Co naprawdę kryje się w męskim sercu?
To niesłychane, jak bardzo można tęsknić to tego, czego nigdy nie było. Roztaczać płachty swojej wyobraźni nad miejscami nigdy nie odwiedzonymi, chwilami które powtarzało się jak mantrę przed zaśnięciem i słowami - tymi nigdy nie wypowiedzianymi zwiastunami nadziei, tak krótko unoszącymi się na wietrze i głęboko spadającymi na dno serca.
Snuć powoli ten kawał wielkiego, białego materiału, by jak chmura oderwana od kawałka nieba mógł trącać delikatnie górskie szczyty. Nie spiesząc się, z wolna i jakby trochę beznadziejnie udawać, że jest się wprawnym i doświadczonym tkaczem, dla którego nic prostszego nad dobrze uprzędzoną, zakonserwowaną tkaninę. Tęsknić i wycierać łzy ze zmrożonego policzka.
Lubię dobre wino i zapiekanki z makaronem, takie jakie jadłem dziś u dawno nie widzianych przyjaciół z liceum. Pięknie urządzone mieszkanie w centrum miasta, świece, dużo wspomnień, nadziei, planów. Zwykłe plotki dnia powszedniego przechodzące w coraz poważniejsze rozmowy o życiu, byłych i aktualnych znajomościach, rozstaniach, powrotach i zmieniającym się świecie. Czasem śmieję się, że w jakimkolwiek towarzystwie się nie pojawię, to świadomie lub nie wprowadzam także "boskie" i "kościelne" tematy. Wałkowanie argumentów za celibatem, spowiedź, aktualnie wyciągnięte przez media większe lub mniejsze skandale - trochę chleb powszedni, trochę zawodowe skrzywienie. Pojedynki słowne zwykle kończące się na obopólnym rozejmie.
Ale tym razem było inaczej. Od słowa do słowa zaczęliśmy mówić o mężczyznach i ich zachowaniu. O stereotypach, różnicach między nimi a kobietami, dziwnych uprzedzeniach które mieliśmy chyba wszyscy i tym czego tak naprawdę pragniemy od siebie wzajemnie.
Serce
Nie jestem żadnym ekspertem. Nawet, jeżeli miałbym się na niego kreować i twierdzić, że relacje międzyludzkie to moja domena i problem związków mam w małym palcu, to szybko zacząłbym powtarzać tezy zasłyszane od innych. Zamiast kreatywności posługiwałbym się kalką, trochę tylko podbarwioną emocjonalnymi opisami.
Ale od 25 jestem mężczyzną i dobrze mi z tym. Wiem jak mogą boleć ostre kamienie i zakręty, jak mocno można dostać w twarz i bardzo długo się nie podnosić. To ludzkie i prawdziwe. Tak samo jak smak chwili podnoszenia się z kolan i wiatru wiejącego w Beskidach wczesną wiosną.
Bardzo długo nie rozumiałem dlaczego niektóre sprawy przychodzą mi w życiu trudniej. Mimo tego, że wszystko wokoło wydawało się w porządku, odkąd pamiętam czułem coś uwierającego w sobie, ziarnko piasku kaleczące delikatne tryby ludzkiego funkcjonowania, niezasypaną otchłań która dawała o sobie znać w różnych momentach.
Być może jesteś osobą, w życiu której zabrakło kogoś, kto powinien wytyczyć Ci kierunek, pokazać drogę i umocnić w poszukiwaniu tego kim naprawdę możesz się stać. Może tak jak ja, Twoja relacja z ojcem nigdy nie przybrała innej postaci niż ta polegająca na rzadkich i urywkowych kontaktach. Być może nigdy go nie było i wiesz, że nosisz w sobie bardzo dotkliwą pustkę.
Zbyt mało mówi się w Polsce o problemie rozbitych rodzin. Zwykle kiedy pojawia się on choć na chwilę w powszechnej świadomości, to za sprawą konkretnych tragedii, danych statystycznych lub wypowiedzi autorytetów psychologii. Ale głośne i szybko podchwytywane przez media wydarzenia to nie wszystko; ciche i codzienne życie setek tysięcy podobnych sytuacji to norma nad którą nie potrafimy zapanować. Przyzwolenie na rozdzierające serce ludzkie dramaty.
Nie mówię tego by wydawać wyrok i rozdrapywać coś, co od dawna już nie budzi we mnie większych emocji. Wychowałem się we wspaniałej, pełnej ciepła i miłości rodzinie i nie wiem gdzie byłbym dziś bez wsparcia jakie zawsze mi dawała. Pustki jednak raz zadanej już nic nie wypełni i zniknie pewnie wtedy, kiedy wszystkie cielesne i nie tylko pokusy (dla niewtajemniczonych i nieznających tej anegdoty, wyjaśniam: znikną w sześć godzin po śmierci).
Jeżeli jesteś w podobnej sytuacji wiedz, że jest ona najlepszą podstawą do tego, by osiągnąć coś czego nie dało by Ci nic innego. Podobnie jak z osobami niewidomymi, które nie widzą od urodzenia lub straciły wzrok krótko po nim. Nie widzisz wszystkiego tak jak inni, ale za pomocą pozostałych zmysłów jak nikt potrafisz głęboko i otwarcie rozumieć inne rzeczy. Co dla Ciebie jest oczywiste, dla innych oznaczałoby lata próby zrozumienia. Natura nie znosi próżni, Twoje wnętrze również.
Urodziłeś się mężczyzną i już zawsze nim będziesz. Bez względu na to, jak bardzo Twoje serce zostało zmiażdżone na skutek takich a nie innych przeżyć, to wciąż pamięta jaki jesteś i kim możesz się stać. To On ryjąc Cię na obu swych dłoniach dał Ci przykład i siłę. Dał moc i podniósł, byś wiedział jak postępować. Nie powiem Ci dokładnie co możesz zrobić by to zmienić. To byłoby nieuczciwe. Ale mogę wskazać Kogoś, kto wie, bo sam przeszedł drogę największego możliwego cierpienia.
Zadanie
Zawsze dziwiło mnie, dlaczego po Zmartwychwstaniu, Jezus nie poszedł do Piłata i przed cały Sanhedryn, by pokazać im, że nic nie wskórali. Dlaczego nie stanął w świątyni jerozolimskiej i nie wyszedł zza rozdartej zasłony? Czy Ci którzy zawinili, jako pierwsi nie powinni przekonać się o własnej krótkowzroczności i błędzie?
Ale Jezusa zdaje się to kompletnie nie interesować. Nie chce już pojedynkować się ze złem ale celebruje dobro i jest ponad tym co zraniło go dwa dni wcześniej. Nawet własna śmierć nie ma już nad nim władzy. Idzie do uczniów, pokazuje się swoim najbliższym. Karmi ich. Nie przychodzi by wymierzać sprawiedliwość i karę winowajcom, ale daje wszystko co najlepsze tym, którzy są dla niego bliscy. Idzie do innych i rozsiewa dobro, bo z perspektywy Zmartwychwstania każdy Wielki Piątek ma niewielkie znaczenie.
Rana w Twoim sercu zniknie, ale dopiero po śmierci. Dopóki żyjesz, to za jej pomocą Bóg chce przyciągać innych do siebie. Chce leczyć tak, jak Zbawienie wylało się z jego przebitego boku. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech dla mężczyzny jest wyciąganie innych z niewoli, z zagłębienia gdzie ktoś otoczony jest własnym lękiem i nieustannymi obawami. Uwierz, w Twoim zranionym sercu jest lek którego potrzebują inni. Nie wahaj się by go użyć.
Pamiętam, jak kiedyś przez ponad rok w moja pobożność zjechała w gęste manowce. I gdyby nie jedna z przeuroczych koleżanek (że niby słaba płeć) to pewnie odkładałbym spowiedź na kolejne tygodnie i miesiące życia. Nie wierzę w przypadki, a nawet jeżeli, to takie, które miały się wydarzyć w konkretnym czasie i miejscu. Usłyszałem wtedy że mężczyzna w życiu to ktoś, kto powinien być królem, przyjacielem, nauczycielem i wojownikiem. Usłyszałem słowa, które się we mnie wryły.
Nie tylko dlatego, że nigdy o nich nie słyszałem (choć ta rozmowa dosadnie mi o nich przypomniała), ale że określały kogoś kogo zawsze potrzebowałem i (co paradoksalne) kim zawsze bardzo chciałem się stać. Królem, by móc troszczyć się o innych, przyjacielem, by podtrzymywać na duchu, nauczycielem, by pokazać jak działa świat, wojownikiem, by walczyć w ich obronie.
Ona
Pamiętam jak w czwartej klasie podstawówki siedziała przede mną na matematyce. W przerwach jadła jabłka, siedząc na ławce i ukradkiem, kiedy nauczycielka nie patrzy, czytała czwartą część "Harry Pottera". Była prymuską i zawsze będzie kojarzyła mi się z bystrością umysłu i wybitnym talentem pisania wypracowań. Choć nigdy nie byliśmy parą, to pamiętam, że wyobrażałem sobie, jak siedzimy gdzieś razem i rozmawiamy o przygodach, które spotkały młodego czarodzieja. Potem nasze drogi się rozeszły i w zasadzie pozostał tylko uśmiech do przeżywanych wtedy dziecięcych uczuć.
W każdym mężczyźnie, czy tego chcemy czy nie, od urodzenia istnieje bardzo głęboka wewnętrza tęsknota. Pragnienie które nie daje się zbyć prostym zaspokojeniem takiej czy innej potrzeby. Na nic zdają się chwilowe impresje i poruszenia serca. Jest coś głębiej, co wciąga nieustannie i nie pozwala zasnąć. Wiatr smagający twarz, który przyszedł nie wiadomo skąd.
Adam czuł się samotny i żadne stworzenie które zobaczył w idealnej rajskiej harmonii nie było w stanie tego zmienić. Dopiero widząc Ją wszystko nabrało wewnętrznego sensu i harmonii, blasku i pełni, jakiej nie miało przedtem. To będąc koło Ewy zrozumiał, że nie musi szukać już więcej, bo dopiero ta jest na równi z nim samym.
Dlatego zawsze dziwiło mnie, kiedy słyszałem, że to mężczyzna musi wprowadzać kobietę w swój wewnętrzny świat, że musi sam być szczęśliwym by móc uszczęśliwiać i ją, nie szukać w niej odpowiedzi na wspomnianą tęsknotę i braki. Biblijny opis mówi, że ofiarowanie Ewie boskiego tchnienia sprawiło, że Adam wpadł w zachwyt, a Blask piękna był zbyt silny, by mógł pochodzić jedynie od człowieka.
I mimo, że miłość do kobiety zawsze będzie inna niż miłość do Boga, to nie widzę powodu, dla którego nie miałyby się one wzajemnie uzupełniać. Bardzo męską cechą jest potrzeba opieki i troski nad nią i jej życiem. Tak samo, jak oddawanie się w ręce Tego, który nieustannie podtrzymuje nasze życie i leczy rany serc złamanych.
Ale obecność niej sprawi także, że będziesz musiał walczyć. I nie chodzi tutaj tylko o rycerskie pojedynki, księżniczki w zamku i heroiczne opowieści. Jest gorszy przeciwnik niż wszyscy rozbójnicy świata. Bardziej sprytny, bo zadający głębokie rany. To Ty sam, a dokładnie Twój strach.
Będzie nieustannie podpowiadał Ci, że nie jesteś jeszcze gotowy, że się nie nadajesz. Spójrz na innych jak doskonale sobie radzą, jak daleko zaszli w czasie kiedy Ty siedziałeś bezczynnie. Jak bardzo nie jesteś godny, by móc próbować chodź marzyć o tym, że jesteś jej królem, przyjacielem, nauczycielem i wojownikiem. Jak wiele szans zaprzepaściłeś i już nie wiadomo kim tak naprawdę jesteś. Bo już nigdy nie będzie lepiej.
Nieprawda. Już wiesz kim jesteś i kim możesz się stać. Dlatego musisz wybrać. Albo uklękniesz przed swoim strachem, albo zafundujesz mu świt zimowy i sznur i gałąź pod ciężarem zgiętą. Wybór jest prosty.
To niesłychane, jak bardzo można tęsknić to tego, czego nigdy nie było. Roztaczać płachty swojej wyobraźni nad miejscami nigdy nie odwiedzonymi, chwilami które powtarzało się jak mantrę przed zaśnięciem i słowami - tymi nigdy nie wypowiedzianymi zwiastunami nadziei, tak krótko unoszącymi się na wietrze i głęboko spadającymi na dno serca. Snuć powoli ten kawał wielkiego, białego materiału, by jak chmura oderwana od kawałka nieba mógł trącać delikatnie górskie szczyty. Nie spiesząc się, z wolna i jakby trochę beznadziejnie udawać, że jest się wprawnym i doświadczonym tkaczem, dla którego nic prostszego nad dobrze uprzędzoną, zakonserwowaną tkaninę. Tęsknić i wycierać łzy ze zmrożonego policzka.
----------
Michał Lewandowski jest studentem V roku teologii. Pisze, tworzy grafiki, pracuje nad pracą magisterską z dorobku ks. prof. Józefa Tischnera. Więcej jego tekstów na teolognamanowcach.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł