Na to pytanie powinna sobie odpowiedzieć każda mama

(fot. Magdalena Hanik)
Agnieszka Stefaniuk

Kiedy rodzina się powiększa, warto pamiętać, o kim powinnyśmy myśleć wtedy najbardziej. Właśnie o to zapytała mnie moja wspaniała mama. Pamiętam to dokładnie – był to jeden z przełomowych momentów w moim życiu. Siedziałam w pokoju z moim pierwszym dzieckiem przy piersi, superzmęczona, obolała i generalnie lekko zrezygnowana. Taka „mama zombie”, cały dzień w dresiku, no make up i tłuste włosy, bo na tym etapie jeszcze nie umiałam znaleźć czasu na ich umycie.

Wierzę, że nie każda z was miała taki etap, ale jeśli w swoim debiucie macierzyńskim właśnie tak się czułyście i to powstrzymuje was przed tym, by mieć kolejne dzieci, to popatrzcie na mnie. Ja się odważyłam i urodziłam ich siedmioro. Za każdym kolejnym razem czułam się lepiej. Byłam już względnie przygotowana, wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale i tak pojawienie się kolejnego nowego dziecka nigdy nie było kaszką z mlekiem. To zawsze wiązało się z wysiłkiem i przepracowaniem pewnych myśli, a do tego potrzebny jest czas.

Niestety, dzisiejszy świat nie jest łaskawy pod tym względem. Zewsząd słychać głosy, że liczy się tylko szybkość. Dookoła nas trwa nieustanny wyścig z czasem. Macierzyństwa nie da się przyspieszyć bez uszczerbku na jakości. Pewne procesy potrzebują czasu i cierpliwości. Skojarzyło mi się to z serem i winem, które tak jak macierzyństwo długo dojrzewają, by uzyskać smak. Może to nie jest najlepsze porównanie, ale dość dobrze obrazuje ten etap.

Młoda mama jest jak młode wino, uczy się siebie w nowej roli, rozwija nowe umiejętności, z każdym dniem lepiej i pewniej zajmuje się dzieckiem, zaczyna rozumieć jego potrzeby, akceptować osobowość. Już wtedy jest dobrą mamą, inną niż będzie za kilka lat, ale też dobrą. Z winem jest tak samo. Przecież pija się młode roczniki i zachwyca ich bukietem, odkładając jednak część butelek na później, by zakosztować równie dobrego, ale zupełnie innego w smaku dojrzałego wina. Tych procesów, ani dojrzewania wina, ani dojrzewania w macierzyństwie, nie da się przyspieszyć.

DEON.PL POLECA

Nie znam się za dobrze na winach, choć jako studentka pracowałam każdego września w winnicy. Właściwie wiem o nich tylko tyle, że aby się stać napojem bogów, potrzebują czasu. Z tobą jest tak samo, z czasem dojrzewasz i stajesz się coraz wytrawniejsza jako matka. Jesteś tak samo dobrą matką, jaką byłaś na początku, bo tak samo kochasz swoje dziecko, ale twoje decyzje stają się bardziej przemyślane i dojrzałe. Bądź więc cierpliwa, bądź obecna i ucz się tej roli. Mamą zostajesz na całe życie.

Rozumiesz? Gdy mówimy o macierzyństwie, czas działa na twoją korzyść!

Wróćmy do tego pokoiku, w którym siedzę i przedstawiam sobą obraz nędzy i rozpaczy, a moja kochana, niezawodna mama pyta mnie o to, kto jest teraz najważniejszy w moim życiu?

Co ja wtedy odpowiedziałam? To żenujące, ale muszę się wam do tego przyznać, choć wolałabym, by pozostało to między nami. Powiedziałam jej, że dziecko oczywiście! Bo skoro nie potrafię go odłożyć nawet na moment, by pójść do toalety, nie mogę przestać na nie patrzeć, bo boję się, że przestanie oddychać, a oprócz tego nie mogę myśleć o niczym innym niż tylko o tym, jak ogarnąć to moje macierzyństwo, to właściwą odpowiedzią musi być dziecko. Jak możecie się domyślić, to nie była dobra odpowiedź. Nie takiej spodziewała się po mnie mama.

Jesteś tak samo dobrą matką, jaką byłaś na początku, bo tak samo kochasz swoje dziecko, ale twoje decyzje stają się bardziej przemyślane i dojrzałe.

Dziś zresztą, gdybym komukolwiek zadała podobne pytanie, też liczyłabym na odpowiedź zgoła odmienną, choć dla niektórych być może zaskakującą. Na szczęście nasza rozmowa nie skończyła się na tym moim strzale kulą w płot.

– Nie, kochanie, nie dziecko, próbuj dalej – powiedziała mama słodkim, ale już lekko ironicznym tonem.

Przez moment poczułam się zrozumiana, bo przecież skoro nie chodziło o dziecko, z którym łączyła mnie na razie mieszanina miłości i nienawiści, to może chodziło o mnie? Może to ja jestem teraz tą najważniejszą osobą w rodzinie? O rany, jakie to było rozpaczliwe! Mała, biedna Agusia użalająca się nad sobą. Niestety nie, wcale nie chodziło o mnie. Czyli o kogo? Byłam tak zaćmiona, że żadna inna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy.

– O twojego męża! – powiedziała tryumfalnie mama. – Dla ciebie to twój mąż powinien być teraz najważniejszą osobą w rodzinie.

Tak się cieszę, że mogę wam to tu napisać. Szczęście rodziny – i twoje też – w największym stopniu zależy od udanej relacji między rodzicami, a ty, jeśli jesteś młodą mamą, nie powinnaś o tym zapominać.

Muszę przyznać, że usłyszaną od mamy radę o stawianiu męża na pierwszym miejscu wtedy, w tamtym stanie i w tamtym pokoju, puściłam mimo uszu. Takie życiowe mądrości powiedziane z troską przez kochaną osobę pracują jednak w głowie, czy tego chcesz, czy nie. Dziś wiem, że ten czas, kiedy rodzi się dziecko, może zbudować twoją rodzinę albo ją zniszczyć. To, że rodzice w nowej rzeczywistości muszą znaleźć dla siebie czas i kochać się mimo zmieniających się okoliczności, jest niesamowitą lekcją, jaką dostają po narodzinach dziecka. W pewnym sensie to czas próby, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie że jest to czas stracony!

Fragment pochodzi z książki "Jak to ogarnąć? Praktyczny poradnik zarządzania szczęściem".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na to pytanie powinna sobie odpowiedzieć każda mama
Komentarze (3)
MK
~Matylda Kostrzewska
4 października 2020, 10:40
Pewnie, że mąż i ojciec jest najważniejszy w wielodzietnej prawdziwej rodzinie. Młodszymi dziećmi może się przecież zająć starsza siostra. Nie odmówi ! Wierzcie mi. Będzie uważała, że to jej obowiązek i jeszcze się będzie tłumaczyć ojcu, dlaczego jego poleceń w przedmiocie opieki i wychowywania jego dzieci nie realizuje.
KP
~K P
3 października 2020, 21:19
Ale mąż jest najważniejszy bo?... To kolejny artykuł, w którym mąż jest najważniejszy.... No ten mąż taki biedny jest jak się dziecko rodzi... Taki umęczony porodem, i wymiotami w ciąży, .. I tak mu hemoroidy poporodowe dokuczają, że musi być najważniejszy.. No i taki tym jest zmęczony, że przecież nie może usłyszeć płaczu w nocy.. Taki niewyspany jest. Nie mogę czytać tych bzdur jako wielodzietna matka. Jedno jest pewne... Dziecko zostawione z większością tatusiów ma ciężko bo oni są już najwaażniejsi z samych siebie. A dziś po tylu latach na te bzdury ze mąż jest najwazniejszy mam jedną refleksję, żałuję każdej minuty, w ktorej ojcem moich dzieci był ważniejszy niż ja i nigdy już bym na to nie pozwoliła.
AP
~A. P.
3 października 2020, 18:28
Mądre słowa, ale często po latach się to dostrzega. Wśród pieluch, kaszek, ciągłej krzątaniny słabną więzi małżeńskie, trzeba włożyć wiele wysiłku w ich odbudowanie. Tylko to wymaga starania obu stron. Mężczyźni łatwo rezygnują i albo uciekają w pracę albo do innej kobiety.