ojcostwo? Ta rozmowa z żoną na plaży była zapewne jednym z najważniejszych aktów ojcostwa w jego życiu. Jeśli mleko się jeszcze nie rozlało, to działaj! Może też potrzebujesz usiąść ze swoją kobietą z postanowieniem, że nie ruszysz tyłka, dopóki nie wyjaśnicie? To jest ojcostwo.
Można oczywiście przesadzić w drugą stronę i gruchać z żoną jak dwa gołąbki, podczas gdy Wasze niedopatrzone dzieci będą wychowywane przez dziadków, sąsiadów, znajomych albo ulicę, ale to o wiele rzadsza sytuacja, nie będę się nią zajmował w tym tekście, choć jak już się zdarzy, to bywa nie mniej dotkliwa.
Rodzina jest jak atom
Lubię porównywać rodzinę do atomu, który, jak wiadomo, jest zbudowany z jądra i elektronów. Jądro tworzą protony i neutrony. One mają pewną masę, która generuje siłę przyciągania. Dzięki tej sile elektrony mogą bezpiecznie krążyć po swoich orbitach. Jeśli siła byłaby za duża - elektron rozbiłby się o jądro, jeśli za mała - elektron odleciałby ze swojego atomu. Podobnie jest w rodzinie. Jakość relacji rodziców generuje właśnie taką siłę przyciągania, dzięki której dzieci mogą bezpiecznie, na właściwym miejscu funkcjonować w rodzinie. Jednak to nie jest łatwe i nie jest dane raz na zawsze. Trzeba o to dbać cały czas, codziennie trzeba pielęgnować jak wspomnianą glebę.
W naturalny sposób, z przyczyn biologicznych i fizjologicznych na przykład kobieta po porodzie będzie "dryfowała" w stronę dziecka. Tak to już jest. Ten nowy człowiek dosłownie wyszedł z niej i ona czuje w trzewiach troskę o niego. To nie jest jej wina i ona się z tego nie musi spowiadać. To jest biologia. Ale nie zostawiaj tak tego.
Zdarza się, że pary, które konsultuję, opowiadają na przykład o tym, że małe dziecko (najczęściej dotyczy to chłopców) śpi z rodzicami albo w ogóle z mamą, a tata w drugim pokoju. Pytam wtedy: "co pan na to, że pańska żona sypia z innym facetem?". Mężczyzna musi cały czas walczyć o pierwsze miejsce w życiu swojej żony. Pamiętaj tylko, że nie jest to walka z żoną ani z dzieckiem. Oni nie są Twoimi przeciwnikami. Przeciwnikiem są pewne naturalne tendencje. Twoim sprzymierzeńcem jest natomiast Twoja SAMOŚWIADOMOŚĆ. Pewnie słyszałeś już, że jeśli uświadamiasz sobie problem, to już jesteś przynajmniej w połowie drogi do jego rozwiązania. Widzisz ten problem? To działaj! Rozmawiaj z nią o tym.
Często rodziców dziecka z tzw. problemowymi zachowaniami zaskakuję pytaniem: "Czy mają państwo czas dla siebie?". Niektórzy wprost, a inni niewerbalnie odpowiadają: "ale przecież nie o tym chcieliśmy rozmawiać, niech pan nam pomoże rozwiązać problem i już!". Niestety nierzadko problemem jesteśmy my sami. Jeżeli Twoja codzienność kręci się tylko wokół tzw. codziennej logistyki - odwożenia, przywożenia, zajęć dodatkowych, pracy itd., to być może Twoje małżeństwo istnieje już tylko na papierze? Może Twoja żona już nawet przestała na to narzekać? Jeśli jesteś tylko taksówkarzem swoich dzieci i dostarczycielem środków pieniężnych na życie, to trzeba bić na alarm i wprowadzać program zaradczy. Weź kalendarz i wpisz ją do niego. Wpisz ją najpierw, a potem wszystko inne.
Bóg tak to zamyślił, że kobieta i mężczyzna mogą razem mieć dzieci. Oni także z woli Stwórcy bardzo się różnią. To są dwa światy, dwa kosmosy. Z perspektywy dziecka to nie jest problem, ale bogactwo. Z jednej strony opiekuńcza matka, z drugiej wypychający do przodu i wymagający ojciec. Dla dziecka to bogactwo. Lubię powtarzać, że gdyby dziecko miało tylko dwie matki, toby się wcale nie rozwinęło, ale gdyby miało dwóch ojców, toby w ogóle nie przeżyło. Jeśli natomiast ma matkę i ojca, to ma szansę na harmonijny i bezpieczny rozwój. To jednak stawia nam pewne wymagania. Mężczyzna musi być świadomy zarówno swojej roli, jak i roli swojej żony. Jeśli mój syn wchodzi na drzewo, będę mówił mu wejdź wyżej, mimo że stojąca obok żona będzie krzyczała: "Oszalałeś, każ mu zejść". To jest sytuacja nieustającego napięcia. Łudzi się ten, kto liczy na święty spokój. Jeśli ten święty spokój odnajdziesz, to wiedz, że coś bardzo ważnego się zgubiło. Albo Ty nie pełnisz swojej męskiej - konfrontacyjnej roli, albo tak zastraszyłeś swoją żonę, że boi się odzywać ze swoim kobiecym przekazem. Tak czy inaczej z perspektywy dziecka jest to strata.
Warto zatem, Panowie, robić swoje, wypychać małe pisklę z gniazda, nawet jeśli mielibyśmy usłyszeć te słowa, których najbardziej nie lubimy: "A nie mówiłam".
Chciałem Cię w tym tekście przekonać o tym, że ten ekstremalny sport uprawiasz zawsze w drużynie z żoną. Nawet jeśli aktualnie nie ma jej na boisku, bo realizujesz swój stricte ojcowski projekt, to jednak cały czas jesteście drużyną i pierwszym celem jest to, abyście się dobrze czuli w swoim zespole, abyście się znali i sobie ufali. Jeśli od tego zaczniesz i będziesz o to dbał, reszta się ułoży. Jeśli to zaniedbasz, dzieci na tym stracą. Natomiast gdy odlecą z gniazda - Ty zostaniesz sam, bo nie będziesz znał kobiety, z którą przeżyłeś życie, a poza tym ona będzie miała wtedy innego - najczęściej pieska, który będzie dla niej jak kolejne dziecko.
Przemyśl to, podejmij decyzję i działaj.
Michał Borkowski - człowiek, mąż jednej żony, ojciec dwójki dzieci. Z zawodu psycholog, autor i mówca. Mówi o sobie, że lubi zbierać ludzkie historie, medytować je i potem opowiadać dalej. Autor bloga: bycojcem.pl
Skomentuj artykuł