Ich siłą jest rodzina

(fot. Silar / CC BY-SA 3.0 / Wikimedia Commons)
Grażyna Starzak / slo

Są zaprzeczeniem tej tezy, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. O swoich małżeństwach, rodzicach, ojcostwie i cudach opowiadają bracia Golec.

Grażyna Starzak: Często przy różnych okazjach powtarzacie, że waszą siłą jest rodzina. Wszak są tacy, którzy twierdzą, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu…

Łukasz: Chyba jesteśmy zaprzeczeniem tej tezy. Jak wiadomo, jesteśmy bliźniakami i od urodzenia wszystko robiliśmy razem. Znamy się, ufamy sobie, wspieramy się w pomysłach, ale za naszym muzycznym sukcesem stoją jeszcze inne osoby. W rodzinnej firmie "Golec Fabryka" każdy ma jakąś swoją rolę do wykonania. Starszy brat Rafał jest autorem tekstów i piosenek oraz pomysłodawcą wielu projektów. Z żoną Kasią stanowią management zespołu. Najstarszy brat - Stanisław - zajmuje się obsługą wizualną koncertów. Wspólnie ze swoją żoną Dorotą zajmują się internetową sprzedażą płyt, a także firmowych gadżetów związanych z zespołem, takich jak kubki, torby, plakaty itd. Moja żona Edyta jest członkiem zespołu, Kasia, żona Pawła, zajmuje się obecnością zespołu w sieci, czyli obsługą strony internetowej i wszystkich portali społecznościowych. Obecnie w związku z wydaniem płyty The best of Golec uOrkiestra - z okazji 15- lecia zespołu, mamy pełne ręce pracy. Z drugiej strony świadomość, że wspólnie możemy zrobić coś twórczego daje poczucie zadowolenia. Jednym słowem - w kupie siła. [śmiech]

Wasza rodzina jest wielopokoleniowa i dość liczna. Podejrzewam, że nawet wierni fani Orkiestry Braci Golców nie wiedzą, że macie też całkiem pokaźną gromadkę dzieci...

DEON.PL POLECA

Łukasz: To prawda, licząc wszystkie dzieci Golców w sumie... Staramy się - mam na myśli braci - kontynuować również w tym względzie tradycję rodzinną [śmiech]. Nasz tato miał trzynaścioro rodzeństwa, dlatego, żeby się wzajemnie poznać, 10 lat temu zorganizowaliśmy zjazd rodziny Golców. Okazało się, że nasi krewni mieszkają w różnych zakątkach świata! To wielkie rodzinne spotkanie tak się wszystkim spodobało, że zjazdy odbywają się co roku. Najczęściej przy dźwiękach góralskiej muzyki przedstawiamy na slajdach fotografie naszych przodków, żegnamy tych, którzy w tym czasie odeszli.

Paweł: Myślę, że takie spotkania cementują rodzinę. Mam nadzieję, że tę piękną tradycję będą kontynuować nasze dzieci, które zwykle nie mogą się doczekać spotkania z kuzynami.

Skoro Łukasz wspomniał o dzieciach, powiedzcie z ręką na sercu - jakimi jesteście ojcami? Papież Franciszek mówił niedawno do ojców we Włoszech, żeby byli blisko swoich dzieci. A wy jesteście blisko?

Paweł: Mam dwie córki. Majka ma 11 lat, Ania niecały rok. Byłem przy porodzie i jednej, i drugiej. Nie darowałbym sobie, gdyby mnie zabrakło w tak ważnym momencie dla nas wszystkich. Dla mnie narodziny dziecka to ogromny cud. Myślę, że udaje mi się być blisko swoich dzieci. Pomimo że dużo koncertujemy, starałem się i staram spędzać możliwie dużo czasu z córkami. Już wtedy, gdy urodziła się starsza, miałem świadomość, że koncert można dać w tym samym miejscu w innym czasie, natomiast dziecko rozwija się i nie da się powtórzyć kolejnych etapów jego życia.

Łukasz: Nad dobrą relacją z trójką moich dzieci ciągle pracuję i jest to wyzwanie długofalowe... Na razie staramy się spędzać możliwie najwięcej czasu ze sobą. Nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę zawód, jaki wykonujemy, ale gra jest warta świeczki. Bliskość przecież buduje się poprzez rozmowę, akceptację, wyrozumiałość i obecność. W tym wszystkim nie może zabraknąć czułości i serdeczności.

Powiedzcie, w jaki sposób można sobie na autorytet rodzica, ojca, zapracować?

Łukasz: Na autorytet u dzieci pracuje się przez całe życie. Najważniejsza jest, w mojej opinii, szczerość w kontaktach z nimi. Dzieci są bardzo wyczulone na fałsz. Trzeba je również utwierdzać w przekonaniu, że są kochane i dla nas bardzo ważne.

Jak wspominacie swojego ojca?

Paweł: Nasz tato - rocznik 1925 - od wielu lat nie żyje. Jak przychodziliśmy na świat miał 50 lat. Zmarł na raka, gdy mieliśmy po 14 lat. Imponował nam w wielu dziedzinach i, jak to dzieci, byliśmy w niego wpatrzeni. Pomimo pracy w pobliskiej hucie i zajmowania się gospodarstwem, zawsze znajdował dla nas czas, czytając książki, ucząc piosenek partyzanckich czy snując opowieści z czasów wojny, podczas której był radiotelegrafistą. Czytanie książek było jego wielką pasją. Dzięki temu żaden temat nie był mu obcy. Tata budził nasz podziw również z jednego powodu. Przed wojną w czasach swojej młodości trenował boks, co nam, kilkulatkom, niezwykle imponowało... Do dziś z sentymentem oglądam walki bokserskie.

Łukasz powiedział kiedyś: "Jestem przekonany, że mój rodzinny dom miał i do dziś ma ogromny wpływ na to, kim i jaki jestem. Jego obraz tak głęboko we mnie tkwi, że nie potrafię i nie chcę o nim zapomnieć. Co więcej, staram się według tego obrazu budować swoją rodzinę". No, więc, jaki był ten wasz rodzinny dom?

Łukasz: To prawda, co powiedziałem. Nasz dom rodzinny, panująca w nim atmosfera, miał ogromny wpływ na to, kim dzisiaj jestem.

Paweł: Wszystko się wynosi z domu. Człowiek jest kształtowany od młodych lat wedle wzoru, jaki dają mu rodzice. Dzieci patrzą, obserwują, jak się rodzice zachowują, jacy są w stosunku do siebie. A nasi rodzice kochali się i szanowali. Tak samo jest teraz w naszych obecnych rodzinach.

Łukasz: Wzajemna miłość między rodzicami, a także ich stosunek do pracy, najmocniej oddziałuje na dziecko. Będąc dziećmi widzieliśmy, że rodzice się kochają i bardzo ciężko pracują. Do południa byli w pracy, mama w zakładach włókienniczych, tata w hucie. Po południu pracowali we własnym gospodarstwie rolnym. Ich zachowanie i wzajemne relacje były dla nas wzorem.

Wychowaliście się w katolickiej rodzinie. Tak jak Wasi rodzice żyjecie po Bożemu - zawarliście sakrament małżeństwa, macie dzieci. Tymczasem wielu waszych rówieśników żyje w tzw. wolnych związkach, "na kocią łapę". Co byście im powiedzieli?

Łukasz: My z Edytą znamy się od podstawówki. W maturalnej klasie zaiskrzyło coś więcej między nami i tak powoli weszliśmy w okres narzeczeństwa. W 2000 r. był nasz ślub i wtedy zamieszkaliśmy razem. Młodym mogę powiedzieć jedno - sakrament małżeństwa jest jakby Boską pieczęcią związku kobiety i mężczyzny. To może pomóc związkowi, na pewno nie przeszkodzi. Zastanawiam się, co stoi na przeszkodzie, żeby młodzi przysięgli sobie miłość przed ołtarzem. Ślub nie musi wiązać się z hucznym weselem i wydatkami. Wyznanie miłości przed Bogiem w obecności księdza może pomóc w cementowaniu związku. Ale na tym nie kończy się praca nad sobą i związkiem.

Paweł: Myślę, że takie sytuacje są wynikiem braku odpowiedzialności i dojrzałości. Jeżeli się kogoś naprawdę kocha to dlaczego nie powiedzieć tego w kościele. Trzeba zrobić krok naprzód, nie bać się odpowiedzialności.

Łukasz: Z Bożym błogosławieństwem łatwiej przetrwać wszystkie trudności. Ja ciągle czuję niesamowitą łaskę Bożą w tym, że między mną i Edytą jest miłość i że możemy tworzyć prawdziwy dom.

Tym razem zacytuję Pawła, który powiedział: "Wiara czyni cuda, na co mam wiele dowodów…". Czy możesz, Pawle, dać jakiś przykład z waszego życia?

Paweł: Oczywiście, że tak. Przede wszystkim dowodem na to jest fakt, że już ponad 15 lat w miarę zgodnie razem pracujemy, że mamy wspaniałe żony, dzieci, że jesteśmy zdrowi. To są te najważniejsze dla nas cuda.

Łukasz: I to, że muzyka nas ciągle kręci!!! To też zasługa wiary i opieki patronów. A mamy ich trochę... Moim patronem jest przede wszystkim św. Józef, mistrz w załatwianiu trudnych spraw. No i oczywiście święty Jan Paweł II.

Paweł: Niewątpliwie Jan Paweł II jest naszym patronem w niebie. Jego słowa, modlitwa i Boża moc czyniły cuda. Jak mówią słowa naszej piosenki "Leć muzyczko" - on ducha w podarte żagle tchnął, w dniach niedoli pod opiekę wziął, swą ojczyznę jak łupinkę kruchą na szerokie wody pchnął...". To w dużej mierze dzięki Niemu odzyskaliśmy wolność. I to nie tylko wolność w znaczeniu wolnej Polski. Pokazał nam znaczenie wolności wewnętrznej, czyli takiej, którą trudno człowiekowi odebrać...

Spotykaliście się ze świętym papieżem Polakiem?

Tak. Pierwszy raz w Częstochowie, w 1991 r. Byliśmy z grupą ministrantów z Milówki na Światowych Dniach Młodzieży. To było dla nas niesamowite i niezapomniane przeżycie spotkać tylu młodych ludzi z całego świata, połączonych wspólną ideą. W 2002 r. graliśmy w czasie pożegnania Jana Pawła II na lotnisku w Balicach. To było bardzo wzruszające pożegnanie. Później byliśmy na audiencji papieskiej w Rzymie w 2004 r., razem z rodzinami.

Wiara nie tylko czyni cuda, o czym wspominaliście, ale też dodaje skrzydeł. Z tego, co wiem, wasze są szeroko rozpostarte, bo poza koncertowaniem udzielacie się w Fundacji Braci Golec, która pomaga utalentowanym dzieciom z Milówki i okolic. To chyba najmniej znana sfera waszej aktywności….

Fundację Braci Golec powołaliśmy w Milówce ponad 10 lat temu. W jej ramach działają ogniska muzyczne, przez które przewinęło się już kilkaset młodych osób. Ogniska działają wspólnie z samorządami gmin: Milówka, Jeleśnia, Koszarawa i Łodygowice. Fundacja zapewnia warunki do dobrej, muzyczno-regionalnej edukacji, czego efektem są liczne nagrody i wyróżnienia jej wychowanków. Dzieci w naszych ogniskach grają na heligonkach, skrzypcach, basach, dudach, gajdach i innych góralskich instrumentach. Tego nie oferuje żadna szkoła. Fundacja wydaje też albumy o strojach ludowych. Przygotowując te wydawnictwa współpracujemy z Uniwersytetami Jagiellońskim oraz Śląskim. Wydaliśmy już albumy dotyczące strojów: mieszczan żywieckich, górali śląskich, żywieckich, podhalańskich. Obecnie pracujemy nad albumem, który będzie kompendium wiedzy o strojach ludowych mieszkańców ziemi cieszyńskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ich siłą jest rodzina
Komentarze (2)
B
Bogna
3 lipca 2014, 16:56
Rzadko się zdarza, żeby showbiznes i pieniądze nie uderzyły do głowy. Bracia Golcowie są sobą i nie wstydzą się mówić o Bogu... to jest piękne...
S
soloneorzeszki
3 lipca 2014, 12:23
fajne chłopaki