Jak mądrze rozpieścić dzieci i wnuki?
Wasze wnuki muszą nauczyć się chodzić. Nie potrzebują natomiast wskazówek, dokąd mają iść. Same to wiedzą, wyssały to z mlekiem matki.
Bywają tacy rodzice i dziadkowie, którzy martwią się, dokąd zmierzają ich dzieci, ale nie zadają sobie trudu nauczenia ich, jak stać samodzielnie na nogach, stawiać pewne kroki, wytrzymywać trudy marszu, interpretować znaki, spotykane na drodze w postaci innych ludzi, śladów przeszłości i wszelkich przejawów życia.
Zamiast zdzierać sobie gardło i krzyczeć: "Chodź tutaj, nie idź tam, stój spokojnie", podążajcie za śladami dzieci i wnuków, dotrzymujcie im kroku, rozbudzajcie ich ciekawość pokazując, ile wspaniałych zjawisk je otacza. Nie ukrywajcie jednak przed nimi spraw trudnych, przeciwności losu, problemów.
Zwróćcie ich uwagę na samotnego staruszka, nielegalnego uchodźcę, który prosi o jałmużnę, policjanta kierującego ruchem, chuligana popisującego się nieprzepisową jazdą na motorze, człowieka chorego, który ledwo się porusza, osobę niedorozwiniętą patrzącą niewidzącymi oczami. Wasze dzieci i wnuki chcą widzieć wszystko i wszystkich, a wy powinniście wspierać je i podczas czynionych wspólnie obserwacji wyjaśniać i komentować to, co razem oglądacie. Twierdzicie, że rodzice mają mało czasu, aby wspólnie z dziećmi obserwować świat? To właśnie jest pole do popisu dla was, czyli dziadków. Zabierzcie wnuki ze sobą, dokądkolwiek chciałyby pójść.
Obliczajcie ryzyko według sił i zdolności wnuków oraz według waszych sił. Wytłumaczcie im, że ryzyko nie jest powodem do rezygnacji z działania, tak jak nie jest powodem do brawury. Pozwólcie im próbować sił, ale dajcie im też poznać granice, poza które nie wolno się posunąć. Inaczej mówiąc, pozwólcie im żyć pełnią życia, ale nauczcie je również skromności życia dostosowanego do możliwości konkretnego człowieka.
Dziecko robi małe kroki, ale zachodzi dzięki nim daleko, pod warunkiem że rodzina nie przeszkadza mu i nie blokuje jego działań z powodu fałszywych przesłanek: zawodu gwarantującego zatrudnienie, prestiżowej pracy, szansy na zrobienie majątku itd.
Niewiele scen dorównuje siłą wyrazu widokowi dziadków spacerujących z wnukiem. Dziadków wierzących we wnuka i wspierających go w badaniu świata.
Rozpieszczajcie je rodziną
Przypuszczam, że niektóre propozycje i sugestie wydają się wam bardziej fantastyczne niż praktyczne. Być może większość z was sądzi, że dzisiejsze dzieci nie dają się zwieść pięknym słówkom ani prezentom, o które się nie dopominały, że wiedzą, czego chcą, i domagają się tego.
A ledwo odrosną od ziemi roszczą sobie prawo do posiadania tego, co posiadają wszyscy: od markowych butów aż po motor. Rodzina nie ma wyjścia, musi im to wszystko zapewnić.
Nie da się zaprzeczyć, że presja wywierana na dzieci przez społeczeństwo konsumpcyjne jest bardzo duża. Prawdą jest, że rodzina w mniejszym stopniu wpływa na wychowanie dziecka niż środowisko, w którym dziecko się obraca. Pół godziny przed telewizorem może być bardziej przekonujące niż pouczenia rodziców i dziadków.
Nie można jednak zakładać, że przegraliśmy walkę. Rodzina i społeczeństwo toczą walkę o dziecko na różnych polach. Z prostego powodu: dla społeczeństwa najważniejsza jest jednostka, a dla rodziny - stosunki międzyludzkie, uczucia, służenie sobie nawzajem.
Stwarza to rodzinie wspaniałą okazję, którą trzeba wykorzystać: pozwolić dziecku zanurzyć się w rodzinie, pozwolić mu najpierw zasmakować w niej, a potem ją zrozumieć.
Na przekór naszej wierze w rodzinę, nie jesteśmy jej misjonarzami. Zakładamy, że wszyscy w nią wierzą i widzą jej wartość. To złudzenie; o rodzinie trzeba mówić, tłumaczyć innym, jaki jest jej sens i jakie są jej zalety, pokazywać jej prawdziwe oblicze. Mówiąc krótko, trzeba wychowywać dzieci w kulcie rodziny. To nie przypadek, że dzieci uwielbiają bawić się w mamę i tatę.
Rozpieszczać to nie znaczy sprawiać, aby w domu panowała anarchia. To znaczy pilnować, aby w domu ważna była czułość, słuchanie innych, wyrozumiałość, wybaczanie sobie. Rodzina nie ma się stać systemem obrony dziecka przed społeczeństwem. Ma być systemem alternatywnym, autonomicznym, jedynym w swoim rodzaju, rozumiejącym swoją odmienność i świadomym własnej wartości względem społeczeństwa i wartości społeczeństwa względem niej.
Zamiast podawać dzieciom reguły, wpajajmy im kryteria oceny i wartościowania. W takie postępowanie wkalkulowane jest ryzyko, że dzieci zaczną oceniać nas samych. Trzeba się z tym pogodzić. Wiele dzieci wykazuje większe zainteresowanie tym, co oferuje rynek i społeczeństwo, niż rodzina. Dzieje się tak dlatego, że nikt nie uświadomił im, czym ona jest i co daje.
Powtórzmy jeszcze raz: dawanie i branie jest zawsze wzajemne. Dziecko musi się nauczyć dawać i brać. Dzisiejsze rodziny nie wywiązują się z przekazania tego obowiązku, obdarowują dziecko wszystkim, czego tylko zapragnie, w przekonaniu że rodzice i dziadkowie są przede wszystkim po to, aby dawać. Dziecko bierze i nie rozumie, również dlatego, że zmuszone do ciągłego przyjmowania, czuje, że nie doceniamy tego, co ono nam daje. I tu błędne koło się zamyka.
Przyzwyczajeni dawać więcej, niż powinniśmy, nie doceniamy tego, co otrzymujemy od naszych dzieci i wnuków. Ich odpowiedzi na nasze prezenty odkładamy do skrzynki pocieszeń i wynagrodzeń za nasze wysiłki. Albo do schowka naszych rozczarowań. Właściwym miejscem dla nich jest skrzynka z naszymi najcenniejszymi skarbami.
To, co otrzymujemy od dziecka, ma wielką wartość. Musimy to zrozumieć my sami i pozwolić to zrozumieć dziecku. Zamiast ograniczać się do prostego: "Dobre z ciebie dziecko", albo: "Kapryśny jesteś", wytłumaczmy mu, czemu przypisujemy taką wagę do wykonywanych przez niego gestów, do czynionych przez niego obserwacji, do jego uczuć, do jego postępowania. To jedyny sposób, aby pokazać mu, że naprawdę go rozumiemy.
Zrozumieć oznacza docenić, dostrzec wartość tego, kto stoi przed nami. W naszym przypadku oznacza docenienie tego, czym dziecko dla nas jest i co nam daje. Jeśli będziemy mierzyć jego wartość, dodając do siebie ceny kupionych dla niego ubrań, jedzenia, zabawek, nauczy się ono utożsamiać siebie z tym, co posiada. I będzie pragnęło mieć coraz więcej, będzie gromadziło coraz to nowe przedmioty, naciągało was na kolejne zakupy. Jeżeli natomiast zdecydujemy się na obliczanie jego wartości na podstawie tego, czym jest - to jego wartość okaże się niewymierna, nieprzekładalna na wszystkie pieniądze świata, a ono samo zacznie cenić siebie za stosunki międzyludzkie, które uda mu się nawiązać, za przyjaźnie, które zdoła zawrzeć, za uznanie, które sobie zdobędzie. Będzie traktowało siebie jako ważnego, pełnoprawnego członka rodziny, a nie jak uprzywilejowanego klienta rodziców i dziadków.
Nie traktujmy dzieci i wnuków jako tej części zasobów ludzkich, która dorasta, uczy się reguł gry, czeka na swoją kolej. Są one pierwszoplanowymi członkami rodziny, tak jak rodzice i dziadkowie.
Zrozumienie tego problemu ma kluczowe znaczenie. Dzieci postrzegają siebie w zależności od tego, jak je traktujemy. Nie mogą postępować inaczej. Nie są w stanie ocenić siebie w oderwaniu od naszej opinii. Gdy stwarzamy im alternatywę, potrafią wykazać się rozsądkiem i przenikliwością.
Więcej w książce: ZAWÓD - TEŚCIOWIE - Giampaolo Redigolo
DEON.pl poleca:
SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI - Wolfgang Bergmann
Dziecko niczego bardziej nie pragnie niż miłości obojga rodziców, którzy okażą mu zainteresowanie, akceptację i zapewnią bezpieczeństwo. Ale czy tata może przegrać z synem w piłkę? Czy mama powinna przymykać oko na wszystko? Jak wyrażać czułość i równocześnie wymagać? Gdzie stawiać granice, by uchronić dzieci przed zagrożeniami i niepotrzebnym cierpieniem?
Autor przypomina, że rodzicielstwa nie wysysa się z mlekiem matki. Tej sztuki trzeba się stale uczyć - cierpliwie, wytrwale, znosząc błędy i porażki. To jedyna recepta na udaną rodzinę.
Skomentuj artykuł