Czy istnieje "zdrowa zazdrość"?
Mówi się, że to nie miłość jest ślepa, ale zazdrość, która po omacku ocenia tą pierwszą. Są jednak tacy, którzy twierdzą, że jest ona nieodłącznym elementem każdej relacji. Czy istnieje "zdrowa zazdrość", która ubogaca związek?
"Uczucie niepokoju co do wierności osoby kochanej, podejrzliwość i dążenie do wyłączności w tym zakresie, chęć przeciwdziałania ewentualnemu naruszeniu tej wyłączności" - tak o zazdrości czytamy w słowniku języka polskiego. Definicja ta pokazuje, że razem z zazdrością pojawia się lęk, zaborczość, a nawet zachłanność. Wiele osób przyznaje, że podejrzliwość prowadzi je do kontrolowania partnera i ograniczania jego wolności, co krok po kroku przekreśla zaufanie. A przecież ono jest podstawą trwałego związku.
Czasem postawa ukochanej osoby prowokuje w nas uczucie zazdrości - pojawia się jak każda inna emocja i nie można się za to winić. Czy jest jednak sens ją podsycać? W dojrzałym związku jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest szczera rozmowa o zachowaniu drugiej osoby i uczuciach, które w nas wywołuje. Wbrew pozorom dialog jest lekiem na wiele infekcji w relacji.
Dlaczego więc tak często zamiast niego puszczamy wodze wyobraźni i projektujemy sytuacje, które nie miały miejsca, a jedynie wywołują w nas niepotrzebne napięcia, a nawet doprowadzają do chorobliwego obłędu?
Źródeł trzeba szukać w samym sobie. To, jaką mamy samoocenę, na pewno rzutuje na nasze poczucie stabilności w związku. Im jest niższa, tym łatwiej przychodzi myślenie, że nie jesteśmy odpowiedni dla naszego partnera, "niewystarczająco dobrzy". Porównujemy się do osób, które ceni i stwierdzamy ze smutkiem, że nie dorastamy im do pięt. Nierzadko widzimy w nich rywali, a im bardziej mijamy się z prawdą, tym bardziej naszym wypaczonym spojrzeniem krzywdzimy tak siebie i swojego partnera, jak i osoby trzecie. Zazdrość zaciemnia umysł - w takich chwilach słabości trzeba spojrzeć w lustro i przypomnieć sobie o swojej wartości i wszystkich pozytywnych stronach, a także godności, dzięki której nie musimy czuć się gorsi od kogokolwiek. Być może, nauczeni życiem, trwamy w błędnym przekonaniu, że na miłość trzeba zasłużyć. Podczas gdy ona jest za darmo - kocha się przecież "nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic" (ks. Jan Twardowski). Jeśli mamy wątpliwości i brak nam wiary w bezinteresowne uczucia drugiej osoby, być może oznacza to, że nasza relacja nie jest oparta na prawdziwej miłości.
Trudno zgodzić się z poglądem, że zazdrością potwierdzamy miłość i mierzymy jej siłę. To raczej egocentryczna reakcja na zagrożenie utraty kogoś, kto jest nam potrzebny do realizacji naszych potrzeb i oczekiwań. Może i w pewnym stopniu zaborczość i podejrzliwość wprowadzają w związek dreszczyk emocji, kto jednak potrafi wyznaczyć im granicę? Jak przebiegła jest zazdrość określił dobrze grecki pisarz Antyfanes, mówiąc: "jak rdza zżera metal, tak też zazdrosnych zżera zazdrość". Z kolei polska artystka estradowa, Violetta Villas, śpiewała: "nie ma miłości bez zazdrości" - jeśli właściwie zinterpretować te słowa, można stwierdzić, że jest w nich ziarenko prawdy. Dopóki jesteśmy tylko ludźmi, w nasze niedoskonałe uczucia zawsze będzie się wkradać zazdrość. Ale jeśli zależy nam na dążeniu do prawdziwej miłości, pamiętajmy wciąż aktualne słowa Listu do Koryntian, które przekonują, że nie warto dać się opanować tej "rdzy" i dopuścić do "korozji serca" - doskonała "Miłość nie zazdrości".
Skomentuj artykuł