Od matematyki wolą WF. Szkoła ich nie lubi

(fot. Mike Phan/ unsplash.com)
Agnieszka Zawisza

Nie przepadają za czytaniem, mają trudności z ortografią, koncentrują się na krótko, na lekcji przeszkadzają, są nadaktywni. Wszystko przyciąga ich uwagę.

- Jasiu, dlaczego stajesz na rękach, ucząc się historii?
- Bo dzięki temu wiedza łatwiej wchodzi mi do głowy…

Wbrew pozorom to nie kolejny dowcip o Jasiu, ale dzień z życia ucznia, któremu nauka przychodzi najłatwiej, gdy jest on w ruchu. Rzeczony Jaś to bowiem kinestetyk, który w szkole zawsze chętnie przyniesie kredę, mapę, pójdzie o coś zapytać, a podczas słuchania wierci się, kręcąc choćby palcem w bucie. Niestety, zamiast szukać przyczyny jego trudności, kwalifikuje się go zwykle do kategorii dzieci mających problemy z dyscypliną. A szkoda, bo psychologowie podpowiadają, że to wcale nie musi być kwestia zachowania, ale stylu uczenia się, który wspomniany Jaś preferuje, zależącego w dużej mierze od zmysłu, którym mózg danego człowieka najchętniej odbiera i przetwarza informacje.

Właściwy kanał

DEON.PL POLECA

Na własnej skórze przekonałam się o tym, kiedy problemy szkolne zaczęło ujawniać moje własne dziecko. Było widać, że ma potencjał, szkopuł jednak tkwił w tym, że nie było wiadomo, jak go wydobyć. Nauczycielom w każdym razie to się nie udawało. Zaczęłam więc szperać w literaturze, szukać możliwych przyczyn, radzić się specjalistów. Z różnym skutkiem. Aż wreszcie przypomniało mi się szkolenie z początków mojej nauczycielskiej kariery o wzrokowcach, słuchowcach i kinestetykach, czyli różnych stylach uczenia się. Przyszło mi wtedy do głowy, że być może, wcale nie zbyt trudne do "strawienia" treści szkolne są przeszkodą, ale nietrafiona forma ich przekazu.

Okazuje się, że populację można podzielić na trzy typy ludzi ze względu na sposoby uczenia się. Dla jednych kanałem odbioru informacji jest przede wszystkim wzrok. Wzrokowcy przyswajają głównie to, co widzą, myślą obrazami. Szybciej zapamiętują kolorową informację, lubią mapy, rysunki, wykresy, czytanie. Pamiętają nawet, w którym miejscu coś było napisane. Do innych wiedza dociera przede wszystkim przez ucho. Słuchowcy mają dobrą pamięć do dialogów, muzyki, dźwięków, nazw własnych, błyskawicznie uczą się wierszyków, rymowanek, melodii. Ten typ ucznia umie nauczyć się wiersza na pamięć, słuchając kolegów recytujących go na lekcji.

Jest jednak jeszcze inny, najmniej znany i najbardziej uciążliwy dla nauczycieli, uczniów i ich rodziców typ uczenia się, dlatego poświęcę mu najwięcej miejsca. Jego przedstawicielem jest wspomniany na wstępie Jasio, u którego kanałem przepływu wiedzy jest zmysł kinestetyczny, czyli… ciało. Kinestetycy uczą się najskuteczniej poprzez ruch, wykonywanie czynności oraz takie wrażenia skórne jak dotyk, nacisk, temperatura. Ważne jest dla nich bezpośrednie zaangażowanie, bo pamiętają głównie to, co zrobili, a nie to, co zobaczyli czy usłyszeli. Ich wyobraźnię i myślenie uruchamia ruch, dlatego żeby utrzymać uwagę, muszą często zmieniać pozycję ciała, poruszać się, manipulować niewielkim przedmiotem.

Nie przepadają za czytaniem, mają trudności z ortografią, koncentrują się na krótko, na lekcji przeszkadzają, są nadaktywni. Kłopot sprawia im uczenie się symboli abstrakcyjnych. Bardzo przemawia do nich za to możliwość zastosowania nowo poznanej wiedzy w praktyce. Dobrze sprawdzają się też filmy odnoszące się do realnego życia. Wszystko przyciąga ich uwagę. Kinestetycy to urodzeni odkrywcy kierujący się hasłem: "Działaj, zanim pomyślisz"... Są świetni z WF-u, bo tu mogą się wyżyć i wykazać.

Szkoła ich nie lubi

Teoretycznie nie ma lepszego czy gorszego stylu, każdy ma swoje zalety i ograniczenia. Większa część populacji to zresztą reprezentanci stylów mieszanych. Zgadnijcie jednak, komu najlepiej idzie w szkole, gdzie nauczyciel mówi, pisze na tablicy, a uczniowie mają czytać, uzupełniać ćwiczenia i siedzieć spokojnie? A kto najczęściej ląduje na dywaniku u dyrektora, zbiera uwagi, ma największe problemy z dyscypliną, bo nie może usiedzieć na miejscu, ciągle bawi się długopisem, robi kulki z papieru, przeciąga się, rysuje, wstaje bez pozwolenia? Tak, to kinestetyk, który odbiera przede wszystkim te bodźce, które są związane z ruchem. I wcale nie robi tego komuś na złość. Po prostu jeśli chce z lekcji wynieść coś więcej niż własny przepełniony tornister - musi.

Dlatego jeżeli twoje dziecko (uczeń) ma trudności z nauką czy dyscypliną, niekoniecznie oznacza to jego niską inteligencję, lenistwo czy skłonność do łobuzerii. Może nie jest ono oporne na wiedzę, ale raczej na szkolny sposób jej przekazu ustawiony na częstotliwość, na której jego umysł nie odbiera. A biorąc pod uwagę fakt, że uczenie się nie jest biernym magazynowaniem informacji, ale procesem, w którym aktywny udział dziecka jest nieodzowny, może priorytetem w szkole powinno się stać znalezienie drogi dojścia do każdego dziecka, zarówno wzrokowca, słuchowca, jak i kinestetyka. Najbardziej efektywna może się okazać nauka wielozmysłowa polegająca na wielokrotnym powtarzaniu nowych treści z wykorzystaniem różnorodnych aktywności, angażujących raz bardziej oko, innym razem ucho, a czasem całe ciało.

Wiem z autopsji, że wymaga to niemałej kreatywności, cierpliwości i wyrozumiałości. Jako słuchowiec i wzrokowiec dostaję szału, gdy moja kinestetyczka, przepytywana przed klasówką, wije się wokół mnie niczym piskorz. Podejrzewam, że chce uniknąć odpowiedzi lub jej nie zna. Ona tymczasem musi się ruszać, bo to aktywuje pamięć. Drażni mnie, gdy ucząc się wiersza, wykonuje szpagat, gwiazdę czy staje na głowie, a pracę domową odrabia w pozycji kwiatu lotosu. Widzę jednak, że nauka dzięki temu łatwiej jej przychodzi. Zamykam więc oczy i staram się powstrzymywać dyscyplinujące komentarze, mając nadzieję, że po owocach poznam skuteczność tych - tak bardzo obcych mi - technik uczenia się. I muszę przyznać, że coraz rzadziej doznaję zawodu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Od matematyki wolą WF. Szkoła ich nie lubi
Komentarze (3)
25 czerwca 2018, 11:56
Dziękuję za ciekawy tekst. Brakuje mi jednak konkretów. Tekst pokazuje problem z jakim stykają się takie dzieci ale nie pokazuje za bardzo rozwiązania. Mogę w domu pozwolić  dziecku ruszać się w trakcie nauki czegoś "na pamięć" czy w trakcie rozmowy o jakimś problemie. Ale nie mogę liczyć, że pozwolą na to nauczyciele w szkole. Poza tym nawet w domu dziecko nie napisze odpowiedzi pisemnej nie zatrzymując się. Owszem może to zrobić na podłodze, zamiast przy biurku, choć okupione jest to strasznymi gryzmołami, ale i tak wymaga to od niego zatrzymania się.  Jeśli nawet deon nie jest miejscem do wykładania tych spraw w szczegółach to można było odesłać do jakichś najważniejszych pozycji. Chętnie bym z tego skorzystał. Teraz niesety muszę  tego szukać samemu.
5 sierpnia 2016, 19:36
wcale nie zbyt trudne  [...] mojej nauczycielskiej kariery  Pani nauczycielko: niezbyt trudne . 
OF
Ola Fasola
11 sierpnia 2017, 19:44
Pani Małgosiu, nie mogę się z Panią zgodzić. W zdaniu występuje przeciwstawienie: Przyszło mi wtedy do głowy, że być może, wcale nie zbyt trudne do "strawienia" treści szkolne są przeszkodą, ale nietrafiona forma ich przekazu. Innymi słowy, co jest problemem? NIE zbyt trudne treści na lekcji, ALE nieodpowiednia metoda ich przekazywania. Przy okazji, serdecznie dziękuję Autorce za artykuł przypominający o ważnym problemie polskiej szkoły.