Jak się zmienia małżeństwo, gdy pojawia się dziecko? "Powoli tracimy wszystkie bezpieczne grunty"
Nasza córeczka ruszyła na podbój naszych nawyków, naszego wspólnego czasu, naszych planów, a nawet naszych rozmów. Teraz przymierza się do ostatecznej szarży na nasze małżeństwo, a kiedy już to zdobędzie, wtedy całkowicie przejmie kontrolę nad naszym światem.
Z pamiętnika młodego taty:
26 września 2018 r.
Powoli tracimy wszystkie bezpieczne grunty naszego życia na rzecz nowego hegemona - Basi. Nasza córeczka ruszyła na podbój naszych nawyków, naszego wspólnego czasu, naszych planów, a nawet naszych rozmów - niebawem zdominuje wszystkie zakamarki naszego życia. Teraz przymierza się do ostatecznej szarży na nasze małżeństwo, a kiedy już to zdobędzie, wtedy całkowicie przejmie kontrolę nad naszym światem.
Moja najnowsza obserwacja dotyczy czasu, który mamy z D. dla siebie. Kiedyś dbaliśmy o to, żeby zawsze było go choć trochę - chadzaliśmy na randki, śledziliśmy nowości kinowe i jeździliśmy w góry. Nawet jeśli grafik był wypełniony od rana do późnego wieczora, szukaliśmy tych kilkunastu minut dla siebie - na rozmowę, bliskość. Teraz ten czas został żywcem wzięty w posiadanie Królewny Basi.
Od kilku lat powtarzaliśmy sobie z D., że w naszej rodzinie zawsze będziemy dla siebie najważniejsi. Najpierw my, a potem dzieci. Że dopiero z naszej miłości będzie wyrastać miłość do dzieci i na niej się będzie budować cała nasza rodzina.
Ale Basia łasi się na to, żeby zagarnąć i to - naszą świętą, małżeńską przestrzeń. I tutaj musimy stanąć do walki i zatroszczyć się o naszą relację. Z tym, że dość trudno to wychodzi.
Jeśli już zdarza się, że Basia śpi, ma czystą pielkę, zakupy są zrobione, obiad ugotowany, pranie wyprasowane, to zwykle próbujemy spać. A jeśli nawet wykrzesalibyśmy z siebie siłę na to, żeby porozmawiać, to i tutaj pewnie zaraz pojawiłaby się Basia i tematy ubranek albo atestowanych płynów do kąpieli. Finalnie wychodzi to, że nie mamy już czasu i energii na pielęgnowanie naszej relacji.
Gdzieś kiedyś słyszałem, że jednym z praw, które każde dziecko ma wobec swoich rodziców, to ich wzajemna miłość. Bardzo mi się to spodobało. Dziecko ma prawo żądać od rodziców, żeby się kochali, bo ono właśnie z tej miłości powstało. Mówiąc inaczej, miłość rodziców jest racją zaistnienia dziecka - jeśli więc tej miłości nie ma, to dziecko tak jakby traci swoją rację bytu. To bardzo logiczne i pewnie fajnie się o tym pisze traktaty filozoficzne, ale wróćmy do naszej małej rodzinki.
Wydaje się, że stoimy w obliczu kolejnej bitwy - bitwy o przestrzeń naszego małżeństwa. I to jest czas na to, żeby - idąc za Gandalfem - stanąć twardo i powiedzieć "YOU SHALL NOT PASS"*. Wcale nie dlatego, że nie chce się nam poświęcać czasu Basi, ale dlatego, że naszym obowiązkiem także wobec niej jest troska o nasze małżeństwo.
Co to ma znaczyć w praktyce? To się dopiero okaże - może to będzie przeniesienie części mojej uwagi z Basi na D.? Może zaangażowanie dziadków po to, by wyrwać godzinę tylko dla siebie? A może rozmawianie o nas i o naszych uczuciach, a nie tylko o Basi? Kto wie, bitwa dopiero się rozpoczyna. Musimy obmyślić dobrą strategię. Prepare for battle!*
* Wszystkie cytaty wyszły spod pióra J. R. R. Tolkiena, który zapewne wyraził zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Facebook Inc.
Skomentuj artykuł