Kim bym była, gdybym nie dostawała lania?
Kiedy dorastałam czułam, że muszę zasłużyć na miłość. Czułam też, że miłość musi boleć. Może dlatego pakowałam się w toksyczne związki, mimo, że na pierwszy rzut oka było widać, że osoba, z którą się wiążę nie jest godna zaufania? Może szybciej powiedziałabym „stop”, gdyby nie zostało mi wpojone, że ludzie, którzy kochają to również ci, co zadają ból?
Czasem się nad tym zastanawiam, czy byłabym kimś innym, gdyby nie dostawała lania? Gdybym była wychowywana bez kar cielesnych, czy bym wyrosła na kogoś innego? Czy może bym pozostała sobą.
Kilka miesięcy temu dosyć głośno było o wypowiedzi Rzecznika Praw Dziecka p. Mikołaja Pawlaka o tym, że „klaps nie zostawia wielkiego śladu”. „Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie” .
Jako osoba, która dostawała jedno i drugie, gdy jeszcze nie potrafiła rozróżnić jednego od drugiego to mogę powiedzieć, że…
Klaps to przekroczenie granicy
Od klapsa się zaczyna. Potem, gdy dorosły nie widzi upragnionych efektów – klaps zamienia się w bicie. W końcu klaps nie robi na dziecku wrażenia, bo do wszystkiego można się przyzwyczaić. Dorosły traci kontrolę nad sytuacją i okazuje się, że jeden klaps zamienia się w drugi, a potem idzie cała seria.
A nawet jeśli nie… Sam klaps to naruszenie nietykalności cielesnej. Dziecko też ma do niej prawo.
Jeden klaps może zburzyć zaufanie, podkopać pewność siebie, sprawić, że młody człowiek nie poczuje się już bezpiecznie w obecności osoby dorosłej.
A jako rodzice jesteśmy zobowiązani do tego, by chronić nasze dzieci. Czemu zatem tak często sami stajemy się oprawcami?
Dlaczego rodzice biją dzieci?
Chyba najbardziej smutna odpowiedź jest taka, że wierzą w „wychowawczy aspekt” klapsów. Nie chcą, by dzieci „wchodziły im na głowę”. Chcą wprowadzić dyscyplinę.
Dyscyplina jest dobra, jest też potrzebna. Ale chyba niektórzy nie znają definicji słowa „dyscyplina”. A brzmi ona tak: dyscyplina pochodzi bezpośrednio od łacińskiego słowa „disciplina” używanego już w IX wieku na określenie kształcenia, nauczania i uczenia się. Zatem w chwili, gdy wyraz ten zaistniał w naszym języku, „dyscyplina” oznaczała naukę ("Grzeczne dziecko" Siegel Daniel, Bryson Tina).
Dzisiejsze rozumienie tego słowa nieco się zmieniło. Większość z nas kojarzy z praktyką dyscypliny jedynie kary. Ale czego uczą kary? Spójrzmy na sprawę oczami dzieci.
Co czują dzieci, które są bite?
Można mówić o poczuciu osamotnienia, poczuciu nie bycia kochanym, odczuwaniu braku akceptacji. Ale chyba najlepiej będzie nam zrozumieć co czuje dziecko, gdy przytoczę fragment mowy Astrid Lindgren z 1978: „A tym, którzy z takim zapałem wołają o twardą rękę i krótsze cugle, chciałam przytoczyć, co pewnego razu opowiedziała mi jedna starsza kobieta. Wtedy gdy wierzono w takie metody, była młodą matką. „Oszczędzaj rózgi, a zniszczysz brzdąca”, właściwie w to nie wierzyła, ale raz jej mały synek zrobił coś takiego, że uznała, iż powinna go ukarać rózgą, pierwszy raz w życiu. Nakazała mu wtedy, żeby sam przygotował rózgę. Chłopiec wyszedł i długo nie wracał. W końcu przyszedł zapłakany i powiedział: „Nie znalazłem żadnej rózgi, ale masz tu kamień, którym możesz we mnie rzucić”. Wtedy mama także się rozpłakała, ponieważ nagle wszystko ujrzała oczami dziecka. Dziecko musiało pomyśleć: „moja mama chce mi zadać ból, a do tego równie dobry może być kamień”. Objęła go i przez chwilę płakali razem. A potem położyła kamień na półce w kuchni i leżał tam na wieczną pamiątkę tej obietnicy, którą złożyła sama sobie w tamtej chwili: nigdy przemoc!”.
Dla dziecka nie ma znaczenia czy użyjesz rózgi, paska, patyka, czy ręki. Zadasz ból. Tylko tyle będzie pamiętać. Poczuje się odrzucone i niekochane.
Co myślą dzieci zaraz po tym, jak dostaną lanie?
"Och! Jakich to ja mam cudownych rodziców. Dzięki temu, że zadali mi ból to teraz wiem jak mam postępować. Od teraz będę im bezgranicznie ufać, mówić o wszystkim, nigdy nie popełnię błędu, bo dzięki temu, że nie mogę siedzieć na pupie to już wiem co jest dobre, a co złe. Chwała im za to. Kocham ich bezgranicznie!" ("Grzeczne dziecko" Siegel Daniel, Bryson Tina)
Zapewniam Cię, że żadne dziecko tak nie pomyślało. Na myśl przychodzą najgorsze rzeczy, gdy skóra jeszcze szczypie. Gdy ból rozchodzi się po ciele. Myśli się o zemście i nie o tym, by dobrze postępować. Tylko o tym, by dobrze ukrywać złe występki.
Jakie były skutki bicia u mnie?
Obserwowałam jak wiele zabrało mi zrozumienie, że rodzice chcieli dobrze, ale wybrali złą drogę. Zrozumiałam to dopiero teraz. Kiedy dorastałam czułam, że muszę zasłużyć na miłość. Czułam też, że miłość musi boleć. Może dlatego pakowałam się w toksyczne związki, mimo, że na pierwszy rzut oka było widać, że osoba, z którą się wiążę nie jest godna zaufania? Może szybciej powiedziałabym „stop”, gdyby nie zostało mi wpojone, że ludzie, którzy kochają to również ci, co zadają ból? Nie wiem.
Czy bym nie zadawała sobie bólu przez samookaleczenia, gdybym miała możliwość wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, gdy dorastałam?
Być może mniej bym kłamała jako nastolatka, bo nie bałabym się, że pas zostanie wyciągnięty z szafy. Prawdopodobnie nie musiałabym udawać kogoś, kim nie jestem. Może nie pakowałabym się w kłopoty, a potem nie musiałabym wymyślać jakiejś ściemy, skąd choćby te podbite oko. Może odczuwałabym mniejszy wstyd, upokorzenie.
Pewnie nie szukałabym okazji, by jak najszybciej wyprowadzić się z domu. Tak łapczywie nie szukałabym miłości. Tak desperacko nie chciałabym być kochana. Może moje życie potoczyłoby się inaczej.
Pewnie miałabym lepszy kontakt z rodzicami.
O ironio, mimo wszystko, wiem, że rodzice robili to w dobrej wierze. Chcieli mnie uchronić przed błędami. Ale forma tej ochrony niszczyła przy okazji zaufanie. Coś, co buduje się przez lata, a można zniszczyć przez jedną decyzję. Decyzję, która przynosi ból i żal. I naznacza piętno na całe życie.
Przełomowy moment
Wydaje mi się, że w życiu każdego bitego dziecka przychodzi taki moment refleksji. Kiedy zastanawiałam się jak można to rozsądnie wytłumaczyć to próbowałam wmówić sobie, że tak po prostu jest, że każdy rodzic tak robi. Dopóki w liceum nie poznałam koleżanki, która uświadomiła mi, że jej rodzice nigdy nie podnieśli na nią ręki. I można było. Kolejny argument też został obalony, bo owa koleżanka „wyszła na ludzi”.
Próbowałam wytłumaczyć ich zachowanie tym, że tak bardzo mnie kochali. Ale patrzyłam na ich małżeństwo i tam widziałam miłość. A nie dochodziło do rękoczynów. Wniosek był prosty- coś ze mną było nie tak. I choć nie była to prawda, to w nią uwierzyłam.
Nie winię rodziców
I nie winię moich rodziców, bo wiem, że takie „wychowanie” wynieśli z domu. Zakorzenione przekonanie, że tak trzeba. W innych kwestiach starali się, by mnie i siostrze niczego nie zabrakło.
Wybaczyłam im. I dla jasności, pewnie moje dzieci też wiele rzeczy będą musiały mi wybaczyć. Zdaję sobie sprawę, że jako mama nie jestem idealna. Zdarza mi się podnieść głos, powiedzieć o jedno słowo, czy zdanie za dużo. To wszystko też wywiera wpływ na dorastającego człowieka. Jednak do tej listy rzeczy do przebaczenia nie dodam bicia. A pojedynczy klaps to też bicie.
Bicie to przejaw bezsilności rodzica. Ja też nieraz odczuwam bezsilność jako matka. To normalne. Jednak wiem, że nie wezmę pasa w dłoń, moja ręka nie posłuży do zadawania klapsów. Nie tędy droga.
O ironio, teraz mam z moimi rodzicami znacznie lepszy kontakt. Teraz rodzi się zaufanie i troska. Może właśnie teraz, bo pozbyłam się strachu. Strachu przed tym, że mi się dostanie, gdy coś zrobię nie tak.
Pogodziłam się z moją przeszłością, ale drogi rodzicu, jeśli wahasz się czy podnieść rękę na swoje dziecko, czy wyjąć pas, by złoić mu dupę, by w końcu zrozumiało. To musisz zdać sobie sprawę, że Twoje decyzje niosą ze sobą konsekwencję. Konsekwencje, z którymi musisz żyć Ty i Twoje dziecko.
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu "Mamine skarby".
Magda Jasińska - fotograf, blogerka, żona i mama dwójki w jednym. Prowadzi bloga "Mamine skarby"
Skomentuj artykuł