W rytmie dziecka

(fot.Satakieli/flickr.com)
Jirina Prekop / slo

Dzięki regularnie powtarzającemu się, rytmicznemu używaniu pewnych przedmiotów, rodzice dają dziecku poczucie pewności, a ponieważ robią to z miłością, pewni siebie i w sposób bardzo jednoznaczny, przewidywalny, dają im poczucie bezpieczeństwa i bliskości.

Ludy żyjące z dala od cywilizacji zapewniają dzieciom ten rytm, niekoniecznie nosząc je i przebywając z nim cały czas. Częściej posługują się raczej pewnymi przedmiotami, które zastępują rytm ciała matki. Dziecko staje się spokojne i ufne wówczas, gdy czuje, że jest pewnie trzymane w uścisku dającym poczucie pewności.

Korzystanie z rozwiązań zastępczych, które naśladują prawdziwe ciepło płynące z matczynych ramion kołyszących dziecko, ma swoje różnorodne uzasadnienie. Czasami matka musi mieć wolne ręce do pracy czy zająć się jeszcze młodszym rodzeństwem. Na obrazie holenderskiego malarza Lucasa van Leyden (1494-1533), który stanowi jedno ze źródeł pochodzącej z Dolnych Niemiec opowieści o przygodach Dyla Sowizdrzała, widzimy matkę niosącą na barkach małe dziecko. Obok, ojciec dźwigający na plecach kosz, w którym znajduje się dwoje dzieci. W innym koszu, przymocowanym do siodła osła, widać główki pozostałych dzieci. Jeśli rodzina nie musiała się przemieszczać, dziecko przebywało w kolebce, hamaku czy wiszącej kołysce.

DEON.PL POLECA

Friedrich von Zglinicki pisze w swojej obszernej książce „Kołyska”: „Znałem go, jak wisiał jeszcze na drzewie” - to znane wśród mieszkańców wsi powiedzonko, odwołujące się do zwyczaju wieszania kołyski z dzieckiem na gałęzi drzewa. Robiły to chłopki na czas pracy w polu. Użycie wiszącej kołyski nie miało związku ze zwyczajami danego regionu czy z konkretną epoką. W wielu wypadkach robiono tak, ponieważ była to po prostu metoda tania i wymagająca niewiele miejsca... Uważano, że dzieci lepiej się huśta w wiszącej kołysce, a przebywające w niej potomstwo nie jest narażone na kontakt z wszelkiego rodzaju robactwem pełzającym po ziemi". C. Capeller tak zaś pisze w 1904 roku o chłopskich izbach: „Obok łóżka - kołyska spleciona z gałęzi wierzby i zawieszona na suficie. W niej leży, huśtane często, dziecko. Kiedy ktoś przechodzi obok kołyski i widzi, że jest ona nieruchoma, wprawia ją w ruch".

Sama z przyjemnością wspominam wiszące w ogrodzie moich dziadków hamaki. Zawieszano je między dwoma jabłonkami, żeby matka mogła spokojnie pracować na grządkach czy zrywać porzeczki. Do dzisiaj pamiętam to uczucie podszytej wiatrem lekkości, spokojnej atmosfery płynącej z delikatnego huśtania, ćwierkanie ptaków i taniec liści przenoszonych podmuchami.

Zazwyczaj ludzie posługują się tymi huśtającymi przedmiotami - substytutami ramion matki najczęściej, kiedy dziecko potrzebuje regularnego snu. Żadnej Eskimosce nie przyjdzie do głowy, aby - usypiając dziecko - nosić je na rękach po igloo tam i z powrotem bądź pokonywać większe odległości. Byłoby to zachowanie absurdalne, a uzasadnienie jej zachowania jest wystarczająco logiczne, że zbyteczne byłyby wspominanie o niebezpieczeństwach lodowego świata czy też o panującej wewnątrz igloo ciasnocie, w którym śpią jeszcze pozostali, liczni członkowie rodziny.

Nie kołysze ona dziecka do snu w ramionach, aby - kiedy zaczyna lekko drzemać - szybciutko i niepostrzeżenie, żeby tego nie zauważyło, włożyć je do kołyski (wiele dzieci w cywilizowanej Europie musi znosić to wynikające z dobrych chęci oszustwo). Wręcz przeciwnie: matka kładzie dziecko do kołyski i kołysze je do momentu zaśnięcia, a jej działanie jest oczywiste i jednoznaczne.

Kołyska i hamak mają tę sporą zaletę, że w budzącym się dziecku odzywają się te same doznania i wrażenia, które towarzyszyły mu w czasie zasypiania. Obecność mamy nie jest do tego konieczna. Poruszające się dziecko wprawia hamak w ruch wahadłowy, wywołujący te same dźwięki, które wcześniej uśpiły malucha. Niektóre grupy etniczne, na przykład północno-amerykańscy Indianie, przytwierdzają do kołyski nad głową dziecka pałąk z zawieszonymi małymi dzwoniącymi przedmiotami. Dziecko budzi się w środku nocy i rejestruje, że wszystko jest po staremu. Dzwoneczki dzwonią w taki sam delikatny sposób, w jaki brzęczały, kiedy zasypiało, a kołyska dalej kołysze się niezmiennie - jak łódź na morskich falach. Maluch spokojnie zapada wówczas w dalszy sen.

Stwierdzono, że dzieci śpiące w nocy w łóżeczkach przypominających kołyski, prawie w ogóle nie budzą się na nocne karmienie piersią. Takie picie mleka matki ma bowiem nie tylko na celu zaspokojenie głodu, ale również potrzeby monotonnego rytmu. Jeśli zostanie ona zaspokojona kołysaniem, nie będzie trzeba zastępować go rytmem ssania.

W niektórych krajach dzieci śpią z całą swoją rodziną w jednym dużym hamaku lub na wiszącej macie. Wymaga tego tropikalny, parny klimat. Po kolejnym gorącym dniu, nareszcie zapada noc. Od morza wieje chłodna bryza, namiot jest ze wszystkich stron przyjemnie wietrzony. Od dołu hamak jest chroniony przed insektami, od góry z kolei zabezpiecza go moskitiera. Nie da się jednak szybciej huśtać takiego łoża, jeżeli więc dziecko gorzej śpi jakiejś nocy, dodatkowy rytm jest mu w stanie zapewnić tylko matka, podając dziecku pierś, głaszcząc je, w relaksujący sposób opukując oraz cierpliwie szepcząc do uszka stałe dźwięki: „Hai hai... hai hai... hai hai...". Nie wstaje i nie przechadza się z dzieckiem po namiocie bądź wokół niego, ale ciągle pozostaje z maluchem w hamaku i - nie zakłócając snu innych członków rodziny- sprawdzonymi i skutecznymi sposobami szybko go uspokaja i usypia.

W podobny sposób zachowuje się matka, kiedy rodzina śpi w jednym łóżku, co jest powszechne w wielu krajach i zdarza się w sytuacjach wyjątkowych. Tradycja spania w jednym szerokim łóżku jest przyjęta nieomal przez wszystkie ludy zamieszkujące Indie. Siegrun von Loh - pediatra, która wzorując się na monachijskim Centrum Dziecka, utworzyła i przez wiele lat kierowała Centrum Społeczno-Pediatrycznym na Jawie, wydała też wiele publikacji na temat znikomej nadpobudliwości i znerwicowania u hawajskich dzieci - opowiadała mi, że nie istnieje tu coś takiego jak problem spania dzieci. W ciągu dnia są one noszone w chustach owiniętych wokół ciała matki i zasypiają, kiedy tylko mają taką potrzebę i ochotę, a w nocy śpią właśnie we wspólnym łóżku z całą rodziną.

Te bardzo ubogie rodziny nie mają czasem nawet łóżka, ale odrobinę siana lub koc w jakimś zakamarku obozu dla uchodźców. Miejsce to ma jednak stały charakter i tu śpią przytuleni do siebie wszyscy członkowie rodziny. Podobne tymczasowe warunki pamiętam jeszcze tylko z czasów wojny czy studenckich wypadów. W bunkrze leżało się na pryczy nawet w sześcioro. Kiedy jedna osoba przewracała się na drugi bok, musieli się obrócić także pozostali. To był swoisty trening przystosowawczy. Każdy musiał znosić chrapanie i zapach ciał innych. Temu, z którym wieczorem jeszcze się kłóciło, w nocy było się wdzięcznym, że oddał nam większą część swojego koca. W bunkrach było bardzo zimno i można się było ogrzewać jedynie ciepłem własnych ciał. Oczywiste było, że małe dziecko uspokajało się tu przy ciele matki lub innej bliskiej osoby. Słyszało rytmiczne chrapanie ojca lub monotonnie powtarzającą się kołysankę śpiewaną przez matkę, przytulało się do starszej siostry, było głaskane. Za każdym razem towarzyszyły temu zrytmizowane ruchy, stałe warunki - nie inne niż te, którym podporządkowana jest i w których wydaje owoc ziemia. W najprawdziwszym sensie tego słowa można powiedzieć, że ludzie „przekołysali" się ze swoimi dziećmi przez tysiące lat.

Bezpieczeństwo miejsca

Dziecko, które nie ma innego wyboru i musi przebywać w beciku, w chuście czy na plecach jednego z członków rodziny, może być pewne swojego miejsca. Zasypia zawsze w stałych warunkach: tylko w swojej kołysce, tylko we wspólnym łóżku czy tylko na hamaku. Nie może wybierać między hamakiem a wspólnym łóżkiem. O miejscu decydują proste warunki życia społeczności. Dziecko nie doświadcza męki wyboru, zyskuje natomiast pewność, że mama i tata zawsze będą blisko oraz że obudzi się dokładnie tam, gdzie zasnęło. Jego teren jest więc bezpieczny.

Pewna mama

Nie tylko dziecko, ale również i jego mama nie ma innego wyboru, niż zdać się na sprawdzony już sposób opieki nad dzieckiem - taki, jakiego wymaga jej sytuacja, czego w jej warunkach nie da się samowolnie zmieniać. Podczas opieki nad dzieckiem wszyscy postępujemy podobnie: matka, ojciec, starsze rodzeństwo, także babcie i dziadkowie... Nikt nie wymyślił bowiem nic innego niż zachowania przekazywane zgodnie z tradycją z pokolenia na pokolenie.

Wiarygodność wzorca jest nienaruszalna. Młoda mama postępuje więc z dzieckiem w taki sposób, w jaki sama była wychowywana i w jaki zachowują się wszystkie znajome matki. Wie, że opieka, którą ją otoczono w dzieciństwie, okazała się dla niej dobra i nie wyrządziła jej krzywdy. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości - tak ma być i nie inaczej. Ten zdecydowany sposób pozbawiony alternatyw, co wynika z jego przewidywalności, daje dziecku poczucie pewności, a ponieważ towarzyszy temu relacja uczucia, empatii i bliskości fizycznej, dziecko doznaje również poczucia bezpieczeństwa wewnętrznego, emocjonalnego. Nie jest konfrontowane z niepewną, niezdecydowaną matką, która nie wie, jaki sposób postępowania ma wybrać: czy nosić dziecko na plecach, czy przed sobą na brzuchu, kiedy i w jaki sposób jej maluch uśnie najszybciej? Zastanawiając się nad miejscem spania, matka stawia równocześnie znak zapytania nad swoją własną rolą. Tego rodzaju wątpliwości nie istnieją dla ludzi żyjących z dala od cywilizacji. Potrafili oni bowiem w bardzo prosty, naturalny sposób zareagować, odpowiadając na dziecięcą potrzebę poczucia zewnętrznego i wewnętrznego bezpieczeństwa.

Więcej w książce: Gdy dziecko nie chce spać - Jirina Prekop

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W rytmie dziecka
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.