W co kobiety nie mogą uwierzyć
"W firmie wiem dokładnie, co mam robić. Jestem naprawdę dobry w mojej dziedzinie i dostaję za to pochwały - mówi młody ojciec w poradni rodzinnej - ale w sprawach domowych i w wychowaniu dzieci zachowuję się jak dyletant, niczego nie umiem zrobić dobrze i w końcu wychodzę na głupka…
Wassilios Fthenakis prowadził długoletnie badania przekrojowe na zlecenie niemieckiego ministerstwa do spraw rodziny i młodzieży. W konkluzji stwierdził, że siedmiu na dziesięciu ojców chciałoby być "wzorem dla swoich dzieci". I kobiety mają w to wierzyć - że oni chcą być wzorem. Wspaniale. Ale pod jakim względem? W jakiej dziedzinie? Dzieci czerpią wzory i przykłady nie z kazań i wykładów, lecz przez pokazanie, jak w konkretnej sytuacji należy postąpić. Czy wiele jest rzeczy, których w odczuciu dziecka mama nie potrafiłaby zrobić równie "wzorcowo" jak tata?
To nie utrata umiejętności wychowawczych dzisiejszych ojców, lecz błyskawicznie rosnące kompetencje dzisiejszych matek w sferze wykształcenia i kultury, ich błyskawicznie rosnąca wiedza i umiejętności - jednym słowem nieustanny postęp, jaki czynią na polu prywatnym i oficjalnym, jest tym czynnikiem, który sprawia, że mężczyźni są stopniowo wypierani z procesu wychowywania dzieci. "W firmie wiem dokładnie, co mam robić. Jestem naprawdę dobry w mojej dziedzinie i dostaję za to pochwały - mówi młody ojciec w poradni rodzinnej - ale w sprawach domowych i w wychowaniu dzieci zachowuję się jak dyletant, niczego nie umiem zrobić dobrze i w końcu wychodzę na głupka. Prosiłem żonę, żeby określiła kryteria sukcesu, jakie mają obowiązywać u nas w domu. Przyjrzała mi się uważnie, pokręciła głową i wyszła bez słowa".
Kobiety, których mężowie angażują się szczerze w życie rodzinne (czyli nie tylko "uczestniczą", ale przejawiają własną inicjatywę!), często nie doceniają siły przyzwyczajenia. Albo potęgi hormonów: uczucia macierzyńskie żony, jej starania i troska o dobro innych, jej instynkt wychowawczy rzadko ogranicza się tylko do dzieci. Czasem (a nawet często) płynnie przekierowywany jest na męża. Tym samym tonem, którym kobieta ostrzega trzylatka przed gorącymi drzwiczkami od piekarnika, zwraca uwagę mężowi na kruchość kieliszków do wina w zmywarce. Tak jak wkracza, wyłączając pięciolatkowi telewizor i nakazując mu umycie zębów, tak samo zdecydowanie poleca mężowi kończyć rozmowę przez telefon i zająć się nakryciem stołu do kolacji. Jest więcej niż pewne, że mężczyzna, który jeszcze przed dwiema godzinami był w swoim biurze poważanym szefem, ba, nawet szefem wywołującym lęk, w tej sytuacji pozwoli sobą komenderować jak dzieciakiem z zasmarkanym nosem. Więcej niż pewna jest też jego nastroszona reakcja: "Nie jestem ani w połowie tak głupi, jak myślisz" - to najłagodniejsza wersja męskiej obrony.
Jeszcze kilka upokorzeń
Żony mężów "domowych" (załóżmy na chwilę, że tacy istnieją) lekceważą niekiedy fakt, że wszystkie domowe czynności zostały w świadomości ich boskich małżonków podzielone według stopnia prestiżu. Są takie prace domowe, których podjęcie gwarantuje mężczyźnie natychmiastowe uznanie. Są też takie, których wykonania nie zauważa nikt. Gorzej nawet: są takie czynności domowe, które oznaczają utratę męskiej twarzy. Socjologowie austriaccy przeprowadzili badania pod kątem lubianych i nielubianych przez mężczyzn zajęć domowych. Jak sądzisz, Czytelniku, jakiego z nich mężczyźni nie lubią najbardziej? Prania i prasowania? Szorowania ubikacji? - nie! Taką czynnością okazało się "mycie okien od zewnątrz". Dlaczego akurat "mycie okien od zewnątrz"? "Bo jeśli zobaczy cię przy tym inny mężczyzna, pomyśli sobie w duchu: biedny pantoflarz, widocznie żona tak mu kazała! A kiedy zobaczy cię kobieta, z pewnością myśli: to okno i tak nigdy nie będzie czyste! Więc tak czy owak, zawsze jest się przegranym".
Niewiele matek i gospodyń domowych uwzględnia niewesoły w gruncie rzeczy fakt, że dla nich, kobiet, osoby, które spotykają - sąsiedzi czy przypadkowi widzowie - to w pierwszym rzędzie potencjalni pomocnicy. Dla ich mężów natomiast to potencjalni wrogowie! Kiedy matka stoi na przystanku autobusowym z wózkiem, w którym siedzi para bliźniaków, ma nadzieję graniczącą z pewnością, że ktoś z czekających pomoże jej przy wsiadaniu do autobusu. W analogicznej sytuacji mężczyzna z wózkiem spodziewa się, że przy wsiadaniu do autobusu będzie krytycznie obserwowany i potraktowany lekceważącym uśmieszkiem.
Pracujący zawodowo ojciec musi bardzo się starać o bezpośredni, bliski, pozytywnie kształtujący kontakt ze swoimi dziećmi. Musi przy tym zmagać się nie z własną żoną (najczęściej zresztą niedoścignioną), lecz z poczuciem, że czyni coś, co często nie zaspokaja jego potrzeby uznania. Albo walczyć ze zwyczajnym zmęczeniem. Naprawić synowi rower jest rzeczą łatwiejszą i przynosi więcej uznania, niż w niedzielne deszczowe popołudnie bawić się z córką w dom dla lalek albo czytać jej Astrid Lindgren. A dotrzymanie obietnicy wspólnego pójścia na basen, kiedy z powodu zapowiedzianej zmiany pogody trzeba to zrobić w czwartek a nie w sobotę, wymaga nawet przesunięcia terminów w pracy i nie dość, że nie przynosi uznania, to najczęściej - przysparza więcej fatygi.
Ale "rodzina to wyzwanie dla całego społeczeństwa", jak zatytułował biskup Wolfgang Huber swój referat z marca 2006 roku, ostrzegając społeczeństwo niemieckie, by nie zapomniało o dzieciach. "Kto zapomina, jak żyje się z dziećmi, zaczyna doświadczać obłędnego wrażenia, że żyje sam". A tego nie chcą po dokładniejszym namyśle najciężej nawet pracujący zawodowo mężczyźni.
Więcej w książce: Mężczyźni nie są skomplikowani - Andreas Malessa, Ulrich Giesekus
Skomentuj artykuł