Być razem i pozostać sobą

W miłości można przeżywać wahania pomiędzy potrzebą bliskości i dystansu (fot.by Jenae/ flickr.com)
Sylvia Schneider / slo

"Życie pokazuje zakochanym, że tęsknota za miłością absolutną nie jest możliwa do spełnienia!" - pisze szwajcarski psychiatra, profesor Juerg Willi. Dwoje ludzi pozostaje dla siebie ostatecznie zawsze w jakimś sensie nieosiągalnymi.

Willi wymienia trzy powody takiego stanu rzeczy:

Każdy człowiek jest istotą indywidualną, którą inna osoba może zrozumieć i doświadczyć tylko częściowo. Najbardziej nawet poważne usiłowania i poświęcenie, by zrozumieć drugiego, rozbija się o różnice w sposobie widzenia świata dwojga ludzi.

Każdy musi się uporać ze sprzecznościami, wynikającymi najczęściej z lęku, które składają się na jego zdolność kochania. Obok pragnienia, żeby stopić się w jedno z obiektem swej miłości, człowiek wnosi też we własny związek dążenie do wolności i niezależności oraz lęk przed zależnością i zatraceniem swojej osobowości w drugiej osobie. "Z powodu tej ambiwalencji pragnień, w miłości można przeżywać wahania pomiędzy potrzebą bliskości i dystansu, uciekać od wszelkich zobowiązań, a przez to głęboko ranić drugą osobę. Miłość może stać się nieprzewidywalna; w uczucia wkradnie się chaos - mieszanina tęsknoty za miłością, frustracji, wściekłości na partnera i siebie samego, wstydu i poczucia winy z powodu braków odkrytych w sobie" - diagnozuje Willi.

DEON.PL POLECA

Trzecim powodem uniemożliwiającym osiągnięcie jedności jest niewierność. Niewierność trafia osobę zdradzoną w najczulszy punkt, raniąc ją głęboko i przynosząc poczucie odrzucenia i samotności.

A ponieważ miłość jest dla nas niezwykle ważna, chcemy by wszystko toczyło się absolutnie przepisowo. Gubimy się jednak we własnych sprzecznych pragnieniach, pomiędzy chęcią bliskości i potrzebą dystansu. Mamy nadzieję, że uda nam się zachować wolność, a zarazem się poświęcać i sądzimy, że partner to już jakoś wyważy. Nie bierzemy pod uwagę, że druga strona przeżywa takie samo rozdarcie. Często oczekujemy od innych tego, do czego sami nie jesteśmy zdolni.

Dlatego z czasem we wzajemne relacje zaczynają wkradać się kłótnie i walka o władzę, o co na początku wcale byśmy się nie podejrzewali. Atmosfera staje się sztywna i mało spontaniczna, sztuczna i ciężka jak powietrze przed burzą. Opadają nas wątpliwości i poczucie bezradności, lęk przed rozpadnięciem się związku i powrotem w samotność, a jednocześnie obawa, że chcąc utrzymać ten związek, trzeba za bardzo się poświęcić, zgodzić się na własną bezbronność.

To, że pragnienia i rzeczywistość stoją w życiu w rażącej sprzeczności, jest dość oczywiste. Jednak wiele par, a zwłaszcza kobiety, tracą wiele czasu na to, żeby dopasować związek, w którym żyją, do własnych marzeń, zamiast zaakceptować go z jego wszystkimi, właściwymi mu cechami. Tracą więc siły i energię, chcąc np. z partnera uczynić mężczyznę swych marzeń, a więź z nim wzorową. Relacja między dwojgiem ludzi nie przypomina jednak wcale japońskiego drzewka, które dowolnie można formować, przystrzygając je to z tej, to z owej strony. Nie musi ona w pełni zadowalać, żeby zostać zaakceptowana. Nie musi być od razu perfekcyjna. I nie musi być uznana za kompletnie nic nie wartą, tylko dlatego, że kuleje pod jakimś względem.

W epoce szybkich związków i coraz liczniejszych "byłych związków" wielu z nas zdaje się traktować zmianę partnera jak zmianę starej sukienki na nową. Wiele par się rozstaje, nie dawszy sobie naprawdę nigdy szansy na stworzenie dobrego związku; oczekiwania, jakie wzajemnie zgłaszali, były zbyt wysokie. Ludzie spodziewają się, tak jakby to było najoczywistsze w świecie, stuprocentowego spełnienia własnych wyobrażeń. To, co nie pasuje, zostaje dopasowane albo wyrzucone. Te wielkie wyobrażenia na miarę raju pochodzą z naszych dziecięcych tęsknot za nieskażonym światem. Dziecięca strona naszej duszy pragnie poczucia bezpieczeństwa, bliskości i wyłączności w związku, chociaż od dawna jesteśmy już dorośli. I to powinien, jak uważa wiele osób, możliwie bez rozczarowań, zagwarantować partner. Dojrzałe życie polega też jednak na umiejętności przeżywania smutku, rozczarowań i niepowodzeń. Kiedy zostaniemy opuszczeni albo sami odejdziemy, ponieważ związek był bez perspektyw, czy kiedy śmierć zabiera nam najbliższych, przechodzimy głęboką dolinę smutku. Przekonujemy się wtedy, że "czynić wszystko, co się chce i wszystko porzucać, jeśli się chce" nie jest wartością w sobie. Smak samotności okazuje się bardzo mdły, zwłaszcza gdy nie jesteśmy już młodzi.

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie - Sylvia Schneider

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Być razem i pozostać sobą
Komentarze (18)
A
andrzej
11 kwietnia 2015, 21:32
Pewna para po blisko 12 latach pożycia i niesamowitym znudzeniu się sobą nawzajem i nie tylko znudzeniu, zaczęła poważnie zastanawiać się nad rozwodem. Jedyną przeszkodą na drodze ku akceptacji ich decyzji okazała się być ich córka. To ona pierwsza wypowiedziała straszne dla nich słowa; iż popełni samobójstwo jak oni (jej rodzice) się rozwiodą. Na nic zdawały się tłumaczenia i wyjaśniania, bo ona wciąż na propozycję życia trochę z mamą i trochę z tatą mówiła twardo NIE. Jakiś czas potem ojciec tej rodziny miał sen, że córka skacze z okna domu koleżanki stojącym nad urwiskiem i po 3 dniach umiera. Nie był to zwykły sen, lecz przeżycie wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Była tam część, w której najpierw dzwoni matka koleżanki, a gdy on już jedzie samochodem "uciekłszy" z pracy odbiera drugi telefon od policjanta, który przekazuje słowa ratownika z ambulansu informujący o śmierci córki. Jednak, gdy dojeżdża na miejsce spotyka swoją żonę, która mówi, że "Ola" jeszcze żyje. Dalsze sceny mają miejsce w szpitalu, gdzie odchodząc od zmysłów oboje z żoną są zawieszeni w bezczynności oczekiwania na wynik operacji. Tutaj rozgrywa się też scena wzajemnego oskarżania się małżonków, gdzie wypływa cała gorycz ich pożycia przez te lata. Jednak, gdy widzą lekarza opuszczającego salę operacyjną razem solidarnie przyjmują smutną informację, że choć lekarze wszystko zrobili co mogli, stan córki jest agonalny. I tak pierwszy dzień i noc spędzają na czuwaniu przy córce w szpitalu. Drugi dzień zaczynają odkrywać, że kiedyś coś ich łączyło, że była to też przyjaźń i teraz ta przyjaźń zaczyna odgrywać ważną rolę w ich obopólnych relacjach. Nadal są w szpitalu, ale stają się teraz dla siebie wzajemną podporą.
A
andrzej
11 kwietnia 2015, 21:33
c.d. W końcu on; mąż i ojciec błąkając się po całym szpitalu wychodzi z niego jakby czegoś szukał i nieopodal znajduje kaplicę i przypomina sobie, że kiedyś był Chrześcijaninem. W kaplicy odkrywa też, że nadal nim jest mimo, iż  na tyle lat popadł w religijną amnezję. Zaczyna prosić Boga by uratował Olę, a jednocześnie przeżywa własną spowiedź przed Bogiem, pierwszą od tak wielu lat. Właśnie tu odkrywa na nowo Boga i nawiązuje bliższe relacje z Nim. Tutaj słyszy i czuje, że Bóg mu przebacza, Jednak Bóg nie jest przekonany, aby przychylić się do jego prośby. Ojciec przysięga na wszystko, że się poprawi, że zacznie uczestniczyć w każdej mszy, że będzie dbał o żonę i córkę tak jak Bóg od niego zażąda, że będzie dostrzegał ludzi biednych i ludzi w potrzebie, że im również będzie pomagał. Bóg jednak przypomniał mu pewnego chłopca na ulicy tuż przed świętami Bożego Narodzenia w cienkim, obdartym kubraku skaczącym z zimna i proszącym go o cokolwiek. On jednak tłumaczył Bogu, że dał temu chłopcu 5 dol. Bóg mu odpowiedział, że dzień wcześniej otrzymał premię za bardzo dobre wyniki w pracy i mógł temu chłopcu w pobliskim markecie kupić ciepłą odzież, aby mu nie było zimno, a nawet zaprosić na święta do własnego domu i nakarmić, a nie stał by się przez to biedniejszy.  Zawstydzony ojciec odrzekł tylko, że jakby to wiedział, jak by tego chłopca znał... Wówczas Bóg mu odrzekł: "Byłem głodny, a nie dałeś mi jeść; byłem spragniony, a nie dałeś mi pić; byłem włóczęgą, a nie przygarnąłeś mnie; byłem prawie nagi,  a nie odziałeś mnie". I w tym samym momencie znalazł się za plecami swojej żony siedzącej tuż przy łóżku swojej córki i mówiącej do niej; że już się nie rozwiodą, oby tylko do nich wróciła. Drugi dzień i noc w szpitalu zbliża małżonków bardziej niż kiedykolwiek. Odkrywają, że ich ślub nie był pomyłką, że są sobie przeznaczeni i mają skarb; Olę. Modlą się wspólnie, aby córka wyzdrowiała.
A
andrzej
11 kwietnia 2015, 21:34
c.d. Trzeciego dnia kontynuują modlitwę, gdy Ola nadal jest nieprzytomna, ale podłączona pod respirator i inne urządzenia; nadal żyje. Jednak w pewnym momencie słyszą alarm urządzeń, pojawia się personel i lekarz, lecz niczego nie czynią. Patrzą na ekran, na którym wszystkie przebiegi zmieniły się w płaskie linie. On (mąż i ojciec) już wie. W tym momencie znów pojawia się w kaplicy, jednak nie dostrzega w niej Boga tak jak poprzednio. Czuje w sobie straszny żal i ból. który rozdziera jego duszę, czuje pragnienie, aby coś złego powiedzieć Bogu. Jednak  powstrzymuje te uczucia i pada na kolana prosząc Boga, aby zmienił zdanie, aby uratował Olę. W końcu w desperacji prosi Boga, aby zabrał jego życie, a oddał je Oli. I w tym momencie budzi się we własnym łóżku sam w domu i na dodatek spóźniony do pracy. Czy My sami musimy doświadczyć takiej lub podobnej traumy życia, aby odnaleźć znowu Boga w swoim życiu i zaprosić Go do naszego związku? Bóg nie odbiera nikomu życia, nawet gdy mu ktoś je ofiaruje. Bóg jest Miłością, dawcą życia i zdrowia. On jest lekarzem i wskrzesicielem ze stanu śmierci, a jest ich wiele rodzajów. Dla Boga nie ma rzeczy nie możliwych poza jedną; naszym uporem i zatwardziałością naszych serc. Otrzymaliśmy dar wolnej woli i tylko ta wola może sprawiać, iż Bóg nie jest w stanie nam pomagać, nas nawracać, przemieniać i uleczać z wszelkich słabości, wszelkiego zła, ze śmiercią włącznie.
S
słońce
11 kwietnia 2015, 11:14
Relacja dojrzała: "Nie musi w pełni zadowalać, żeby zostać zaakceptowana. Nie musi być od razu perfekcyjna. I nie musi być uznana za kompletnie nic nie wartą, tylko dlatego, że kuleje pod jakimś względem."  Mądre słowa.
A
A
19 lipca 2012, 10:37
Link "Czytaj dalej" pod artykulem, ktory podstepnie prowadzi do strony z platnosciami??? To myslace i manipulatywne! Dlaczego traktujecie swoich czytelnikow, jak idiotow?
D:
Doris :)
11 kwietnia 2015, 11:31
czytaj dalej ? tam przypadkiem nie ma "wspomóż nas" ? to chyba normalne ze jak coś się podoba i z czegoś się kozysta to z czasem chce się pomagać jeśli ma się za co ;) nikt nie zmsza przecież do tego :)
R
randkamalzenska.pl
11 listopada 2011, 07:20
Samochodowa Randka Małżeńska  (...) potem kino kawiarnia i spacer w księżycową letnią noc (...) śpiewał amant przedwojenego kina Eugeniusz Bodo. Parafrazując słowa tej piosenki można by zaśpiewać iż: "Umówiłem się z Nią na 5-tą", a potem zabiorę Ją na przejażdżkę samochodem po okolicy, by rozpalić na nowo żar Miłości, który może już trochę przygasł. Nasza Randka to nowoczesna propozycja spędzenia miłego wieczoru we dwoje. Jest to akcja skierowana przede wszystkim do małżeństw, w tradycyjnym i najlepszym tego słowa znaczeniu, ale formuła tego wyjątkowego wieczoru jest na tyle pojemna, że również osoby pozostające w związkach mniej formalnych odnajdą tu wiele powodów do radości i wzruszeń. A może będzie to okazja, by odkryć moc Sakramentalnego TAK :) W tej randce nie chodzi o znalezienie partnera (jesteśmy z nim już od pewnego czasu), ale o odświeżenie i powrót do źródła Waszej Miłości. Brzmi Romantycznie? Oczywiście, bo czyż randka nie ma być właśnie taka... Pragniemy zaprosić Państwa do spędzenia sympatycznego wieczoru we dwoje, najpierw w kinie, a następnie przy audycji radiowej tworzonej przy aktywnym udziale radiosłuchaczy. Jest to pierwsze w Polsce, a może i na świecie, tego typu przedsięwzięcie. Możemy zatem obiecać, że na pewno nie będziecie się Państwo nudzić. Do zobaczenia w kinie
M
Mariusz
17 marca 2010, 21:16
 Teoria Kreacjonizmu: Czlowiek jest stworzony do relacji z Bogiem i człowiekiem. Karl Rahner twierdził, ze człowiek przez cale zycie szuka dopelnienia w swoim zyciu - szczescia, milosci... moze je odnalezc jedynie poprzez transcendencje czyli wyjscie poza siebie w kierunku do Bogiem. 
O
ona
20 października 2009, 15:34
Wykoslawiona milosc, wykoslawionego goscia, wykoslawiony maz, wykoslawiona zona, tylko zwoje w mozgu twoim gosciu sa prosciutkie jak struna, jak lot w czarne niebo zlowieszczego ptaka.... czy ty mieszkasz w krypcie?
G
Gość
20 października 2009, 14:05
Wbrew temu smutnemu artykułowi o wykoślawionej miłości ludzkiej trzeba powiedzieć i tę radosną prawdę: w sakramentalnej miłości małżeńskiej można przeżywać Bożą miłość (absolutną), gdy się przeciw miłości małżeńskiej nie grzeszy.
PR
Pan Radośniejszy od Gościa...
20 października 2009, 12:09
A, zapomniałem dodać. Bardzo ujął mnie ten tekst, daje do myślenia... Brawo dla Deona!
PR
Pan Radośniejszy od Gościa...
20 października 2009, 12:07
Panie Gościu, żal mi Pana... jakiś Pan taki otulony smutkiem i jakiś mało radosny w swoich przemyśleniach. Może przeczytasz Pan te teksty jeszcze raz, z kubkiem dobrej herbaty w ręku...
G
Gość
16 października 2009, 09:52
Może powtórzę: Najpierw ludzie robią wszystko, żeby wyrzucić Boga (Absolut) z życia przed małżeństwem, w małżeństwie i po małżeństwie, a potem się dziwią, że "tęsknota za miłością absolutną nie jest możliwa do spełnienia". Czy to Bóg jest winien, że go ludzie tak nie lubią, choć za nim tęsknią?
Ż
Żona
16 października 2009, 09:19
Gościu, jesteś lub byłeś w związku małżeńskim? Czy przeżywałeś miłość ludzką w optymistycznych, komfortowych warunkach - fundamentalnej relacji z Chrystusem - absolutną Miłością, podczas gdy mąż lub żona zdradzają się, kiedy jesteś dręczony psychicznie, bity i upokarzany? Czy wtedy pierwszym Twoim odczuciem jest optymistyczne myślenie o miłości Absolutnej? Kiedy brak Ci pieniędzy na chleb i ciepłe buty na zimę dla dziecka? O tak myślisz o Bogu i nieprzerwanie go kochasz, przez łzy i ból. Nienawidzisz siebie, że jesteś takim nędznym niedającym sobie racy z sobą małym nędznym człowieczkiem. O to Ci chodzi Gościu tak? Samoumartwianie, włosienica, poczucie winy i wstydu - i zatopienie się w Absolutnej miłości Boga - to cała Twoja demagogia. Jak Ty musisz siebie nie lubić...
G
Gość
14 października 2009, 14:18
Katolickie małżeństwo jest sakramentem, a więc przeżywaniem miłości ludzkiej w optymistycznych, komfortowych warunkach - fundamentalnej relacji z Chrystusem - absolutną Miłością. Tymczasem ten kiepski artykuł psychologiczny odsłania ludziom pesymistyczną wizję: "tęsknota za miłością absolutną nie jest możliwa do spełnienia", "pragnienia i rzeczywistość stoją w życiu w rażącej sprzeczności", "wielkie wyobrażenia na miarę raju pochodzą z naszych dziecięcych tęsknot za nieskażonym światem". To jest właśnie ten smutny psycho-eksperyment, gdy małżeństwo przestaje żyć sakramentem. Nie potrzeba być profesorem psychiatrii, żeby to wiedzieć. Tymczasem wielkie pragnienia, gdy są wcielane w życie z Bogiem, mogą być realizowane.
T
tamaryszek
14 października 2009, 09:04
Gościu, zlituj się straszny z Ciebie pesymista, nie wystarczy Ci paskudna pogoda??? Nikt nie proponuje żeby wyrzucić Boga (Absolut) z życia przed małżeństwem, w małżeństwie i po małżeństwie. Przeczytaj proszę tekst raz jeszcze i wyłącz te smętne wizje. Życie jest darem od Boga więc ciesz się nim!
D
deon
13 października 2009, 12:11
„Życie pokazuje zakochanym, że tęsknota za miłością absolutną nie jest możliwa do spełnienia!" - pisze szwajcarski psychiatra, profesor Juerg Willi. Dwoje ludzi pozostaje dla siebie ostatecznie zawsze w jakimś sensie nieosiągalnymi. <a href="http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,36,byc-razem-i-pozostac-soba.html">więcej</a>
G
Gość
13 października 2009, 12:11
Kolejna porcja psychologicznych niedomówień u Deona. Najpierw ludzie robią wszystko, żeby wyrzucić Boga (Absolut) z życia przed małżeństwem, w małżeństwie i po małżeństwie, a potem się dziwią, że "tęsknota za miłością absolutną nie jest możliwa do spełnienia". By dojść do takiego wniosku nie trzeba być profesorem, ale wystarczy prosty umysł dziecka. Otóż nie na tym polega sakrament. W małżeństwie katolickim Chrystus (Absolut) już jest na centralnym miejscu.