Kiedy Spielberg nakręci film o Sendlerowej?
O fascynacji postacią Ireny Sendler, która uratowała z getta 2,5 tys. żydowskich dzieci, a także amerykańskich nastolatkach, które przypomniały światu o bohaterskiej Polce opowiada w wywiadzie dla KAI dr Jack Mayer, autor książki "Życie w słoiku. Ocalenie Ireny Sendler". W rozmowie mówi o obojętności mocarstw zachodnich wobec zagłady Żydów oraz roli katolickich zakonnic, które ocaliły w czasie okupacji najwięcej żydowskich dzieci.
Dziś mija 5. rocznica śmierci Ireny Sendlerowej.
Alina Petrowa-Wasilewicz: "Życie w słoiku. Ocalenie Ireny Sendler. Jak nastolatki z Kansas odkryły i uratowały od zapomnienia polską bohaterkę Holokaustu". Co Pana, pediatrę z zawodu, skłoniło do opisania ich historii?
Jack Meyer: Zaczęło się od kalendarza. Co roku otrzymuję kalendarz Muzeum Holocaustu w Nowym Jorku. W 2002 moją uwagę przyciągnęła twarz młodej kobiety, zdumiewająco podobnej do mojej siostrzenicy. Przeczytałem informację pod zdjęciem i nie mogłem uwierzyć. Była to osoba, która w czasie II wojny światowej uratowała z warszawskiego getta 2,5 tys. żydowskich dzieci. Byłem poruszony. Kim ona jest? Dlaczego o niej nie słyszałem? Jestem Żydem, pediatrą, interesuję się dziećmi, historią, a o niej nie słyszałem. Dzięki filmowi Stevena Spielberga wszyscy słyszeli o Oskarze Schindlerze, który uratował 1,1 tys. Żydów, a nikt nie wie o tej Polsce. Ta informacja utkwiła mi w pamięci, ale nie było dalszego ciągu.
Trzy lata później wszedłem do swojego gabinetu i na biurku znalazłem magazyn historyczny, którego nie prenumeruję. Nie mam pojęcia, skąd się wziął. Artykuł był poświęcony Irenie Sendler i trzem uczennicom z Kansas, które ją odkryły i w ramach olimpiady historycznej zrobiły o niej spektakl i wydobyły z zapomnienia. Przypomniałem sobie wówczas o kalendarzu i pomyślałem, że splotły się ze sobą dwie historię - współczesna, o dziewczętach z Kansas oraz historyczna - o Irenie Sendler. Zadzwoniłem do nauczyciela w Kansas żeby dowiedzieć się czegoś o kobiecie, ratującej dzieci, bo chciałem napisać o niej opowiadanie. - Dobrze, że pan dzwoni - odpowiedział nauczyciel, bo szukamy kogoś, kto napisałby o Irenie Sendler i dziewczynach.
Nie jestem zawodowcem, amatorsko piszę krótkie historie, poezję, ale dla siebie, do szuflady. Odpowiedziałem więc nauczycielowi żeby poszukał kogoś, kto zajmuje się literaturą faktu. W końcu uzgodniliśmy, że prześlę mu jakąś próbkę mojego opowiadania, nauczycielowi spodobał się mój styl. Opisałem w jednym z tekstów jak stałem się Amerykaninem, ponieważ urodziłem się w Nowym Jorku w rodzinie niemieckich Żydów i całą okolicę zamieszkiwali niemieccy Żydzi. Do 5. roku życia nie mówiłem po angielsku.
Dzięki temu rozumie Pan Europę z całą jej złożonością i konfliktami.
Tak, bo mój dom rodzinny to był europejski dom. Umówiłem się z nauczycielem i dziewczętami, poleciałem do Kansas. Do małego miasteczka, w którym mieszka kilkaset osób, w bardzo ubogim rolniczym regionie, w którym większość mieszkańców to gorliwi protestanci. Nie ma tam Murzynów ani Żydów. Ostatnie miejsce na świecie, w którym mogłaby taka opowieść powstać. Poznałem Liz Cambers, Sabrinę Coons i Megan Stewart, ich nauczyciela Norma Conarda i zakochałem się w nich wszystkich.
Ta historia poruszyła mnie z wielu powodów. Pierwszy to postać Ireny Sendlerowej oraz dziewcząt w wieku 14-16 lat, które w miarę swoich sił zmieniły świat, realizując projekt w ramach olimpiady historycznej. Rozmawiałem z nimi, ich rodzicami, nauczycielem i coraz bardziej zadziwiała mnie ich historia.
Dlaczego życie kobiety w bardzo dalekiej Polsce zainteresowały amerykańskie nastolatki?
Każda z nich miała problem z matkami. Liz była porzucona przez matkę - narkomankę, gdy miała pięć lat, matka Megan chorowała i zmarła na raka, matka Sabriny nagle zmarła, wcześniej wędrowała po kraju za mężem - wojskowym, a małżeństwo nie było stabilne. W historii Ireny Sendlerowej spotykamy wiele żydowskich matek, które musiały oddać swoje dzieci żeby ocalić je przed zagładą. Dziewczyny zaś musiały jakoś "oddać" swoje matki, rozstać się z nimi. Ale to tylko jeden element układanki, ponieważ w tej historii jest tajemnica. Mamy niewinne dziewczyny, które biorą na swe barki opowieść o strasznych tragediach. I musiały to miażdżące zło jakoś unieść. Ta książka jest też hołdem dla tych dziewcząt, że miały odwagę, zbierając materiały, zanurzyć się w ten dramat, rozmawiać z ocalonymi, zbierać materiały. To wszystko było przecież straszne. A one próbowały wcielić się w postaci z warszawskiego getta. Miały też odwagę powierzyć mi swoją historię.
Pracując nad książką dotknąłem jakiejś tajemnicy. Nie jestem osobą religijną, ale mam swoją duchowość. Mam wrażenie, że nie wyjaśnimy wszystkiego racjonalnie - jest w tym coś trudnego do zrozumienia, po drodze było wiele zadziwiających zbiegów okoliczności.
Kiedy Pan zdecydował: napiszę o tym książkę?
Po spotkaniu z dziewczętami. Przygotowywałem się do tego sześć lat, czytałem obszerną literaturę, rozmawiałem, przeprowadzałem wywiady z naukowcami. W 2005 r. przyjechałem wraz z dziewczętami do Warszawy, spotkałem się z Ireną Sendler, z ocalonymi dziećmi, którzy mieli po 60-70 lat, z naukowcami, którzy opracowują historię getta warszawskiego, z prof. Jackiem Leociakiem, z ocalonym z Zagłady prof. Michałem Głowińskim. Materiały zbierałem w sposób podobny do poszukiwań dziewczyn, które w 1999 zaczęły przygotowywać swój projekt po odkryciu przez Liz notatki "Byli także inni Schindlerowie".
Pracował Pan nad książką sześć lat. Jak opowiedziałby Pan w kilku zdaniach historię, która wydarzyła się w Polsce w latach 1939-1945?
Nie jestem ekspertem, ale spróbuję odpowiedzieć na to trudne pytanie. W tych latach toczyła się wojna przeciw Polakom i Żydom, a Niemcy nienawidzili Polaków tylko odrobinę mniej niż Żydów. To, co przeżyła Polska w związku z tym było straszne, a że mieszkało tu najwięcej Żydów w Europie - Polska stała się ofiarą prześladowań znacznie bardziej niż jakikolwiek inny kraj podczas okupacji. Nie jestem w stanie w ogóle sobie wyobrazić, jak cywilizacja tak zaawansowana jak niemiecka mogła dopuścić się aż takiej demoralizacji i nieprawości.
Papież Jan Paweł II mówił w odniesieniu do totalitaryzmów misterium inquitatis... Ale dlaczego Irena Sendler ratowała żydowskie dzieci?
Robiła to z potrzeby serca, ale też dlatego, że jej ojciec, który wywarł ogromny wpływ na jej formację, powtarzał, że jeśli ktoś tonie, trzeba mu pomóc. Uważała, że tak należy się zachować, nie uważała się za bohaterkę. Bała się, ale była zdeterminowana, wypełniał ją gniew gdy widziała, co się dzieje. Gdy spotykam się z młodymi ludźmi tłumaczę, że jeśli ktoś się nie boi, nie ma mowy o odwadze. Zachęcam ich w ten sposób aby zachowywali się porządnie nawet wtedy, gdy się boją.
Irena wiedziała, że tym, co robi naraża nie tylko własne życie, ale także życie matki oraz wszystkich, którzy jej pomagali z siatki, ratującej dzieci. Ich strach nie powstrzymał ich jednak przed tym, by zachować się tak, jak należy.
Gdy mówię o książce zaczynam od tego, że nie jest możliwe uleczenie z Zagłady, bo to nieuleczalna rana. I to, że ktoś ocalał czy kogoś ocalono nie naprawia faktu, że to się wydarzyło. To, co jest ważne dla nas i co musimy przekazać następnemu pokoleniu to pamięć o ofiarach, o ich cierpieniu, oddanie im hołdu, a także mamy docenić ludzi, którzy dokonywali trudnych, heroicznych wyborów, takich jak Irena Sendler oraz inne osoby, które pomagały Żydom.
Jako pediatra szczepię dzieci przeciw zakaźnym chorobom. Mam nadzieję, że choć w pewnym stopniu ta książka będzie szczepionką przeciw nawrotom tej strasznej choroby - nietolerancji, brutalności, nienawiści. Moją modlitwą i nadzieją jest to, że młodzi ludzie będą pamiętać warszawskie getto, zrozumieją, co się tam wydarzyło, będą pamiętali też o tych trzech dziewczętach i co one zrobiły żeby naprawić świat i uhonorować bohaterów.
W swojej książce tłumaczy Pan, dlaczego Irena Sendlerowa była zapomniana. Ja też dowiedziałam się o niej dzięki uczennicom z Kansas.
Gdy dziewczyny zaczęły szukać materiałów o swojej bohaterce, sięgnęły do internetu. Wówczas pamięć o Sendlerowej przechowywał jedynie Instytut Yad Vashem - po wystukaniu nazwiska wyskoczył tylko jeden link, jedna jedyna odpowiedź. Znam książkę znakomitego historyka Gunnara Olsona "Ukryte miasto". Jej tematem są ucieczki Żydów z warszawskiego getta. I nie ma tam ani jednej wzmianki o Irenie Sendler, a jest to przecież znany naukowiec. W czasach komunizmu takich ludzi otaczało milczenie. To naturalne - Irena współpracowała z AK, z Żegotą, Janem Dorbraczyńskim i Zofią Kossak-Szczucką, czyli wszyscy byli ludźmi o poglądach prawicowych, którzy po wojnie byli prześladowani, więzieni, torturowani, zabijani.
Po 1989 r. mówienie nie stało się łatwiejsze, gdyż nadal panowało coś, co określiłbym jako stres pourazowy. Ludzie nie chcieli rozmawiać o wojnie, nawet 60 lat po jej zakończeniu efekty tej traumy były nadal żywe. Wiem o tym, gdyż wychowałem się w rodzinie niemieckich Żydów, którym udało się opuścić w porę Niemcy.
Trzeba było trzech niewinnych dziewcząt, które dokopały się do tych pokładów pamięci i specjalnie przemilczanych wydarzeń. I które zadając to wielkie pytanie o tamte czasy przerwały tę ciszę o osobie, która powinna być polską bohaterką narodową. W niezwykły sposób pamięć o niej została przywrócona.
W Pańskiej książce jest scena spotkania Sendlerowej z Zofią Kossak-Szczucką. Twórczyni Żegoty mówi jej, że wiadomo już, że nikt z aliantów nie pomoże ratować Żydów. Żydzi i Polacy zostali całkowicie pozostawieni sobie. Dlaczego tak się stało? Były przecież raporty rotmistrza Witolda Pileckiego i Jana Karskiego, że Żydzi skazani są na śmierć. Polacy robią rachunek sumienia za szmalcowników, ograbianie, nawet mordowanie Żydów. Ale pytają też o brak reakcji świata na wiadomość o systematycznej Zagładzie.
To wielka hańba, że Rossvelt i Churchill pozostali obojętni na raport Karskiego. Mówi się o tym, że trudno było im uwierzyć w to, co zawierał, a przecież był doskonale udokumentowany. Wydaje się, że w grę weszły rozmaite kalkulacje polityczne. Warto tu przytoczyć słowa Joshui Heschela, że niewielu jest winnych, ale wszyscy są odpowiedzialni. Wszyscy odpowiadamy za to, co się stało, za nadużycia, brutalność, zło, mimo, że nie jesteśmy bezpośrednimi sprawcami.
Każdy musi się zmierzyć ze swoją winą i pamiętać o bohaterach. Ale Zachód był wolny, miał możliwości manewru, a nie społeczność, której przystawiono lufy do skroni tak jak mieszkańcy okupowanej Polski. Dziś część historyków twierdzi, że Polacy są współodpowiedzialni za Holokaust na równi z Niemcami, że byli ich pomocnikami i beneficjentami Zagłady. Prawdą jest, że grabieże i morowanie Żydów się zdarzały. Ale mamy próbę pisania nowej wersji historii, robi się z nas sojuszników Hitlera. Co Pan o tym sądzi?
Mam nadzieję, że takie próby się nie powiodą, że to jakiś margines, a nie prawdziwy nurt historii. Wydaje mi się jednak, że nawet takie dyskusje mogą odnieść pozytywny skutek, bo wyłoni się z nich prawdziwy obraz wydarzeń. Mój skromny wkład w tę dyskusję to przypominanie dobra, które się zdarzyło w tych strasznych czasach. A obraz okupacji jest bardzo skomplikowany. Byli Polacy, donoszący na Żydów, ale też żydowscy policjanci, którzy współpracowali z okupantem. Gdy pisałem książkę cały czas towarzyszyło mi pytanie: Jak bym się zachował?
Właśnie dlatego pisałem - żeby młodzi ludzie nie pozostawali obojętni, żeby zadawali sobie podobne pytania o wartości, czego chcieliby bronić, o co walczyć. I żeby w przyszłości nie dopuścili do tego, by ludobójstwo miało miejsce, a przecież ono wciąż się dzieje - w Bośni, Darfurze, Kongo. Musimy zastanowić się, jak temu zapobiec. Wielkie pytania wokół Holokaustu będą stale aktualne, bo to pytania o człowieczeństwo każdego z nas.
W Pańskiej książce aż siedem razy wymieniana jest katolicka zakonnica, matka Matylda Getter, franciszkanka ze Zgromadzenia Rodziny Maryi. Była najbliższą współpracownicą Ireny Sendlerowej, zapewniała, że nie odeśle żadnego dziecka bez względu na cenę. Jak Pan ocenia postawę ludzi Kościoła? Często pada oskarżenie, że to z powodu jego nauczania możliwy był Holokaust.
Połowa dzieci, które uratowała Irena Sendler uratowały katolickie zakonnice. Sukces Ireny zależał od Kościoła, od zakonnic, które nigdy nie powiedziały jej "nie". Matka Getter i Irena były najbliższymi współkonspiratorkami. Musimy o nich pamiętać.
Badania pokazują, że im głębiej katolicy przeżywali swoją wiarę, tym bardziej angażowali się w ratowanie Żydów, na których patrzyli jak na bliźnich, obok których nie wolno im przejść obojętnie. Aż 75 proc. klasztorów żeńskich udzielały im schronienia.
Pewnego dnia matka Getter odczytała swoim współsiostrom fragment z Ewangelii św. Jana: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" J 15,13. To była wskazówka dla tych kobiet, z tego czerpały.
Kiedy Steven Spielberg zrobi film o Irenie Sendlerowej? To ona powinna być "twarzą" ludzi, ocalających Żydów z Holokaustu.
Nie mamy telefonu Spielberga. Ale mam nadzieję, że gdy miliony ludzi pozna tę postać, zachęci to reżysera do opowiedzenia o jej losach.
Skomentuj artykuł