Pozytywne strony innych poglądów

(fot. nettsu / flickr.com)
Katarzyna Gajdosz

Wychowanie dzieci to nie produkcja ogórków czy serów, które dyrektywami unijnymi są albo nie są dopuszczane do sprzedaży. Nie można określać w ten sposób norm wychowania. Nie na tym polega demokracja lecz na szacunku dla przekonań i wierzeń dorosłych, odpowiedzialnych obywateli, jakimi są rodzice.

O stawianiu granic instytucjom wkraczającym w pole rodziców, szkoły i samorządu, o niepokojących wpływach ideologii gender i pozytywnej alternatywie do form edukacji i profilaktyki, których rodzice się boją i których sobie nie życzą - rozmawiamy z dr. Szymonem Grzelakiem, psychologiem, twórcą programu profilaktycznego dla młodzieży Archipelag Skarbów, prezesem Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej i wiceprezesem Fundacji Homo Homini im. Karola de Foucauld

Katarzyna Gajdosz: - Pamięta Pan, co było impulsem dla Pana, żeby stworzyć Archipelag Skarbów?

DEON.PL POLECA

Szymon Grzelak: - W 2005r. kończyłem pisać książkę "Profilaktyka ryzykownych zachowań seksualnych młodzieży", w której dokonywałem pewnych badań i analiz. Doszedłem do wniosku, że co z tego, iż wiemy, jak programy profilaktyczne tworzyć, od czego zależy ich skuteczność, kiedy takich - o szerokiej dostępności dla polskich rodziców i młodzieży - po prostu nie ma. Wobec tego postanowiłem coś z tym zrobić.

Zaangażowałem współpracowników i w 2006 r. we współpracy z Polską Agencją Rozwiązywania Problemów Alkoholowych opracowaliśmy Archipelag Skarbów - program, który nieustannie się rozwija i powiększa skalę działania. A co najważniejsze, mimo wzrostu (14000 uczestników w ostatnim roku szkolnym) nie traci na jakości.

Dziś programów wychowawczych proponowanych rodzicom jest masa. Jakby sami nie potrafili wychować swoich dzieci. Jak rozpoznać, który program będzie dla naszych dzieci dobry?

Poruszyła Pani dwie kwestie. Po pierwsze, rodziców, którzy nie potrafią wychować swoich dzieci…

…Mam wrażenie, że wmawia się rodzicom, że tego nie potrafią…

…Otóż to. Zewsząd mówi się o wychowaniu. W masowych mediach namnożyło się takich poprawności politycznych, co można, a czego nie można w wychowaniu. Rodzice słyszą rozmaite opinie ekspertów, czują, że do tego nie dorastają i zamiast rozwijać swój ogromny potencjał wychowawczy, coraz częściej go nie wykorzystują. Zaczynają się zastanawiać: w mediach powiedzieli, że tak jest źle, a tak też niedobrze - i w końcu nie robią nic. A to najgorszy wariant. Rodzice tracą zaufanie we własne siły. Warto się dokształcać, szkolić, ale należy wiedzieć, że rodzice mają duży naturalny potencjał przez sam fakt, że kochają swoje dzieci i są dla tych dzieci najważniejszymi osobami.

Jeśli chodzi natomiast o drugą poruszoną przez panią kwestię - programów - uważam, że, by określić, czy coś jest dobre czy złe, należy kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. To potężna broń człowieka. Jest bowiem sporo propozycji, które przeczą zdrowemu rozsądkowi i przeczą także prawu. Ostatnio na spotkaniach czy konferencjach dla rodziców zacząłem przypominać im dwa artykuły z Konstytucji i jeden z polskiego prawa oświatowego. Zainspirowała mnie do tego Fundacja "Rodzice Szkole" i wystąpienie jej prezesa, pana Wojciecha Starzyńskiego na konferencji "Samorząd a wychowanie", która niedawno odbyła się w Radomiu.

Konstytucja III RP powstawała w okresie wyzwalania się z komunizmu, w którego czasach rodzicom odebrano prawo decydowania o własnych dzieciach. Artykuł 48 mówi o prawie rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, a artykuł 53 pkt 3 stwierdza, że rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami. Do tego dochodzi bardzo ważny artykuł 54 pkt 2 z Ustawy o systemie oświaty z 1991 r., który mówi, że do kompetencji Rady Rodziców należy uchwalanie, w porozumieniu z Radą Pedagogiczną, planu wychowawczego szkoły, jak też programu profilaktycznego dostosowanego do potrzeb rozwojowych uczniów. To nie jest opiniowanie, to jest uchwalanie - bardzo poważne narzędzie rodziców, które w tej chwili powinno być częściej przez nich wykorzystywane. Technokratyczne myślenie, że są eksperci, którzy wiedzą lepiej i uchwalą coś na szczeblu państwowym czy europejskim, nie jest dobre. Wychowanie dzieci to nie produkcja ogórków czy serów, które dyrektywami unijnymi są albo nie są dopuszczane do sprzedaży. Nie można określać w ten sposób norm wychowania. Nie na tym polega demokracja lecz na szacunku dla przekonań i wierzeń dorosłych, odpowiedzialnych obywateli, jakimi są rodzice. Mam poczucie, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, że jest coraz większa gotowość w rodzicach, ale także w samorządach, żeby bardzo jasno stawiać granice. Granice, by wyższe instytucje państwowe, a także te pozapaństwowe, nie wkraczały w pola, które w naturalny sposób powinny należeć do rodziny, szkoły, samorządu.

Wyrażono to choćby w Radomiu na konferencji Samorząd a wychowanie.

Zakończyła się ona przesłaniem do prezydenta, premiera i minister edukacji, w którym mowa między innymi o tym, że samorząd lokalny czuje się coraz bardziej wykonawcą poleceń, a nie decydentem. Teraz jest czas, by te procesy odwracać, ale żeby to się działo, rodzice muszą znać swoje prawa. Ponadto muszą mieć pozytywną alternatywę. Nie mówić tylko: "Tego nie chcemy", ale umieć wskazać: "To chcemy". Archipelag Skarbów jest często taką alternatywną propozycją do form edukacji i profilaktyki, których rodzice się boją i których sobie nie życzą. A nie życzą sobie na przykład edukacji seksualnej dokonującej się w szkole siłami zewnętrznych edukatorów, którzy wypraszają nauczycieli i wychowawców z sali. Zupełnie tego nie rozumiem. Dla mnie dobra profilaktyka jest wówczas, gdy wychowawcy widzą reakcje młodzieży i na tej podstawie też mogą coś dalej pozytywnego budować.

Mówi Pan: Teraz jest czas, by te procesy odwracać, by stawiać granice. Nie mówi Pan jednak wprost, ale przyczynkiem ostatnimi czasy do takich zachowań obronnych rodziców jest ideologia gender.

Nie mówię, bo Pani o to nie pyta. Nie można nikomu narzucać wartości z góry. Czy to komunistycznych, czy to liberalnych, czy rzeczywiście - jak ostatnimi czasy - teorii gender, która przyjmuje dość często radykalnie ideologiczną postać i wchodzi do różnych instytucji bocznymi drzwiami, a nie poprzez otwartą, społeczną dyskusję. Docierają do mnie ze szkół i samorządów informacje, że instytucje, w tym szkoły, zapraszające do współpracy grupy odwołujące się do haseł z nurtu gender, mają większą łatwość pozyskiwania niektórych środków unijnych. Nie wiem, czy tak naprawdę jest, bo tego nie weryfikowałem. Może to zadanie dla Pani, jako dziennikarki? Gdyby tak było naprawdę, to mielibyśmy przykład wyraźnej formy nacisku, który dokonuje się tylnymi drzwiami, bez otwartej dyskusji.

Pan podczas niedawnej debaty "Forum dla rodziny" zadał premierowi Donaldowi Tuskowi pytanie, czy bliżsi są mu zwykli rodzice, czy ideologia gender…

Zadałem je, korzystając z faktu, że przedstawicielka feministek powiedziała, że nikt nie zamierza robić rewolucji gender w Polsce. Ucieszyłem się z tej deklaracji, bo z moich obserwacji i doświadczenia spotkań z tysiącami rodziców w całej Polsce, zwykli rodzice nie życzą sobie takiego podejścia. Odpowiedź pana premiera była polityczna. Nie do końca jednoznaczna, ale stająca jednak bardziej po stronie zwykłych rodziców. Powiedział on, że państwo nie jest od robienia rewolucji, aczkolwiek jest nam potrzebna ewolucja w kierunku równościowym. Wydaje mi się, że jakiś kompromis jest możliwy. Są pewne postulaty - które mają sens, są pewne stereotypy dotyczące płci, które nie są dobre, ale z kolei wiele spraw, które koncepcja gender przedstawia jako stereotypy, są po prostu prawami natury. To, co głosi jako wiedzę, jest często teorią, a nie faktem. Jeśli to teoria, to dyskutujmy z pozycji: ty masz taką teorię, a ja taką. A nie z pozycji zadekretowanego unijnymi prawami sposobu myślenia, który teraz wszyscy mamy przejąć. To zły kierunek. Niedemokratyczny.

Archipelag Skarbów bazuje nie tylko na teorii, pewnych przekonaniach, ale przede wszystkim na wiedzy zdobytej podczas badań. Co ostatnie badania Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej mówią na temat młodzieży?

Jest kilka rzeczy, które warto podkreślić. Nasza grupa badana liczy ponad 7000 gimnazjalistów ze szkół publicznych różnych regionów Polski. Pytając młodzież o autorytety (dosłownie w badaniach używamy słowa przewodnicy, bo dziś "autorytet" to dla młodzieży, mam wrażenie, dość puste słowo) z najbliższego otoczenia, większość wskazuje mamę i tatę, w następnej kolejności babcię. Wśród najważniejszych przewodników jest także ciocia, dziadek, dorosły kuzyn czy kuzynka. To bardzo piękne i zgodne z rzadko dziś podnoszonymi aspektami dotyczącymi wychowania - bardzo zdroworozsądkowymi, a od wieków powszechnie wyznawanymi w krajach afrykańskich czy społecznościach Indian amerykańskich. Tam mówi się, że "cała wioska wychowuje człowieka". Jeśli mamy kłopoty z wychowaniem dziecka, to pierwszą osobą, jaka nam i dziecku może pomóc, wcale nie musi być psycholog. Mamy jeszcze ciocię, wujka, babcię, dziadka - całą masę ludzi, którzy są dziecku życzliwi i z którymi ono może mieć głęboką więź. Jako psycholog nie zaprzeczam ogromnej pomocy, jaką może dać dziecku i rodzinie profesjonalista, ale szersza rodzina to także ogromny potencjał. I trochę zapomniany. Nasze badania pokazują pewną zależność. Dla dziewcząt kimś ważnym jest ciocia, ale już dla chłopców wujek, dla dziewcząt - babcia, dla chłopców - bardziej dziadek. Młodzi ludzie potrzebują w swojej rodzinie przewodników tej samej płci.

Na czwartym miejscu - za babcią - wśród przewodników z najbliższego otoczenia jest nauczyciel. To bardzo dobra informacja. W bezpośrednim pytaniu czy miałeś/aś nauczyciela, który ci pomógł w sprawach życiowych, wykraczających poza naukę - 55 procent uczniów odpowiada twierdząco. Kiedy te wyniki pokazuję nauczycielom, są bardzo pozytywnie zaskoczeni. Bo na co dzień w szkole mało który młody człowiek okazuje swoją wdzięczność. W grupie rówieśników młodzież raczej manifestuje inne postawy. Niemniej gdzieś tam w środku wielu z nich widzi, że mają wiele do zawdzięczenia wychowawcom i nauczycielom.

Wydawałoby się, że to, co Archipelag Skarbów proponuje młodym ludziom - choćby wstrzemięźliwość seksualną do ślubu - do nich nie trafia. Badania znów zaskakują?

W działaniu profilaktycznym nie zachęcamy młodzieży do ślubowań, ani tym podobnych aktów. Raczej wskazujemy drogę. Mówimy, że z kontaktami seksualnymi warto czekać do ślubu, ale dajemy też szereg podpowiedzi, dlaczego warto. Z naszych badań wynika, że nawet zanim wejdzie się do młodzieży z taką profilaktyką, 1/3 z nich ma przekonanie, że z seksem warto czekać do ślubu, a ponad połowa, że co najmniej do prawdziwej dorosłości, gdy człowiek jest niezależny od rodziców, dojrzały, zdolny do utrzymania rodziny (a więc to dorosłość dużo poważniejsza niż ukończenie 18 lat). Ta liczba znacznie się zwiększa, gdy na ten temat z nimi porozmawiamy. Ponadto z naszych badań wynika, że najważniejszym źródłem wiedzy młodzieży o miłości są rodzice (72 procent). Jeśli natomiast chodzi o źródła wiedzy o seksualności na pierwszy plan wysuwają się rówieśnicy i internet. Jeśli jednak pytamy o to, jakim źródłom wiedzy o miłości i seksualności młodzież najbardziej ufa, okazuje się, że z rodzicami nikt nie wygra. Nawet jeśli młodzież czerpie część wiedzy o seksualności od rówieśników, z mediów, czasopism, internetu, to tym źródłom nie ufa. Stąd ważne jest zachęcanie rodziców do rozmów z dziećmi na te tematy. Trenerzy programu "Archipelag Skarbów" pamiętają o tym na każdym spotkaniu dla rodziców.

Bardzo ciekawy jest w naszych badaniach wynik dotyczący związku między źródłami wiedzy o seksualności a podjęciem wczesnej inicjacji seksualnej. Okazuje się, że wśród młodzieży, która wskazuje rodziców i nauczycieli jako najważniejsze źródła wiedzy o seksualności bardzo wczesną inicjację seksualną (w wieku gimnazjalnym) podejmuje tylko 4 procent młodzieży. A wśród młodzieży, dla której internet i czasopisma są najważniejszymi źródłami inicjacji seksualnych jest 14,4 procent.

Dlaczego zatem warto czekać?

Rozmawiając z młodzieżą unikamy zawężania się do jednego tematu. I nie chodzi nam wyłącznie o refleksję nad seksualnością, bo "Archipelag Skarbów" to program profilaktyki zintegrowanej - takiej, która jednocześnie zachęca także do unikania alkoholu, narkotyków, przemocy. Żeby zachęcić młodzież do mądrego i zdrowego stylu życia rozmawiamy o ich pragnieniach i najgłębszych marzeniach. I o tym jaką warto wybrać strategię życiową, by móc je osiągnąć. W życiu można dużo wygrać: miłość na całe życie, trwałe przyjaźnie, realizację głębokich marzeń i pasji. Żeby do tego dojść, opłaca się wybrać strategię pełną wyrzeczeń, bo do wartościowych rzeczy dochodzi się z trudem i wysiłkiem. Tak samo jak warto uczyć się szacunku wobec innych, by budować piękne, dobre trwałe relacje, tak samo warto unikać alkoholu i narkotyków, by uczyć się radzenia ze swoimi emocjami, tak samo warto też unikać kontaktów seksualnych, bo jest coś większego do wygrania. A największym marzeniem młodych ludzi jest miłość.

Zakochanie to piękna sprawa, ale zakochanie zaślepia. Nie widzi się wad drugiej osoby. Jeśli do tego zakochania dołożymy sferę seksualną, to do kwadratu nie widzimy tych wad. 15-latek nagle po tygodniu, po miesiącu, może po pół roku nagle odkrywa: "Z kim ja się związałem/am?". Ale zadawanie sobie pytania, czy być dalej razem - w momencie, gdy jesteśmy na takim stopniu zażyłości, intymnego kontaktu, bliskości fizycznej - jest trudne.

Jakie słowa, wyznania młodych ludzi po Archipelagu Skarbów, zapadły Panu najbardziej w pamięci?

Jest tego trochę. Co więcej, regularnie otrzymujemy listy od uczniów, którzy dziękują nam za spotkanie i piszą, co wniosło ono do ich życia. Pamiętam, że po jednym z takich spotkań podszedł do mnie chłopak, Czeczen, muzułmanin, i podziękował, mówiąc, że to, co usłyszał umocniło go w tym, w jaki sposób był wychowywany przez rodziców. To przykład na to, że można wzmacniać młodych ludzi w wartościach, w jakich są wychowywani, w sposób nienacechowany treściami religijnymi.

Innym razem podeszła dziewczyna, która uczestniczyła w Archipelagu Skarbów rok wcześniej (a my po raz kolejny gościliśmy z programem w jej szkole). Przyznała, że dzięki programowi zerwała z chłopakiem, który ją wykorzystywał seksualnie. Uczestnicząc w naszych warsztatach zrozumiała, że ma tego dość. Za naszą radą zgłosiła się do psychologa, uzyskała pomoc. Opowiadała o tym z radością osoby uwolnionej. Dziękując nam, dzieliła się swoim szczęściem. Opowiadała jak w wolontariacie, realizuje swoje pasje i w inny, dużo bardziej asertywny sposób, podchodzi do relacji z chłopakami.

Bardzo często po spotkaniu zgłaszają się do nas dziewczęta, które mówią, że tkwią w związku z chłopakiem, który ich nie szanuje. Ja wówczas wiem - to się bowiem zawsze potwierdza - że taka dziewczyna pochodzi z rodziny, w której nie jest kochana. Brakuje jej miłości, więc woli być nieszanowana i wykorzystywana, ale nie stracić chłopaka. Tymczasem taki związek ją niszczy. Takim dziewczętom bardzo potrzebna jest pomoc psychologa, wychowawcy, zaufanej osoby duchownej lub kogoś z dalszej rodziny. A my w naszych warsztatach uczymy młodzież, że ich wolność to wielka wartość i że nie warto przedwcześnie wiązać się z kimś seksualnie. Uczymy jak zdrowo budować związek i poznawać najpierw wnętrze drugiej osoby. A z seksem czekać. Jeśli dwoje młodych ludzi umawia się, że w ich związku nie ma seksu, nagości, seksualnego dotyku, to gdy się pokłócą, nie mogą uciec od tego problemu w seks - muszą stawić mu czoła, muszą rozmawiać. A kiedy się rozmawia, to czasami dochodzi się do punktu, że lepiej się rozstać. Łatwiej się rozstać komuś, kto nie dał się związać więzami seksualnymi. To czynnik silnie zwiększający subiektywne poczucie więzi i miłości. Seksualność to przepiękna sfera ludzkiego życia. Pod warunkiem, że dzieli się ją z dobrze wybraną osobą, że współżycie seksualne jest sposobem wyrażenia bliskości duchowej, rozumowej, emocjonalnej. A do tego mamy warunki w małżeństwie.

Archipelag Skarbów to program adresowany również do rodziców i nauczycieli. Jakie są ich doświadczenia?

Kiedy zaczynałem pierwsze działania profilaktyczne na początku lat 90., nie ukrywam, bałem się rodziców. Bałem się, że jeśli powiem, że proponuję państwa dzieciom program, który zachęca do wstrzemięźliwości seksualnej, to wzbudzi to bunt rodziców o liberalnych poglądach. Obawy nie były uzasadnione. Rozmowy o seksualności z młodzieżą nie budzą sprzeciwu rodziców, jeśli prowadzący zajęcia uczciwie przedstawi swoje intencje i omawiane treści, jeśli traktuje seksualność jako coś pięknego, nie tworząc tabu, a zarazem zachęca młodzież do czekania z seksem; jeśli do młodzieży, która podjęła kontakty seksualne lub korzysta z alkoholu czy narkotyków nie podchodzi z oceną i osądem, ale w sposób wolny od osądów wskazuje, dlaczego warto żyć inaczej i od teraz zmienić swoje podejście. Negatywne opinie rodziców o takim kierunku pracy z młodzieżą to są pojedyncze przypadki, w pojedynczych szkołach - i raczej wyłącznie w największych miastach.

To odzwierciedla dwie prawidłowości. Po pierwsze, niezależnie od poglądów, wszyscy rodzice dla swoich dzieci chcą bezpieczeństwa, nie chcą by ich dzieci podejmowały zachowania ryzykowne. Druga prawidłowość jest taka, że rodzice, którzy mają bardziej liberalne obyczajowo podejście do życia i wychowania, wychodzą zwykle z założenia: "Niech moje dziecko próbuje nowych rzeczy i poznaje nowe poglądy. Jeśli ktoś fajnie przybliży mu bardziej konserwatywne podejście do życia, to będzie to dobre dla rozwoju mojego dziecka. Niech ono samo wybiera." Lubię dostrzegać u osób, które mają inny pogląd niż mój, pozytywne strony. I myślę, że tego typu konsekwencja w liberalnym podejściu niektórych rodziców jest czymś godnym szacunku. Myślą oni w ten sposób - nie narzucam dziecku zdecydowanych zasad i ograniczeń, ale też zostawiam mu wolność w samodzielnym przyjęciu bardziej stanowczych zasad, niż obowiązują w naszym domu.

***

Rozwój skali działania programu Archipelag Skarbów zależy od wsparcia ludzi dobrej woli. Kto jest gotów pomóc w tym dziele, zapraszamy do wejścia na stronę: www.pomagam.archipelagskarbow.eu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pozytywne strony innych poglądów
Komentarze (1)
M
monikadanuta
9 grudnia 2013, 14:50
Tylko dlaczego nie ma takich zajęć w każdej szkole,szkoda.