Co ty z tego masz?

(fot. brittneybush / flickr.com)
William J. Doherty / slo

Oprócz wyzwania stawiania czoła niebezpieczeństwu stałego oddalania się od siebie, głównym wrogiem małżeństwa jest, jak sądzę, konsumpcyjna kultura wartości rynkowych, która niepostrzeżenie wkradła się w rodzinę.

W swojej wcześniejszej książce "Take Back Your Kids: Confident Parenting in Turbulent Times" dowodziłem, że w dzisiejszym świecie dzieci coraz częściej wychowuje się na konsumentów usług rodzicielskich, przy czym rodzice widzą siebie samych jako dostawców usług rodzicielskich dla uprawnionych do ich otrzymywania dzieci. Zagubiła się idea posiadania obowiązków przez dzieci jako członków rodzin i społeczności. Rodzice, powodowani najlepszymi intencjami, usilnie starają się zapewniać swoim dzieciom każdą możliwą szansę niepozostawania w tyle w wyścigu o sukces w dorosłym życiu. Rodzicielstwo staje się rozwijaniem produktu.

Kultura konsumpcyjna dokonała zamachu na małżeństwo oraz rodzicielstwo i płynie wraz z nami w łódce, która kieruje się na południe. Konsumpcyjny stosunek do małżeństwa jest wszechobecny i wpływa na nas wszystkich, tak jak globalne ocieplenie czy zanieczyszczenie powietrza. Najszybciej wyczuwamy to, gdy pojawia się jakiś niepokój w związku z drugą osobą lub naszym małżeństwem i w myślach bądź na głos zadajemy sobie pytania typu: "Jakie ja mam korzyści z tego związku?". Albo: "Zasługuję na coś lepszego!", czy "Co ja w ogóle z tego mam?". Nie chodzi o to, że takie myśli są całkowicie niestosowne: jeżeli w małżeństwie któraś ze stron ma romans lub znęca się fizycznie nad drugą osobą, wtedy skupianie uwagi na własnym interesie jest całkiem właściwe. Gdy jednak żona lub mąż okazują się nie być takimi kochankami, jakimi spodziewaliśmy się, że będą, lub też częściej zrzędzą bądź nie wyrażają swoich uczuć w odpowiedni sposób, wtedy myślenie konsumpcyjne podpowiada nam, że nie zrobiliśmy najlepszego interesu, pobierając się z tą osobą. Zaczynamy wtedy robić analizę kosztów i korzyści: co otrzymuję ze związku w porównaniu z tym, co inwestuję?

Znałem pewną parę, która liczyła sobie wzajemnie wszystkie nieobecności w domu, określając w ten sposób dodatkowy czas, jaki należało po powrocie poświęcić na opiekę nad dzieckiem. Pomimo iż twierdzili, że starają się być w stosunku do siebie sprawiedliwi, uważam, że nieustannie podliczali, ile kto wkłada w małżeństwo i ile otrzymuje. Później mężczyzna ten opuścił swoją żonę dla innej kobiety.

DEON.PL POLECA

Nic dziwnego, że pogoń za dobrym układem w małżeństwie zmniejsza szanse na to, że będzie ono dla małżonków źródłem satysfakcji. Naukowiec Paul Amato pokazał, że koncentrowanie się na tym "jakie ja mam z tego korzyści?" prowadzi do mniejszego zadowolenia ze związku w przyszłości niż stosunek do małżeństwa oparty na oddaniu. Z moich obserwacji wynika, że jeżeli mężczyzna wciąż powtarza sobie, że ma prawo do lepszego seksu niż ten, którego doświadcza w swoim małżeństwie (podejście konsumpcyjne), jego niezadowalająca relacja seksualna z żoną będzie trwać dalej. Nie zareaguje ona w sposób uczuciowy i erotyczny na jego przekonanie o tym, że ma do czegoś prawo. Małżonkowie mają być kochankami, a nie usługodawcami w dziedzinie przeżyć seksualnych i innych usług małżeńskich.

Przypominam sobie film Lovers and Other Strangers, w którym Beatrice Arthur grająca matkę dorosłego syna oświadczającego, że się rozwodzi, ponieważ nie jest szczęśliwy w swoim małżeństwie, wypowiada następujące wspaniałe zdanie: "Nie szukaj szczęścia Richie, to cię jedynie unieszczęśliwi".

Może myślisz, że przesadzam, gdy mówię, że konsumpcyjna kultura rynkowa zakłóciła nasz sposób myślenia o małżeństwie. Reklamodawcy szybko rozpoznają i wykorzystują kulturowy trend, aby przemówić do konsumentów. Widziałem ostatnio w pewnym czasopiśmie zdjęcie nowej Hondy Civic z następującym nagłówkiem "Smutne jest to, że prawdopodobnie będzie to najzdrowsza relacja w twoim dorosłym życiu". Honda wyjaśnia: "Próbowałeś już ogłoszeń towarzyskich, randek w ciemno, a nawet jakiegoś czatu w Internecie. Po co? Civic Sedan jest inteligentny, zabawny i atrakcyjny. Nie mówiąc o tym, że jest gotowy podjąć zobowiązania już dziś". Następnie, na wypadek gdyby czytelnik poczuł się onieśmielony, w reklamie pojawia się mrugnięcie reflektora: "Szukasz dobrej zabawy?".

Najwyraźniej musimy zabiegać o "zdrowe, dojrzałe relacje" z samochodami, ponieważ, jak stwierdza reklama dżinsów Levi's, na małżeństwie nie można już polegać. W przygotowanej z przepychem sześciostronicowej reklamie widzimy szczęśliwe pary podczas randek, z podpisami informującymi o tym, jak długo były ze sobą, zanim się rozstały. Na ostatniej stronie pokazane są dwie koleżanki w pokoju, jedna pocieszająca drugą z powodu niedawnego zerwania z chłopakiem. Tuż za dziewczynami, na ścianie w kuchni, wisi plakat z napisem w języku hiszpańskim Mis padres se divorcian: "Moi rodzice są rozwiedzeni". Umieszczony pod spodem napis przekazuje przesłanie reklamy: "Levi's - przynajmniej niektóre rzeczy trwają wiecznie".

To przesłanie wskazuje na to, że możemy liczyć tylko na to, co kupujemy, a nie na to, co wspólnie z innymi dzielimy, ani też na tych, dla których się poświęcamy. I jedyna rola, jaka jest w stanie przetrwać, to rola konsumenta. Firmy, którym zależy na nas jako klientach, zrobią wszystko, aby zaspokoić nasze potrzeby, w przeciwieństwie do naszych współmałżonków, którzy czasami stawiają własne potrzeby bądź potrzeby naszych dzieci ponad naszymi. Levi's będzie do naszej dyspozycji nawet wtedy, gdy nasi rodzice rozwiodą się, a kochankowie nas opuszczą. Jakże pocieszające!

U podstaw dzisiejszej kultury konsumpcyjnej leży pogląd mówiący, że nasze zakupy i nasze relacje powinny mieć działanie terapeutyczne, powinny być dla nas dobre z psychologicznego punktu widzenia. Małżeństwo jest (lub niegdyś było) najwyżej cenionym obszarem osobistego wzrostu i samorealizacji. Jednak w tym obrazie terapeutycznej konsumpcji nie pojawia się wytrwałość ani poświęcenie. Kiedy relacje małżeńskie stają się psychologicznie bolesne czy też zaczynają hamować nasz rozwój, wokół znajduje się wielu terapeutów gotowych służyć nam pomocą przy rozwodzie. Większość ludzi urodzonych w latach wyżu powojennego oraz ich potomkowie noszą w swych umysłach terapeutę - psychologiczny głos kultury konsumpcyjnej -zachęcającego nas do tego, abyśmy przestali tak ciężko pracować czy też opuścili małżeństwo, które nie spełnia naszych aktualnych potrzeb emocjonalnych. W małżeństwie konsumpcyjnym klient - ty czy ja jako jednostka upominająca się o swoje zasłużone nagrody - ma zawsze rację.

Wiecej w książce: Jak trzymać się razem w świecie, który chce nas rozdzielić - William J. Doherty

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co ty z tego masz?
Komentarze (10)
A
andrzej
5 października 2014, 20:28
Bardzo wielu ludzi również wierzących nie żyje w dialogu z Bogiem, albo ten dialog ogranicza do jakiegoś minimum. Tym samym wiele naszych decyzji jest podejmowanych na podstawie jedynie naszej inteligencji oraz subiektywnych odczuć i nie są one konsultowane z Bogiem. Bardzo często mówi się o podejmowaniu decyzji zgodnych z wolą Boga, opierając ją na Pismach Świętych, dogmatach, lub religijnych regułach. Niestety nawet bardzo ważne z perspektywy naszego życia decyzje podejmujemy bez konsultacji z samym Bogiem. Przecież każdy z nas ma swojego Anioła stróża i pozornie wystarczyła by krótka modlitwa do Boga z uwzględnieniem przekazu naszej intencji - pytania. Wówczas Bóg ma możliwość bezpośredniego przekazu swojej woli lub poprzez naszego Anioła.  Dlaczego więc ta forma przekazu w tak wielu przypadkach nas zawodzi? Sądzę, że ok. 90 kilku procent wszystkich wierzących zaniedbuje tą formę komunikacji, albo po prostu w nią nie wierzy. Przeszkodą w tej formie komunikacji może być: brak koncentracji, życie w ciągłym chaosie i stresie, zaniedbany  stan naszej duszy,  głuchota duchowa.
A
andrzej
5 października 2014, 20:31
Konsumpcjonizm w naszych związkach jest alternatywą tego świata do życia w Bogu i z Bogiem.  Aby ten konsumpcjonizm i komercjalizm świadomie eliminować z naszego życia potrzebujemy darów Boga. Tylko Bóg udoskonala człowieka ku jego pełni i chyba nieograniczonym możliwościom. Tak dla przykładu; nawet obecnie nie znamy wszystkich możliwości naszego mózgu. Jedynie Bóg pragnie naszego dobra i jedynie On potrafi nas zrozumieć i nie odrzucić bez względu na nasze słabości (wrodzone i nabyte). Jakże często od partnera czy partnerki oczekujemy czegoś niemożliwego i nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Zaślepieni własnym egoizmem kreujemy sztuczny świat i zmuszamy nasze najbliższe otoczenie, aby go zaakceptował, a naszego partnera albo partnerkę, aby w tym świecie żył i się odnajdywał w miarę jego ewolucji. Takich przykładów może ekstremalnych, a tym samym i trudnych związków do pogodzenia jest o wiele więcej, jednak mają one wspólny mianownik. Zwykle jest nim nasze Ja, nasze ego i wszystkie słabości koegzystujące w tym naszym świecie włącznie z żądzami. Te ostatnie chyba są najgorsze, bo często mylimy je z potrzebami.
A
andrzej
5 października 2014, 20:31
Zapewne większość z nas słyszała o rekolekcjach ignacjańskich. Jest to jedna z wielu form treningu duchowego, który pomaga w tej formie komunikacji i nie tylko. Właśnie takie formy rozwoju duchowego pomagają nam w przyszłości w życiu z Bogiem na co dzień. Zwykle zaniedbujemy rozwój naszej duchowości po wejściu na kilka szczebli drabiny wiary, tak jakbyśmy zapomnieli, że jest ich o wiele więcej (niż te kilka). Wiara w Boga żywego nie ogranicza się jedynie do spędzania 1 godziny w ławce Kościoła tygodniowo. Taka wizja wiary jest fałszywa! Ograniczając się jedynie do tej formy wiary nie poznajemy szerzej i dokładniej Pisma Świętego, a o  głębszych rozważaniach bez tej znajomości nie ma możliwości. Znajomość Ksiąg Świętych jest oznaką dojrzałości wiary i jest początkiem rozwoju naszego ducha. Kolejna zaniedbywana przestrzeń w rozwoju duchowym to modlitwy do Ducha Świętego o jego dary. Większość z nich są niezbędne do świadomego życia w świecie pozostając w przyjaźni z Bogiem.
K
kate
5 października 2014, 11:18
Jeśli ktoś myśli, że małżeństwo chrześcijańskie jest wolne od tych zjawisk, to jest w błędzie. Bardzo byśmy chcieli, żeby małżeństwa kształtowała wiara, ale małzeństwa kształtuje kultura społeczna i niestety ona wcale dziasiaj małżeństwu nie sprzyja. Protesty przeciw obecnej kulturze są nietrafione, o ile nie dają żadnej alternatywy: broniąc małżeństwa trzeba podać, jak ma wyglądać społeczeństwo, w którym te małżeństwa będą zanurzone. Myślę, że czeka nas globalna rewolucja społeczna albo małzeństwo, w takiej postaci, które znamy, zaniknie.
!
!!
6 kwietnia 2013, 10:41
Często jednak katolicy nie rozumieją że nierozerwalnośc nie jest celem małżeństwa a jedynie wskazanym przez Chrystusa podstawowym warunkiem budowy sakramentalnego małżeństwa. Celami małżeństwa są: rodzicielstwo i budowa jedności małżeńskiej. ... ... Często jednak NAWET katolicy NIC nie rozumieją... bo "Ludzie urodzeni w drugiej połowie dwudziestego wieku, wychowywali się w społeczeństwie, które nie tylko straciło dawną strukturę wspierającą małżeństwa, ale otwarcie, wytrwale i przekonująco promuje wartości z małżeństwem sprzeczne"
F
franek
25 marca 2013, 10:23
Dla katolika małżeństwo jest nierozerwalnym Sakramentem. I tyle w temacie. Często jednak katolicy nie rozumieją że nierozerwalnośc nie jest celem małżeństwa a jedynie wskazanym przez Chrystusa podstawowym warunkiem budowy sakramentalnego małżeństwa. Celami małżeństwa są: rodzicielstwo i budowa jedności małżeńskiej. ...
Janusz Brodowski
25 marca 2013, 10:05
Ciekawe zestawienie zagrożeń. Pobudza mnie do przemyśleń.
DR
dobra rada
25 marca 2013, 09:46
"Kiedy relacje małżeńskie stają się psychologicznie bolesne czy też zaczynają hamować nasz rozwój, wokół znajduje się wielu terapeutów gotowych służyć nam pomocą przy rozwodzie." Od takich z daleka!
!
!
25 marca 2013, 08:39
Sakrament Małżeństwa nigdy nie będzie konsumpcją!! Bo JEST ŁASKĄ! Łaska sakramentu - tak bardzo poniewierana w dzisiejszych czasach, traktowana jako WIELKIE NIC.
25 marca 2013, 08:06
Dla katolika małżeństwo jest nierozerwalnym Sakramentem. I tyle w temacie.