Najważniejsze, co może zrobić ojciec

(fot. shutterstock.com)
Daniel W. Driscoll / slo

Najważniejsze, co ojciec może zrobić dla swoich dzieci, to kochać ich matkę.
O. Theodore Hesburg

Jedną ze ścian w naszym wspólnym pokoju przeznaczyliśmy na wieszanie zdjęć. Portrety osiem na dziesięć centymetrów półrocznych dzieci wiszą jako permanentne przypomnienie okresu ich niemowlęctwa. są tam też fotografie zrobione kilka lat temu podczas świąt wielkanocnych - a na nich małe dzieci z króliczkami. Jest także wiersz, napisany przez przyjaciela z okazji naszego ślubu, przypominający nam o złożonej przysiędze.

W gąszczu tych fotografii i tekstów wisi również (osiem na dziesięć) portret dwóch osób, które obdarzają się uśmiechem, jaki nigdy nie zgaśnie. Kobieta ubrana jest w białą suknię - rodzinną pamiątkę; mężczyzna, bez brody, rozpromieniony, ubrany jest w smoking i biały krawat. Czasami przyłapuję się na tym, że wpatrując się w to zdjęcie, próbuję sobie przypomnieć, kim byli ci ludzie. Czy tę fotografię rzeczywiście zrobiono nam tylko osiem lat temu?

Czasami w byciu tatą najbardziej przeszkadza fakt, że jednocześnie jest się mężem, partnerem, przyjacielem, powiernikiem i kochankiem kobiety, która wraz ze mną dzieli wspólne życie. Ojcostwo często może być rozumiane jako część tego, co wynika z partnerstwa.

Chwilami zastanawiam się, za kogo ona sama się uważa? Z matkę naszych dzieci, córkę swych rodziców czy moją żonę? Oczywiście, że jest tym wszystkim, lecz żadna z tych "twarzy" nie mówi o niej wszystkiego. Jest osobą głęboką i bezgranicznie inteligentną. Jest kobietą otwartą, wciąż na swoim miejscu. A jednak zbyt często, ze względu na spokój naszego pożycia, traktuję ją wyłącznie jak kogoś, kto utrzymuje porządek w domu.

Stać się parą - oznacza rozpocząć nie kończącą się podróż w nieznane. Gdy suknia ślubna idzie do szafy, a smoking wraca do wypożyczalni, życie wkracza w nową fazę. Gwałtowna przemiana następuje wtedy, kiedy pozytywnie wypadają testy ciążowe, kiedy wpada się zupełnie w Nieznane, gdy przy porodzie pojawia się główka dziecka. Wzajemne poznawanie się, a następnie poznawanie się raz jeszcze w całym zamieszaniu rodzicielstwa, to wyzwanie całego życia.

Niezliczoną ilość razy wstawałem z łóżka, ponieważ wyrzucił mnie z niego trzeci jego okupant - wiercące się niemowlę. Kiedy wychodziłem z pokoju, widziałem, że Felicja śpi w najlepsze, spokojna mimo tego wierzgającego towarzystwa. Przynosiłem jej dzieci wtedy, gdy nie mogły się uciszyć, i byłem świadkiem, jak w jej ramionach z ich twarzy natychmiast zaczynał promieniować spokój. Próbowałem opowiadać jej różne historie, ale tyle razy przerywano mi, że w końcu traciłem wątek. Wtedy zwykle ze zdziwieniem odkrywałem, że ona wciąż zachowuje w pamięci ten główny wątek.

Przeglądałem książki, które czytała, asystowałem z ołówkiem w ręku, pielęgnowałem i jednocześnie robiłem pranie. Widziałem, jak swą miłość przelewa na nasze dzieci i zastanawiałem się, czy nadejdzie taki dzień, gdy przestanę uważać, że miłość, którą obdarza dzieci, nie jest owocem wyboru pomiędzy nimi a mną. Wstydzę się, że tak myślę. To oczywiste, że nie jest to kwestia wyboru! Dlatego zastanawiam się, kiedy znów stanę się przede wszystkim jej partnerem, a nie kimś, kto jest bardziej infantylny od jej własnych dzieci? W każdym razie łatwiej o tym mówić, niż to zrobić.

Czasami czuję, że nasze małżeństwo mogłoby dobrze funkcjonować właściwie tylko wtedy, gdybyśmy koncentrowali się na zmienianiu pieluch. Wydaje się, jakbyśmy wkroczyli w czas porannego brzasku, czegoś, co łączy dni, w których jesteśmy parą, z czasem, gdy będziemy... coż, parą raz jeszcze. Czekam na ten dzień, kiedy znów będę mógł stanąć obok Felicji w kościele, gdyż teraz chodzimy tam raczej osobno albo też idziemy wszyscy razem, ale wtedy cały czas uganiamy się za dziećmi. Ostatni raz miało to miejsce chyba wtedy, gdy jeszcze byliśmy sami.

Z całej tej sytuacji nie ma innego wyjścia, jak tylko zmusić się, aby znaleźć dla siebie nawzajem trochę czasu. Musimy umawiać się ze sobą, nawet jeśli ta randka miałaby oznaczać tylko wspólną filiżankę herbaty w czwartek wieczorem, gdy dzieci pójdą już spać, i wtedy, nie przejmując się kuchnią i praniem, po prostu być ze sobą.

Powinniśmy skorzystać z propozycji przyjaciół, że któregoś popołudnia zaopiekują się dziećmi. Potrzebujemy udowadniać sobie nawzajem, iż pamiętamy o tym, że drugie z nas jest kimś więcej niż tylko czyjąś mamusią lub tatusiem. Potrzebujemy wielu rzeczy, lecz trzeba przyznać, że żadną z nich nie zajmujemy się w takiej mierze, jak by należało. Tymczasem pranie i kuchnia mogą poczekać - my nie możemy.

Muzyka była dla nas sposobem na połączenie przeszłości z teraźniejszością. Słuchanie piosenek, przy których tańczyliśmy na naszym weselu, przenosiło mnie do tamtej sali przyjęć i znów popychało Felicję w moje ramiona. Cała nadzieja i idealizm, który celebrowaliśmy w dniu naszego ślubu, wciąż stanowi część nasze go życia; żyjąc jednak powinniśmy być bardziej rozważni. Nadzieja i ideały wraz z romantyczną miłością same z siebie nie są naturalnymi towarzyszami nauki siusiania do nocnika.

Uwielbiam te chaotyczne dni, nie chcę jednak za piętnaście lat powiedzieć do żony: "Teraz opowiedz mi coś o sobie". Chcę mówić tak do niej codziennie, aby nie nadszedł taki czas, kiedy zapomnę, kim ona właściwie jest, i gdy kobieta z fotografii stanie się dla mnie kimś, kogo znałem... dawno temu.

Boże wszystkich obietnic, pomóż mi zawsze pamiętać o kobiecie, którą poślubiłem. Przebacz mi, jeśli zbłądzę. Obym trzymał ją mocno za rękę pośród niebezpieczeństw. Spraw, aby moje serce zawsze było blisko jej serca.

Więcej w książce: TACIERZYŃSTWO - Daniel W. Driscoll

***

TACIERZYŃSTWO - Daniel W. Driscoll

Czy chciałbyś, by dziecko mówiło do ciebie "tatusiu"?
By z utęsknieniem czekało na twój powrót z pracy i rzucało ci się na szyję?
Jeśli tak, ta książka jest skierowana właśnie do ciebie.
W barwny sposób opowiada o tym, jak stawać się tatusiem.

Bycie tatusiem to wspólne patrzenie na gwiazdy, zabawy na podłodze i oglądanie dziecięcych filmów.

To także uczenie szacunku wobec innych, wrażliwości na przyrodę i bezwarunkowej miłości.
Daniel Driscoll doświadczył takiego właśnie wejścia w dziecięcy świat z nadzieją, że stanie się dla dzieci przykładem, do którego będą się odnosić przez całe swoje życie.
Daniel, jak każdy ojciec, doświadczył też wielu trudów i niepowodzeń.

Czasem zachowanie dzieci doprowadzało go do łez i rezygnacji.

Ale nad tym wszystkim górowało poczucie, że "czymś wyjątkowym jest bycie tatusiem".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Najważniejsze, co może zrobić ojciec
Komentarze (3)
A
aa
27 czerwca 2014, 14:57
a co jeśli wygląda tak już, zanim w ogóle można pomyśleć o małżeństwie...? chodzi mi o relację kobieta-meżczyzna, jeszcze bez dziecka, rodziny. Z moim chłopakiem widujemy się jak to małżeńtwo - jak usiądziemy przy filiżance kawy by ze sobą po prostu porozmawiac to jest  święto. A tak każdy z nas biega, dwa etaty robi naraz, to zakupy, sprzatanie, nauka, znajomi, obowiązki w pracy i w domu, gdzie tu czas na nas jako parę? mam wtedy takie marzenie, że jak się staniemy małżenstwem w końcu będziemy mieli czas dla siebie, na siebie, tak po prostu... bo choć już w jednym domu i jedno łóźko będziemy dzielić mój okres przednarzeczeński jest smutny, przepełniony pracą, znużeniem i zmęczeniem... kto tak tez ma? chce poznać wasze doświadczenia życia w związku - młodych ludzi po studiach co dopiero zaczynają dorosłość i jednoczesnie mają partnera, jesczze nie męża.
C
Cthulhu
27 czerwca 2014, 17:23
Ja (My) też tak mamy. Oboje dużo pracujemy, a po pracy albo jesteśmy zmęczeni, albo czeka na nas krąg „znajomi-sport-zajęcia dodatkowe-sprzątanie-drug etat”. Dużo energii poświęcamy wykrojeniu czasu dla nas i w konsekwencji nie mamy siły na wiele, a równocześnie wiemy, że nie da się żyć od weekendu do weekendu. Nie wiem jak u Was, ale w naszym przypadku dochodzi jeszcze dużo stresu spowodowanego ciągłą bieganiną i napięciem. Nie mam innej recepty niż takiej, że trzeba wyluzować, nie musieć robić wszystkiego zawsze na 200%, zadowalać w pełni siebie i wszystkich, być wszędzie i zawsze i że po prostu trzeba czasem porobić „nic” nawet kosztem rozwoju osobistego czy satysfakcji z kolejnego ukończonego „projektu”.
M
Marcia
27 czerwca 2014, 18:14
Hmm.... zastanawia mnie to, że skoro się kochacie to musicie gopodarować dla WAS czas pomiędzy znajomymi a sportem czy zajęciami dodatkowymi... My akurat szykujemy się do małżeństwa (został niecały miesiąc) ale odkąd jesteśmy razem ze znajomymi spędzamy czas głównie razem, sport nie zajmuje u nas aż tak dużo czasu... po za tym dzieje się tak bo mamy priorytety - własnie pielęgnowanie naszego związku, aby nasze realcje nie ograniczały się do tego kto dzisiaj robi zakupy czy w przyszłości odbiera dziecko z przedszkola.