Lekcje ciszy Marii Montessori

(fot. Î’ethan22 / flickr.com)
Teresa Ewa Olearczyk / slo

Cisza w pedagogice po raz pierwszy zarówno w teorii, jak i praktyce wychowawczej pojawiła się w sposób świadomy i zamierzony dzięki Marii Montessori, która wskazywała na wykorzystanie jej w wychowaniu. Znała zarówno potrzeby dziecka, jak i potrzebę ciszy, jej działania, wpływ jaki ma na rozwój, wiedziała, że zmniejsza stres i niweluje agresję.

Pedagogika Marii Montessori wynika z humanistycznej koncepcji afirmującej człowieka jako podmiot, który należy obdarzać szacunkiem i miłością, pomagać w osiągnięciu wszechstronnego rozwoju.

Odwołując się do greckiej terminologii, pojecie "metody" należy rozumieć jako drogę, sposób osiągania celu. W tym znaczeniu można mówić o "metodzie Montessori" jako sposobie osiągania celu wychowawczego, którym jest "normalizacja", uzyskiwana przez stany "polaryzacji uwagi". Sposobem dążenia do celu jest pośrednie wychowanie przez, tzw. "przygotowane otoczenie", czyli korzystne edukacyjnie środowisko wychowawcze, uwzględniające ciszę jako element środowiska wychowawczego.

Cisza wprowadzana na początku XX wieku przez Marię Montessori jako tzw. "lekcje ciszy" znajduje obecnie zastosowanie w terapii i psychosyntezie. Cisza receptywna może umożliwić większe skupienie na wewnętrznej ciszy. Techniki stosowane w terapii przeznaczone są, przede wszystkim, dla dzieci przedszkolnych i w klasach młodszych, ale przydają się także do pracy z osobami w starszym wieku.

Głównym zadaniem pedagogiki montessoriańskiej jest wspieranie spontanicznej i twórczej aktywności dziecka. Zadanie to Montessori realizowała poprzez rozwijanie u dziecka samodzielności i wiary we własne siły, pracę nad osiąganiem długotrwałej koncentracji, wypracowanie postaw posłuszeństwa, opartego nie na zewnętrznym przymusie, a na samokontroli. Dokonała charakterystyki formy psychicznej rozwoju dziecka "absorbującej psychiki". Ukazała w procesie rozwoju, tzw. "formy wrażliwe" zawarte w indywidualnym planie rozwoju. M. Montessori odkryła fenomen "polaryzacji uwagi". Jest to proces psychiczny, będący konsekwencją długotrwałej uwagi, w wyniku czego dziecko optymalizuje swój rozwój.

Polaryzacja jest "fenomenem świadomości", który prowadzi do normalizacji. Dzieckiem "znormalizowanym" nazywa takie, które jest przyzwyczajone do skoncentrowanej pracy, wpływającej na zdobywanie wiedzy, samodzielności, odpowiedzialności za własne działania, wytrwałości i zdyscyplinowania. "Znormalizowane" dziecko ma poczucie własnej wartości, staje się odpowiedzialne za siebie i za innych, coraz bardziej uniezależnia się od wpływów zewnętrznych. Owa normalizacja jest głównym celem wychowania i rozwoju. Montessori była zafascynowana ciszą, uważała, że powinno się jej uczyć, ponieważ stanowi ona jeden z warunków rozwoju osoby ludzkiej.

Montessoriańskie "lekcje ciszy" pomagały dziecku odnaleźć spokój, kontrolę ruchu, ruch medytacyjny i twórczą ekspresję ruchową powiązaną z uspokojeniem. To metody, które były sposobem na powstawanie refleksji i możliwością uwewnętrzniania się, ułatwiały skupienie i pozwalały na odkrycie swego wnętrza, dzięki wykonywaniu różnorodnych czynności bez wypowiadania słów.

Maria Montessori przypisywała lekcjom ciszy duże znaczenie. Twierdziła, że integracja ciała, psyche i ducha dokonuje się poprzez ruch i ciszę, uważając słusznie, że wyciszenie wewnętrzne (przeciwieństwo hałasu i chaosu) pomaga w budowaniu rzeczywistości. Starała się "pobudzić" dzieci do "dziwienia się" nowym przeżyciem, jakim jest cisza. Proponowała takie zajęcia, jak: wsłuchiwanie się w ciszę, ciche wstawanie z ławki i podchodzenie do nauczyciela dziecka wywoływanego szeptem, chodzenie po elipsie przy muzyce kontemplacyjnej. Proponowała, aby w ćwiczeniach ciszy koncentrować się za każdym razem na jednym zamyśle, by go rozwijać i uwrażliwiać. Uczyła, jak kierować energię na konkretne doświadczenie, co pozwala odkryć coś, co było dotąd nieuświadomione. Dziecko zafascynowane jakimś przedmiotem, czynnością, z chęcią wykonuje i wielokrotnie powtarza ćwiczenie, w ten sposób następuje zjawisko polaryzacji uwagi, które prowadzi do integracji wewnętrznej i zewnętrznej.

M. Montessori jest przekonana, że cisza jest umiejętnością, można się jej nauczyć: "Jeżeli pragniemy pozostać w ciszy, musimy się tego nauczyć, ale zanim się nauczymy, powinniśmy jeszcze coś zrobić. Musimy wziąć pod uwagę, że cisza powinna być zademonstrowana, poznana przez nas, ponieważ zazwyczaj jej nie znamy i utożsamiamy ją ze zmniejszaniem szmerów, które zwykle przynosi zmniejszenie hałasu. Z wychowawczego punktu widzenia cisza ma duże znaczenie dla naszego wnętrza, a ludzie poszukujący doskonałości lub pragnący osiągnąć wysoki poziom inteligencji, artyści, poeci, muszą mieć ciszę, to jest konieczność. Czy cisza jest naprawdę koniecznością? Sądzę, że tak, chociaż się tego zazwyczaj nie odczuwa".

Przed rozpoczęciem lekcji Maria Montessori ustalała zasady, które będą obowiązywały. Celem ćwiczenia było zdobycie umiejętności wychwycenia i zauważania we własnym otoczeniu tych dźwięków, na które wcześniej nie zwracało się uwagi, a także opanowanie bodźców wzrokowych, w grach milczenia uczestnicy zamykali oczy. Ćwiczenia prowadzone z całą grupą stwarzały atmosferę skupienia, sprzyjały integracji ruchów dziecka z jego rozumem i wolą, przy czym, doświadczenie ciszy nie było bezwzględnym skrępowaniem nią. W trakcie lekcji dziecko uczy się panować nad ruchami mięśni, nad oddechem, również poprzez ćwiczenia uświadamia sobie istnienie swojej woli, która może decydować o zachowaniu.

Cisza nie znosi hałasu, ale nie oznacza bierności, idzie w parze z porządkiem, niesie wewnętrzną harmonię, dyscyplinuje umysł. Dziecko rozwija się w harmonii i spokoju, uczy się samodzielności, bodźce zewnętrzne zostają zminimalizowane. Aktywność dziecka Montessori nazywała pracą, w odróżnieniu od pojęcia zabawy. Zabawa jest czymś, co daje dziecku satysfakcję tylko w części, podczas gdy praca sięga pokładów wnętrza, przynosi duchową satysfakcję. Każdy moment pracy jest dla człowieka cenny, jako znaczące przejście od niższego do wyższego stopnia rozwoju wewnętrznego.

Doświadczeniu ciszy może pomagać (lub przeszkadzać) wystrój pomieszczenia, atmosfera w nim panująca. Pomieszczenie, w którym brakuje ładu i harmonii, utrudnia osiągnięcie spokoju i ciszy8, łatwiej o wyciszenie w pomieszczeniu uporządkowanym, gdyż zarówno zewnętrzna, jak i wewnętrzna konstrukcja ludzkiego życia wzajemnie na siebie wpływają. Rytuał szkolny, rodzinny jest jednym z elementów tworzących kulturę duchową.

Maria Montessori w centrum swojej metody stawia dziecko oraz jego biologiczny, społeczny i religijny rozwój. Dla niej wychowanie to bardzo specyficzny rodzaj pomocy osobie ludzkiej w osiąganiu przez nią niezależności, to także pomoc dawana dziecku od urodzenia w jego psychiczno-duchowym rozwoju. Montessori uważa, że każde dziecko jest "budowniczym samego siebie", cały zaś proces budowy powinien odbywać się w interakcji ze środowiskiem dziecka. Dzięki okresom szczególnej wrażliwości oraz tzw. polaryzacji uwagi, dziecko świadomie chłonie wrażenia i zdobywa wiedzę wraz z doświadczeniem, które wiąże się ściśle ze środowiskiem rodzinnym i szkolnym. Wszystko to warunkuje jego stały i prawidłowy rozwój. Maria Montessori starannie rozpoznawała potrzeby dziecka, a stosowane przez nią ćwiczenia pomagały dzieciom odnaleźć spokój, umożliwiały skupienie.

Zauważyła zafascynowanie dzieci ciszą, włączając ją do swojego systemu wychowawczego, wypracowała u nich zamiłowanie do takiego stanu, szczególnej atmosfery pracy indywidualnej i zbiorowej, sprzyjającej osiąganiu długotrwałej koncentracji nad wykonaniem zadania, w ten sposób chroniła je przed nadpobudliwością. W poszukiwaniu i rozumieniu rozwoju dziecka, jego dynamiki wydzieliła wrażliwe fazy, wskazując na sprzyjające warunki, w których zachodzi zjawisko polaryzacji uwagi "za każdym razem, kiedy zaistniała polaryzacja uwagi, rozpoczął się u dziecka proces przemian, stawało się spokojniejsze, inteligentniejsze, bardziej otwarte".

Zasadne wydaje się wykorzystanie mądrości i doświadczeń Marii Montessori, szczególnie w rzeczywistości globalnego hałasu i ukazanie dziecku wartości i znaczenia ciszy, gdyż dziecko uczy się od dorosłych hałaśliwego stylu życia, większość zachowań wynosi z domu.

Więcej w książce: Pedagogia ciszy - Teresa Ewa Olearczyk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lekcje ciszy Marii Montessori
Komentarze (14)
jazmig jazmig
19 września 2012, 15:04
Łucja: Dodam jeszcze, że to prawda, że dzieci naturalnie wierzą we własne siły i nie potrzebują żadnego osądzania, przekonywania, odwracania uwagi od problemu itd. Ale są wychowywane dla nagród. Mają robić to, co podoba się mamie, pani w przedszkolu, pani w szkole itd. Więc nie wierzą w siebie i nie uczą się dla siebie, tylko dla tych ludzi z zewnątrz. Kolejne bzdury piszesz Łucjo. Dzieci wierzą w siebie, robią to, czego oczekują od nich dorośli i wcale im to nie przeszkadza, aby wierzyć w swoje siły i możliwości. Piszę oczywiście o dzieciach normalnych, bez żadnych zaburzeń. Mam wokół siebie wielu ludzi, o różnym poziomie intelektualnym, kształconych i wychowywanych wg starych wzorców i mogą powiedzieć, że współcześnie wychowywane dzieci mogą tylko zazdrościć swoim starszym poprzednikom.  Nie było Montesori, nie było słuchania ciszy, a zbudowano obecną cywilizację, którą niszczą ludzie z pokolenia 68 i ich duchowi spadkobiercy.
C
chłopak
19 września 2012, 14:40
 Niektóre matki bardziej kochają ojczymów niż własne dzieci, córki i pozwalają im je krzywdzić.
M
Małgosia
18 września 2012, 19:55
Najpiękniejsze jest to, że Montessori docenia wartość ciszy, koncentracji, refleksji. W czasach nieustannego szumu informacyjnego, w którym większość nastolatków ma lekkie objawy ADHD, cisza jest dobrem, o które trzeba zabiegać. Jako nauczyciel matematyki potrzebuję, aby moi uczniowie mieli w sobie ciszę, zaciekawienie i skłonność do refleksji. Bez tego uczenie to zwykła szarpanina. Rewelacyjny artykuł. Dzięki.
Ł
Łucja
12 czerwca 2012, 18:13
Dodam jeszcze, że to prawda, że dzieci naturalnie wierzą we własne siły i nie potrzebują żadnego osądzania, przekonywania, odwracania uwagi od problemu itd. Ale są wychowywane dla nagród. Mają robić to, co podoba się mamie, pani w przedszkolu, pani w szkole itd. Więc nie wierzą w siebie i nie uczą się dla siebie, tylko dla tych ludzi z zewnątrz. W Montessori stawia się na nagrodę wewnętrzną, tzn. własną satysfakcję z wykonanej pracy, samodzielne odkrycie błędu, samodzielne poprawienie się. Odpowiednio przygotowany materiał i odpowiednia nieingerująca niepotrzebnie postawa nauczyciela daje taką możliwość.
Ł
Łucja
12 czerwca 2012, 18:10
(...)To wszystko, co jet opisane w tym artykule osiąga się wieloma innymi metodami niemniej humanitarnymi, od metody Montesori. Dzieci są różne i różne metody wychowawcze trzeba wobec nich stosować, żadna nie ejst metodą uniwersalną. Także metoda Monesori. Uczenie dzieci wiary w siebie oznacza, że te dzieci mają problemy. Normalnego dziecka nie trzeba uczyć tego rodzaju wiary. Dzieci zwykle znają swoje możlwiości, a jeżeli wahają się, to łatwo je przekonać, aby spróbowały bez żadnych dodatkowych ćwiczeń. Tak się sklada, że jestem i pedagogiem specjalnym, i nauczycielem Montessori, znam różne metody pracy z dziećmi zdrowymi i ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Nie widzę w artykule czy komentarzach zdania, że to uniwersalna metoda. Moim zdaniem metoda Marii Montessori jest raczej filozofią patrzenia na dziecko jako na pełnoprawnego człowieka. Maria Montessori nie wymyśliła wszystkiego, co nazywa się \"montessori\" - korzystała z cudzych pomysłów, badań, wdrażała własne, ale wpisuje się po prostu w humanistyczną pedagogikę. Bardzo proszę Cię (kimkolwiek jesteś), abyś nie osądzał(a) że to niehumanitarna metoda, bo to dla mnie bardzo krzywdzące i śmiem twierdzić, że świadczy o niewiedzy (lub obserwacji wypaczeń).
jazmig jazmig
12 czerwca 2012, 10:15
Otóż osoba nauczyciela i jej zdolności przeprowadzania fantastycznych lekcji wcale nie jest najważniejsza. Chodzi właśnie o to, by dziecko umiało samo (bez tresury) skupiać się na zadaniu - a czyni to, gdy praca jest na miarę jego potrzeb i możliwości. Wtedy następuje 'polaryzacja uwagi' - zainteresowanie, wniknięcie w daną czynność, wręcz refleksyjne, duchowe skupienie się na danym zadaniu, przedmiocie. To te czynności są dla dziecka najbardziej budujące. Ale - znów - nie uda się to, jeśli dziecko nie będzie miało pod ręką właściwych dla niego zestawów do pracy. Dziecko buduje siebie z tego, co ma do dyspozycji. Jeśli ma gry komputerowe, bajki o potworach, seriale kryminalne - będzie myślał tym, co tam widział. Jeśli pokażemy mu piękno świata, przyrody, jej porzadek, zależności itd. - to będzie tym żyło. Kolejne piękne pitu-pitu. Dużo słów, a prawda jest banalna - trzeba dziecko ukierunkować, aby czyniło to, czego od niego oczekujemy. Jak widzę, ta metoda polega na głoszeniu pięknych banałów, ale potem trzeba zdać testy iegzaminy, aby dostać się na upragniony kierunek studiów w dobrej uczelni. W tym celu dziecko musi opanować pewną wiedzę z wielu przedmiotów i ukończyć szkołę średnią oraz zdać maturę. Chętnie zobaczę liceum prowadzone metodą Montesori, bo obecnie to chyba tylko przedszkola są tak prowadzone.
jazmig jazmig
12 czerwca 2012, 10:09
Sugerowanie, że dzieci 'nienormalne' należy 'tresować' jest co najmniej ignorancją, nawet szkoda o tym dyskutować. Pracuję metodą Montessori i powiem jedynie, że nie znam bardziej humanistycznej metody pracy z dzieckiem, metody w której dziecku okazuje się tyle szacunku, daje tyle wolności, a jednocześnie pomaga mu się przygotować do życia w świecie, w społeczności, w szacunku wobec innych. Sęk tkwi właśnie w tym, że otoczenie jest przygotowane DLA DZIECKA. Żadna tresura nie jest potrzebna. Działa naturalna potrzeba rozwoju, porządku, bezpieczeństwa, możliwości odkrywania świata. Nie ma kar i nagród w potocznym rozumieniu tego słowa. Przygotowane otoczenie pozwala być dziecku sobą. Dzieckiem wierzącym we własne możliwości, pewnym, mocnym emocjonalnie, samodzielnym, twórczym, być indywidualnością w społeczności.  Nie można być sędzią we własnej sprawie. To wszystko, co jet opisane w tym artykule osiąga się wieloma innymi metodami niemniej humanitarnymi, od metody Montesori. Dzieci są różne i różne metody wychowawcze trzeba wobec nich stosować, żadna nie ejst metodą uniwersalną. Także metoda Monesori. Uczenie dzieci wiary w siebie oznacza, że te dzieci mają problemy. Normalnego dziecka nie trzeba uczyć tego rodzaju wiary. Dzieci zwykle znają swoje możlwiości, a jeżeli wahają się, to łatwo je przekonać, aby spróbowały bez żadnych dodatkowych ćwiczeń. 
D
Danusia
12 czerwca 2012, 08:37
Bardzo podoba mi się przedstawiony zarys metody polegającej na łagodnym, spokojnym wychowywaniu dzieci zmierzającym do rozwoju dziecka nie tylko ku zabawie, ale i ku przyszłym funkcjom człowieka. Jestem nią zainteresowana. Poszukam w necie więcej, może jakaś książka się znajdzie. Pozdrawiam i dziękuję.
Asia C
11 czerwca 2012, 23:32
Ja widziłam taką placówkę- to super miejsce dla dzieci. Jak kiedyś będę miała dzieci i będę musiała je posłać do przedszkola to właśnie do takiego :)  Osobiście sama jestem wychowana w taki sposób- tzn. mama mnie instynktownie tak wychowywała- i mama wspomina, że nie mogła się nadziwić ile czasu można zajmować się w ciszy guzikami- po co mi te lalki i maskotki? ;)  Dziękuję Lucy, teraz wiem co miałam a co utraciłam- polaryzacja uwagii.
L
Lucy
11 czerwca 2012, 18:09
Najlepszy nauczyciel i pedagog nie zmieni biologii dzieci, a gmeranie w ich psychice może się źle skończyć. Długotrwała koncentracja to nie jest coś, co miałoby być cechą dziecka. Zapraszam do placówek montessoriańskich, żeby na własne oczy zobaczyć, na czym naprawdę polega ta metoda; szkoda sobie przez brak doświadczenia utrwalać błędne przekonanie...
L
Lucy
11 czerwca 2012, 18:07
Jednakże dzieci mają określone możliwości wytrwania w skupieniu i po pewnym czasie muszą zająć się czymś innym. Owszem, jest to jak najbardziej naturalne i dzieci właśnie to czynią. Zmieniają aktywności jak każda normalna istota. Poruszają się, jak dzieci, kombinują, jak dzieci, konstruują, odkrywają, komentują itd. itp. W artykule wspomniano, że "cisza" nie oznacza bierności, tylko porządek, harmonię, spokój.
L
Lucy
11 czerwca 2012, 18:06
Dzieci posiadają samodyscyplinę bez tego rodzaju tresury, a wielką sztuką jest tak poprowadzić lekcje, żeby dzieci skupiły się na nauce, zamiast myśleć o innych sprawach. Otóż osoba nauczyciela i jej zdolności przeprowadzania fantastycznych lekcji wcale nie jest najważniejsza. Chodzi właśnie o to, by dziecko umiało samo (bez tresury) skupiać się na zadaniu - a czyni to, gdy praca jest na miarę jego potrzeb i możliwości. Wtedy następuje 'polaryzacja uwagi' - zainteresowanie, wniknięcie w daną czynność, wręcz refleksyjne, duchowe skupienie się na danym zadaniu, przedmiocie. To te czynności są dla dziecka najbardziej budujące. Ale - znów - nie uda się to, jeśli dziecko nie będzie miało pod ręką właściwych dla niego zestawów do pracy. Dziecko buduje siebie z tego, co ma do dyspozycji. Jeśli ma gry komputerowe, bajki o potworach, seriale kryminalne - będzie myślał tym, co tam widział. Jeśli pokażemy mu piękno świata, przyrody, jej porzadek, zależności itd. - to będzie tym żyło.
L
Lucy
11 czerwca 2012, 18:05
Najogólniej pisząc, wygląda to na tresurę, a nie na wychowanie. Być może, jest to dobra metoda dla dzieci z problemami psychicznymi lub psychologicznymi, a nie dla dzieci normalnych. Sugerowanie, że dzieci 'nienormalne' należy 'tresować' jest co najmniej ignorancją, nawet szkoda o tym dyskutować. Pracuję metodą Montessori i powiem jedynie, że nie znam bardziej humanistycznej metody pracy z dzieckiem, metody w której dziecku okazuje się tyle szacunku, daje tyle wolności, a jednocześnie pomaga mu się przygotować do życia w świecie, w społeczności, w szacunku wobec innych. Sęk tkwi właśnie w tym, że otoczenie jest przygotowane DLA DZIECKA. Żadna tresura nie jest potrzebna. Działa naturalna potrzeba rozwoju, porządku, bezpieczeństwa, możliwości odkrywania świata. Nie ma kar i nagród w potocznym rozumieniu tego słowa. Przygotowane otoczenie pozwala być dziecku sobą. Dzieckiem wierzącym we własne możliwości, pewnym, mocnym emocjonalnie, samodzielnym, twórczym, być indywidualnością w społeczności.
11 czerwca 2012, 12:06
 W tym artykule pojawia się wiele ładnie brzmiących terminów, jak polaryzacja uwagi, o któych nic nie wiemy. Najogólniej pisząc, wygląda to na tresurę, a nie na wychowanie. Być może, jest to dobra metoda dla dzieci z problemami psychicznymi lub psychologicznymi, a nie dla dzieci normalnych. Dzieci posiadają samodyscyplinę bez tego rodzaju tresury, a wielką sztuką jest tak poprowadzić lekcje, żeby dzieci skupiły się na nauce, zamiast myśleć o innych sprawach. Jednakże dzieci mają określone możliwości wytrwania w skupieniu i po pewnym czasie muszą zająć się czymś innym. Najlepszy nauczyciel i pedagog nie zmieni biologii dzieci, a gmeranie w ich psychice może się źle skończyć. Długotrwała koncentracja to nie jest coś, co miałoby być cechą dziecka.