Dziecko potrzebuje czterech rzeczy. Jakich?

(fot. Angelo Ghigi / flickr.com)
Jacek Pulikowski / slo

Żyjemy w świecie, który próbuje rozmywać, a nawet negować, naturalne różnice pomiędzy kobietami i mężczyznami. W konsekwencji kwestionuje się odmienność ról do spełnienia w świecie przez kobiety i mężczyzn. Dotyczy to również rodziny i jej odwiecznej funkcji wychowawczej.

Jeżeli odrzucimy niepodważalny fakt, że zarówno kobieta, jak i mężczyzna są nie do zastąpienia w procesie prawidłowego wychowania dzieci, to rację bytu zyskają postulaty umożliwienia adopcji parom jednopłciowym. Tak właśnie błądzi "nowoczesny" świat.

By zrozumieć, dlaczego dla wychowania dzieci są niezbędni i kobieta, i mężczyzna, spójrzmy na sprawę od strony potrzeb dzieci. Dziecko do swego prawidłowego rozwoju potrzebuje czterech rzeczy. Miłości, miłości, miłości oraz… Miłości. Każda z tych miłości jest inna i inaczej potrzebna dziecku.

DEON.PL POLECA

Pierwsza to miłość matki, wrażliwej, subtelnej kobiety, która rozumie sygnały wysyłane przez dziecko jeszcze przed jego urodzeniem, a potem przez niemowlę. Jak sama nazwa wskazuje, nie jest to "mowa" słowna, którą mógłby zrozumieć mężczyzna. Kobieta jest tu nie do zastąpienia. Ona zgaduje w mig, czego dziecko (zwłaszcza małe) w danej chwili potrzebuje. Ona ma otaczać serdeczną opieką i dawać poczucie bycia kochanym, otoczonym troskliwą czułością.

Druga miłość to miłość ojca. Zupełnie inna od matczynej. O ile matka ma chronić dziecko przed niebezpieczeństwem, o tyle ojciec ma nauczyć stawiać czoła niebezpieczeństwom i wytyczać drogi, by dziecko przeszło zwycięsko przez życie. By nie zagubiło się w świecie. By nie odeszło od świata wartości domu rodzinnego.

Trzecia miłość, jeszcze bardziej potrzebna od dwóch poprzednich, to miłość pomiędzy rodzicami. Ta trwała, stabilna, wierna i dozgonna miłość daje dziecku nie tylko poczucie bezpieczeństwa - grunt pod nogami, ale staje się pierwowzorem miłości damsko-męskiej, mającym wpływ na przyszłe małżeństwo dziecka.

I wreszcie czwarta Miłość (specjalnie pisana wielką literą). To Miłość Stwórcy do stworzenia. Ona jest nieodwołalna, bez względu na postępowanie człowieka. Problem w tym, by człowiek o tym wiedział i był o tym niewzruszenie przekonany. Zadaniem rodziców jest, by wierząc w bezwarunkową Miłość Boga, wiarę tę przekazali dzieciom. Życie bez miłości nie ma sensu. Człowiek, by żyć musi, być kochany i przekonany o tym, że jest kochany. To przekonanie jest niezbędne do utrzymania poczucia sensu życia. Ludzie niewierzący w chwili, gdy zawodzą miłości ludzkie, tracą poczucie sensu życia i uciekają w samobójstwa. Człowiek wierzący nigdy tego nie uczyni, bo wie, że jest kochany przez Boga.

Powróćmy do niezastąpionej roli ojca. Ojca, który ma nauczyć dziecko poruszania się w meandrach świata i stawiania czoła niebezpieczeństwom. Ma ku temu mężczyzna specjalne predyspozycje. Analityczny umysł i zdolność wykonywania wielu kroków w logicznym myśleniu pozwalają zawczasu przewidzieć nadchodzące niebezpieczeństwo i zaplanować działania prowadzące do zamierzonego celu z dużym wyprzedzeniem. W odróżnieniu od kobiety mężczyzna nie jest poddawany zmiennym oddziaływaniom hormonów i ma większą szansę na stabilność psychiczną. Ponadto jego reakcje w mniejszym stopniu niż u kobiety są zależne od stanu uczuć. Pozwala to wymierzyć karę potrzebną dla dobra dziecka, mimo że mu szczerze dziecka żal.

Ulitowanie się nad dzieckiem i cofnięcie potrzebnej dziecku kary (tak częste u kobiet) byłoby w dalekosiężnej perspektywie ze szkodą dla dziecka.

Wspomniałem o potrzebnej karze. Tak, dziecko powinno otrzymać karę wtedy, gdy tego potrzebuje, by utrwalić w świadomości, że to, co zrobiło, było złe. Dziecko nigdy nie powinno być karane wtedy, gdy ojciec tego "potrzebuje" (np. nie wytrzymał i puściły mu nerwy). Ustalenie roztropnych i adekwatnych do przewinienia lub zasług kar czy nagród to teren idealny dla ojca. Symbolicznie: dla matki zrobienie przez małe dziecko wycinanki z banknotu dziesięciozłotowego i dwustuzłotowego to zupełnie inne przewinienia, dla roztropnego ojca identyczne.

Rozum i chłodna ocena powinny decydować o zasadach panujących w domu, o granicach, których przekraczać nie wolno. Dlatego do tych zadań lepiej nadaje się mężczyzna. Oczywiście dojrzały. Stabilny psychicznie i odpowiedzialny. Taki ojciec potrafi nie tylko ustalać rozsądne granice, ale też spokojnie i stanowczo je egzekwować. Właśnie spokojnie i stanowczo. Dzieci bardzo tego potrzebują.

Widząc niezdecydowanie w egzekwowaniu ustalonych zasad, zaczynają "sprawdzać" ich niepodważalność. Jeżeli dostrzegą różnice w podejściu do zasad przez mamę i tatę, potrafią po mistrzowsku lawirować, inne sprawy załatwiając z mamą, inne z tatą. Dzięki dobremu ojcu i dobrej z nim więzi dzieci dorastają w jasnej świadomości dobra i zła, tego, co wolno, i tego, co nie przystoi człowiekowi, i same coraz dojrzalej siebie pilnują, by kroczyć po właściwych ścieżkach w życiu. Ojciec nie tylko je wytyczył, ale sam nimi kroczy, pociągając za sobą dzieci, które wpatrzone we wspaniałego ojca próbują mu dotrzymać kroku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziecko potrzebuje czterech rzeczy. Jakich?
Komentarze (25)
DT
Dariusz Tomasz Chojnacki
4 listopada 2015, 13:10
wiekszość artykułów na deonie jak i ten to tylko teoria, teoria, teoria, teoria, zero praktyki !!!!!!!!
MR
Maciej Roszkowski
5 listopada 2015, 22:08
Praktykę wynikającą z teorii  musimy stosować sami. Nikt za nas tego nie zrobi
19 listopada 2015, 22:13
Autor jest mężem, ojcem i od wielu lat prowadzi poradnię rodzinną. Komu więc zarzucasz brak praktyki?
M
m
24 czerwca 2013, 08:33
jedyną drogą "wytyczoną" dzięki ojcu jest chowanie się po kątach , brak zaufania do mężczyzn -dzięki tato za słowa-"jestes nikim"
SM
sama mama
27 kwietnia 2013, 21:55
Dobrze, że piszesz velario, bo dodajesz mi otuchy, że samotna matka może jednak dobrze wychować dziecko.
X
XYZ
27 kwietnia 2013, 20:26
Stabilny emocjonalnie mężczyzna....ja żyję już ponad 50 lat i takiego nie spotkałam. Mam męża, syna, zięcia, znam wielu kolegów, mężów koleżanek i panów-klientów (petentów, pacjentów).  Zazwyczaj są to rozedrgani histerycy, najczęściej topiący swoje problemy (różnorodne: albo praca, albo pieniądze, albo, że Krzysiek ma lepsze auto, albo ładniejszą żonę,albo że nie mam dzieci, albo że mam ich za dużo itp,itd) w pokelu piwa albo drinku.  Jak w pracy pan się trzyma to w domu odreagowuje albo zamykając się w sobie i karcąc dzieci (a często nie tylko) bo mu hałasem święty spokój zakłócają, albo wrzeszcząc wniebogłosy, żeby pokazać jaki on ważny jest i groźny. Jak z pracy wyleci to w depresję wpada i godzinami piloting uprawia. Jak ma katar to umiera, ale jak coś poważnego się dzieje to do lekarza boi się iść, bo mu to "samo przejdzie". Jak się zapytasz o wartości, to usłyszysz moralność Kalego z "Pustyni i w puszczy" (jak Kalemu ukraść to grzech ale jak Kali ukradnie to dobrze). A jeśli już o hormonach mówimy to męski hormon, testosteron, zalewa panom mózg od świtu po świt. Dzieci na pewno dostrzegają te różnice...może dlatego Matka Boska cieszy się taką estymą !! Ostatnio w kościele dzieci zapytane o Trójcę Św odpowiedziały : Matka Boska , Pan Jezus i Pan Bóg. Rodzina.
L
lumen
17 listopada 2012, 20:46
taaa zwłaszcza dzieci urodzone w wyniku gwałtu na pewno wdzięczne są Panu Bogu że mają nie tylko matkę ale i OJCA... Żenada.
A
Ala
17 listopada 2012, 16:57
"W odróżnieniu od kobiety mężczyzna nie jest poddawany zmiennym oddziaływaniom hormonów i ma większą szansę na stabilność psychiczną." Znam mężczyzn,którzy znajdują sie pod niezmiennym(!)oddziaływaniem hormonów:)A ta stabilność psychiczna to mit:ile razy,jak jest problem,to właśnie panowie wymiękają:( Autor myśli tu życzeniowo.
.
................................
17 listopada 2012, 16:01
Może nie być miłości ojca, może nie byc miłości matki, może nie być miłości między nimi, a pan P. jako ostatnią podaje MIŁOŚĆ BOGA. To jakieś nieporozumienie..
Martino
17 listopada 2012, 12:44
~syn i ojciec: Velario, współczuję, ale nie zabieraj arbitralnie głosu w kwestiach, które nie były dostępne Twojemu poznaniu. Jest dokładnie odwrotnie. Właśnie przez to, że w moim życiu nie było ojca, jestem w stanie zaświadczyć, iż role ojca i matki są, częściowo przynajmniej, zamienne. Gdyby było inaczej, nie byłbym w stanie osiągnąć takiego poziomu rozwoju osobowego, jaki - wedle dogmatów Pana Pulikowskiego - dostępny jest jedynie osobom, w których wychowaniu uczestniczył ojciec.   Nie wiem dokładnie, czego mi współczujesz, ale dzięki w każdym razie. Osiągnięcia nie zastąpią ojca. To oczywiste. Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej. Ale przecież Ty nic nie możesz wiedzieć, jak by było, gdyby wychowywali Cię oboje rodzice. Więc po co te puste wypowiedzi. To w ogóle nie było przedmiotem mojej wypowiedzi. Świadczą wyłącznie o tym, że wychowywała Cię tylko matka, która nie nauczyła Cię milczenia, gdy milczeć trzeba i nie nauczyła Cię celności myślenia. Bo to nie jest domena kobiet. Wybacz osobiste uwagi, ale w tych kwestiach, w sprawach dotyczących rodziców, trudno się od nich ustrzec. Miałeś obydwoje rodziców a żaden nie nauczył Cię, że uwagi ad personam obnażają bezsilność i pustkę dyskutanta.
L
leszcz
17 listopada 2012, 12:23
Wpisałem w wyszukiwarkę"celność myślenia",ale nie znalazłem takiej definicji,ale  z twojego wywodu wynoszę,że chodzi Ci o trafność rozeznania.Rozumiem,że to jest domena mężczyzn,więc słabsze w tej dziedzinie kobiety powinny być prowadzone przez sprawniejszych w tej kwestii mężczyzn.I to są własnie te niesprawiedliwe i nietrafne uogólnienia.A najlepszy przykład sam podałeś poniżej pisząc,że mężczyźni mają skłonność do analizy,a kobiety-do syntezy,podczas gdy broniony tu przez Ciebie Pulikowski pisze,że"Kobieta spostrzega szczegóły, a słabiej zauważa całość"(to cecha myślenia analitycznego,a nie syntetycznego).Który z was ma rację?Obaj.Bo są różni mężczyźni i różne kobiety.I nie ferujmy łatwo takich uproszczeń:kobiety to to,mężczyźni to tamto.Właśnie taki jest mój główny zarzut do Pulikowskiego,że lekceważy złożoność świata i człowieka. Ojcze i synu,jeśli  przeczytałeś,pozdrawiam.
SI
syn i ojciec
17 listopada 2012, 11:56
celność myślenia jest domeną kobiet Oczywiście miało być "nie jest". Pozdrawiam i jeszcze raz proszę o wybaczenie, jeśli kogoś uraziłem. Nie było to moim zamierzeniem.
L
leszcz
17 listopada 2012, 10:59
Żeby jeszcze uścislić:osoba ojca,zarówno dla chłopców,jak i dziewcząt,jest niezwykle istotna dla ich poczucia bezpieczeństwa i wiary w siebie.Od ojca dziecko dostaje nieco inny rodzaj akceptacji niż od matki.To niesamowita inwestycja w jego rozwój.Ojciec jest też ostatecznie obrazem Boga Ojca,a psychologia potwierdza,że często (choć nie zawsze)obraz Boga pozostaje w związku z obrazem własnego ojca.Tylko,że to nie determinizm.Można,jak twierdzi velario i jak obserwuję po swych znajomych wychowanych wyłącznie przez matki wyrosnąć na mądrych,dojrzałych i dobrze radzących sobie w świecie i relacjach z innymi,facetów.W rodzinie z jednym rodzicem to dużo trudniejsze,ale możliwe. Pulikowski też ma czasem rację:),ale jego skłonność do dogmatyzowania swych teorii jest irytująca.
L
leszcz
17 listopada 2012, 10:23
Synu i ojcze,nie jestem co prawda adwokatem velario,ale muszę zaoponować wobec twych wycieczek osobistych w jego kierunku.Niesprawiedliwych bardzo. Ja mam wspaniałych oboje rodziców,ale akurat logicznego myślenia nauczyła mnie matka.Kobieta inteligentna i wyważona.Myślenie nie jest domeną kobiet?Takie mamy oto skutki pulikowszczyzny.Czarno-biała wizja świata.Ręce opadają.To jest dramat czytelników poradników pana inżyniera:nie myślą samodzielnie,tylko bezkrytycznie przyjmują to,co napisane.
SI
syn i ojciec
17 listopada 2012, 08:53
To oczywiste, że ojciec nie może zastąpić matki, ani matka ojca, ale to wiedza poznawcza, a nie teoretyczna. Wątpliwości co do tego może mieć tylko ktoś, kto wychował się bez matki/ojca - albo dosłownie, albo w przenośni (np. ojciec alkoholik). Ale taka osoba jest przecież usprawiedliwiona. Velario, współczuję, ale nie zabieraj arbitralnie głosu w kwestiach, które nie były dostępne Twojemu poznaniu. Równie dobrze mógłbyś opisywać życie dzikich na Borneo w 500 roku naszej ery. Osiągnięcia nie zastąpią ojca. Wychowywali mnie oboje rodzice. Gdybym z góry znał swoje życie i miał wybierać, oddałbym swoje wszystkie osiągnięcia, pieniądze i tytuły, żeby wychowywali mnie oboje rodzice. To oczywiste i głupotą byłoby, gdybym tego nie dostrzegał. Ale przecież Ty nic nie możesz wiedzieć, jak by było, gdyby wychowywali Cię oboje rodzice. Więc po co te puste wypowiedzi. Świadczą wyłącznie o tym, że wychowywała Cię tylko matka, która nie nauczyła Cię milczenia, gdy milczeć trzeba i nie nauczyła Cię celności myślenia. Bo to nie jest domena kobiet. Wybacz osobiste uwagi, ale w tych kwestiach, w sprawach dotyczących rodziców, trudno się od nich ustrzec. Jeśli chodzi o sam artykuł, to mam wątpliwości co do "dla matki zrobienie przez małe dziecko wycinanki z banknotu dziesięciozłotowego i dwustuzłotowego to zupełnie inne przewinienia, dla roztropnego ojca identyczne". Dla roztropnego ojca to w ogóle nie jest przewinienie. Zawinił opiekun, który pozostawił banknoty w zasięgu dziecka, albo nie wytłumaczył starszemu już dziecku, że pieniądze nie są do zabawy. Pozdrawiam i przepraszam ewentualnych urażonych.
17 listopada 2012, 08:45
Należałoby policzyć statystycznie szczęśliwość życia ludzi wychowanych w rodzinach pełnych, bez ojca, bez matki i sierot. Przecież to oczywiste, że w każdej z tych grup znajdą się osoby szczęśliwe i nieszczęśliwe. Pytanie jaki procent?
Martino
17 listopada 2012, 00:37
~Zocha A ja wprawdzie nie jestem konserwatystą (tym bardziej starym...:) ale podpisuję się całkowicie pod odpowiedzią leszcza. Pytasz kim jestem? Facetem, którego wychowała samotna matka. Według logiki, którą prezentuje w tekście Pan Pulikowski, powiniem więc lękać się świata (bo ojciec mnie w niego nie wprowadził), nie zaznać w życiu kary (bo przecież matka jest z założenia pobłażliwa), nie mieć jasnej świadomości dobra i zła, nie potrafić wytyczać granic etc.  Nie chcę się licytować, kto osiągnął w życiu więcej - Autor czy ja, bo to rzeczy względne. Ale jedno wiem - że jego tezy mają się nijak do mojego życia.  
L
leszcz
16 listopada 2012, 23:06
Zocho,polecam Ci tę lekturę.Świetnie oddaje mój punkt widzenia. http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,287,mezczyzni-nie-sa-z-marsa-a-kobiety-z-wenus.html
L
leszcz
16 listopada 2012, 22:44
Boże broń,Zocho!Jestem starym konserwatystą,który uważa,że role matki i ojca są inne i obie dziecku potrzebne.Razi mnie tylko taki sztywny podział,jaki Pulikowski wprowadza w swych poradnikach i prelekcjach.Takie tam sterotypy:że facet nie umie sie zająć małym dzieckiem,więc się dobrze nie zaopiekuje,a kobieta nie zna się na sporcie czy polityce,więc nie wprowadzi w świat społeczny.Że matka pobłaża,a ojciec jest wymagający.Znam mnóstwo wspaniałych matek i rewelacyjnych ojców,którzy nie bardzo pasują do modelu Pulikowskiego.Bo ludzie sa różni. Znam też innych gości,którzy mają żony,dzieci,są katolikami,pracują w poradniach i mają inne zdanie od Pulikowskiego. Pozdrawiam.
Z
Zocha
16 listopada 2012, 22:06
Leszczu i Velario - Pulikowski to jest gość co ma żonę, dzieci, doradza w poradni - więc zna mnóstwo różnych rodzin i ich problemy, jest pracownikiem naukowym, inżynierem, katolikiem itp... A wy kim jesteście??? Naprawdę uważacie że ojciec może zastąpić matkę i odwrotnie? Oczywiście: jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma! Czasem kot musi zastąpić psa. Ale uważać to za normalne, za wzór to już nienormalne.
Z
Zocha
16 listopada 2012, 22:06
Leszczu i Velario - Pulikowski to jest gość co ma żonę, dzieci, doradza w poradni - więc zna mnóstwo różnych rodzin i ich problemy, jest pracownikiem naukowym, inżynierem, katolikiem itp... A wy kim jesteście??? Naprawdę uważacie że ojciec może zastąpić matkę i odwrotnie? Oczywiście: jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma! Czasem kot musi zastąpić psa. Ale uważać to za normalne, za wzór to już nienormalne.
L
leszcz
16 listopada 2012, 20:37
Velario,dokładnie!To okropne nadużycie predestynować mężczyzn do zadań inkulturacyjnych a kobiety do opiekuńczych!Ci,co pochodzą ze zdrowych rodzin dobrze wiedzą,że i tata jest zdolny do czułej opieki nad maluchem i mama jest zdolna do wprowadzania dziecka w meandry świata.Zapewne różnie to wygląda w różnych rodzinach,ale panu Pulikowskiemu,jako patologicznie przywiazanemu do swoich modeli,trudno w to uwierzyć.
Martino
16 listopada 2012, 20:07
Apeluję do wszystkich czytających ten tekst: nie musicie wierzyć w te bzdury! Jeżeli wychowaliście się bez ojca, to wbrew temu, co z tego tekstu wynika, wcale nie oznacza, że nie umiecie "poruszać się w meandrach świata" i stawiać czoła niebezpieczeństwom, jakie niesie życie. Pan Pulikowski w to wierzy, bo ta wiara jest mu zapewne do czegoś potrzebna. Wy nie musicie. Jakby to powiedział Eldredge (do chłopców) "macie wszystko co trzeba".  
PP
PO PIERWSZE
16 listopada 2012, 19:29
PIERWSZA JEST ZAWSZE MIŁOŚĆ BOGA!
L
leszcz
16 listopada 2012, 19:15
O,znów pan inżynier Pulikowski.Zastanawiam się,kiedy wyskoczy z mojej lodówki.Taki guru katolickiego duszpasterstwa rodzin się z niego zrobił.Jaki kraj,tacy specjaliści,chciałoby się rzec...