Co jest lepsze: być z kimś czy samemu?

Zatem jak to naprawdę jest? (fot. shutterstock.com)
o. Mateusz Hinc OFMCap / slo

Ostatnio zauważa się dość spore zagubienie w sferze relacji i ... odpowiedzialności.

Coraz częściej możemy przeczytać o tzw. singlach czyli osobach, które wybierają życie samotne. I, co ciekawe, dokonują takiego wyboru dlatego, że - jak same twierdzą - czują się z nim dobrze. Ale można usłyszeć też prawdę, że jest im z tym po prostu wygodniej. Jakby nie patrzeć, to prawda. Jeśli jest się samemu, można troszczyć się tylko o siebie, nie trzeba brać na siebie żadnej poważniejszej odpowiedzialności za drugą osobę czy też za dziecko. A to jest niezwykle wygodne. Można się też "poświęcić" karierze, czyli tak naprawdę znów sobie...

I takich osób przybywa. Oczywiście, nie jesteśmy w stanie ocenić przyczyn takiego zwrotu w relacjach, ale pod powierzchnią takich decyzji można dostrzec przede wszystkim lęk przed odpowiedzialnością. Niekiedy też lęk przed ojcostwem czy macierzyństwem. Jego obecność pokazuje, jak ważni są rodzice, troskliwi, kochający, uczący jak być prawdziwym rodzicem. Ale myślę, że nie popełnię nadużycia stawiając hipotezę, iż ucieczka przed byciem z kimś wynika głównie z braku doświadczenia dzielenia życia we wspólnocie braci i sióstr. Posiadanie tylko jednego dziecka, nawet jeśli pozwala jedynakowi na lepszy start ekonomiczny, nie zapewnia rozwoju zdolności bycia z innymi i dla innych.

DEON.PL POLECA

Ale to jest dopiero pierwszy element zagubienia. Każdy za nas wie, że pośród nas są osoby samotne, które wcale tego nie chcą. Więcej, bardzo boją się samotności. Próbują przed nią uciec, bo w samotności widzą dramat. Dla nich pozostanie singlem równa się bycie nieszczęśliwym. Mają w sobie ogromne pokłady miłości, dobra, ale nie znajdują osoby której mogłyby to podarować, z którą mogłyby się podzielić. Pragną być z kimś, bo w "byciu z kimś" dostrzegają możliwość odnalezienia szczęścia. Dlaczego więc nikogo nie znajdują? Źle szukają? A może mają nierealne wymagania? A może tak naprawdę, gdzieś głęboko, wcale nie chcą znaleźć? Nie umiem odpowiedzieć.

Jednak byłoby za pięknie, gdyby na tym trudności się kończyły. Okazuje się, że przekonanie, iż samotność oznacza nieszczęście jest wielu wypadkach co najmniej błędna. Przecież są ludzie samotni w małżeństwach i we wspólnotach. I to niemało. Co więcej, gdyby bycie z drugim dawało szczęście, to najszczęśliwsi byliby małżonkowie i ludzie żyjący we wspólnotach. A tak nie jest. Wystarczy popatrzeć na statystyki dotyczące rozwodów. Czyli, jednym słowem, jak bycie z drugim nie daje gwarancji szczęścia, tak i bycie samotnym nie musi wcale oznaczać nieszczęścia.

Zatem jak to naprawdę jest? Lepiej pozostać samotnym czy może członkiem jakiejś wspólnoty? Czy istnieje jakieś rozsądne wyjście z tego zamieszania? Jestem przekonany, że tak.

Kierunkowskazy

Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że jesteśmy powołani przez Boga do życia i pełnienia Jego woli. On stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo. Jeśli zatem wierzymy, że Trójca Święta jest wspólnotą żyjącą w doskonałych relacjach miłości, to i my do tego samego, na Jego podobieństwo, jesteśmy powołani. A to prowadzi do szczęścia, które Bóg nam obiecał. Co więcej, kiedy widział, że nam takie życie nie wychodzi, posłał Swego Syna aby ten przyszedł na ziemię z miłości do nas, aby nas zbawić. Jezus przyszedł i uczył jak żyć. Mówił i pokazywał co jest najważniejsze. I nie pozostał sam. Stworzył wspólnotę uczniów, którzy później, realizując Jego polecenie, tworzyli wspólnoty na całym świecie. Jezus wreszcie, aby potwierdzić miłość jaką Bóg ma do nas, umarł za nas. Zatem pierwszy wniosek jaki możemy wyciągnąć to ten, że nie jesteśmy powołani do izolowania się, do ucieczki, ale do bycia z innymi. Jesteśmy wezwani do jedności między nami, do głębokich relacji miłości na wzór Trójcy Świętej.

Dlaczego zatem tak trudno nam żyć we wspólnocie? Odwołałbym się do historii pierwszych rodziców. Szatan nie tylko namówił ich do zerwania owocu, wmawiając, że nie umrą i że Bóg ich oszukał. On zrobił więcej - zasiał wątpliwość w ich sercach. Zaczęli pytać siebie czy rzeczywiście Bóg chce ich dobra? A zerwanie owocu spowodowało śmierć, ale inną, gorszą niż ta fizyczna. Adam i Ewa zaczęli bać się Boga, ukrywać przed Nim. Więcej! Przestali ufać sobie. Zaczęli jedno na drugie zrzucać winę: "To ona mnie skusiła..."; "Nie, to szatan...". To jest właśnie grzech, którego skutki wszyscy odczuwamy do dzisiaj. Nie ufamy Bogu, nie ufamy sobie nawzajem, a nierzadko nie ufamy sobie samym. I nawet jeśli się staramy, to upadamy, ranimy się wzajemnie. Ta historia, ten grzech jest jedną z głębszych przyczyn naszego zagubienia.

Mały, ale własny

A rozwiązanie znajduje się w nas samych. Bo to my decydujemy o tym, jak na powołanie odpowiedzieć. Oczywiście, byłoby zbyt wielkim uproszczeniem napisać, że wszystko zależy od naszej woli. Bo aż tak pięknie nie jest. Możemy za św. Pawłem powiedzieć, że pragniemy dobrych rzeczy, ale dochodzi w nas do głosu stary człowiek i czynimy to, czego nie chcemy. Tak nierzadko jest z tymi, którzy uciekają od realnych kontaktów w świat wirtualnych spotkań, rozmów, wymiany myśli, blogów, itd. Są to często osoby, które bardzo potrzebują ciepła, zrozumienia, drugiej bliskiej osoby. Jednak w realnym świecie nie czują się na tyle odważne, a może adekwatne, aby ryzykować spotkanie. Za taką postawą może się kryć - z jednej strony - prosty brak doświadczenia relacji bo, dajmy na to, nigdy nikt nie nauczył ich bycia z innymi. Albo nie mieli okazji ku temu. Ale mogło się zdarzyć, że zostali odrzuceni, zranieni... i w konsekwencji schowali się w skorupce jak ślimak. Wychodzą z niej przed ekranem komputera, bo tam wydaje się im, iż nikt ich nie widzi, nie wyśmieje, nie skrzywdzi. To jest druga strona. W każdym razie lęk, brak doświadczenia, różne zranienia, niewiara w siebie, nieakceptowanie siebie (choćby swego wyglądu, czy braku wymarzonych "zdolności") sprawiają, że osoby te nie podejmują ryzyka spotkania z drugim człowiekiem. Proszę zobaczyć - wracam do pierwszych rodziców - nie ufają innym i sobie. Jednym słowem wcale nie trzeba szukać przyczyn problemów nie wiadomo gdzie...

Psycholodzy już od dawna udowadniają, że wspólnota jest potrzebna każdemu człowiekowi do pełnego rozwoju. A rozwijamy się, dojrzewamy przez całe życie. Tak więc unikając spotkania z drugim człowiekiem w realnym świecie sprawiamy, że nasze dojrzewanie nie przebiega tak, jak powinno. Uważam, że każdy z nas ma wpisane nie tylko jakieś zadanie do wykonania, ale i formę fizyczną, psychiczną i duchową, która jest tylko jego i która winien osiągnąć w wyniku swojego rozwoju. I tak, jak do realizacji zakodowanych w nas możliwości fizycznych potrzebne są odpowiednie warunki, tak analogicznie i do pozostałych płaszczyzn: psychicznej i duchowej. Oczywiście, każdy z nas jest inny. Ma inne potrzeby i inne marzenia, pragnienia, różnimy się osobowościami. Jest wielką pokusa robić ze wszystkich ludzi identyczne istoty. Przecież tak jak różnimy się między sobą fizycznie, tak i jesteśmy zróżnicowani psychicznie. Wiemy, że są osoby, które bardzo dobrze czują się będąc pośród innych: zawsze w centrum, wyśmienicie radzą sobie z relacjami, ale bardzo źle znoszą samotność, ciszę. Nazywamy ich - upraszczając - ekstrawertykami. Odwrotność - również dobra - to introwersja. Charakteryzuje osoby kochające ciszę, samotność. Preferują spokój, znajome miejsca i unikają hałasu, tłumu. Mają też kłopoty w nawiązywaniu relacji, za to są osobami na ogół głębokimi. Są też osoby łączące jedną i drugą cechę: trochę ekstra- a trochę introwertyczni. Już ten zespół cech pokazuje, że każdy z nas inaczej będzie podchodził do samotności i relacji z innymi. Jednak należy odróżnić osoby introwertywne, które preferują ciszę, od osób unikających ludzi ze strachu czy też z braku wiary w siebie. Bo różnica jest spora.

Ale chciałbym wrócić do tytułowego pytania: być z kimś czy samemu? Z tego, co napisałem, wynika, że lepiej z kimś. Z tym, że potrzebne jest jeszcze jedno wyjaśnienie. Otóż badania wskazują na zmieniające się w ostatnim czasie nastawienie do małżeństwa i wspólnoty. Jeszcze w latach siedemdziesiątych, kiedy ktoś żenił się, stawiał sobie pytanie: co mam zrobić, aby moje małżeństwo, rodzina była szczęśliwa? Co mogę zrobić, aby wnieść w nią jak najwięcej szczęścia? Obecnie, jako że nierzadko brakuje w rodzinach miłości, bycia ze sobą, głębokich i autentycznych relacji, szukamy szczęścia poza własną rodziną. I wiele osób wstępuje w związki małżeńskie lub do wspólnot z pragnieniem (czy nawet ukrytym żądaniem) otrzymania i przeżycia szczęścia. "W mojej rodzinie szczęścia nie doznałem, więc da mi je małżeństwo/wspólnota". Mam nadzieję, że różnica jest widoczna. Nie myślimy o tym, aby dawać, coś robić, ale aby otrzymać... A to nie zadziała. Bo jeśli dwie osoby wchodzą w związek małżeński lub tworzą wspólnotę z oczekiwaniem szczęścia i miłości, to skąd ono ma przyjść? Kto ma je dać? I konsekwencją takiego podejscia jest zawód, pretensje, rozżalenie i dramaty. Tymczasem uważam, że tyle otrzymamy, ile wpłacimy. Jak w banku: trzeba wpłacać, aby móc otrzymać odsetki. A im więcej na koncie, tym odsetki większe.

Zatem kwestia zasadnicza to nie pytanie: “Lepiej samemu czy we wspólnocie?", ale wzięcie odpowiedzialności za siebie i innych przez aktywne tworzenie wspólnoty. Obojętnie czy będzie to małżeństwo czy wspólnota zakonna. Ważne jest, aby nie czekać na to, co się dostanie, ale dawać. Warto ryzykować. Jeśli nie mamy doświadczenia, jeśli nas nikt tego nie nauczył, to może jest czas na to, aby samodzielnie zrobić pierwszy krok. Może nieudolny, ale mój. A warto!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co jest lepsze: być z kimś czy samemu?
Komentarze (62)
:
:0
15 kwietnia 2015, 09:18
Fajny artykuł
S
stan
11 kwietnia 2015, 19:51
madry artykuł. gratulacje. dzieki
T
tak
24 marca 2015, 20:03
Według Kościoła, lepsze jest zawsze to, czego człowiek nie chce: ona wolałaby wyjść za mąż - wyszydzić ja i przekonywać do zakonu, chciałaby być sama - koniecznie poszukać jej męża, chce mieć dzieci póki jest młoda i zdrowa - wmówić jej, że ma poczekać ze 20 lat itd. Wygrywają ci, którzy potrafią postawić na swoim, nie przejmując się manipulacjami i żądzą włądzy nad drugim człowiekiem, wystepującą u wielu księży i zakonnic.
W
Wiatr1000
11 lutego 2015, 17:32
Angażować się? Phyy.. Wolę być sam bo jestem świadomy jacy ludzie są.. Nawet wobec siebie nie mam 100% pewności a będę się angażować wobec obcej mi osoby, którą ledwo znam. Na czym oprzę swoje zaufanie wobec tej osoby? Na jakiś przesłankach? Będę wiele rzeczy robił dla tej osoby by na końcu yszło że na próżno to było? Single są z wygody? Wątpię. Wręcz same muszą się zmierzyć z tymi problemami podobnymi jak i nowymi niż gdyby była 2 osoba. Wręcz mają na barkach 2x tyle rzeczy samemu do zrobienia. Mało kto ich wesprze lub zrozumie. Ja jestem świadomy ludziej natury, pragnień, skrytości, mrocznej tajemicy, że każdy z nas coś ukrywa. Wolę być sam bo angazowanie daje więcej cierpienia. Cierpienia wywołanego przez egoistyczną naturę człowieka, która zamiast być zwalczana jest hołubiona. Wygodę mają ci co sobie nieźle z manipulowali 2 osobę i są w wygodnej pozycji w związku. Powiedzmy sobie szczerze. Ile tak naprawdę jest związku z miłości, takiej szczerej i okazywania wobec 2 osoby szacunku? Albo kieruje ludźmi strach, albo otoczenie bo tak wypada albo majątek, pozycja lub pragnienie bo jakiś książe z bajki będzie/księzniczka i żyją wyimaginowanym życiem jak w matrixie o fikcyjnej romantycznej miłości. Single dostrzegają przemijającą iluzję. To, że te bajki o połówka są bajkami nie rzeczywistością, prawdą. Że ludzie karmili się złudną nadzieją jakieś poprawy w brudzie i smrodzie ponurego szarego życia. Dostrzegają prawdziwe życie. Brutalne. Pełne cierpienia i bólu, a każda walka to walka z wiatrakami a ideały oraz słowa są puste w środku.
W
whirlpool-pl
27 kwietnia 2015, 20:09
Jestem po 10 letnim związku. Nigdy ku**a więcej! NO WAY!
M
Magdalena
18 lipca 2014, 20:30
Odpowiedź na tytułowe pytanie leży w prawidłowym rozeznawaniu woli Bożej i wypełnianiu tego powołania… Człowiek wiary nie chce podejmować złych decyzji, bo pragnie łask…Jeśli jednak żyjemy bez Boga lub daleko od Boga, jeśli religię i sakramenty traktujemy jak obrzęd, wtedy wybór powołania jest zły, bo wynika z naszych własnych ludzkich ograniczeń i błędnych więzi z bliskimi…Nawet jeśli się nawracamy samo oczyszczenie nie jest jeszcze upragnionym zjednoczeniem z Bogiem… Aby doświadczyć nieba już tu na ziemi trzeba pragnąć odmienić całe swoje życie próbując, z Bożą pomocą, zmienić wszystko to, co nie jest zgodne z zamysłem Bożym względem nas, nawet jeśli nie jest grzechem...
E
Edyta
22 maja 2014, 15:57
wydaje mi się, że tekst jest mocno uproszczony. jak można mówić, że coś jest w ogóle lepsze? każdy z nas jest indywidualnym przypadkiem, że tak to ujme i Bóg wie, co jest lepsze dla danej osoby. ktoś, kto przeżył rozwód, woli pozostać sam, nie angażować się już więcej choćby przez jakiś czas. czy Bóg go w tym zostawia? na pewno nie. z czym mogę się na pewno zgodzić to ze zdaniem o tym, że niewiadomo dlaczego niektórzy są sami, choć chcieliby się zaangażować. tu racja - bez wymądrzania się trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. warto wierzyć, że Bóg nas prowadzi i pozwolić Mu na to, przy czym być gotowym na zmiany.
M
Magdalena
29 sierpnia 2013, 10:50
Wydaje mi się, że przez kilka dobrych poprzednich postów produkowałem się o miłości Boga w którego wierzę, szczególnie do osób dotkniętych samotnością czy opuszczeniem przez współmałżonka. ...w takim razie mój wpis z 2013-08-25 godz. 21:41 był nie do Ciebie.
28 sierpnia 2013, 18:59
Wydaje mi się, że przez kilka dobrych poprzednich postów produkowałem się o miłości Boga w którego wierzę, szczególnie do osób dotkniętych samotnością czy opuszczeniem przez współmałżonka.
28 sierpnia 2013, 18:56
A nie idę?
M
Magdalena
28 sierpnia 2013, 15:45
Do ~mhpaw, Jaśniej już się nie da: Idź za Jezusem
26 sierpnia 2013, 17:01
Możesz jasniej?
M
Magdalena
25 sierpnia 2013, 21:41
Zwykły frazes, Magdaleno. Człowiek potrzebuje realnego człowieka., a nie tylko Boga, który jest niewidzialny "Niedobrze, żeby człowiek był sam...", pamiętasz kto to powiedział? ...No właśnie, zacznij wierzyć, w to, co sam cytujesz…
25 sierpnia 2013, 13:24
"Bóg jest fałszywym pocieszycielem, czy księża, którzy głoszą, że każdy "kto oddaloną bierze za żonę, ten cudzołoży" ? A jak cudzołoży, to idzie do piekła, bo to ciężki grzech." "Zwykły frazes, Magdaleno. Człowiek potrzebuje realnego człowieka., a nie tylko Boga, który jest niewidzialny "Niedobrze, żeby człowiek był sam...", pamiętasz kto to powiedział?"
25 sierpnia 2013, 13:14
"Musisz być sama do śmierci, bo jak będziesz z kimś, to cudzołożysz, a cudzołożnicy idą do piekła. Tak nam mówi nasz kochany Bóg?" Naprawdę współczuję...
25 sierpnia 2013, 13:13
Powiem tak: Bóg kocha człowieka takze gdy błądzi. Patrz artykuł który zamieściłem. Odnosnie dzisiejszego czytania, to Bóg nie chce śmierci grzesznika ale go orientuje na miłość. Tak powiedział dziś u mnie ksiądz na Mszy. Z tego co widzę jesteś przewrotną osobą. Posługujesz się słowami Pisma by pokazać że Bóg jest "niewidzialny","fałszywy" i okrutny (bo jak nazwać skazanie na samotnośc i straszenie piekłem?). W dodatku teraz się robisz adwokatem Bozej sprawiedliwości. Masz szatańskie zapędy.
DM
do mhpaw
25 sierpnia 2013, 11:59
Postawa Jezusa zawsze była jednoznaczna: rozmawiał z grzesznikami, nauczał i spożywał posiłki. Lecz nigdy nie powiedział, że tylko to wystarczy do osiągnięcia Nieba. Bóg, to nie jest taki Święty Mikołaj, czy Dobry Dziadunio, jak Go usiłują niektórzy dzisiaj przedstawić. Stawiał twarde wymagania. czy pisanie na forum, to szukanie zaczepki? To i Ty tego szukasz :-)
P
Paulina
22 maja 2014, 12:31
"... tylko to wystarczy do osiągnięcia Nieba" Nie czytałam całej Waszej dyskusji, ale to jedno zdanie bardzo rzuciło mi się w oczy i jedno chcę tylko nadmienić - człowiek nie może zrobić NIC, aby osiągnąć zbawienie. To łaska, którą otrzymujemy od Boga i to od Niego zależy. Możesz być jawnogrzesznicą, dewotem, celnikiem, rybakiem, nieuczciwym zarządcą, synem marnotrawnym, starszym synem z tej przypowieści, Judaszem albo św. Janem - to Bóg zbawia. Nie Twoje uczynki. Myślę, że wielu chrześcijan zapomina o tym, lub nie potrafi przyjąć tego faktu do wiadomości. Nie lubimy być bezradni, a tacy właśnie jesteśmy wobec tajemnicy Zbawienia.
M
m
22 maja 2014, 23:49
no tak, ale możemy je przyjąć albo odrzucić. wolna wola to fakt.
25 sierpnia 2013, 11:44
Widzę, że szukasz zaczepki. Poczytaj dokładnie o tej Samarytance i Jezusie. Zastanów się nad Jego postawą. I nie siej fermentu. Prośba taka.
DM
do mhpaw
25 sierpnia 2013, 11:37
"...Samarytanka miała 7 mężczyzn i jakoś Chrystus jej nie potępił. .."  Doprawdy, czy uważasz, że skoro Chrystus nie potępił Samarytanki, to po śmierci poszła do Nieba? Tak po znajomości? . Przeczytaj dzisiejszą Ewangelię: "Wtedy zaczniecie mówić: Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś. Lecz On rzecze: Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy opuszczający się niesprawiedliwości! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów,.."
DM
do Magdaleny
25 sierpnia 2013, 08:24
Zwykły frazes, Magdaleno. Człowiek potrzebuje realnego człowieka., a nie tylko Boga, który jest niewidzialny  "Niedobrze, żeby człowiek był sam...", pamiętasz kto to powiedział?
M
Magdalena
25 sierpnia 2013, 00:16
Do ~m, Jeśli pójdziesz za Jezusem nigdy nie będziesz samotna.
M
Magdalena
25 sierpnia 2013, 00:14
Do ~okti75, To właśnie z powodu strachu przed sobą nawzajem właściwa ocena sytuacji jest niemal niemożliwa…
24 sierpnia 2013, 13:21
Samarytanka miała 7 mężczyzn i jakoś Chrystus jej nie potępił.
24 sierpnia 2013, 13:19
W takim razie mówimy o innym bogu. Jeśli Ci to tak przeszkadza czemu nie odejdziesz? Lepiej żyć w zgodzie ze swoim sumieniem niż, że "bozia kazała". Wrócisz jak dojrzejesz...
NI
nabu india
24 sierpnia 2013, 12:48
Bóg jest fałszywym pocieszycielem, czy księża, którzy głoszą, że każdy "kto oddaloną bierze za żonę, ten cudzołoży" ? A jak cudzołoży, to idzie do piekła, bo to ciężki grzech.
24 sierpnia 2013, 11:47
Podobnie jak fałszywi pocieszyciele :P
D@
do @m
24 sierpnia 2013, 10:01
Musisz być sama do śmierci, bo jak będziesz z kimś, to cudzołożysz, a cudzołożnicy idą do piekła. Tak nam mówi nasz kochany Bóg
M
m
24 sierpnia 2013, 07:24
Boję się samotności....a nie mogę być z kimś, nie powinnam nawet o tym myśleć,  bo przecież mam męża ( który mnie zdradzał, a potem zostawił)
2
2+5=7
23 sierpnia 2013, 23:17
To straszne, że spotykasz same takie "wiedżmy", może kiedyś spotkasz kogoś normalnego. Trudno też jest spotkać normalnego mężczyznę - słownego i odpowiedzialnego, a nie takiego, który każdej koleżance mówi "kochanie" bo widocznie tylko kochanki mu w głowie, seks i używki.
23 sierpnia 2013, 23:10
Co jest lepsze: być z kimś czy samemu? Lepiej po Bożemu :-) A tak na serio to zanim się nie "okrzepnie" emocjonalnie, nie spotka samrgo siebie w ciszy i spokoju to za związki lepiej się nie brać. Chyba, że to taki plaster na samotnosć.
O
okti75
23 sierpnia 2013, 22:06
Jestem singlem, bo boję się kobiet. Ich kłamstw, ich zmienności uczuciowej i emocjonalnej, często infantylności, że im nigdy nie dogodzisz, że zawsze będą szukały dziury w całym, że będą mną manipulować, że nie potrafią kochać bezinteresownie, ale zawsze za coś (pieniądze albo dobry seks), że wolą by je kochać za wygląd a nie za to jakie są wewnątrz, i dlatego, iż mylą miłość z uczuciem (one jest zmienne), bo choć ono towarzyszy miłości to samo w sobie podobnie jak seks miłością nie jest!
D
Dorka
13 stycznia 2013, 15:28
By być z kimś i dla kogoś mimo życia w pojedynkę - oto zadanie dla każdego singla. Zapraszam na Weekend dla bezżennych 28-30.06.2013 Szczegóły www.ogniskomilosci.pl
D
Dominika
13 stycznia 2013, 14:36
Jestem osobą samotną i nie było to moim wyborem.Nieraz spotykam się z ostracyzmem ze strony społeczeństwa.Jest to przykre i smutne.Człowiek samotny nie jest kimś gorszym.
K
Koral
12 stycznia 2013, 19:03
PRÓBOWAŁAM NIE ZOSTAĆ SINGLEM,ALE CZY MOŻNA NAZWAĆ COŚ MIŁOŚCIĄ ,CO MIŁOŚCIA NIE BYŁO.
A
Aga
12 stycznia 2013, 18:17
W przeciwieństwie do powyższego, bardzo podobał mi się artykuł na temat singli (z waszej strony DEON) "Nigdy nie są samotni?" Urszuli Pękaly. Oto link: [url]http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,269,nigdy-nie-sa-samotni.html[/url]
O
ona
12 stycznia 2013, 18:07
Zgadzam się z poniższym komentarzem... ten artykuł to zbyt duże uogólnienie... a poza tym być samemu nie oznacza być samotnym.... istnieje w kościele powołanie do życia w samotności, ja to powołanie w swoim życiu odkryłam i mogę powiedzieć że jestem szczęśliwa i wcale nie należę do egoistów ale staram się poświęcić jak tylko potrafię drugiemu człowiekowi, spełniam się w pracy i wcale nie uciekam od ludzi, wręcz przeciwnie kocham ludzi i ciągle się z nimi spotykam.... bądźmy otwarci na każdy rodzaj powołania, nie tylko małżeńskie, zakonne, ale również powołanie do życia w samotności... z pozdrowieniami "boża" singielka ;)
D
doświadczenie
12 stycznia 2013, 18:00
do Kami Kami, ty po prostu nie dorosłeś do bycia z inną osobą w związku. Jesteś jszcze zwykłym dzieciakiem, pomimo 22 lat. Mierzysz relacje międzyludzkie wartością komputera czy nowej komórki. Dopóki nie wydoroślejesz, to nie zawracaj żadnej dziewczynie w głowie. Jesteś po prostu egoistą. Szkoda, że twoi rodzice nie mieli też takiego podejścia ja k ty. Wniosek sam wyciągnij - jeśli dasz potrafisz.
A
Aga
12 stycznia 2013, 17:33
Jak zwykle jednoznaczna ocena. Osoba samotna to: egoista, karierowicz, osoba nieodpowiedzialna, hedonista. Jak zwykle niesprawiedliwa ocena. Osoby żyjące w stanie wolnym bardzo różnią sie od siebie. Jest grupa osób, do których pasują wyżej wymienione cechy, ale jest też znacznie większa grupa osób samotnych, które odkryły powołanie do takiego życia, co nie oznacza, że nie angażują się na rzecz innych, nie poświęcają, nie cierpią. Są również osoby, które nadal szukaja swojego powołania, modlą się o rozeznanie go. Są takie, które od wielu lat modlą się o męża, żonę, ale Pan Bóg czeka na właściwy dla nich czas. Boli mnie, kiedy na portalach katolickich czytam artykuły, jak powyższy. Zastanawiam się kto takie rzeczy pisze. Z całym szacunkiem dla ojca, który to napisał, ale jak widać nie wyczerpał tematu, ale podszedł do niego stereotypowo. A może warto napisać artykuł o ludziach, którzy tak odpowiedzialnie myślą o małżeństwie, że potrafią modlić się za swoją przyszłą rodzinę wiele lat, szukać Bożej woli  i ufać w Bożą Pomoc. Warto też dodać, że wiele małżeństw zakładanych jest nieodpowiedzialnie, ale takie artykuły się nie pojawiają, a szkoda. Dajcie osobom samotnym spokój, bo czasami ranicie bardzo mocno. Z Panem Bogiem.
K
Kami
17 sierpnia 2012, 14:50
ja kocham być singlem, fakt mam 22 lat i nigdy nie byłem i nie zamierzam być w związku, choć za czasów szkoły, kilka razy miałem tą nie przyjemną sytuacje w sumie 2 albo 3 nawet nie pamiętam XD ale nigdy nie zainteresowałem się tymi wyznaniami. To nie zycie dla mnie, mam swoje marzenia i tylko im się będę poświęcał w pełne okazałości, samotność w sumie nie wiem co ludzie rozumieją prze słowo samotność? wystarczy mieć dobrych znajomych, lub nawet jednego. Nie wiem i nie pojmuje co ludzie widzą w związku, a już na pewno nie pojmuje ludzi co zakładają rodziny, dla mnie życie już jest zmarnowane. Tylko dom, praca, zakupy, dom, spać, praca... A ja sobie idę gdzie chce, wracam o której tylko chce, bawię się gdzie chce i robi co chce, takiego życia nigdy się nie pozbędę. A teraz sobie mogę pograć na kompie, obejrzeć ile chce filmów i iść spać za 2h, bo tak mi się chce XD zamiast uzbierać sobie ostatni rok około 3tys na nowego kompa, wydałbym pewnie na rodzinę z pewnością głownie dziecko, a tak sobie odkładałem, nie odczuwając ubytku gotówki. żyć nie umierać. Nie jestem samolubny czy coś, ale inwestować przy każdej wypłacie w rodzinę? oszaleć by trzeba. A tu chce mieszkać sama, wiec zaraz wynajem mieszkania za 1200zł lub cos koło tego, a ja mam mieszkanie, mieszkam w sumie z ojcem, ale ono będzie należeć do mnie w przyszłości, 36m2 220zł miesiąc, no ludzie, a jeszcze sobie zażyczy własne mieszkanie i pożyczkę z banku z 200tys i spłacać do końca życia, Wole sobie co roku odłożyć co nie co za tą ciężką prace i kupić, to o czym marze, jak teraz, w sumie kompa już kupiłem i wiele innych rzeczy, teraz telefon czas wymienić na nowy, więc zbieram na taki jaki chce. To jest życie robić co się chce :)
S
student22
26 lipca 2012, 17:45
 No i się posypały komentarze "mnie nikt nie chce" a jest ich coraz więcej :( Wynika to chyba z tego, że szybko nudzimy się daną osobą, bądź zamyka się na nią, ze strachu przed odrzucenie. Niewątpliwie zabieganie, brak wolnego czasu, pracoholizm i inne męczące przyzwyczajenia powodują, że nie mamy GDZIE I JAK kogoś poznać. Tak jest np. ze mną. Mimo życia studenckiego większą część wakacji spędzam w pracy lub w domu, bo gdzie tu się wyrwać, skoro wszędzie potrzebna jest kasa, żeby spontanicznie kogoś poderwać. Wspólnoty katolickie typu oaza, KSM odpadają! A to z powodu izolacyjnego zachowania tamtejszych ludzi i przesadnej wstydliwości/nieśmiałości. Z resztą dziewczyny z KSMów wolą zagadywać młodych księży, diakonów zamiast ambitnej dyskusji czy dysputy na trudne tematy. I tak to jest
P
Patrycja21
26 lipca 2012, 15:24
Mnie i tak nikt nie chce....
K
Kasia
26 lipca 2012, 15:12
Jak mnie nikt nie chce, cóż ja mam zrobić?...
TP
Także psycholog, bo któżby in
26 lipca 2012, 12:09
Co do psychologii, to już nasz stary wujek Freud twierdził, że człowiek zdrowy psychicznie zdolny jest do MIŁOŚCI i PRACY. Przy czym jako miłość rozumiał nastawienie na drugą osobę, nie na siebie. Frankl, po doświadczeniu życia w obozie śmierci, stwierdził, że nawyższą potrzebą i zdolnością człoweka jest autotranscendencja, czyli przekroczenie siebie i swoich potrzeb. I nawet Maslow ze swoją "piramidą potrzeb" przyznał mu w końcu rację, choć do polskiego świata psychologiczno - terapeutycznego te wieści zdaje się jeszcze nie dotarły. Owszem, trzeba poradzić sobie z traumami. Trzeba nauczyć się dbać o siebie. Ale bycia z innymi można nauczyć się tylko przez praktykę, nawet, jeśli na początku ponosi się klęski. Podsumowując, współczuję bardzo wszystkim singlom szukającym i nieznajdującym. I uważam, że osoby bogatsze w relacje (w tym księża czy zakonnicy) powinni pomagać młodym, samotnym, z dużych ośrodków w spotykaniu innych ludzi, np organizując zdrowe wspólnoty, wolontariaty itp.
MD
mam dobrą wiadomość
24 kwietnia 2012, 12:35
wszyscy ludzie są egoistami dopóki nie spotkają Jezusa
P
psycholog
24 kwietnia 2012, 11:57
Artykuł bardzo jednostronny, jednoznacznie piętnujący osoby niebędące w małżeństwie czy wspólnocie zakonnej. Oczywiscie, ze każdy człowiek potrzebuje relacji, ze są niezywkle istotne! Co nie oznacza ze jeśli wybiera życie "singla" i jest mu z tym dobrze, to jest od razu wygodnym egoistą! Jest tyle mozliwości innych relacji... Poza tym RÓWNIE WAŻNE jest posiadanie satysfakcjonujących, bliskich relacji z innymi, jak posiadanie takich relacji z SAMYM SOBĄ. W stwierdzeniu "kochaj bliźniego jak siebie samego" kryje się też taka prawda, ze nie troszcząc się o siebie, swoje potrzeby (w tym, również, potrzebę odpoczynku czy wygody) nie potrafimy się zatroszczyć adekwatnie o innych i ich potrzeby, i trochę "zdrowego egoizmu" jest kazdemu potrzebne do dobrego funkcjonwania. A jeśli ktoś ma trudnosci w adekwatym rozpoznawaniu potrzeb (własnych, innych), czy się izoluje, to nie obarczałabym go od razu winą przyklejając mu etykietkę egoisty. Bardzo wiele wynika z wczesnych dośwaidczeń w relacjach z bliskim osobami, z aktualnie przeżywanych trudnosci. A niektórzy tak zwani "egoiści" to zazwyczaj osoby, których cierpienie (nie zawsze są go świadomi, nie zawsze rzuca się ono w oczy) jest tak wielkie, że trudno im dostrzec cokolwiek poza nim. Nie chcę w zaden sposób negować znaczenia relacji z innymi ludźmi, ani wszystkiego co zawarte w artykule. Uważam tylko, że autor traktuje kwestie dość pobieżnie, jednoaspektowo.
A
Anka
24 kwietnia 2012, 10:49
Oj, O. Mateuszu, taki ważny temat i taka zmarnowana szansa. Wielka szkoda. Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. 
TI
TY I ON
23 kwietnia 2012, 21:43
Jedno jest pewne: umiera się samotnie - tylko TY I BÓG.
A
aa
23 kwietnia 2012, 18:33
Nikt nie jest samotny, jeżeli żyje z Panem Bogiem i przestańcie kombinować, interpretować i nadawać sens. Człowiek wierzący w Pana Boga nie jest samotny.
M
Malika
23 kwietnia 2012, 17:57
Uproszczenie i osądzanie bliźnich - jestem samotną, gdyż jestem nieodpowiedzialną egoistką, robiącą karierę - ciekawe... A może Autor pokusiłby się o głębszą analizę zjawiska? Mój eksmąż nie był jedynakiem, a skutecznie zniechęcił mnie do kolejnego związku (mimo stwierdzenia nieważności małżeństwa z nim). Jestem wolną niezależną kobietą, a nie samotną żoną w małżeństwie - no, czysty egoizm!
JJ
jedno jest powołanie
23 kwietnia 2012, 14:20
czemy tak często pomijane jest powołanie do samotności??? piekne i trudne powołanie pierwsze i ostatnie powołanie - do świętości !!
E
Ela
23 kwietnia 2012, 12:05
czemy tak często pomijane jest powołanie do samotności??? piekne i trudne powołanie
CJ
co jest nie tak?
23 kwietnia 2012, 12:01
Jeśli samotność jest taka zła, to dlaczego nauka katolicka nakazuje osobom porzuconym przez współmałżonka żyć samotnie do śmierci? Najciekawsze jest to, że o ile nauka KK nawołuje porzuconych sakramentalnych do życia w samotności (co jest możliwe, ale tylko ze względu na słowa Pana Jezusa, a nie czyjeś inne), to o tyle jest ciekawsze, że nie nawołuje niesakramentalnych do takiej samej drogi!!
E
Ela
23 kwietnia 2012, 11:47
zostawcie ludzi samotnych w spokuju!!!!!!!!!!!!!!
NT
nieznajomość tematu?
22 kwietnia 2012, 18:31
"Co więcej, gdyby bycie z drugim dawało szczęście, to najszczęśliwsi byliby małżonkowie i ludzie żyjący we wspólnotach. A tak nie jest. Wystarczy popatrzeć na statystyki dotyczące rozwodów. Czyli, jednym słowem, jak bycie z drugim nie daje gwarancji szczęścia, tak i bycie samotnym nie musi wcale oznaczać nieszczęścia." Sugerowanie, że ktoś bierze rozwód, bo chce być samotny to jakies wielkie nieporozumienie.
M
Maria
22 kwietnia 2012, 18:26
do AM. Jestem osobą głęboko wierzącą, samotną z wyboru i szczęśliwą. Angażującą się w służbę w rodzinie, w Kościele i w społeczeństwie przez całe życie;(mam 66 lat). znam więcej takich osób. Wszyscy jesteśmy powołani do miłości, a jak szczegółowo to powołanie realizujemy, to już indywidualne odkrycie woli Bożej wobec nas. I proszę nie nazywać mnie singlem (motyw egoistyczny pozostania samotnym), bo nim nie jestem.
W
why
22 kwietnia 2012, 16:53
Jeśli samotność jest taka zła, to dlaczego nauka katolicka nakazuje osobom porzuconym przez współmałżonka żyć samotnie do śmierci?
O
Orka
22 kwietnia 2012, 16:45
Uwążem że pytanie zawarte w nagłówku jest bardzo ogolnikowe. Oczywiście, że lepiej "być  z kimś", niż w pojedynkę. Człowiek nie został stworzony do życia w samotności. Lecz jeśli wiem, że zdruga strona krzywdzi mnie itd. to lepiej "być samemu".
A
A.M.
22 kwietnia 2012, 16:24
BZDURY! Znam kilka samotnych osób i żadna nie jest taką z wyboru, ani żadna nie jest z tym szczęsliwa. Tak się życie ułozyło. Takie single - same bo tak wygodniej - może i żyją, ale wśród osób wierzących (traktujacych wiarę na serio) takich się nie znajdzie. Może w końcu osoby, które wypowiadają się na te tematy zejdą na ziemie i zobaczą jak to wygląda na prawdę. Poza tym znam osoby, które z wygody wyszły za mąż, czy się ożeniły. Wygoda to pojęcie względna. Osoba sama musi się sama o siebie zatroszczyć, a osoba żyjąca w małżeństwie czasami zrzuca wszystko na barki współmałzonka.
D
db11
22 kwietnia 2012, 14:17
dziwne to trochę komentarz sprzed dwóch lat do dzisiejszego artykułu :) ale >> Miłość jest cierpliwa<<
A
Anka
22 września 2010, 13:42
Bardzo trafna wypowiedz, tylko z pewnymi rzeczami sie nie zgadzam: mozna wplacac na konto bez umiaru, a nie otrzyma sie zadnych odsetek albo gorzej. Mozna bez konca sie starac w malzenstwie, a moj partner moze miec to gdzies. Dziekuje