Kult sukcesu zawodowego i kryzys ojcostwa

W ten sposób zamyka się błędne koło... (fot. Jorge Quinteros / flickr.com)
Józef Augustyn SJ / slo

Jedną z ważnych przyczyn kryzysu ojcostwa jest kult sukcesu zawodowego, który wraz z rozwojem technicznym wytworzyła cywilizacja europejsko-amerykańska. Sukces zawodowy i rywalizacja z nim związana całkowicie pochłania życie i działalność wielu mężczyzn. Uważają oni, iż satysfakcja z pracy zawodowej jest możliwa dopiero wówczas, kiedy wygra się w rywalizacji z innymi i osiągnie się sukces.

Karen Horney twierdzi, iż dążenie do sukcesu u wielu mężczyzn jest dziś naznaczone neurotyczną rywalizacją: Ostre współzawodnictwo zawiera elementy wrogości, zwycięstwo jednego oznacza bowiem porażką drugiego.

DEON.PL POLECA

Widoczne jest to na wielu polach działania: w polityce, sporcie, biznesie, kulturze, nauce, działalności gospodarczej, finansowej, w środkach społecznego przekazu. Media interesują się dziś przede wszystkim tymi, którzy wygrywają w ostrej rywalizacji i zajmują pierwsze miejsce. Kult sukcesu spowodował degradację słabego mężczyzny. Jeżeli nie wytrzymuje on konkurencji w rywalizacji z silniejszymi od siebie, zostaje niemal automatycznie wyeliminowany z gry i odsunięty na margines życia. Zagrożenie porażką bywa źródłem lęku dla wielu chłopców już w okresie szkolnym.

W wyniku pogoni za sukcesem rola więzi emocjonalnych w życiu mężczyzny, męża i ojca, schodzi nieraz na dalszy plan. Więzi uczuciowe - także te najważniejsze - małżeńskie, rodzicielskie, przyjacielskie - zostają podporządkowane sukcesowi. Dla niejednego mężczyzny ceną jego sukcesu jest słaba więź z żoną oraz zaniedbanie relacji z własnymi dziećmi.

Rywalizacji zawodowej towarzyszy nieraz uczucie zazdrości. Dręczy ono i niszczy wewnętrznie wielu współczesnych mężczyzn, co fatalnie odbija się nieraz na więziach emocjonalnych z najbliższymi, szczególnie zaś z dziećmi.

Brak sukcesu w pracy sprawia, iż dzisiejszy ojciec przychodzi do domu w drażliwym nastroju płynącym z bezsilności i bezradności, zmieszanych z zadawnionym wstydem i odrętwieniem typowym dla osób nienawidzących swojej pracy. (...) Szczególnie syn otrzymuje (...) zazdrosnego "niczyj tatę", jak go nazywa Błahe: "niczyjego ojca" - pierwiastek maski żyjący w królestwie zazdrości.

Ojcowie nie umiejąc pogodzić się różnymi porażkami życiowymi na polu zawodowym przenoszą je nieraz w sposób zupełnie nieświadomy na swoje dzieci, zadręczając je żądaniem sukcesów szkolnych. Ojcowie mierzą niejednokrotnie swoje rodzicielstwo sukcesami szkolnymi i pozaszkolnymi własnych dzieci. Nieświadomi swoich kompleksów na tle sukcesu mogą poniżać swoich synów, stawiając im za wzór innych chłopców, którzy - ich zdaniem - są silniejsi, zdolniejsi, grzeczniejsi, bardziej inteligentni. Synowie wzrastają wówczas w kompleksie niższości, z którego usiłują się leczyć dążąc - podobnie jak ich ojcowie - do osiągnięcia wielkiego życiowego sukcesu poprzez rywalizację z innymi.

W ten sposób zamyka się błędne koło.

Więcej w książce: Ojcostwo. Aspekty pedagogiczne i duchowe - Józef Augustyn SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kult sukcesu zawodowego i kryzys ojcostwa
Komentarze (28)
10 grudnia 2015, 15:46
Krzysiek13,  Przyznaję Ci oczywiście rację, że te skłonności obserwowalne są bardziej u mężczyzn aniżeli u kobiet, gdyż wynika to z narzuconej nam również z zewnątrz kultury patriarchatu, w której  jak wiesz nawet "Bóg" jest jakoby mężczyzną, więc co tu dalej mówić i przywódcy religijni i pasterze i papieże są zawsze mężczyznami. Dlaczego? Gdyż oni ten system wprowadzili zakłócając naturalną równowagę Yin i Yang. Dość śmieszne jest zatem to, że próbują tę zachwianą równowagę "wynagrodzić" noszeniem "sukienek". I nie jest to przejaw złośliwości pod adresem duchownych, a odczytanie symboliki, która za tym stoi. Na szczęście, system da się przejrzeć - wystarczy historia dziejów świata i nasze własne doświadczenie, by wiedzieć, co się sprawdza, a co nie. I na tej podstawie wyzwolić się z tego "systemowego", schematycznego myślenia - dla swojego dobra i dla dobra ludzkości. 
K
Krzysiek13
11 grudnia 2015, 12:52
Nie mówię tutaj tylko o kulturze europejskiej. Wystarczy sięgnąć po literaturę arabską albo hinduską czy chińską żeby stwierdzić, że tam również istnieje bardzo silnie rozwinięty model mężczyzny wojownika. Na tej podstawie śmiem twierdzić, że agresja jest w jakimś stopniu zakorzeniona w samej istocie człowieczeństwa (męskości). Kultury pierwotne np. te słynne plemię z Ameryki pd. żyjące jeszcze w epoce kamienia, również nacechowane jest bardzo silną agresją. Wydaje mi się że plemię Yaoyao nie zostało skażone wirusem katolicyzmu. Nawet gdyby jakaś kultura się wyrzeka przemocy to siłą rzeczy zostaje zastąpiona przez drugą która się jej nie wyrzeka. W świecie, w którym wszyscy byli dobrzy, potulni i mało wymagający moglibyśmy zrezygnować z wojska, policji, agresywnych sportów, ambicji, dyplomów itp., ale w takim świecie nie żyjemy i nigdy tutaj nie stworzymy raju. Sukienki u duchownych są tym samym co sukienki u Szkotów, czyli pewnym przejawem tradycji a nie manifestacją kobiecości. Tak swoją drogą to powiedz co to jest to yin i yang? I dlaczego naturalna jest wg. Ciebie równowaga między tymi dwoma pierwiastkami.
M
Milosc
13 grudnia 2015, 21:49
Krzyśku, proponuję zamiast uznawać twierdzenie, że "agresja jest w jakimś stopniu zakorzeniona w samej istocie człowieczeństwa (męskości)", poszukać raczej w sobie odpowiedzi na to, w jaki sposób powstaje w nas poczucie niedoskonałości i jak wpływa na nasze życie. Natura moim zdaniem nie jest ani dobra ani zła - jest naturą = Bogiem, Życiem po prostu. Powiedziane jest też, że wszystko, co Bóg stworzył było dobre, tak więc i człowiek, a więc Boże stworzenie, Boża istota jest z natury rzeczy dobra. Dlatego należy pytać siebie skąd to poczucie niedoskonałości, odnaleźć je i uzdrowić. Żyjemy w urozmaiconym świecie, to prawda i każdy ma tu swoją rolę do spełnienie i "swoje sprawy" do przerobienia, doświadczenia, zrozumienia. Wszelka rywalizacja jak już pisałam wcześniej wynika z iluzji niedoboru czy przegranej. Z iluzji.  Pytasz też o Yin i Yang - to symbol wszechświata, który łączy poniekąd skrajne przeciwieństwa (np dobro i zło, kobiecy-męski, czarny-biały) oraz ich dwubiegunowość z jednością. Te bieguny są jednak od siebie uzależnione i nie stoją w opozycj do siebie, a dopełniają się wzajemnie zawsze dążąc do zachowania równowagi. Koło jest Źródłem, Pełnią, Absolutem, który poprzedza oba, obejmuje je ale też zawsze pozostaje ich źródłem. Inaczej to wygląda w ujęciu chrześcijańskim, gdzie dobro stoi w opozycji do zła, czarne jest czarne, a białe jest białe, Bóg w opozycji do Szatana itp. Choć ja osobiście widzę w tym ujęciu nieścisłość, ponieważ jak pamiętasz to jednak jeden z aniołów się zbuntował przeciwko Bogu. Nadal jednak przecież Źródło było tym samym, a anioł aniołem, tyle że zbuntowanym.
13 grudnia 2015, 21:56
Jeżeli temat zainteresuje Cię głębiej, polecam przeczytać więcej np. na stronie:  https://zenforest.wordpress.com/2010/06/12/wewnetrznie-podzieleni/ Znajdziesz tam wiele naprawdę ciekawych materialów na temat rozwoju świadomości. Pozdrawiam Cię serdecznie.
K
Krzysiek
16 grudnia 2015, 09:45
W przeszłości liznąłem trochę wschodnich "mądrości" i doszedłem do wniosku, że one mimo iż są kompletnym i spójnym systemem to tak naprawdę pozwalają one ogranąć tylko mały wycinek świata. Dla ateisty zagłebianie się w takie "mądrości" to może i dobra droga, ale dla nas - ludzi nasiąkniętych kulturą chrześcijańską to duży krok do tyłu. Świat jest znacznie większy niż własne ja.
16 grudnia 2015, 12:48
Poważnie uważasz, że mądrość plynąca ze wschodnich nauk, które mają o wiele dłuższą tradycję od zachodnich pozostaje w tyle za chrześcijańskimi? Tu zgodzić się z Tobą nie mogę, szczególnie, że nauka głoszona przez Chrystusa wyrosła na ich gruncie. Jak pamiętasz Jezus zanim zaczął nauczać w wieklu ok. 30 lat, sam tę wiedzę zdobywał. Polecam Ci zrobić rozeznanie, jak wiele łączy nauczanie Chrystusa z przesłaniem mistrzów wschodnich. Moim zdaniem późniejsze chrześcijaństwo odeszło od pierwotnego przesłania wykonując ogromny krok w tył.  Świat jest znacznie większy niż własne ja - ależ oczywiście. Jednak bez poznania tego "ja", nie poznasz też dokładnie mechanizmów nim rządzących. "Ja jestem" jest przy tym determinujące. Zresztą i na nie jak wiesz wskazywał Chrystus.  
K
Krzysiek
10 grudnia 2015, 11:43
Rywalizacja i agresja są wpisane w męską naturę i czy się chce czy nie chce wielu facetów zatraci się w walce o uznanie, pieniądze czy kobiety. Najważniejsze to tak wychowywać chłopaków, aby mieli zdrowe podejście do rzeczy ziemskich, czyli nauczyć ich się bić, ale obudzić w nich świadomość, że nie zawsze warto.
10 grudnia 2015, 12:09
"Rywalizacja i agresja są wpisane w męską naturę" - nieprawda, masz tak oprogramowany umysł, byś myślał, że leży to w naturze człowieka. A że w ten sposób myślisz, to przyczyniasz się do tego typu zachowań. Zwróć uwagę - promujesz nauczenie chłopców bicia się mimo, że Twój naturalnie zdrowy rozsądek (świadomość) głośno temu zaprzecza.  
K
Krzysiek13
10 grudnia 2015, 14:06
Skoro agresja i rywalizacja nie lezą w męskiej naturze to powiedz mi proszę, dlaczego mężczyźni w chyba każdej kulturze są dużo bardziej skłonni do rywalizacji i agresji niż kobiety? Dlaczego to faceci byli trzonem armii chyba każdej armii i to już od czasów biblijnych? Dlaczego to chłopaki biją się w podstawówkach znacznie częsciej niż ich koleżanki? W jakiej społeczności (w której nie istnieje silne wsparcie socjalne) to kobiety przejęły rolę przedsiębiorców, wiodących sportowców, odkrywców, ochroniarzy itp? Dlaczego chyba wszystkie kultury mimo ogromnych różnic je dzielących wykształciły wzór mężczyzny-rycerza/żołnierza, kóry mieczem/karabinem zabija wroga? Nie uważam, że przemoc fizyczna w każdym wypadku jest zła. Policjant też musi uzyć przemocy i robi to dla dobra zdrowej części społeczeństwa. Chłopcy powinni nauczyć się bić i rozpychać po to, aby nie byli gnębieni przez złych ludzi. Siła fizyczna, tak jak umięjętność obsługi karabinu jest tylko umiejętnością, możesz wykorzystać ją na tysiąc sposobów. Im więcej mądrych i silnych mężczyzn będzie chodziło po świecie, tym będzie więcej miejsca dla tych bardziej delikatnych ludzi, którzy bez ochrony zostaliby zadeptani.
M
Milosc
10 grudnia 2015, 15:03
Pytasz, dlaczego mężczyźni są bardziej skłonni do rywalizacji i agresji niż kobiety, ale to pytanie nie jest właściwie postawione. Odpowiem zatem, dlaczego część ludzi przejawia takie skłonności niezależnie czy są mężczyznami czy kobietami. Otóż właśnie z zaprogramowanego w danej kulturze, środowisku myślenia pochodzącego "z zewnątrz" tj., że istnieje potrzeba walki i rywalizacji, bo istnieje niedobór - zasobów czy nawet kobiet. Jak widzisz niedobór jest iluzją. Na świecie istnieje dostatek wszystkiego, jedynie zasoby naturalne (kobiety też) są rozmieszczone nierównomiernie w różnych częściach planety. Stąd np. zauważ najczęściej wojny kreowane są tam, gdzie są złoża ropy. Zwróć proszę także uwagę, że oczywiście te wojny zawsze mają podłoże ideologiczne, natomiast żaden rząd nie powie Ci wprost, że chodzi mu o zdobycie wpływów w wyścigu o "super mocarstwo świata", o super potęgę gospodarczą, o przejęcie materialnych zasobów, dla których gotów jest poświęcić życie wielu istnień - ludzi, zwierząt, ale też lasów czy wody pitnej. Życie ludzkie i jego jakość mimo wszelkich pięknych i gładkich słów nie stanowi wartości dla rządzących, a który rządzący przeciwko temu występował, natychmiast sam był "eliminowany", a na jego miejsce obsadzano tego "po linii interesów". Praca ludzkich rąk o tyle stała się wartością, o ile przynosiła zyski nie jemu samemu, a korporacjom. 
10 grudnia 2015, 15:04
Istnienie armii było i nadal niestety jest powszechnie akceptowalne i legalne, stąd dorastając w takiej cywilizacji  nabywamy (z zewnątrz!) przekonania, że śmiercionośna broń i zabijanie jest w pewnych sytuacjach uzasadnione. Jak widzisz, nasz tzw. "zdrowy rozsądek" przeczy jednak sam sobie, gdy weźmiemy pod uwagę uczucia, które de facto są "mową Boga", mową duszy. A ta pozwala nam rozpoznać, że zadawanie bólu, cierpienia, gwałty, przemoc, zabijanie, śmierć nie jest naturalną koleją rzeczy. Nic zatem dziwnego w tym, że rodzi to w nas wewnętrzny sprzeciw, płyną łzy, a na twarzy pojawia się grymas, gdyż zaprogramowany na myślenie "z tego świata" umysł nie pozostaje w harmonii z Wyższą Świadomością, która "nie jest z tego świata", a przecież zapewniła mu wszelkie dobra na użytek i w służbie ludzkości. Dopiero zharmonizowanie, połączenie tych dwóch światów wewnątrz nas i przejrzenie wszelkich potrzeb niedoboru jako właśnie iluzji a nie autentycznego niedoboru, pozwoli ludziom obudzić się z tego ciężkiego snu, w którym trzeba z kimś i o coś rywalizować wynaturzając naszą prawdziwą boską naturę. I gdy to nastąpi, gdzy ludzie każdy z osobna nabierze świadomości, gdzy rodzice przekażą wiedzę o ich prawdziwej naturze pochodzącej od Boga=Natury swoim dzieciom, to chłopcy przestaną się bić o dziewczyny, dziewczyny kłócić o chłopaków, a żołnierze rzucą broń i przestaną spełniać odgórnie idące rozkazy, by szli i zabijali swoich braci skrzętnie zmanipulowanych pod hasłem "wrogów". Są to owe siły ciemności i siły światła, które toczą walkę z nami i o nas, ale przede wszystkim ta walka musi rozegrać się w nas samych, byśmy mogli dokonać właściwego wyboru, bo mamy wolną wolę i tej żadna siła nie jest w stanie pogwałcić jeśli mi jej na to nie damy przyzwolenia. Uczucia są mową duszy, świadomy umysł pozwala nam dokonywać bardziej świadomych wyborów niż kiedy pozostawiamy go w fazie nieuświadomienia. Za wszystko odpowiedzialność ponosimy my sami.
7 kwietnia 2011, 20:29
Mariusz juz wam odpowiedzial na wasze pytania wymieniajac dwoch swietych. Gdzie, bo nie widzę nic takiego w tym wątku.
K
Kamil
7 kwietnia 2011, 15:22
Mariusz juz wam odpowiedzial na wasze pytania wymieniajac dwoch swietych. Ma racje, nie chce sie nikomu grzebac. Dyskusja z trollem robotem sprowadza sie tylko do wymiany ciosow, a troll i tak swoje wie (zaszufladkowal). Eh, na kazdym portalu jest taki. Zaczynam sie juz przyzwyczajac nawet do nich. Ignorowanie to najlepszy sposob, bo wtedy nie ma pozywki dla niego jaka jest bawienie sie wiara innych wytykajac innym wszystko tylko nie siebie.
Z
zaba
7 kwietnia 2011, 13:06
Formę wyznania wiary sprowadzać do zaklęcia to kontrowersyjne, ale nie odbieram Ci tego prawa, zważywszy, że z Twoich wypowiedzi nie wynika, że jesteś gorliwym Papistą. To nic złego oczekiwać od swojej wspólnoty wiernych i ich reprezentantów wzorca postępowania, w mojej firmie przez 5 lat wywarzaliśmy dawno otwarte drzwi, nie chcąc korzystać z dobrego wzorca, działającego w innych spółkach koncernu w innych Państwach, właśnie dlatego, że chcieliśmy sami, to przekonanie, że ja wiem najlepiej co jest dla mnie dobre, ma średnią sprawdzalność w praktyce. Faktycznie nie wiem jakie inne wzorce poza Józefem podaje Kościół, ale pamiętam, że o odwadze i męskości pisał sporo ks. prof Węcławski, niestety obecnie prof. Polak
7 kwietnia 2011, 10:34
A brat_robert proponuje... no właśnie, co proponuje? Nic. Po prostu nic. A szkoda, chętnie bym przeczytał jakim mam być... Widzisz, tu jest problem, że Ty musisz mieć napisane, jaki masz być, sam z siebie do tego nie potrafisz dojść? Na mnie nie licz, nie jestem Twoim papieżem. Pytaj się własnego, jeśli Ci nie odpowiada, to już Twój problem.
10 grudnia 2015, 12:00
Dobrze powiedziane. :)
7 kwietnia 2011, 10:32
@brat_robot Kosciol nie promuje tylko sw. Jozefa i nie preferuje tylko lzawych li slodkich piesni. Jesli sprowadzasz Kosciol tylko do takiego wyobrazenia, to dla mnie to znaczy ze zdazyles go juz zaszufladkowac (obym sie mylil). Przykleiles etykietke i nie masz zamiaru z tym nic wiecej zrobic. A jakiego jeszcze świętego i aktywnego małżonka promuje, hę?
K
Krzysiek
10 grudnia 2015, 11:54
Muszę się z Tobą zgodzić kolego. Kościół odpycha wielu chłopców, a później i mężczyzn przez swoją kobiecość. Chłopiec chce być żołnierzem Chrystusa, a Panie katechetki wpajają mu od małego że jak będzie źle to go Jezus przytuli do serca lub poda mu rękę (dla nie domyślnych podpowiem, że już 10 latkowie nie lubią trzymaś się za ręce - no chyba że z dziewczynami ;-) Po za Józefem-barankiem, lub świętymi duchownymi nie pokazuje się świętych rycerzy czy świetych przedsiębiorców. A przecież wśród takich ludzi też są święci i to na pewno więcej niż wsród duchowieństwa. Problem jest tylko taki, że tacy normalni faceci mają znacznie bardziej zagmatwane życia niż duchowni żyjący w swoich półzamkniętych światach.
Mariusz
7 kwietnia 2011, 09:55
@brat_robot Kosciol nie promuje tylko sw. Jozefa i nie preferuje tylko lzawych li slodkich piesni. Jesli sprowadzasz Kosciol tylko do takiego wyobrazenia, to dla mnie to znaczy ze zdazyles go juz zaszufladkowac (obym sie mylil). Przykleiles etykietke i nie masz zamiaru z tym nic wiecej zrobic. Kosciol to nie tylko Twoja parafia i sw. Jozef na ckliwych obrazkach Bozonarodzeniowych. Jesli szukasz na serio Chrystusa, to zapewniam Cie ze znajdziesz nie tylko sw. Jozefa jako wzorzec ojca, ale i bedziesz spiewal piosenki w Kosciele po ktorych bedziesz je nucil w pracy nastepnego dnia : ) (obym sie nie mylil). Ale to tylko zalezy od Twojego chcenia. ******************************* Zgadzam sie z tym artykulem. Kryzys ojcostwa jest coraz powszechniejszy. Brakuje nam wzorcow naszych wlasnych ojcow. Z pokolenia na pokolenia rozwadniaja sie wiezi rodzinne. Zapytajcie swoich dziadkow jak oni przezyli swoja mlodosc w relacji z rodzina. Problem tkwi po czesci w psychice faceta, trzeba sie przesterowac i uwierzyc ze bycie ojcem, moze byc rowniez robieniem kariery :) Polecam dobre pozycje ksiazkowe - Jacka Pulikowskiego, nt. św. Molli i ss. Quattrocchi. Poza tym w niektorych e-ksiegarniach mozna latwo wypozycjonowac ksiazki na tematy rodzinne zwiazane z rozna problematyka. Pozdrawiam
R
R
6 kwietnia 2011, 17:49
Dzielny. Tej dzielności winien uczyć Kościół od małego. Dzielność, inaczej męstwo, to jedna z głównych cnót, których nam brakuje. Dzielność potrzebna jest, gdy się jest na górze i kiedy się jest w dole. Dzielni byli był JPII, Ks. Jerzy Popiełuszko, Matka Teresa, Ks. kard. Wyszyński, O. Kolbe. Dzielnych jest wielu ojców, którzy nie odnoszą może jakichś spektakularnych sukcesów i nie robią nadętych karier, ale mają wytyczony w życiu cel, a raczej całą hierarchię celów, pośród których naczelnym jest opieka nad rodziną. Tak, dzielności/męstwa, opartego na ufnosci w Bożą Opatrzność winien uczyć Kościół. Bo wielu jest tchórzy i mięczaków, którzy ukrywają się za maską bohaterów i ludzi sukcesu, lub, co chyba jescze gorsze, chowają się ze strachu w jakąś dewocję.
S
sfistack
6 kwietnia 2011, 17:26
A brat_robert proponuje... no właśnie, co proponuje? Nic. Po prostu nic. A szkoda, chętnie bym przeczytał jakim mam być...
R
R
6 kwietnia 2011, 16:39
Jak kościół dalej będzie promował jako ideał małżonka św. Józefa, potulnego i cichego, a w liturgii preferował łzawe pieśni i słodkie rozważania o pięknie Chrystusa, nadal nie będzie dla tych negatywnych cywilizacyjnych zjawisk alternatywy. Jedyni faceci, którzy w pełni odnajdują się w Kościele, chodzą w sukienkach i nie mogą się żenić. To jakby nie jest za dobry wzór i przykład dla nas, c'nie? Coś w tym jest, niestety. Z tym, że i oni nie wszyscy w Kościele się odnajdują.
6 kwietnia 2011, 16:20
Pieniądz, siłownia,seks,rozrywka, rozwód bieda, słabość, oziębłość, niemęskość, nuda, niedojrzałość
6 kwietnia 2011, 16:19
często mówię, że całą nadzieje pokładam w Chrystusie choć dobrze nie wiem co to znaczy, ale działa, może wystarczy tak mówić a reszta sama się zrobi, pozdrawiam Jakie inne zaklęcia jeszcze znasz?
10 grudnia 2015, 12:01
:-)
Z
zaba
6 kwietnia 2011, 12:51
Robot, przesadza, jednak dotyka ważnego aspektu, to wyzwanie pogodzić postawę Józefa i nie zostać na starość Pariasem zarabiającym 2000zł i nie mogącym kupić dziecku mieszkania, popychanym przez cały walec cywilizacyjny. Chodzę na siłownię zarabiam 2x średnią krajową, myśle o seksie jakieś 70 razy dziennie, kocham swoją żonę i 2 dzieci, nie myślę aby zdradzić swoją żonę, często mówię, że całą nadzieje pokładam w Chrystusie choć dobrze nie wiem co to znaczy, ale działa, może wystarczy tak mówić a reszta sama się zrobi, pozdrawiam
6 kwietnia 2011, 11:29
Jak kościół dalej będzie promował jako ideał małżonka św. Józefa, potulnego i cichego, a w liturgii preferował łzawe pieśni i słodkie rozważania o pięknie Chrystusa, nadal nie będzie dla tych negatywnych cywilizacyjnych zjawisk alternatywy. Jedyni faceci, którzy w pełni odnajdują się w Kościele, chodzą w sukienkach i nie mogą się żenić. To jakby nie jest za dobry wzór i przykład dla nas, c'nie?
T
teresa
6 kwietnia 2011, 11:23
Pieniądz, siłownia,seks,rozrywka, rozwód