Nic nie jest ostateczne
O zmienności losu oraz o roli zakonnika Nikodema w cyklu filmów o polskich świętych z Tadeuszem Chudeckim rozmawia Maria Fortuna-Sudor.
Maria Fortuna-Sudor: Proszę przyjąć gratulacje z okazji zawarcia związku małżeńskiego! Czy zaspokoi Pan ciekawość Czytelników i przybliży osobę ukochanej?
Tadeusz Chudecki: Dziękuję! Moja żona ma na imię Justyna, urodziła się i mieszka w Częstochowie. I niech to wystarczy (śmiech).
Na przykładzie z Pana życia można stwierdzić, że nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się miłość...
Gdy ktoś z moich znajomych dowiedział się, że się żenię, powiedział mi wprost: "Coś ty, z konia spadł? W tym wieku się żenisz?!". Bo ja mam 56 lat, za sobą bolesne doświadczenia związane ze śmiercią pierwszej żony. Przez kilka lat byłem wdowcem, wychowywałem syna i nie wyobrażałem sobie, że może być inaczej. I nagle, chociaż kompletnie o tym nie myślałem, wszystko się zmieniło. Poznałem kobietę, pokochaliśmy się i pragniemy dla siebie dobra. Po tym, co ostatnio przeżyłem, powtarzam, że nic nie jest ostateczne. Każdy z nas może doświadczyć permanentnego smutku, tragedii i może myśleć, że tak już będzie zawsze. I w takich okolicznościach na człowieka spływa niezwykła łaska, chociaż nie przewidywał, że los się odmieni.
Postanowiliście zawrzeć sakrament małżeństwa, choć dzisiaj modne są związki partnerskie...
Niektórzy przekonują, że fajnie żyć na "kartę rowerową", bo gdy przestaniemy się sobie podobać albo któreś z nas się rozchoruje, to się rozejdziemy bez zobowiązań. Dzisiaj już przed ślubem państwo młodzi ustalają rozdzielność majątkową i czynią przygotowania, jak się potem, w cudzysłowie, zgodnie rozejść. A dla mnie to zaprzeczenie miłości. W życiu małżeńskim człowiek musi się naszarpać, dostosowywać, zmieniać... Przychodzi ukochana kobieta i mężczyzna chętnie poddaje się tym zmianom, chociaż jeszcze niedawno o tym nie myślał, bo wydawało mu się, że jest doskonały pod każdym względem... (śmiech). Ale z tej konfrontacji małżonków wynika coś niezwykłego. Z życiowych doświadczeń własnych oraz moich przyjaciół i krewnych wiem, że miłość i wynikające z niej szczęście daje człowiekowi drugi człowiek. I to nie tylko wtedy, gdy jest piękny, młody i zdrowy, ale i wówczas, gdy choruje, gdy doświadcza zmienności losu.
Z taką idealną miłością spotkał się Pan również, uczestnicząc w projekcie "Aureola - od Stanisława do Karola". Co sprawiło, że zagrał Pan Nikodema?
Propozycję otrzymałem od dobrej producentki - Krystyny Bystrosz, produkującej filmy, programy telewizyjne, organizującej festiwale. Nikodem to w projekcie główna postać łącząca odcinki, więc byłem obecny na planie od początku do końca. I proszę sobie wyobrazić, że twórcy czekali bodaj 3 miesiące, aż będę mógł zagrać w "Aureoli...". Potem dowiedziałem się, że wielu wybitnych kolegów aktorów było branych pod uwagę, ale realizatorom "Aureoli..." zależało, żebym to ja zagrał tę rolę. I to było miłe. Dodam, że bardzo lubię grać dla dzieci. Przez dwa lata prowadziłem program "Piątek z Pankracym". Występowałem też w bajkach w teatrze oraz w widowiskach telewizyjnych. Wydaje mi się, że potrafię nawiązać kontakt z najmłodszymi widzami. Toteż radość z możliwości zagrania roli Nikodema była podwójna.
W jaki sposób przygotowywał się Pan do tej roli?
Długo rozmawialiśmy z ks. Andrzejem Mulką, który był pomysłodawcą i sercem tego projektu. Zastanawialiśmy się, jaki ma być Nikodem - przewodnik opowiadający dzieciom o polskich świętych. I doszliśmy do wniosku, że powinienem zagrać ciepłego, mądrego, wyrozumiałego i cierpliwego człowieka. Takiego, któremu dzieci zaufają. Teraz, gdy projekt jest już zamknięty, myślę, że to się udało.
W kolejnych odcinkach występuje Pan z kukiełkami - Piotrusiem Promyczkiem, Karolinką Iskierką oraz papugą Mądralką. Jak się gra z lalkami?
Myślę, że przez lalkę można dzieciom powiedzieć zdecydowanie więcej niż za pośrednictwem żywego aktora. Jestem pełen uznania dla twórców występujących w projekcie kukiełek, dla ich animatorów. Gra z lalkami to trudne zadanie także dla aktora. Chociażby z tego powodu, że postać znajduje się w innym miejscu, a głos dochodzi z innej strony. Udział w tym projekcie to również wysiłek fizyczny. Jeszcze nigdy się tak nie naskakałem z koszyczkiem i kwiatkami (śmiech), a gdy się kończyły zdjęcia, to nawet i godzinę leżałem na kanapie. Teraz mogę powiedzieć, że to było trudne, ale pasjonujące zadanie!
A co sądzi Pan o "Aureoli..."?
Dla mnie niezwykłe jest już to, że środki na realizację projektu zdobywa ksiądz z niedużego wydawnictwa w Nowym Sączu. Panowie, czapki z głów! W zalewie chłamu, jaki naszym dzieciom proponują telewizje, pojawia się produkt wartościowy pod każdym względem, profesjonalna produkcja! W procesie wychowania są potrzebne bajki z morałem, aby dziecko było w stanie nauczyć się odróżniać, co jest dobre, a co złe, i że warto być dobrym. "Aureola - od Stanisława do Karola" to 13 opowieści o polskich świętych. Prawdziwych historii opowiedzianych w sposób mądry, interesujący i dostosowany do wieku odbiorców. Nie wyobrażam sobie, że tych filmów może zabraknąć na półce w domu, przedszkolu, szkole. No, wszędzie tam, gdzie są dzieci oraz dorośli, którym los kolejnych pokoleń Polaków leży na sercu!
* * *
Tadeusz Chudecki jest aktorem filmowym i teatralnym. W jego dorobku artystycznym znajduje się wiele interesujących ról, ale współczesnym widzom artysta kojarzy się przede wszystkim z postacią Henia Wojciechowskiego, którego grał w serialu "M jak miłość". Czytelnicy mogą łączyć aktora - pasjonata podróży po świecie - z książkami, których jest autorem: "Wspaniałe podróże na każdą kieszeń, czyli Europa za 100 euro", "Dalej w drogę. Łatwe i tanie podróżowanie po Europie i okolicach, czyli wszystko, co turysta wiedzieć powinien" oraz "Historia jednej podróży. Azja" (przewodnik). W ostatnim czasie artysta zagrał także główną rolę w projekcie "Aureola - od Stanisława do Karola", a w minione wakacje głośno było o zmianach w jego życiu osobistym.
Skomentuj artykuł