My zabraniamy, babcia pozwala. Jak sobie z tym poradzić?
Kto jest największym przyjacielem naszych dzieci, ich najwierniejszym kibicem i najbardziej zagorzałym adwokatem? Babcia. Ewentualnie dziadek.
Wydawać by się mogło, że wojna na linii dzieci-rodzice przybiera najbardziej dramatyczne formy, kiedy dzieci są nastolatkami. Jest to jednak zaledwie preludium do prawdziwego starcia, jakie następuje, kiedy dzieci same stają się rodzicami. I dopiero wtedy robi się naprawdę ciekawie.
Kocham cię, kochanie moje
Kto jest największym przyjacielem naszych dzieci, ich najwierniejszym kibicem i najbardziej zagorzałym adwokatem? Babcia. Ewentualnie dziadek. Niekiedy obydwoje. I jest to doskonała wiadomość, dopóki nie okaże się, że te wspaniałe osoby mają inną niż my wizję świata. I dlatego notorycznie, uparcie i świadomie łamią ustalone przez nas zasady.
My zabraniamy, babcia pozwala. My nie kupimy, ale dziadek owszem. My mówimy nie, a dziadkowie - ależ oczywiście, w tej chwili. W końcu, co my tam wiemy; jesteśmy młodzi i nie znamy się na życiu, a na wychowaniu dzieci to już zupełnie.
>> Jesteś rodzicem i nie chcesz zwariować? Te 3 zasady ci pomogą
Co ciekawe, każda że stron jest przekonana, że:
a) kocha najmłodsze pokolenie najmocniej na świecie
b) należy przychylić mu nieba
Niestety, sposób wprowadzania w życie punktu "b" przez oba pokolenia różni się diametralnie. Jak z tego wybrnąć? Jak poradzić sobie z dywersją uprawianą przez ludzi, którzy sami nas wychowali? Czy w ogóle da się przeprowadzić taką akcję bez strat w ludziach?
Da się. Ale łatwo nie będzie. Zanim więc przystąpimy do dzieła, przemyślmy kilka aspektów.
Pamiętajmy, to nie są wrogowie...
…nawet, jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się wskazywać coś dokładnie przeciwnego. W takiej sytuacji - jak zresztą w każdej innej - najważniejszą rzeczą są motywy, jakimi kierują się niesubordynowani dziadkowie naszych dzieci.
Dlatego jakkolwiek irytujące jest dla nas zachowanie starszego pokolenia, warto powtarzać sobie, że mimo wszystko nie wynika ono z chęci dokuczenia nam, z wrogości, ani z próby podkopania naszego autorytetu.
Zresztą, o jakim autorytecie mowa? Spróbujmy zrozumieć naszych rodziców: dla nich zawsze byliśmy i zawsze pozostaniemy dziećmi. A przecież jest "oczywistą oczywistością", że dzieci nie znają się na niczym tak dobrze, jak ich rodzice. Trzeba więc im pomóc. A że pomoc często idzie pod prąd, cóż...
Ustalmy zasady
Byle w rozsądnej ilości. Nikt nie lubi długich kazań ani skomplikowanych systemów. Każdej stronie (szczególnie tej starszej) łatwiej będzie zapamiętać trzy reguły niż trzydzieści. Przy okazji warto usiąść i przemyśleć priorytety: w końcu, wśród naszych zasad na pewno znajdą się ważne i... najważniejsze. I na tych się skupmy, przynajmniej na początku.
>> Komunia Święta kontra alergia: jak sobie z tym poradzić?
Jak je rozpoznać? Bardzo prosto. Są to te reguły, których złamanie bezpośrednio zagraża życiu lub zdrowiu naszych dzieci, a więc na przykład: zapinanie pasów w foteliku samochodowym, trzymanie za rękę na ruchliwym skrzyżowaniu, wykluczenie z diety zakazanych przez alergologa produktów, itp.
Pamiętajmy, że w prostocie siła: nawet jeśli teoretycznie zasad jest wiele (bo np. wynikają z licznych i złożonych ograniczeń dietetycznych), zawsze można je skomasować w stwierdzeniu, że to my - i tylko my - ustalamy dokładny jadłospis naszych dzieci. Babcia, dziadek, kochająca ciocia, ani nawet sam papież nie ma prawa tu ingerować.
Cyrograf ;)
Kiedy już ustalimy reguły, koniecznie spiszmy je i powieśmy w jakimś widocznym miejscu - np. na lodówce albo nad stołem w salonie. Będzie idealnie, jeżeli spiszą je (nawet bardzo krzywo) małe rączki. Coś takiego może, co prawda, godzić w nasze poczucie estetyki, ale za to znacznie szybciej trafi do babcinego serca.
A kiedy rodzinne reguły zostaną raz spisane, brońmy ich jak niepodległości. Odwołujmy się do nich przy każdym kolejnym konflikcie (niestety, spisanie zasad to jeszcze za mało - zanim wejdą wszystkim w krew, musi minąć trochę czasu). Przypominajmy, powtarzajmy, zróbmy z nich mantrę. To nie podziała od razu - ale z każdym kolejnym razem zapadnie w pamięć głębiej. I o to właśnie chodzi :)
Porozmawiajmy z dziećmi
Dzieciaki z natury są niesłychanie sprytne i posiadają fabrycznie wbudowany system poszukiwania adwokatów. Jeśli więc zakazujemy im zjeść czekoladki, wystarczy jedno żałosne spojrzenie w babcine oczy i kochająca mama lub teściowa jest gotowa własnoręcznie nas udusić, byle maleństwo nie było smutne. Co z tym począć?
>> Twoje dziecko czuje się gorsze, bo jest alergikiem? Mamy na to 3 sposoby
Prawda jest taka, że z babcinym sercem nie da się negocjować. Nie i już. Sami będziemy kiedyś babciami (albo dziadkami) i wtedy poczujemy, jak to jest. Na razie skupmy się jednak na współczesności. Powiedzmy dzieciakom wyraźnie, że absolutnie nie zgadzamy się na wciąganie babci w nasze sprawy (bo są one właśnie nasze, a nie babcine), ani nie pozwalamy na wykorzystywanie jej dobroci.
Porozmawiajmy z rodzicami
A ponieważ, jak już wiemy, w ich oczach nigdy w życiu nie posiądziemy sensownego autorytetu (coś jak prorok we własnym kraju), podeprzyjmy się... cudzym. Może to być opinia lekarza, nauczyciela, psychologa, albo nawet mitycznych amerykańskich naukowców (chociaż podobno rosyjscy naukowcy udowodnili, że amerykańcy naukowcy nie istnieją ;)). Wyjaśnijmy spokojnie, dlaczego zależy nam na regułach i czym może poskutkować ich łamanie.
Spróbujmy też dać dziadkom jakąś inną dziedzinę, w której będą mogli okazać swoją miłość do wnuków. Na przykład, zamiast wciskać maluchom słodycze, mogą wspólnie z nimi coś zasadzić w ogródku (albo nawet w doniczce), coś naprawić, pograć w karty. Może wybiorą się razem nakarmić kaczki, pokopać w piłkę, ulepić bałwana, albo pooglądać stare albumy ze zdjęciami? Możliwości jest naprawdę wiele - a naszą rolą jest umiejętnie je wskazać, tak, by wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy: zły policjant - czyli my - również.
Hanka Ciężadło - mama bliźniaków z dietetycznym wyrokiem - idzie w swojej kuchni na wojnę: udowadnia, że zdrowe odżywianie nie musi oznaczać pasma wyrzeczeń, a dieta nie ma absolutnie nic wspólnego z nudą. Prowadzi bloga dietaniegryzie.
Skomentuj artykuł