Pedagogika "mądrej miłości" Korczaka

Jak dostrzec pełnię małego człowieka, jego potrzeby, możliwości? (fot.shutterstock.com)
Wiesław Theiss / slo

Korczak marzył o czasach i ludziach, którzy urzeczywistnią prawo dziecka do szacunku, życia w pokoju i w radości. Uczył jak kochać dzieci, jak dostrzec pełnię małego człowieka, jego potrzeby, możliwości. Wartość jego przesłania stała się ponadczasowa.

Dzieła Janusza Korczaka należą do kanonu światowej literatury pedagogicznej. On sam zaś - wielki pisarz i wychowawca - został zaliczony w poczet najwyższych autorytetów moralnych ludzkości. Stawia się go w rzędzie takich postaci, jak Sokrates, Mahatma Gandhi, św. Maksymilian Kolbe. Podstawowe założenie poglądów Janusza Korczaka sprowadza się do stwierdzenia, iż "dziecko jest pełnym człowiekiem" i ma prawo do szacunku i bycia tym, kim jest. Społeczeństwo dorosłych powinno zapewnić realizację wszystkich praw dziecka - warunków jego pełnego rozwoju. Wiedzę o dziecku należy budować na podstawie szczegółowych obserwacji i pomiarów lekarsko-pedagogiczno-psychologicznych, a głównym środkiem wychowania jest samorządność dziecięca. Wymienione tezy, głęboko zakotwiczone w prawach człowieka, są w pełni aprobowane przez obecną wiedzę o rozwoju i wychowaniu dzieci. Zakres i stopień realizacji tych praw także dziś jest wskaźnikiem poziomu kultury oraz zaspokojenia podstawowych potrzeb człowieka.

DEON.PL POLECA

Ślubowałem i chcę trwać przy dziecku…

Dziedzictwo Janusza Korczaka jest ciągle aktualne, żywe i inspirujące. Sięga do niego nie tylko świat pedagogiczny, ale także ludzie kultury i nauki. Ze źródła tego płyną różne myśli i rady. Są wśród nich praktyczne wskazówki wychowawcze dla pedagogów, lekarzy, rodziców, są też ponadczasowe uwagi o człowieku i jego świecie. Tym, co łączy obydwa bieguny Korczakowskiego dzieła - praktykę oraz refleksję - i co decyduje o jego ponadczasowej wartości, są marzenia o świecie przyjaznym dziecku. O czasach i ludziach, którzy urzeczywistnią - jak pisał ten Pedagog - prawo dziecka do szacunku, życia w pokoju i w radości. Jednym z głównych warunków tak rozumianego dziecięcego szczęścia, a w ślad za tym sposobem przebudowy świata, jest miłość.

Miłość pedagogiczna (wychowawcza) u Korczaka jest czymś więcej aniżeli uczuciem. To naczelna i powszechna zasada wychowawcza. Powinna obowiązywać wszystkich uczestników wychowania i opieki, zwłaszcza: wychowawcę, nauczyciela, rodzica, także szkołę, dom dziecka, internat etc. W żadnym przypadku nie jest to ani tani sentyment, ani tylko szczytna utopia. Miłość wychowawcza jest wyraźnie skrystalizowaną postawą aksjologiczną oraz opartym na niej pragmatycznym działaniem pedagogicznym. Więcej - to służba społeczna, a nawet "walka o dziecko"; to krytycyzm i niezgoda wobec krzywdy i fałszu, w jakim znalazło się dziecko, przy jednoczesnym budowaniu i przeżywaniu nowych relacji z dzieckiem: spotkania, dialogu, dobra. To także obowiązek wnikliwego, społeczno-wychowawczego diagnozowania dziecka i jego świata oraz (przede wszystkim?) poznawania siebie samego w roli pedagoga, wychowawcy lub rodzica. Nade wszystko jednak taka miłość pedagogiczna ma być realna: moja, a nie czyjaś, rozwijana tu i teraz, a nie kiedyś, w jakimś późniejszym terminie, przy jakiejś okazji. Że tak może być, Korczak zaświadczał przez całe swoje życie. Wielokrotnie i w różnym czasie wyznawał: "Ślubowałem i chcę trwać przy dziecku, jego sprawie [...]“. I zawsze trwał, i nigdy, nawet w obliczu śmierci, dzieci nie opuścił.

Wielka synteza dziecka - oto co mi się śniło

Zadanie "wielkiej syntezy dziecka", która by porządkowała i uogólniała rozległy obszar wiedzy leżącej na skrzyżowaniu medycyny, pedagogiki oraz psychologii, Korczak sformułował, po raz pierwszy tak wyraźnie, w 1909 roku podczas pobytu w Paryżu. Był wtedy młodym lekarzem, zaangażowanym w patriotyczną działalność "niepokornych" radykałów Królestwa Polskiego przełomu XIX/XX wieku. W pełni akceptował hasła walki o wyzwolenie społeczne i narodowe kraju. Był już autorem dwóch opublikowanych książek: Dzieci ulicy (1901) oraz Dziecko salonu (1906). Podczas wojny rosyjsko-japońskiej, w której uczestniczył jako lekarz, zdobył innego typu doświadczenia.

Jednakże to, co najważniejsze na drodze ku "syntezie dziecka", było jeszcze przed nim. Najpierw, podczas pobytu w 1911 roku w Londynie, podjął decyzję - później powie o niej: "uroczysta i naiwna" - niezakładania własnej rodziny, co faktycznie i symbolicznie oznaczało pełne oddanie się "sprawie dziecka". Następnie, w latach 1912-1932 kierował Domem Sierot w Warszawie - zakładem wychowawczym dla opuszczonych i biednych dzieci żydowskich, który niczym szpital miał być "kliniką" pedagogiczną. W parze z praktyką wychowawczą szła - pomijając wiele innych obszarów i form działania - jego twórczość pisarska. Zaowocowała ona znanymi dziś na całym świecie utworami: Jak kochać dziecko (1918-1920), Król Maciuś Pierwszy (1922), Król Maciuś na wyspie bezludnej (1923), Kiedy znów będę mały (1925), Prawo dziecka do szacunku (1928).

Korczak nie napisał zakładanej syntezy, jednakże niestrudzenie dążył do niej przez całe swoje pracowite i ofiarne życie. Pozostawił ogromny kapitał wiedzy, do której doszedł jako lekarz, pedagog, artysta; jako teoretyk i praktyk wychowania, jako "ojciec swoich dzieci". Bez wątpienia częścią, i to zasadniczą, tego kapitału jest imperatyw dążenia do… wielkiej syntezy dziecka. To powinność, którą po Korczaku odziedziczył XXI wiek.

Dziecko jest pełnym człowiekiem

U podstaw Korczakowskiego widzenia dziecka leżała empiria - bezpośrednia, wnikliwa oraz rozległa znajomość środowiska warszawskiej biedoty. Jako lekarz domowy ubogich rodzin na co dzień stykał się z dojmującą dziecięcą niedolą - chorobami, głodem, ciężką pracą, sieroctwem, zagrożeniem przestępczością. Dzieci z biednych rodzin polskich i żydowskich poznawał także w czasie kolonii letnich. Z tych doświadczeń, z konkretnych społecznych realiów powstawał charakterystyczny dla Starego Doktora zrąb miłości pedagogicznej.

Odkrywając drugiego człowieka w sytuacji braku, potrzeby oraz bezbronności, Korczak wyraźnie dostrzegał płynący stąd dramat zagrożenia dla najwyższych wartości: życia ludzkiego, godności, swobodnego rozwoju. Zagrożenie było tym większe, iż obejmowało istotę małą, słabą, bezbronną - dziecko. Niezgoda wobec takiego stanu rzeczy ukierunkowała pracę Korczaka na najsłabszych członków społeczeństwa. Odsłoniła najgłębszy pedagogiczny sens kontaktu z drugim człowiekiem - konieczność udzielenia mu bezwarunkowej pomocy i wsparcia. W takich przypadkach dochodzi do, jak wskazywał ks. Józef Tischner, rozejścia się miłości platońskiej, zrodzonej z odkrywania piękna drugiego człowieka, z miłością ewangeliczną, która na planie pierwszym widzi właśnie zagrożenie człowieka.

Janusz Korczak dostrzegał dziecko-pełnego człowieka nie tylko na tle środowiska społecznego i warunków bytu (perspektywa socjalna), ale także - a może głównie - w wymiarze czasowym (perspektywa temporalna). Przy czym szło tu o coś znaczenie ważniejszego, aniżeli podkreślenie - co na ogół jest pedagogiczną oczywistością - dynamicznego charakteru rozwoju dziecka i procesu wychowania.

Sytuując dziecko-człowieka na osi czasu, Korczak odsłaniał konsekwencje, jakie dla osoby dziecka niesie "wczoraj", "dziś" i "jutro". Pierwsza z tych kategorii sprawia, że mały człowiek, choć jest tylko niewyobrażalnym wręcz "pyłkiem we wszechświecie", jednym z milionów ludzi, którzy byli i będą, nie jest bynajmniej zabłąkaną, anonimową, bezcelową drobiną życia. Nie, dziecko przychodzi na świat jako kolejne, konsekwentne ogniwo w "nieśmiertelnym łańcuchu pokoleń". Stąd nie jest ono nawet "własnością" matki, a - jak przekornie powiada Korczak - dzieckiem wspólnym, "dzieckiem matki i ojca, dziadów i pradziadów". Dopiero w tym "wspólnym" dziecku matka może odnaleźć własną cząstkę. To, że dziecko, pyłek wkraczający do "dziś", nie jest "pustą tablicą", ale niesie z sobą określony przekaz genetyczny, kulturowy, historyczny sprawia, iż należny mu jest szacunek i troska.

Tymczasem codzienna praktyka dowodzi, powiada Korczak, iż na dziecko na ogół patrzy się w kategoriach "jutra", w wymiarze przyszłych osiągnięć, sukcesów, wartości. Jest to kardynalny błąd, o daleko idących konsekwencjach. Taka postawa prowadzi do redukcji dziecka, tak w płaszczyźnie osobowej, jak i społecznej. Mały człowiek nie jest tu ani "pełnym" człowiekiem, ani też dzieci nie są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa. Z tego powodu nawet, jak z troską i przekorą twierdził Korczak: "Połowa ludzkości nie istnieje; jej życie - to żart, dążenia naiwne, uczucia przelotne, poglądy śmieszne". I apelował, aby nie oddawać dziecka "w niewolę jutra", gdyż "jutro" jest wrogiem dziecka.

Partnerski i odpowiedzialny stosunek wobec dziecka oznacza postrzeganie go w wymiarze "dziś", czyli takim, jakim ono jest w aktualnej fazie rozwoju psychofizycznego. Tylko w ten sposób można dostrzec pełnię małego człowieka. Ale do tego konieczna jest zmiana perspektywy. Miarą i normą stosunku wobec dziecka nie może być wiedza o człowieku dorosłym, lecz wiedza o dziecku właśnie, o jego rozwoju, potrzebach, możliwościach. Tymczasem już nie tylko rodzice czy profesjonalni wychowawcy, ale nauka w ogóle niewiele wie na ten temat. Stąd konsekwentny wniosek i postulat Korczaka: nie ma miłości wychowawczej, mądrej, głębokiej i trwałej bez dążenia do możliwie najpełniejszego poznania dziecka.

Zasadniczym dopełnieniem i rozszerzeniem sposobu Korczakowskiego rozumienia dziecka-pełnego człowieka jest kolejna perspektywa - perspektywa transcendentalna. Ten słabo dotąd dostrzegany w literaturze element postawy Korczaka prowadzi do poważnych następstw.

Korczak, mówiąc wyraźnie i bezpośrednio, iż dziecko-człowiek jest bytem stworzonym i zamieszkałym przez Boga, wykracza poza wymiar materialny, ustrój psychofizyczny dziecka, i odsłania nową perspektywę prowadzącą do Boga. Wprawdzie nie rozwodzi się nad istotą Boga, niemniej Bóg jest dla niego faktycznym Twórcą życia i świata. To Bóg sprawia, że dziecko-człowiek jest "cudowną tajemnicą", a nie wątpliwością typu: "jeszcze jedno - co? - źdźbło, pyłek - nic". Aby poznać tajemnice dziecka-istoty ludzkiej nie wystarczy - podkreśla Korczak - praca wychowawcy, "ekstaza uczonego", ale konieczna jest też "korna modlitwa". Tu pojawia się ważne ostrzeżenie: czaru tej tajemnicy nie dozna ten, "kto poszukując wolności, zagubił w tłoku Boga". Tak oto pedagogika i wychowanie stają w obliczu nowych przestrzeni, nowego świata, nowych wyzwań.

Korczak wiedział, że w Bogu leży siła i nadzieja wychowawcy oraz źródło ufności rodzica. Do Niego zwracał się o pomoc i wsparcie. W słynnej Modlitwie wychowawcy wołał i prosił: "Daj dzieciom dobrą dolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom błogosławieństwo". Podobne słowa zawarł w Modlitwie matki: "Daj mu [dziecku - WT] szczęście, Boże, by nie użaliło się, żeśmy mu życie dali, nie wiem, czym jest szczęście, ale Ty wiesz, Twoim obowiązkiem wiedzieć. Więc daj!". Równie przejmujące było wyznanie samego Korczka, zawarte w Modlitwie pojednania: "Znalazłem Ciebie, mój Boże, i cieszę się, jak dziecko zabłąkane, gdy dostrzegło bliską postać z dala [...]“.

Jak kochać dziecko

Oblicza miłości pedagogicznej są - jak wskazuje całe Korczakowskie dziedzictwo - tak różne i złożone, jak złożony w najgłębszym tego słowa znaczeniu jest dziecko-pełny człowiek. Wielka godność i wartość każdego człowieka sprawia, że miłość ta ma głębokie i solidne fundamenty, jest zakotwiczona w duchowych i materialnych podstawach bytu. Jedno i drugie zaś decyduje o tym, iż miłość pedagogiczna, w tym także rodzicielska, jest wielkim i odpowiedzialnym zadaniem. Może je podjąć i realizować ten tylko, kto poznaje dziecko, "uczy się dziecka" i uczy się od dziecka. Tylko wtedy, w zespoleniu uczucia i wiedzy, życzliwości i krytycyzmu, w całej pełni widoczna staje się wolność dziecka, jego prawo do nieskrępowanego rozwoju, do dzieciństwa oraz prawo do obywatelstwa.

W eseju Jak kochać dziecko, określanym mianem pedagogicznego credo Korczaka, autor chce "nauczyć rozumieć i kochać". Refleksja ta nie ma nic wspólnego z instrukcją czy z podręcznikiem. Stary Doktor przede wszystkim stawia pytania, inspiruje i zmusza do myślenia o dziecku. Dając podstawy "mądrej miłości", powiada: "Są myśli, które w bólu samemu rodzić trzeba".
Jak kochać dziecko - nieprzebrzmiały, mądry traktat filozoficzno-pedagogiczny jest zbiorem głębokich i odkrywczych uwag o uciążliwej, codziennej i wyczerpującej pielęgnacji dziecka, a także o niczym nie zastąpionej radości, satysfakcji i dumie rodzicielskiej. Stary Doktor po mistrzowsku odsłania obraz rozwoju dziecka, nabywania przez niemowlę sił fizycznych i psychicznych, wrastania małej osoby w życie społeczne i kulturę. Mówi o dziecięcym przetwarzaniu i tworzeniu świata, o jego kształtach, barwach i treściach, codziennych smutkach i radościach. Na przykładzie dziecięcego pytania, "Czy kanarek może pójść do nieba?" odsłania głęboką mądrość dzieci i ich naturalny pęd do poznawania tajemnic życia.

Korczak charakteryzował także przeciwległy biegun: miłość płytką, okazjonalną, nieprawdziwą. Tu do głosu dochodzi postawa "posiadacza" dziecka, który twierdzi: "Moje dziecko to moja własność, mój niewolnik, mój piesek pokojowy. Łechcę je między uszami, głaszczę po grzbiecie, przybrane we wstążki prowadzę na spacer, tresuję, by było zmyślne i układne; a gdy mi dokuczy: «Idź się bawić. Idź się uczyć. Już czas spać»". Takie i podobne sytuacje streszczał w słynnym powiedzeniu: "Ryby i dzieci głosu nie mają".

Miłość matki do dziecka jest trudna, łączy dwa życia, wymaga harmonizowania przeciwstawnych tendencji - z jednej strony wyrzeczeń, ustępstw, ofiar, z drugiej - starań i walki dziecka o własne prawa. To jest nawet konflikt, kolizja "niedoświadczonego chcenia" z "doświadczonym zakazem". Ale - jak mówi Korczak - "wychowanie dziecka to nie miła zabawa". Trudno za to przecenić efekt mądrej, opartej na poznawaniu dziecka, miłości wychowawczej, owej "intuicji macierzyńskiego serca". Jest nim umiejętność - a nie wiedza - działania, to, jak poetycko wyraził się Stary Doktor - "anioł stróż dziecka".

Równie trudna i wymagająca jest miłość pedagogiczna, rozumiana jako element postawy zawodowej wychowawcy czy nauczyciela. Przede wszystkim jest to wartość "zadana", do której się dochodzi i którą można rozwijać poprzez codzienne rozwiązywanie tysięcy wielkich i małych dziecięcych problemów. W tej ciągłej, życzliwej i pomocnej asystencji powstaje sytuacja "pomiędzy", porozumienie, dialog - to, co najważniejsze w wychowaniu. Wychowawca autentyczny, a nie jak kpiąco mówił Korczak "dozorca ścian i mebli, ciszy podwórka, czystości uszów i podłogi" - to osoba odznaczająca się wysokim poziomem samowiedzy. Stary Doktor radził wychowawcom: "Bądź sobą - szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków". Istnieje duża szansa, że taki wychowawca będzie - przywołując kolejną wskazówkę Korczaka: "wyzwalał", "wznosił", "kształtował", "uczył", "pytał", zamiast - "wtłaczał, "ciągnął", "ugniatał", "dyktował", "żądał".

Osobisty wysiłek wychowawczy rodziców, opiekunów, nauczycieli, pedagogów, ta żmudna i trudna choć satysfakcjonująca miłość-praca, nie ma bynajmniej zastępować rozwiązań o szerszej, powszechnej skali, które uniezależniałyby wychowanie dziecka od określonych warunków i okoliczności. Taką funkcję Korczak przypisuje prawom dziecka. Tak oto Stary Doktor wykracza poza moralny nakaz podmiotowego traktowania dziecka, otaczania go miłością. Idzie dalej, kodyfikuje tę podmiotowość w postaci praw, w tym zwłaszcza prawa do szacunku. Żąda od świata dorosłych respektowania tego prawa. Nie ma to być "łaska" czy "jałmużna". To jest obowiązek, gdyż nie można - jak to się dzieje - ignorować, pozostawiać na łasce losu, a nawet "wyzyskiwać" 1/3 mieszkańców świata, tego "ludu dziecięcego".

Święty Janusz z Treblinki

Czas wojny i okupacji hitlerowskiej, mrok Szoah, tragedia ludzi i narodów - wszystko to mogłoby oznaczać kompletną klęskę wychowania, w tym także bankructwo Korczakowskiej "mądrej miłości" pedagogicznej. Tak jednak nie było. Stary Doktor wraz z dziećmi z Domu Sierot znalazł się w warszawskim getcie. W tej "dzielnicy skazańców", na powierzchni około 400 ha zostało stłoczonych około 500 tysięcy osób. Powszechny był głód, szalały choroby zakaźne, brakowało odzieży i opału. Widmo zagłady odbierało nadzieję na przyszłość.

Ciężkiej nędzy getta nie wytrzymywali zwłaszcza najmłodsi. Chmary samotnych, głodnych i wycieńczonych, nędznie odzianych dzieci włóczyły się po ulicach w poszukiwaniu jedzenia. Działający w getcie sierociniec Korczaka był oazą spokoju, wyspą względnego szczęścia. Nie tylko chronił przed zewnętrznymi zagrożeniami, ale był również terenem planowej pracy wychowawczej. Poza tym, a może przede wszystkim Korczak walczył o dzieci, o ich życie. Był wtedy "bojownikiem o kawałek chleba". Chociaż mógł opuścić getto, pozostał z nimi. 6 sierpnia 1942 roku odszedł ze swoimi wychowankami na Umschlagplatz (plac przeładunkowy), skąd tory kolejowe prowadziły do obozu zagłady w Treblince. W pamięci społecznej pozostał głęboko zapisany obraz tamtych chwil: dzieci ustawione czwórkami, pochód prowadzi Korczak, ma oczy zwrócone ku górze, trzyma dwoje dzieci za rączki.

Heroiczna śmierć Janusza Korczaka wraz z dziećmi w komorach gazowych Treblinki sprawiła, że wielokrotnie mówiono o nim: "Święty Janusz z Treblinki". Ludzka miłość znalazła swoje ponadludzkie dopełnienie. Jak w Pawłowym hymnie: miłość "wszystko przetrzyma" (por. 1 Kor 13, 7).

Czego uczy ta śmierć? Czym jest dla człowieka ponowoczesnej ery, świata ideowego zamętu, co znaczy dla "zagubionych turystów i tułaczy"? Sięgając raz jeszcze do ważnej i inspirującej myśli ks. Józefa Tischnera, który twierdził, że "wychowanie jest pracą około ducha - pracą według nadziei", można powiedzieć, że Korczak był wychowawcą do końca. Pozostał wierny nadziei aż po śmierć.

Janusz Korczak nadal uczy. Mówi, jak kochać dziecko, co to autonomia i prawa dziecka. Wskazuje, jak dążyć do tolerancji, dialogu, samorządności, demokracji. Są to żywe, pulsujące kategorie, do których trzeba powracać, by je poznawać, na nowo odczytywać, realizować.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pedagogika "mądrej miłości" Korczaka
Komentarze (6)
PG
~Paweł G
21 października 2020, 13:09
Dotychczas niewiele się interesowałem Korczakiem, ale po treści tego artykułu (zakładam, że nie ma przekłamań) wnioskuję kilka rzeczy - oczywiście śmierć Korczaka budzi we mnie wielki szacunek - ale zastanawiają mnie taka postawy jak -> nie będę wchodził w małżeństwo - czemu? Czyżby bał się, że idee jakie wygłaszał stały by się martwe w jego małżeństwie? (Nie wiem, dywaguję); czy o wiele istotniejsza kwestia - nie widzę tutaj jakoś mocnego akcentu roli ojca lub ojcostwa w ogóle, jakby rola ojca została (no nie wiem) zredukowana do ...czego, właśnie? Kim w tym wszystkim ma być ojciec? No i na koniec dodam (za jednym z komentarzy), że obowiązkowość dziecka jest tu rozmyta. Tak jakby nie było żadnego nacisku na to, że obowiązek jest ważny. A poza tym jak widzę, jest tu wspomniane, że gdzieś tam Bóg był istotny w życiu Korczaka, a w Biblii Bóg wyraźnie zaznacza rolę ojca, obowiązkowości, bez rozmywania tego.
N
Normandia
4 marca 2015, 07:47
Od  kiedy  to  mądra  miłość  polega  na tym,  by  wyrwać  dziecko  ze  środowiska  rodzinnego  i  wychowywać  w domu  dziecka?  Dobre  sobie! Dziś  w swiecie  zrewolucjonizowanym,  teorie  Korczaka  są  bardzo  na  rękę  specjalistom  od  budowania  "nowego, lepszego  świata",  ale  przez  współczesnych  sobie  Korczak  był  traktowany  tak, jak  na  to  zasługiwał.   
H
hm
7 marca 2015, 01:29
Korczak nie wyrywal dzieci ze srodowisk rodzinnych. Korczak gromadzil dzieci opuszczone i osierocone. Zawsze takie byly, sa i beda. I zawsze beda potrzebni ludzie, ktorzy sie nimi zaopiekuja i pomoga w zyciu.
N
Normandia
7 marca 2015, 13:06
  No, nie  wyrywał,  pewnie,  jeszcze  tego  by  brakowało.   Jednak  przedstawiał  w  swoich  teoriach  rodzinę  jako  srodowisko  opresywne,  obciążone  patologiami,  które  jest  szkodliwe  dla  dziecka;   za  to  sierociniec - o,  to  było  dla  Korczaka  prawdziwe czyste pole,  gdzie  bez  obciążeń  można  było  małego  człowieczka  kształtować  do  woli  wg  najlepszych  standardów  nowoczesności
H
hm
4 marca 2015, 00:25
Hm, przeczytalam caly tekst dokladnie, nawet powtarzane fragmenty. Mam jednak niedosyt. Calosc jest jakas niepelna. Mowa jest o koniecznosci "tolerancji, dialogu, samorzadnosci, demokracji" w wychowaniu. Skad sie to bierze? Na prawa dziecka zwraca sie uwage szczegolna. Prawa sa powtarzane. Wydaje mi sie jednak, iz madrosc Korczaka polegala na tym, ze szanowal i docenial dzieci. Wiedzial, ze kazde dziecko, nawet najslabsze moze doskonale wywiazywac sie z obowiazkow. Stad wejscie w samorzadnosc i demokracje. Pisanie kilku stron tylko o prawach bez odniesienia do obowiazkow jest czcza gadanina. Na tym opiera sie wspolczesna pedagogika.   
A
andrzej
3 marca 2015, 18:31
Niedościgniony wzór dla wszystkich rodziców i nauczycieli.