Obraz amerykańskiego homoseksualizmu

(fot. essygie / flickr.com )
Zbigniew Leczkowski SJ

Wśród dyżurnych tematów, które co rusz pojawiają się w debacie publicznej, także w Polsce nie może oczywiście zabraknąć homoseksualizmu. Ta gorąca kwestia budzi silne, często przeciwstawne emocje. Dla wielu grup jest orężem w walce o wolność i równe prawa. Są środowiska, w tym również Kościół Katolicki, które nie popierają promocji homoseksualizmu i sprzeciwiają się postulatom wysuwanym przez jego zwolenników.

Chciałbym w tym artykule spojrzeć na wybrane, najnowsze badania i opinie naukowe dotyczące homoseksualizmu, które pojawiły się w Stanach Zjednoczonych. Skupię się na trzech zagadnieniach, które trzeba rozważyć, jeśli chcemy głębiej zrozumieć zjawisko homoseksualizmu.

Odwołam się najpierw do opinii Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, które ustosunkowuje się do tej kwestii na swojej stronie internetowej w broszurze zatytułowanej: "Odpowiedzi na twoje pytania. W celu lepszego zrozumienia orientacji homoseksualnej i homoseksualizmu". Właśnie tam można przeczytać, że większość naukowców wskazuje na możliwe genetyczne, hormonalne, rozwojowe, społeczne i kulturowe źródła orientacji seksualnej. Dokument dodaje jednak, że nie pojawiły się żadne badania, które mogłyby genezę homoseksualizmu związać z jednym, ściśle określonym czynnikiem lub nawet grupą czynników. W tej kwestii zarówno natura jak i wychowanie pełnią równocześnie ważną rolę.

Profesor Douglas A. Abbott z Uniwersytetu Nebraska w opublikowanym w roku 2007 artykule, zatytułowanym "Mity i nieporozumienia dotyczące genetyki zachowania i homoseksualizmu" przedstawia wyniki badań, które analizują wpływ genów na powstanie orientacji homoseksualnej. Autor podkreśla przede wszystkim, że na zachowanie seksualne człowieka, we wszelkich jego przejawach, wpływają setki genów. Jednak konkretny typ seksualności zależy także od niezliczonych czynników środowiskowych, które oddziałują na całość genów człowieka. Za wyjątkiem rzadkich fizycznych anomalii (jak np. choroba Huntingtona) nie ma obecnie dowodów na to, że istnieje bezpośredni związek między pojedynczym genem a złożonym psychospołecznym zachowaniem człowieka, jakim jest, przykładowo, orientacja seksualna.

Wielkim uproszczeniem jest więc założenie, że jeden gen kontroluje i determinuje specyficzne ludzkie zachowanie. Taki pogląd doprowadził niektórych do stwierdzenia, że istnieje gen alkoholowy, gen depresyjny, czy też gen gejowski. Geny nie działają w nas jednak na podobieństwo osoby pociągającej za sznurki marionetek w teatrze kukiełkowym. Są natomiast strukturami chemicznymi, które kontrolują produkcję białek i w ten sposób pośrednio wpływają także na nasze postępowanie.
A zatem pojawiające się niekiedy głosy o wyłącznie genetycznym lub biologicznym podłożu homoseksualizmu nie znajdują swojego potwierdzenia w badaniach naukowych. Geny tworzą tylko predyspozycję, a nigdy predeterminację.

Ilość osób homoseksualnych w populacji jest sprawą bardzo istotną, gdyż pokazuje skalę tego zjawiska w społeczeństwie i staje się tym samym kartą przetargową w rozmaitych dyskusjach. Przy określaniu tego wskaźnika ważne jest także zdefiniowanie kryterium, jakim posługujemy się, przypisując osoby do grupy homoseksualnej.

Naukowcy przyglądają się tej kwestii od lat czterdziestych ubiegłego stulecia, kiedy to badacz seksualności Alfred Kinsey stwierdził, iż 10 procent zapytanych przez niego mężczyzn należało do orientacji homoseksualnej. Ten wynik został później podważony przez różnych naukowców, którzy wskazywali na nierzetelność kryteriów zastosowanych podczas badań. W późniejszych badaniach przeprowadzonych przez Uniwersytet w Chicago określono, że ten wskaźnik mieści się w zakresie 3-5 procent i tej konkluzji trzymano się zasadniczo w ostatnich dwóch dekadach.

Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób i Zapobiegania, które funkcjonuje w ramach rządowego Departamentu Zdrowia i Służby Społecznej, w swoim raporcie z 2010 roku również podało dane dotyczące ilości osób homoseksualnych w społeczeństwie amerykańskim. Grupa ta została zdefiniowana jako odsetek tych, którzy w okresie ostatnich pięciu lat mieli kontakty seksualne z osobami tej samej płci. Bazując na analizie próbki reprezentatywnej dla całego kraju, Centrum oszacowało, że osoby homoseksualne stanowią 2 procent całej populacji mieszkańców USA powyżej 13 roku życia.

Spójrzmy jeszcze na najnowsze badanie z kwietnia 2011 roku opracowane przez Gary’ego Gates’a, demografa pracującego w Instytucie Williamsa. Ta instytucja wspiera prawa mniejszości seksualnych i należy także do zespołu analityków Uniwersytetu Kalifornijskiego. Uzyskane wyniki stanowią podsumowanie pięciu różnych badań, gdzie osoby były pytane o ich orientację seksualną. Gates stwierdził, że w skali całego kraju osoby homoseksualne stanowią 1,7 procenta całej populacji powyżej 18 roku życia.

Najnowsze badania w USA wskazują więc, że grupa osób homoseksualnych stanowi nie więcej niż 2 procent populacji całego społeczeństwa amerykańskiego.

Dr Michelle A. Cretella z Amerykańskiego Kolegium Pediatrów i dr Philip M. Sutton, redaktor naczelny czasopisma “Journal of Human Sexuality" piszą w swoim artykule z 2010 roku o zdrowotnych zagrożeniach, związanych z różnymi praktykami homoseksualnymi (“Health Risks: Fisting and other Homosexual Practices"). Podkreślają, że z medycznego punktu widzenia analny stosunek seksualny niesie ze sobą wiele ryzyka, które wynika z różnicy budowy między odbytem a pochwą. Natomiast Amerykańskie Centrum Kontroli Chorób i Zapobiegania w swoim raporcie z 2010 roku informuje, że wśród mężczyzn uprawiających seks z innymi mężczyznami wskaźnik występowania kiły pierwszo i drugorzędowej jest 46 razy większy niż u innych mężczyzn oraz 76 razy większy niż u kobiet. Natomiast wskaźnik nowych zakażeń wirusem HIV jest 44 razy większy niż wśród innych mężczyzn i 40 razy większy niż wśród kobiet.

W raporcie z 2011 roku ta sama agenda rządu USA podaje jeszcze inne dane dotyczące zakażenia wirusem HIV. Mężczyźni uprawiający seks z innymi mężczyznami pozostają cały czas grupą najbardziej dotkniętą przez nowe infekcje. Według wspomnianych wcześniej szacunków, ta grupa stanowi tylko 2 procent całego społeczeństwa amerykańskiego, a zarazem odpowiada za większość, bo aż za 61 procent nowych infekcji w 2009 roku. Spośród tej grupy najbardziej ucierpieli młodzi mężczyźni w wieku 13-29 lat, którzy stanowią aż 27 procent nowych zakażeń wirusem HIV w skali całego kraju.

Ponadto wiele badań naukowych dokonanych w różnych krajach pokazuje, że w porównaniu z heteroseksualizmem osoby homoseksualne narażają się na znacząco większe ryzyko problemów psychicznych. Dotyczy to zaburzeń nastroju, zaburzeń lękowych, zaburzeń związanych z nadużywaniem substancji, a także myśli i prób samobójczych, niestabilnych relacji oraz niższego poziomu jakości życia. Uzyskane wyniki badań są spójne zarówno dla krajów, takich jak Dania, Holandia, Nowa Zelandia, Szwecja i Norwegia, gdzie homoseksualizm jest bardziej społecznie akceptowany, jak i dla Stanów Zjednoczonych, gdzie ta społeczna akceptacja jest mniejsza.

Zjawisko homoseksualizmu w USA jest analizowane i badane od wielu lat. Metody tych badań są coraz dokładniejsze i dają nam coraz pełniejszy obraz genezy homoseksualizmu oraz ilości osób homoseksualnych w społeczeństwie. Natomiast wnioski dotyczące sytuacji zdrowotnej osób homoseksualnych budzą poważne obawy i stawiają wiele pytań.

Ten obraz amerykańskiego homoseksualizmu może być z pewnością przydatny dla naszej refleksji w Polsce. U nas nie przeprowadza się przecież takiej ilości badań naukowych i na taką skalę, jak czyni się to w Stanach Zjednoczonych. Dlatego warto wziąć pod uwagę te badania w toczących się dyskusjach. Czy społeczeństwo polskie i istniejąca w nim mniejszość homoseksualna różni się bardzo od jej amerykańskiego odpowiednika?

O. Zbigniew Leczkowski SJ - jest jezuitą i psychologiem, pracuje obecnie jako duszpasterz akademicki w Szczecinie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Obraz amerykańskiego homoseksualizmu
Komentarze (3)
M
mc
18 kwietnia 2012, 23:06
Dzięki za rzetelny artykuł
MR
Maciej Roszkowski
18 kwietnia 2012, 17:44
 Badania Kinseya, "biblia" seksuologii przez lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte nie dotyczyły próby reprezentatywnej dla społeczności USA. Wielokrotnie wskazywano na celowy dobór badanych, wyraźna była nadreprezentacja osób bardzo aktywnych seksualnie, sam Kinsey był biseksem i prowadził mocno nieuporządkowane życie seksualne, co mogło mieć wpływ na jego komentarze.  
M
m
1 marca 2012, 11:30
Gratulacje! Niezwykle rzeczowy artykuł. Szkoda jeszcze tylko, że w publicystyce portalowej nie pdaje się odniesień do artykułów.