Uskrzydlaj swoje dziecko

(fot. shutterstock.com)
Anna Domecka / slo

Jak sprawić, by dziecko odnalazło swoje talenty, rozwijało się i osiągało dobre, a może nawet genialne wyniki? Nad własną skutecznością człowiek pracuje przez całe swoje życie, jednak największe znaczenie ma to, co dostajemy na początku swojej drogi od rodziców, wychowawców, nauczycieli - osób znaczących.

W zależności od tego, czy relacja z tymi osobami jest uskrzydlająca, czy też te skrzydła regularnie podcina, dziecko rozwija się z poczuciem własnej siły i świadomością własnych talentów, bądź też, zawstydzane niewystarczającym poziomem efektów swej pracy, stopniowo wycofuje się, mając poczucie własnych niedoskonałości. Słowa ojca czy matki dźwięczą w jego głowie "i tak nic w życiu nie osiągniesz, a Grzesiek i tak jest sto razy od ciebie lepszy". Gdzie tu myśleć o sukcesach, skoro najbliższa ci osoba powątpiewa w twoje zdolności? To nie zachęca do większej aktywności.

DEON.PL POLECA

Co dzieci mają w sercu

Jak sprawić, by dziecko odnalazło swoje talenty, rozwijało się i osiągało dobre, a może nawet genialne wyniki? W skrócie można by ująć to słowami: Pomóż swojemu dziecku wykształcić prawidłowe poczucie własnej wartości, rozbudź w nim wewnętrzną motywację, która będzie motorem jego działania, odporną na przeszkody płynące ze świata zewnętrznego. Ponadto zaszczep w dziecku wytrwałość i wolę walki, wspieraj je, szczególnie gdy odniesie porażkę, a co najważniejsze - sam uwierz we własne dziecko.

Żeby być w czymś artystą nie wystarczy się przymusić i jedynie ciężko ćwiczyć. Tworzenie płynie z serca. Zastanówmy się. Kiedy ludzie osiągają w czymś sukces? Dzieje się tak, gdy z własnej woli oddajemy czemuś serce. Gdy robimy coś, bo to lubimy, kochamy. Co jest spójne z naszą osobowością, wartościami, temperamentem. Przy czym nie dostrzegamy upływu czasu. Co wywołuje w nas pozytywne emocje, radość. Po prostu robiąc to wiemy, że jesteśmy we właściwym miejscu i czasie. To jest właśnie motywacja wewnętrzna. Nasz drogowskaz, nasza siła, energia.

Rozwój dziecka należałoby zacząć od rozpoznawania jego naturalnych zdolności. Będzie to możliwe, gdy stworzymy dziecku wiele okazji do zademonstrowania własnych talentów. Muszą to być bodźce jak najbardziej różnorodne, angażujące wszystkie zmysły, pobudzające różne formy ekspresji (zabawa z dźwiękiem, ruchem, wyobraźnią). Możemy zabrać dziecko na łyżwy, rower, pokazać przyrodę, zabierając je np. w góry, potańczyć z nim przy muzyce, zachęcić do śpiewania, gry na instrumencie, pobawić się z nim przy pracach plastycznych. Wykorzystać codzienne sprzyjające okoliczności i ugotować coś razem, zaangażować dziecko w robienie zakupów, zabierać ze sobą, gdy mamy sprawy do załatwienia w banku, na poczcie czy w innej instytucji. Bawić się wyobraźnią, tworząc skojarzenia, opowiadając sobie historyjki, bajki, pisząc ich kolejne scenariusze wraz z dzieckiem.

Podczas wszystkich tych aktywności należy dziecko obserwować i podążać za nim. Znaleźć to, co wzbudza jego radość, po co sięga spontanicznie, co go napędza, co sprawia, że nie chce przerwać danej aktywności. Błędem jest koncentrowanie się głównie na obszarach wymagających doskonalenia, sprawiających dziecku trudności. Ponieważ w wyniku pracy nad własnymi słabościami będzie kojarzyło naukę z bólem, niemiłymi uczuciami, wielkim wysiłkiem i miernym wynikiem. Nabierze przekonania, że jest gorsze, mało zdolne. Wspierajmy całościowy rozwój dziecka, ale główny nacisk kładźmy na rozwój jego naturalnych zdolności.

Dziecko ma prawo szukać

Atmosfera towarzysząca nauce jest bardzo ważna. W zabawie, pracy z dzieckiem dbajmy o to, by była pozytywna, nie wywoływała w dziecku lęku, presji, niepokoju, wstydu, obawy przed oceną. Aby dziecko mogło być swobodne (np. jeśli rysuje, niech rysuje to, co chce, jeśli chciałoby śpiewać, to nie pod nasze dyktando, a to, co lubi). Pozwalajmy dzieciom podejmować decyzje i wybierać, szczególnie w sprawach dotyczących ich samych.

Nie należy niepokoić się nadmiernie "słomianym zapałem" ani okraszać zmiennych wyborów ironicznymi uwagami czy wypominać je dziecku. Dziecko ma prawo szukać. A znaleźć można tylko przez zdobywanie różnorodnych doświadczeń. Zapewnij je dziecku i towarzysz mu w tych doświadczeniach. Wyśmiewanie jest zabronione. Dziecko nie ma stabilnego obrazu siebie. Kształtuje je na bazie twoich ocen. Bądź ostrożny w swoich opiniach, ponieważ mają one wpływ na samopoczucie twojego dziecka, a tym samym na jego motywację. W zależności od tego, czy jest to dobra ocena, czy też zła, dziecko będzie przeżywać dumę, radość, siłę bądź wstyd, upokorzenie, frustrację. Brakiem wiary, krytycznymi uwagami osłabiasz swoje dziecko, a ono musi mieć pewność, że sobie poradzi, a ty zawsze jesteś po jego stronie. Nawet jeśli coś mu nie wyjdzie.

Wierzmy, że się nam uda

Jeśli dziecko często się zniechęca, można spróbować poszukać przyczyn tych rezygnacji. Przyjrzeć się, na jakim etapie dziecko najczęściej rezygnuje. Być może uda się znaleźć coś, co łączy wszystkie sytuacje. Czasami może to być zmęczenie nadmiernym wysiłkiem fizycznym bądź psychicznym. Wtedy możemy pomóc dziecku utrzymać motywację zachętą bądź własną przy nim obecnością, zorganizowaniem przerwy bądź wprowadzeniem krótkiej relaksacji. Czasami powód rezygnacji może leżeć w braku wiary dziecka w osiągnięcie celu.

Bądź wtedy blisko. Słowa "jesteś w tym świetny, nie odpuszczaj" , "wierzę w ciebie, następnym razem uda ci się jeszcze lepiej", "twój ostatni rysunek był genialny" mogą mu pomóc ponownie uwierzyć w siebie. Oczywiście nie mogą to być puste słowa. Musisz w nie naprawdę wierzyć. Dzieci świetnie wychwytują fałsz. Nie przekona ich udawana pochwała. Pamiętajmy (i dotyczy to tak że dorosłych), że wszyscy mamy w sobie większą gotowość do działania, gdy wierzymy, że się nam uda, gdy towarzyszą nam pozytywne nastroje, miłe uczucia, gdy obok jest osoba, która, jeśli braknie nam wiary, nie pozwoli nam się poddać. Zatem jeśli chcemy, aby dziecko się nie zniechęcało, utrzymujmy w nim pozytywny nastrój, stwórzmy bezpieczne warunki dla rozwoju, pokażmy, jak radzić sobie z porażką, odwróćmy uwagę od smutku.

Nie rywalizujmy z dzieckiem

Jeśli dostrzeżemy w dziecku zainteresowanie jakąś dziedziną, możemy pomóc mu poznawać ją głębiej. I od razu zwrócę uwagę, jaki błąd tu czasami można popełnić, całkiem nieświadomie. To nie ma stać się teraz twoja dziedzina. Pozwól dziecku stawać się ekspertem, aby mogło wiedzieć w temacie więcej niż ty. Nie zasypuj wszystkimi dostępnymi materiałami, których nie jest w stanie ogarnąć. Uświadomisz mu jedynie, ile jeszcze nie wie. Nie rywalizuj z dzieckiem. Zniechęcisz je. To nie będzie jego obszar, a twój. A dzieci potrzebują autonomii, w ten sposób dojrzewają do samodzielności, zdobywają wiedzę o własnej sile i wyjątkowości. Wystarczy, jak będziesz blisko, towarzysząc dziecku, wspierając, podsuwając dodatkowe wiadomości (z umiarem), aby dziecko samo mogło po nie sięgnąć, nie czyniąc tego pod przymusem, a z własnej chęci.

Do podejmowania wyzwań potrzebna jest koncentracja. Najwyższy jej poziom osiągamy przy zadaniach nieco wykraczających poza nasze możliwości, ale ich nie przerastających. Zatem potrzebny jest wysiłek, ale mamy w sobie przekonanie, że poradzimy sobie z zadaniem. Dziecko może mieć tę wiarę początkowo dzięki tobie, twoim zachętom, a wreszcie dzięki swoim kolejnym sukcesom.

Nie podcinajmy dzieciom skrzydeł

Na koniec jeszcze kilka słów o zachowaniach dorosłych, które negatywnie oddziałuję na dziecko, uniemożliwiając dziecku odkrycie talentów, przeżycie dumy, radości z własnych osiągnięć.

Jednym z nich jest porównywanie dziecka z rodzeństwem lub innym uczniem osiągającym lepsze wyniki, faworyzowanie któregoś z dzieci, co sprawia, że czuje się odrzucone. Nawet gdy efekt działania nie jest taki, o jaki chodziło, doceń jego pracę, poświęcenie, oddanie, np. "Widziałem, dałeś z siebie wszystko, dzielnie walczyłeś, jestem z ciebie dumny". Zmuszanie, poganianie - jeśli pasja stanie się obowiązkiem, przymusem, zacznie męczyć, dziecko szybko się zniechęci i po rzuci zainteresowanie, zniknie to, co pochodziło z serca, a pojawi się presja wyniku (co grozi raczej szybkim wypaleniem).

Realizowanie własnych marzeń przy pomocy dziecka - myślimy: "Nie udało mi się zostać lekarzem, ale mojemu synowi na pewno się uda, ja się o to postaram" - dziecko ma swoje życie, za które jest odpowiedzialne, tak jak ty odpowiadasz za swoje. Każdy musi przeżyć je zgodnie z własnym przeznaczeniem, odkrywając swoją drogę, swoje powołanie, nie możemy w to ingerować. Podcinanie skrzydeł - "przecież ty nigdy nie wytrzymałeś na zajęciach sportowych dłużej niż miesiąc, kolejny raz wymyślasz nową dyscyplinę?" (czyli mniej więcej, ja już ci nie wierzę, nie dasz rady, odpuść sobie). Zbyt wysokie oczekiwania - nie pozwalają cieszyć się sukcesem, ponieważ dziecko wciąż słyszy: "Mogłeś więcej, lepiej, wyżej, dalej". Poprzeczkę należy podnosić stopniowo i musi też być czas na celebrowanie sukcesów.

Nawet gdy nie mówisz tego głośno, dziecko najczęściej świetnie wie, co o nim myślisz. Potrafi to ocenić po sposobie, w jaki je traktujesz, jakie dajesz mu zadania, obowiązki, jak reagujesz na jego pomysły.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uskrzydlaj swoje dziecko
Komentarze (4)
M
Marek
29 kwietnia 2016, 20:18
w dzieciach nie należy psuć zapału i od małego należy stawiać na kreatywność, duchowość i otwartość na innych, najgorsze co można zrobić to podciąć skrzydła, co więcej od małego trzeba stawiać na naukę, ale nie taką nudną, połączoną z zabawą, fajny inspirujący artykuł: [url]https://pandastyle.pl/blog/Nie-tylko-zabawki-edukacyjne-polacz-nauke-z-rozrywka[/url] , często myślimy, że wszystko wiemy najlepiej i nie słuchamy dziecka, a to błąd, może mamy większą wiedzę ale nie musi iść to w parze z inteligencją, dociekłością, metodą radzenia sobie w życiu - kochajmy nasze dzieci, nie róbmy im krzywdy tak jak opisano w pięknym na swój sposób artykule
B
bb
3 lutego 2015, 11:58
Pozdrawiam ~a  Jeśli mi podcięto skrzydła, to cudem dla mnie będzie wychowanie moich dzieci w zdrowych relacjach, bez "podcinania". Dać dziecku to, czego samemu się nie dostało... To piękno życia. Cuda! :)
A(
a. (cz. 2)
2 lutego 2015, 21:01
Co do malarstwa. Dla matki moje rysunki to też były "pierdoły i zabieracze czasu". Kilka lat temu, będąc już w liceum namalowałam dla koleżanki obraz o tematyce chrześcijańskiej. Malowałam tę pracę przez cały dzień i całą noc. Skończyłam dopiero nad ranem - zmęczona i ... niezadowolona z efektu. Wiedziałam, że gdybym malowała regularnie - ten obraz wyglądałby znacznie lepiej ... Bardziej realistycznie. Choć wtedy usłyszałam z ust matki komplement: "No, minęłaś się z powołaniem. Jestem pod wrażeniem" - nie bardzo mnie to obeszło. Spłynęło to po mnie jak po kaczce - mówiąc najoględniej ... Tyle lat wmawiania, że się do tego nie nadaję, że malowanie to strata czasu. To właśnie podcinało mi skrzydła. Czułam się nic nie warta. Wyzwiska pod moim adresem (typu "idiotka" - to najlżejsze określenie) , brak rozmowy, blokowanie moich pasji. A podobno byłam najbardziej utalentowana z rodzeństwa - nauka przychodziła mi łatwo i miałam smykałkę do różnych dziedzin. Po latach wiem, że tacy 'rodzice' - to nie rodzice. Rozumiem tych, którzy mówią, że mieli podcinane skrzydła. Nie mówię tutaj o podcinaniu skrzydeł w tzw. okresie młodzieńczego buntu (wpadaniu w złe towarzystwo - alkohol, papierosy, narkotyki) - ale właśnie o PASJACH. Czasem zdarza się, że faktycznie nie ma pieniędzy, np. na wyjazdy na narty, basen. Ale to nie powód, żeby dołować dzieci i wmawiać im, że i tak się nie nauczą jeździć czy pływać, bo są głupie lub nie mają za grosz talentu.
A
a.
2 lutego 2015, 21:00
Szkoda, że moja matka nie przeczytała takiego artykułu kilkanaście lat temu. I ojciec... Miałam dużo pasji - sport, muzyka, malarstwo. Kiedy szłam na bieżnię pobiegać lub na dodatkowe zajęcia z wf-u  - zawsze kwitowała to słowami: "ty, sportowiec wielki za dychę się znalazł" lub "nie zajmuj się pierdołami. Do nauki w tej chwili siadaj!" Muzyka (ukończona przeze mnie szkoła muzyczna I st.): "k*. niech już przestanie rzępolić, bo mnie głowa boli!" Ostatnie dwa lata faktycznie to była katorga - bo nauczycielka zamiast być na lekcji, wolała plotkować pod drzwiami z innymi nauczycielkami. Nie rozwijała we mnie w ogóle pasji do gry na instrumencie. Co roku te same utwory dawała wszystkim swoim uczniom - nic nowego... A zasoby biblioteki szkolnej pękały od pięknych utworów innych kompozytorów. Kiedy powiedziałam, że chcę zrezygnować - zostało mi dwa lata - a chodziłam już sześć - ojciec mnie szarpał i powiedział: "ty gnoju! będziesz chodzić. skończysz tę szkołę, bo nie po to tyle płaciłem za nią, żebyś ty teraz mi mówiła, że chcesz się wypisać"... Ukończyłam szkołę tylko dla jednej osoby - nauczycielki od teorii. To była JEDYNA osoba, która nie przystawała do pozostałych nauczycieli i faktycznie sprawiała, że chciało się uczyć i przychodzić na zajęcia. Wyjątkowa - i taka, którą się zapamięta do końca życia.