Taktyka na dyslektyka
Rozmowa dwóch gimnazjalistów w tramwaju: "- Nie chce mi się uczyć, mam dosyć szkoły.- To załatw sobie papier, że masz dysleksję, będziesz miał spokój". Czy każdy dyslektyk, to potencjalny leń i naciągacz? Niekoniecznie.
W Polsce od lat wzrasta liczba uczniów ze zdiagnozowaną dysleksją. Ilu z nich zdobyło takie orzeczenie nieuczciwie, tego nikt nie wie, ale i tak w obiegowej opinii, każdy może sobie coś takiego załatwić i potem w szkole liczyć na ulgi. To czy opinie wydawane przez poradnie psychologiczno- pedagogiczne są trafne na pewno zależy od samych placówek. W jednych dzieci bada się bardziej skrupulatnie, w innych mniej. Jednak zdaniem specjalistów za wzrost liczby dzieci ze zdiagnozowaną dysleksją odpowiada zwiększenie świadomości problemu, o którym jest głośno w mediach, coraz lepsza dostępność poradni oraz rozwój medycyny. Ciążę i poród przeżywają coraz słabsze dzieci. Lekarze potrafią dziś uratować nawet te, których rozwój prenatalny jeszcze się nie zakończył. Niestety - jak zawsze - jest coś za coś. Zdarza się, że problemy okołoporodowe, czy pojawiające się w czasie ciąży prowadzą do powstawania u dzieci szeregu mikrouszkodzeń centralnego układu nerwowego, co może się objawiać zaburzeniami w uczeniu, w tym dysleksją, dysortografią i dysgrafią.
Cwaniactwo czy wołanie o pomoc?
Zdaniem prof. Wacława Zawadowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, zbyt łatwo posądzamy dyslektyków o to, że "papiery" zdobyli po znajomości, bo nie chce im się uczyć. Nawet jeśli takie przypadki nieuczciwości się zdarzają, to także dają do myślenia, bo dzieci na ogół mają przyjemność z aktywności i działania, lubią się sprawdzać i odnosić sukcesy. Jeśli coś im nie wychodzi tak bardzo, że się od tego wymigują, to często znaczy, że rzeczywiście mają kłopoty i potrzebują pomocy.
Badania przeprowadzone m.in. przez prof. Martę Bogdanowicz, przewodniczącą Polskiego Towarzystwa Dysleksji, wykazały, że około 15 proc. uczniów, to dzieci z dysleksją rozwojową. Mianem tym określa się specyficzne trudności w nauce czytania i pisania u dzieci o prawidłowym rozwoju intelektualnym. W określeniu tym zawarte są trzy różne formy trudności: dysleksja to trudności w nauce czytania, dysgrafia - mało czytelne pismo, a dysortografia - trudności w opanowaniu zasad ortografii. Jeszcze innym rodzajem zaburzeń jest dyskalkulia, czyli specyficzne trudności w opanowaniu arytmetyki. Przyczynę wszystkich tych trudności fachowcy widzą w zaburzeniach rozwoju niektórych funkcji poznawczych: słuchowo-językowych, wzrokowo-przestrzennych i motorycznych lub w braku integracji funkcji percepcyjno-motorycznych. Zaburzenia często są uwarunkowane genetycznie.
Siła złego na jednego
Życie ucznia z dysleksją nie jest łatwe. Wie o tym doskonale dziesięcioletni Bartek z Warszawy, który oprócz wcześniej wspomnianych dys- ma również zaburzenia uwagi, bywa nawet nadpobudliwy. - W czasie nauki gorzej mu się skupić, mało do niego dociera. Ma też słabszą pamięć, dlatego trudno mu zapamiętać bardziej złożone polecenia. Często nie wie, co było zadane do domu, a nawet jeśli wie, to nie umie tego wykonać, bo w ogóle nic nie zapamiętał z lekcji i w domu musi uczyć się wszystkiego od nowa - mówi mama chłopca. Dzieci z dysleksją próbują radzić sobie w szkole na swój sposób. Mając kłopoty z czytaniem, unikają lektur, wypytując o ich treść kolegów, starsi uczniowie czytają wyłącznie opracowania. Mając dysortografię, wypracowania piszą na domowym komputerze, który od razu sprawdza błędy i dopiero potem przepisują do zeszytu (często i tak niepoprawnie).
W przypadku dyskalkulii trudności z rozwiązywaniem zadań tekstowych obchodzą poprzez indywidualne strategie rachowania w głowie. Często najpierw do wyniku dochodzą po swojemu, potem starają się zrobić to tak, jak każe nauczyciel (często i tak z marnym skutkiem). Choćby nawet bardzo się starali, szkolni dyslektycy pozostawieni bez pomocy, mimo często ponadprzeciętnej inteligencji, szybko zostają w tyle za innymi uczniami, zniechęcają się, zaczynają się wstydzić, buntować, w końcu przestają lubić naukę, zaczynają wagarować i stwarzać coraz więcej problemów wychowawczych.
Tak naprawdę nie wiadomo, kto ma się zająć ich terapią. Rodzice liczą na specjalistów, czyli szkołę i poradnię psychologiczno-pedagogiczną, te z kolei "temat" podrzucają sobie nawzajem jak gorący kartofel. Twierdzą, że nie mają na takie działania czasu ani środków i podkreślają wagę pomocy rodziny.
Dyskalkulia? Nie słyszałem.
Wielu nauczycieli wciąż uważa dzieci z dysleksją za zwykłych leni. Cierpiąca na dyskalkulię dziewiętnastoletnia Karolina z Gdańska, mimo wieloletniej terapii i korepetycji nie zdała matury z matematyki, nie udało jej się także zaliczyć poprawki z tego przedmiotu. Choć jest wybitnie uzdolniona muzycznie, nie może podjąć studiów muzycznych i dalej się rozwijać. Centralna Komisja Egzaminacyjna mimo opinii z poradni specjalistycznej i usilnych próśb rodziców nie złagodziła dziewczynie wymogów egzaminacyjnych. Sprawa czeka obecnie na rozpatrzenie przez Ministerstwo Edukacji, ale marna to pociecha, skoro były wiceminister edukacji prof. Zbigniew Marciniak, matematyk, "nie wierzy" w istnienie dyskalkulii, chociaż figuruje ona w obowiązującej w Europie Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Zaburzeń Rozwojowych (ICD-10) z 1992 r.
Wiele dzieci, szczególnie z małych miasteczek i wsi, ma wciąż utrudniony dostęp do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Specjalistyczna diagnoza też często niewiele daje, bo często nie idą za tym zalecenia, jak z dysfunkcjonalnym dzieckiem postępować. Nauczyciele zazwyczaj niewiele słyszeli o takich problemach, brakuje informacji na studiach. Jeśli nauczyciel zdobył wykształcenie kwalifikujące go do nauki w szkole, nikt nie oczekuje, że będzie permanentnie uzupełniał wiedzę, chyba że jako hobbysta, za własne pieniądze i w czasie wolnym. Jeśli takie nastawienie się nie zmieni, szkoła dla uczniów z dysleksją nadal będzie katorgą.
Dekalog dla rodziców dzieci dyslektycznych
NIE - "Nie czyń bliźniemu, co Tobie niemiłe".
1. Nie traktuj dziecka jak chorego, kalekiego, niezdolnego, złego lub leniwego.
2. Nie karz, nie wyśmiewaj dziecka w nadziei, że zmobilizujesz je to do pracy.
3. Nie łudź się, że dziecko "z tego wyrośnie", "weźmie się w garść", "przysiądzie fałdów" lub że ktoś je z tego "wyleczy".
4. Nie spodziewaj się, że kłopoty dziecka pozbawionego specjalistycznej pomocy ograniczą się do czytania i pisania oraz skończą się w młodszych klasach szkoły podstawowej.
5. Nie ograniczaj dziecku zajęć pozalekcyjnych, aby miało więcej czasu na naukę, ale i nie zwalniaj go z systematycznych ćwiczeń.
TAK - "Strzeżonego Pan Bóg strzeże".
6. Staraj się zrozumieć swoje dziecko, jego potrzeby, możliwości i ograniczenia, aby zapobiec trudnościom szkolnym.
7. Spróbuj jak najwcześniej zaobserwować trudności dziecka: na czym polegają i co jest ich przyczyną. Skonsultuj się ze specjalistą (psychologiem,
pedagogiem, logopedą).
8. Aby jak najwcześniej pomóc dziecku:
- obserwuj w codziennej pracy z dzieckiem, co najskuteczniej mu pomaga,
- korzystaj z odpowiedniej literatury i fachowej pomocy nauczyciela-terapeuty (w formie terapii indywidualnej i grupowej),
- bądź w stałym kontakcie z nauczycielem i pedagogiem szkolnym.
9. Bądź życzliwym, pogodnym, cierpliwym przewodnikiem i towarzyszem swego dziecka w jego kłopotach szkolnych.
10. Chwal i nagradzaj dziecko nie tyle za efekty jego pracy, ile za włożony w nią wysiłek. Spraw, aby praca z dzieckiem była przyjemna dla was obojga.
(oprac. prof. Marta Bogdanowicz)
Każde dziecko jest wyjątkowe
Z prof. Martą Bogdanowicz, założycielką i honorową przewodniczącą Polskiego Towarzystwa Dysleksji rozmawia Renata Krzyszkowska
Czy łatwo postawić diagnozę, że dziecko cierpi na dysleksję?
- Niestety, pracę specjalistom utrudnia brak pewnych metod diagnostycznych, które umożliwiałyby postawienie trafnej diagnozy. Na szczęście sytuacja ta się zmienia. Od dwóch lat są już testy, które pozwalają prawidłowo i bezbłędnie zdiagnozować uczniów klas drugiej i trzeciej szkoły podstawowej. W tym roku pojawiły się testy dla klasy piątej. Na tych poziomach mamy już ogólnopolskie normy. Zostały one opracowane przez Pracownię Testów Psychologicznych i Pedagogicznych w Gdańsku. Jeśli chodzi o dzieci z gimnazjów i liceów, to niestety nadal nie mamy w pełni miarodajnych narzędzi badawczych. Ocena dzieci klas starszych jest o tyle trudna, że na pierwotne zaburzenia poznawcze zdążyły się już nałożyć związane z nimi "powikłania" emocjonalne i motywacyjne, a także zaniedbania szkolne i środowiskowe. W takiej sytuacji trudno jest rozgraniczyć, co jest dysleksją, a co zaniedbaniem dorosłych, czyli nauczycieli i rodziców. Nie można się więc dziwić, że pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznych mają problemy z prawidłową diagnozą, skoro nawet lekarzom zdarza się nie rozpoznać choroby mimo zaawansowanych metod diagnostycznych. By dobrze zdiagnozować dysleksję, dysortografię czy dysgrafię, dziecko powinno być dokładnie obserwowane już od pierwszych miesięcy życia i w wieku przedszkolnym, kiedy pojawiają się pierwsze symptomy ryzyka wystąpienia dysfunkcji.
Jakie to są symptomy?
- Dziecko może później siadać, raczkować, uczyć się chodzić i mówić . W przedszkolu ma kłopoty z rozpoznawaniem i zapamiętywaniem rymów. Dłużej i częściej niż inne dzieci przekręca wyrazy, np. zamiast lokomotywa , mówi lomokotywa. W szkole ma kłopoty z zapamiętywaniem wierszyków, rozpoznawaniem rymów, podziałem wyrazu na sylaby, głoski oraz z łączeniem ich w słowa . Myli wyrazy podobnie brzmiące, np. koza i kosa, czy Bóg i bób.
Postawienie diagnozy i co dalej?
- Dziecko musi potem uczestniczyć w zajęciach terapeutycznych oraz pracować w domu, zarówno samodzielnie, jak i pod opieką rodziców. Musi wykonywać ćwiczenia ortograficzne, pracować nad czytaniem, wyraźnym pisaniem itp. Dysleksja nie jest chorobą, więc nie można jej wyleczyć, ten problem nie znika, ale można pomóc dziecku nauczyć się z nim żyć, podnieść jego umiejętności czytania i pisania, częściowo zredukować zaburzenia funkcji poznawczych. Niestety, często jednymi osobami egzekwującymi indywidualną pracę dziecka są pracownicy poradni wydający opinie. Często tylko oni mówią uczniowi, że jeśli nie pokaże zeszytu dokumentującego, że ćwiczy w domu, to nie wystawią mu opinii. To wbrew prawu, bo lekarz także nie może powiedzieć pacjentowi, że nie będzie kontynuował terapii, dopóki ten nie udowodni, że się leczył. Egzekwowanie od dziecka pracy nad problemem to nie zadanie poradni. Niestety, nauczyciele i rodzice umywają ręce, a przecież jest to ich obowiązek. Mylnie rozumieją potrzebę dostosowania wymagań do możliwości dziecka, często ograniczając ją tylko do obniżenia wymagań. Spotkałam się nawet z przypadkiem, gdy nauczyciel zwalniał ucznia cierpiącego na dysortografię z pisania dyktand. Tymczasem takiego ucznia trzeba po prostu inaczej oceniać. Traktować jego prace pisemne jakościowo: określić liczbę i rodzaj popełnionych w dyktandzie błędów oraz zalecić uczniowi odpowiednie ćwiczenia, a wykonanie ich egzekwować jako element tego sposobu oceniania. Takie konsekwentnie realizowane postępowanie pozwoli stopniowo ograniczyć błędy.
Czy to nie za wiele obowiązków jak na małego i tak już przeciążonego ucznia?
- Uczeń z dysleksją musi pracować dwa razy więcej niż inni. Pobłażanie im i nic nierobienie szybko się zemści. Jeśli zwolnimy dziecko z dodatkowej pracy, będzie ono miało kłopoty już do końca swojej edukacji. Wczesne zajęcie się problemem, czyli nawet już w przedszkolu, albo przynajmniej w pierwszych klasach szkoły podstawowej może ogromnie pomóc nadrobić braki. Ułatwi to naukę w starszych klasach, a przez to zmniejszy poziom frustracji, zapobiegnie awersji do szkoły, podbuduje samoocenę. Małe dzieci nie są wtedy jeszcze zniechęcone do szkoły, nie mają złych skojarzeń, wierzą w siebie, mają więcej entuzjazmu. Jak wynika z badań przeprowadzonych wśród uczniów klas drugich, dzieci z dysleksją, którym nikt nie pomagał, oprócz trudności w nauce zaczynały wykazywać także zachowania antyspołeczne. Niestety rodzice często uważają, że dziecko siedmio-, ośmioletnie samo wyrośnie z problemów. W czwartej klasie, gdy zaczyna się kolejny etap edukacji, dziecko dyslektyczne, które nie otrzymało fachowej pomocy, będzie miało już cały komplet problemów i niepowodzeń szkolnych. Trudna droga przed nim. Bez wzmożonego wysiłku nie osiągnie ono sukcesu. Takie dzieci szybciej niż inne muszą zrozumieć, że nic nie przychodzi bez wysiłku. Nauka lekka, szybka i przyjemna to doświadczenie wybrańców. Większość, w tym szczególnie uczniowie z dysleksją, muszą włożyć w naukę sporo wysiłku. Nie ma innej drogi.
Na jakie przywileje może liczyć w szkole dziecko z potwierdzoną dysleksją?
- Proszę nie używać słowa przywileje, bo to od razu negatywnie nastawia środowisko do dziecka i wywołuje zazdrość. Szkoła nie daje takiemu dziecku żadnych przywilejów, a ma jedynie dostosować wymagania do możliwość dziecka. Jestem współautorką książek : "Uczeń z dysleksją w szkole" i "Uczeń z dysleksją w domu", gdzie szczegółowo omówiłam wszystkie formy takich dostosowań. W skrócie powiem, że obejmują one obniżenie wymagań w pewnych dziedzinach, a zwiększenie ich w innych. Nauczyciel nie powinien obniżać dziecku z dysortografią oceny za wypracowanie z powodu błędów ortograficznych, tylko jak już wspomniałam, ale wystawić ocenę jakościową z opisem błędów i wskazówkami, co ma robić dalej. Potem czas na pracę ucznia. Inne dzieci nie będą musiały robić dodatkowych ćwiczeń, a więc nie będą zazdrościły koledze opinii o dysleksji. Dużo dobrych ćwiczeń dla uczniów z dysleksją, dysortografią i dysgrafią wydało wydawnictwo "Operon" ( zeszyty "Ortograffiti"), nauczyciele nie muszą więc ich szukać. Dzieci z dysleksją mają też m.in. zagwarantowany o połowę dłuższy czas na napisanie sprawdzianu kończącego szkołę podstawową czy gimnazjum. Odpowiedzi zaznaczają na arkuszu egzaminacyjnym i nie musząc przenosić ich na osobny arkusz. Łagodniej ocenia się także ich ortografię. Na poziomie maturalnym dla osób dyslektycznych nie przewiduje się różnicowania arkuszy ani wydłużenia czasu ich rozwiązywania. Możliwe jest jedynie zastosowanie odrębnych kryteriów oceniania prac pisemnych). Nieczytelnie piszącym maturzystom pozwala się pisać na komputerze.
Polskie Towarzystwo Dysleksji wysłało do Centralnej Komisji Egzaminacyjnej szereg uwag dotyczących dostosowania warunków zdawania egzaminów zewnętrznych do potrzeb uczniów ze specyficznymi trudnościami w nauce. Odpowiedziano nam, że w skali kraju dzieci z dysleksją w czasie egzaminów uzyskują dobre wyniki (nieco powyżej przeciętnej), więc nie ma potrzeby obawiać się o ich los. Takie podejście to wielkie nieporozumienie. Ponadto dysleksja ma różne stopnie, dlatego nie można mówić o tzw. "średniej krajowej", bo każde dziecko jest wyjątkowe. Dla niektórych z nich egzaminy stanowią barierę nie do przejścia, blokują ich rozwój osobisty, artystyczny i zawodowy.
Skomentuj artykuł