Trudne pytania, trudne rozmowy

(fot. Anders Ruff Custom Designs / flickr.com)
Dagmara Kamińska

Są pytania, które wprawiają rodziców w zakłopotanie, rozdrażnienie lub zdumienie. Są dzieci, które specjalizują się w takich zaskakujących pytaniach. Nie jestem pewna czy to fakt posiadania przez nas całej gromadki dzieci sprawia, że zajmując w domu - ze względu na przewagę liczebną - uprzywilejowaną pozycję nasze pociechy czują się na tyle silne, iż zarzucają nas nieustannie zaskakującymi pytaniami.

Może raczej (podoba mi się ten kierunek myślenia) są po prostu otwarte, ciekawe świata, rządne wiedzy lub prawa do wyrobienia własnego zdania na każdą sprawę. Jak by na temat nie spojrzeć jedno jest pewne- wielokrotnie i w najmniej oczekiwanych sytuacjach byliśmy zasypywana pytaniami, które zaliczyłabym do zbioru zaskakujące, trudne lub wręcz bardzo trudne.

Ten test dokonywany na żywym organizmie (czyli na mnie, niepracującej mamie ósemki dzieci i ojcu rodziny muszącym tę rodzinę prowadzić i utrzymać) trwa bezustannie prawie od dwudziestu czterech lat czyli od momentu, gdy nasz najstarszy syn skończywszy pierwszy rok życia rzucił w moim kierunku swoje pierwsze "cio to?". I o ile to tak niespodziewanie zadane przez malca pytanie nie wymagało skomplikowanej odpowiedzi to później bywało już tylko trudniej.

DEON.PL POLECA

Do grona pytań zabawnych zaliczyłabym żądanie przez kilkuletniego wówczas synka odpowiedzi na kwestię: "Mamo, a co byś wolała mieć jedno oko czy dwie żony?" lub prośby wyjaśnienia "Dlaczego w domu toaleta nie jest płatna?". Z upływem lat i wzrostem liczby naszych dzieci pytania stawały się jednak coraz bardziej konkretne, poważne i wymagające z naszej (rodziców strony) nie tylko wiedzy, ale też szczerości, odwagi i stanowczości.

Bo pytania zadawane przez dzieci to często nie tylko kwestia chęci zdobycia wiedzy, ale wyraz problemu nurtującego ich serca. Pamiętam dzień w którym dziesięcioletnia córa zapytał mnie czy powinna podzielić się otrzymanymi od cioci słodyczami z rodzeństwem i jak moja odpowiedź by zrobiła co chce sprowokowała rozmowę o odpowiedzialności - bo Dorotka zadają swoje pytanie liczyła, że wydając werdykt rozwiążę jej wewnętrzny problem dotyczący tego czy lepiej czuć się źle mając ukryty przed rodzeństwem zapas słodyczy czy zrobić coś wbrew sobie dzieląc to co chciałoby się zostawić dla siebie i zobaczyć jakie będą konsekwencje tego wyboru.

Innym razem usłyszałam pytanie czy można nienawidzić koleżankę w szkole i to był punkt wyjścia do rozmowy o przyjaźni, miłości, nienawiści, lojalności. A konkluzją było stwierdzenie mojego dziecka, że w takim razie nie wszystkich musimy lubić, ale dobrze by było wszystkich kochać. Niedawno test pytań zaliczył mój małżonek. W trakcie jakiejś dłuższej podróży samochodem zmuszony został do wyjaśnienia dwóm nastolatkom kwestii "Dlaczego wy z mamą zmuszacie nas do pewnych rzeczy?" I nie chodziło tu bynajmniej o naukę szkolną czy porządek w pokojach, a o chodzenie do kościoła i wspólną modlitwę. Mąż zrelacjonował mi całą sytuację mówiąc: "Wiesz, najpierw miałem ochotę się pomądrzyć, że są w głupim wieku, potem wydrzeć, bo co oni sobie właściwie myślą, przecież mają się słuchać i tyle. A w końcu postarałem się powiedzieć im prawdę."

-Czyli co? - zapytałam
-Że dla mnie Bóg zrobił w życiu same dobre rzeczy, że uratował nasze małżeństwo od rozwodu, że pomógł nam kiedy zmarła Basia (pierwsza córka) i w jeszcze wielu sytuacjach naszego życia. I że wiedząc to wszystko i jako ojciec chcąc dla nich samego dobra nie mogę nie pokazywać im tej drogi, której sam doświadczyłem."
-A co oni na to?
-A oni na to "No, już o.k. tato" - roześmiał się mój małżonek.

Ta ich reakcja to taka "krótka piłka" jak to mówią właśnie moje dzieci, ale ta krótka piłka wystarczy, by zrozumieć, że cała rozmowa nie poszła w próżnię.

Podobny bój stoczyłam i ja kilka tygodniu temu z naszym najstarszym synem. Przebywający już kilka lat poza domem młody mężczyzna , układający swoje życie po swojemu zapytał mnie wprost czemu jestem w Kościele. Z tego pytania wynikła długa poważna rozmowa o zgorszeniach, o pieniądzach, o seksie. Obydwoje byliśmy bardzo poruszeni. Dzięki temu dialogowi pojęłam, że nawet odpowiedzi na setki pytań w dzieciństwie czy później w wieku dorastania to wciąż za mało. Że świadectwem dla swoich dzieci musimy być zawsze. Zawsze gotowi do szczerości, otwartości i prawdy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trudne pytania, trudne rozmowy
Komentarze (3)
MM
młoda mama
14 stycznia 2015, 18:51
Najlepszą rzeczą, jaką dorośli mogą przeka­zać dzieciom i wychowankom, nawet w cza­sach szoku kulturowego, są wzorce życia, a nie wyrwana z kontekstu informacja, wyręcza­nie i niekończąca się opieka, która z młodych osób na progu życia czyni psychicznych i spo­łecznych inwalidów lub sztuczne marionetki, bezduszne manekiny z wystawy. [url]http://enterprisehouse.pl/nie-przeszkadzaj-dziecku-dorosnac/[/url]
A
andrzej
22 czerwca 2014, 16:50
W każdym człowieku, nawet najstarszym jest trochę z dziecka. I dobrze, bo może stalibyśmy się zbyt samolubni i konserwatywni. Życie wymaga ciągłego rozwoju i aby temu sprostać musimy wciąż dbać o naszą elastyczność, zarówno ciała i umysłu jak i ducha. Trudne pytania towarzyszą nam do końca naszych dni tu na Ziemi i nigdy się ich nie pozbędziemy. Warto też uczyć dzieci od najmłodszych lat, aby rozmawiać z Bogiem i Jemu zadawać też pytania, szczególnie te najtrudniejsze w naszym życiu. I choć dla małego dziecka to zwykle matka jest bogiem to wraz z biegiem lat to najistotniejsze miejsce w życiowej hierarchii wartości, musi być zwrócone Bogu. Bardzo ważna jest droga nauki dialogu z Bogiem, bo Boga trzeba nauczyć się słuchać. No i ta trzecia, chyba najtrudniejsza nauka, to umiejętność godzenia się z wolą Boga. Bardzo wielu z nas modli się o coś do Boga, a On czasami milczy. Myślę, że jednym z powodów tego "milczenia", może być to, iż Bóg doskonale wie, że nie zawsze potrafimy całkowicie zaakceptować Jego wolę odnoszącą się do wielu szczegółów naszego życia, lub tylko jednego z nich. Widzi to, że musimy dojrzeć do jakiejś świadomości, aby ją następnie zaakceptować. I wówczas milczenie Boga ma ogromny sens, bo to my mamy się ciągle wspinać po drabinie naszego rozwoju duchowego, aby choć w niewielkim stopniu zbliżyć się do Jego Boskości, a tym samym doskonalej wypełniać Jego wolę w naszym codziennym życiu. To nie pytania są trudne, lecz trudna jest ludzka natura, szczególnie ta pełna słabości.
A
Asia
22 czerwca 2014, 11:45
chyba żądne wiedzy a nie rządne!!!!