I nie opuszczę Cię aż do...

(fot. christopherselac/flickr.com)

Wielu nowożeńców w gruncie rzeczy nie wie, w jaki sposób sakrament małżeństwa może wpłynąć na owocność i trwałość ich związku. Młodzi często pytają, co w ich wspólnym życiu zmienia fakt małżeństwa zawartego w Kościele, i przyjmują ten sakrament, chociaż nie wiedzą po co.

GUS podaje, że w 2010 roku w Polsce zanotowano blisko 72 tys rozwodów. Jest to prawie 1/3 wszystkich małżeństw zawartych w zeszłym roku. Prawie 35 % rozpadających się małżeństw upatruje przyczynę fiaska związku w "niezgodności charakterów", dopuszczonej jako podstawa do rozwodu przez prawo cywilne. Jest to jednak dość "rozciągliwa" kategoria prawna, która w rzeczywistości obejmuje takie czynniki jak różnice w światopoglądzie lub wieku, podział obowiązków w domu, finanse, rozbieżne cele życiowe i inne podejście do religii. Poza tym do głównych powodów rozpadu małżeństw zalicza się: zdradę (24%), nadużywanie alkoholu (23%), problemy finansowe (9%) i inne przyczyny.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że spośród par decydujących się na definitywne rozstanie aż 40 tys to małżeństwa konkordatowe, czyli zawarte również w kościele, liczby te powinny niepokoić tych, którzy czują się odpowiedzialni za Kościół. Nawet jeśli nie wszyscy wchodzą w powtórne relacje, to i tak odsetek tych, którzy przestają się spowiadać i przyjmować komunię św., zwiększa się z roku na rok o kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Czy ten problem nie powinien nam spędzać snu z oczu?

Cieszymy się wprawdzie, że ludzie młodzi wciąż jeszcze tłumnie proszą o ślub kościelny, choć motywacje bywają nierzadko dość osobliwe: bo tak będzie ładniej, bo taka tradycja, bo rodzina tego oczekuje, bo jestem katolikiem. Ale czy ktoś przygląda się, co dzieje się z tymi parami po ceremonii ślubnej? Ilu z nich udaje się zbudować trwały i owocny związek? Dlaczego małżeństwa, które przysięgają miłość, wierność i uczciwość małżeńską przed ołtarzem, nieraz już po paru latach rozwodzą się? O tym już głośno mówić w Kościele nie chcemy, by nie zaburzać dobrego samopoczucia i po prostu, żeby nie zmierzyć się z problemem. Czy nam się to podoba czy nie, podskórnie dochodzi jednak do powolnej erozji sakramentalnego małżeństwa i trzeba coś zrobić, by ją wyhamować.

Dlaczego tak się dzieje?

Moim zdaniem, przede wszystkim szwankuje przygotowanie do małżeństwa. Najpierw po stronie wielu narzeczonych. Mówię to po trosze w oparciu o pewne doświadczenia z rekolekcji dla narzeczonych, które prowadzę co pewien czas wespół z doświadczonymi już małżeństwami, ale też z innych praktyk duszpasterskich. Jakże tu mówić o skuteczności sakramentu, skoro okazuje się, że całkiem spora grupa narzeczonych po prostu nie zna podstaw zdrowej i ludzkiej komunikacji, nie potrafi nazywać i wyrażać swoich uczuć i robi wielkie oczy, kiedy słyszy, że tego wszystkiego trzeba się po prostu uczyć. Przy tym zdarzają się i tacy, którzy naiwnie uważają, że wszystko jakoś samo się ułoży, że ta druga strona na pewno się zmieni "rozgrzana" małżeńską miłością.

Nie poprawia tego stanu tzw. mieszkanie razem przed ślubem, bo najczęściej chodzi tutaj o względy ekonomiczne i lokalowe. Życie pod jednym dachem wcale nie oznacza, że młodzi gruntownie się poznają, bo i te związki doświadczają nieraz poważnych kryzysów i rozpadają się.

Poza tym, niektórzy narzeczeni starają się tylko do ślubu, a potem wpadają w pułapkę, jak to nazywam, małżeńskiego niechlujstwa. Nie mają czasu na miłość, czyli bycie ze sobą, rozmowę nie tylko o pogodzie i kupnie mebli, słuchanie z uwagą, okazywanie sobie wdzięczności. Rzucają się w wir obowiązków. Inwestują głównie w mieszkanie, a nie w dom, czyli w ich wzajemne relacje. Brakuje im również czasu na seks, który będzie celebracją, prawdziwym spotkaniem, a nie pośpiesznym spełnianiem małżeńskich "powinności". Powracają do swoich starych nawyków, zawieszonych chwilowo dla niepoznaki w trakcie narzeczeństwa, by oczarować i zdobyć drugą stronę.

A po stronie oficjalnego Kościoła? Pewną naiwnością jest przekonanie, że kilka małointeresujących wykładów wygłoszonych w ramach kursu przedmałżeńskiego przez księdza lub siostrę zakonną, załatwi całą sprawę. Zwłaszcza że dotyczą one głównie formalno-prawnych aspektów sakramentu małżeństwa i metod planowania rodziny. Lepsze to niż nic. Trudno też ludzi przymuszać do czegoś więcej. Jednak powiedzmy sobie szczerze, że dla wielu narzeczeńskich par jedyną motywacją uczestnictwa w tego typu kursach przedmałżeńskich jest wymóg przedstawienia zaświadczenia z odpowiednimi pieczątkami, że się takowy kurs zaliczyło. Sami nie czują, że coś takiego jest potrzebne.

Czynnikiem sprzyjającym łatwemu rozchodzeniu się małżeństw sakramentalnych jest również nader legalistyczne podejście do małżeństwa, a także do innych sakramentów, jak chrzest, Eucharystia czy bierzmowanie. Często kandydatom do przyjęcia tych sakramentów wszystko kojarzy się jedynie z tzw. duszpasterstwem karteczkowym: wypełnieniem określonych prawnych wymogów, zaliczaniem, przedstawianiem świstków z podpisami i pieczątkami. Dzieci muszą zbierać podpisy, że chodziły w niedzielę do Kościoła, że obeszły pierwsze piątki miesiąca. Narzeczeni, chrzestni i kandydaci do bierzmowania muszą pójść do spowiedzi. Wygląda to wówczas tak, jakby załatwiali sprawę w urzędzie, a nie spotykali się z Bogiem i wspólnotą Kościoła. Nic dziwnego, że później małżeństwo sakramentalne traktuje się jak kontrakt, który w dowolnym momencie można w miarę swobodnie zerwać. Przecież to tylko papier. Podobnie z komunią świętą czy spowiedzią. Jak to się dzieje, że przez lata katechezy i przygotowania do tych sakramentów, dzieci i młodzież często nie odkrywają głębszej motywacji religijnej, nie dostrzegają, że w sakramentach spotykają Boga i że te sakramenty mają istotny związek z ich życiem? Do czego więc wychowujemy rzesze tych młodych ludzi? Czy w duszpasterstwie nie chodzi jednak o coś więcej?

Poza tym, okazuje się, że wielu nowożeńców w gruncie rzeczy nie wie, ( bo również nie wiedzą tego, ci którzy ich przygotowują) w jaki sposób sakrament małżeństwa może wpłynąć na owocność i trwałość ich związku. Niektórzy myślą wręcz, że idzie tutaj tylko o zalegalizowanie współżycia seksualnego ("teraz to już wszystko wolno"). Wprawdzie mówi się o świętości małżeństwa, o powołaniu małżonków, ale brzmi to jak teologiczny slogan, który trudno przełożyć na życie codzienne. Młodzi często pytają, co w ich wspólnym życiu zmienia fakt małżeństwa zawartego w Kościele, i przyjmują ten sakrament, chociaż nie wiedzą po co.

Wiele wskazuje na to, że w Kościele powszechnym, a u nas w Polsce w sposób szczególny, nie odkryliśmy jeszcze w pełni konsekwencji istniejącego związku między małżeństwem i Eucharystią, między małżeństwem a Kościołem, o czym wspomina św. Paweł w Liście do Efezjan (Ef 5). To zadanie wciąż stoi przed nami otworem. Za słabo na ambonach wybrzmiewa również wspólnotowy i społeczny wymiar małżeństwa. Wbrew pozorom, ślub kościelny to nie prywatna sprawa dwojga ludzi, tyle że w ładnym wystroju i rodzinnym gronie.

Szukać sposobów odnowy

Co więc robić? Dążyć do prawnego zakazu rozwodów? To chyba nie byłoby najlepsze rozwiązanie. Co chwilę, zwłaszcza podczas masowych zgromadzeń z okazji kościelnych uroczystości, kaznodzieje i biskupi wygłaszają peany na cześć rodziny, przypominają o godności małżeństwa, bronią tej instytucji przed rozmaitymi wrogami, pochwalają geniusz kobiety i macierzyństwa. I często, niestety, na tym się kończy. Samo gadanie o małżeństwie i rodzinie nie pomoże. Konieczne są bardziej miarodajne kroki. Najwyższy czas, by zacząć solidną pracę u podstaw.

Potrzebujemy pogłębionej refleksji nad egzystencjalnym powiązaniem wszystkich sakramentów z codziennością, a małżeństwa w szczególności. Często widzimy w nich (nie wykluczając duszpasterzy) jednorazowe akty, "święte rzeczy", a przecież są to dynamiczne rzeczywistości mające podtrzymać relację z Bogiem i bliźnimi oraz przemieniać nas wewnętrznie. Przypominają one raczej drogę niż krótkotrwały i na poły magiczny rytuał. Sakrament małżeństwa jest o tyle specyficzny, że jego "materią" (tak jak w Eucharystii chleb i wino), przez którą przepływa łaska Chrystusa są sami małżonkowie z krwi i kości. Jeśli oni udzielają sobie tego sakramentu, to także po ślubie ten proces się nie kończy. Pytanie jak uobecnia się ten sakrament w relacjach małżonków tak, aby czerpali z niego siłę na co dzień. Przez jakie akty i gesty łaska Chrystusa przychodzi do małżonków? Te pytania wcale nie są takie łatwe, ale musimy sobie je stawiać, jeśli chcemy bardziej świadomego przeżywania sakramentu małżeństwa.

Należy również gruntownie zastanowić nad udoskonaleniem formy i treści przedmałżeńskich kursów. Nie mówię, żeby znieść "karteczki", bo doświadczenie pokazuje, że czasem coś może człowiekowi zaświtać w głowie, nawet jeśli grzeje ławę w salce z "musu". Kursy takie zdecydowanie wypadają lepiej, gdy osobami przygotowującymi są małżonkowie, ewentualnie razem z duchownymi. Małżonkowie są bardziej przekonujący, jeśli świadczą o swoim przeżywaniu małżeństwa i nie wpadają w pokusę moralizowania lub "teologizowania", co zdarza się właśnie osobom duchownym i zakonnym. Wprawdzie tu i ówdzie pojawiają się takie ambitniejsze propozycje, jak wspomniane przeze mnie rekolekcje dla narzeczonych prowadzone przez ruchy oddolne (Małżeńskie Drogi czy Spotkania Małżeńskie), ale w skali kraju wciąż mamy ich tyle co na lekarstwo. "Góra" wykazuje mniej wrażliwości na tego typu potrzebę w Kościele.

Co rusz słyszę o konieczności zajęcia się w Kościele parami niesakramentalnymi, tymi bez ślubu kościelnego i tymi po rozpadzie pierwszego związku sakramentalnego. Słuszny postulat, zważywszy na fakt, że liczba wierzących żyjących w takim stanie rośnie. Poza tym, ta sytuacja stwarza poważne wyzwanie duszpasterskie, które również wolimy przemilczeć niż spokojnie i rzeczowo o nim podyskutować. Udajemy w ten sposób, że problemu nie ma. A statystyki dowodzą, że jest. Różne są bowiem powody rozpadu małżeństw. Nie każdy związek ustaje wskutek wygodnictwa i zgody obu stron. Nieraz cierpi na tym szczególnie jedna strona. Jeśli, na przykład, młody małżonek zostanie zdradzony i opuszczony przez współmałżonka, to według prawa kościelnego powinien on do śmierci trwać w samotności lub czekać cierpliwie na ewentualny powrót pogubionego współmałżonka. Ale czy w ten sposób nie wymaga się od takiej osoby heroizmu? W praktyce, wiele z tych opuszczonych osób wchodzi w powtórne związki, ale równocześnie pozbawia się pełnego uczestnictwa w Eucharystii. Niektóre zachowują związek z Kościołem, inne dają sobie spokój.

Jednak zdecydowany nacisk należy położyć na prewencję i profilaktykę, niż na leczenie ran. Jeszcze większej troski potrzebują już istniejące małżeństwa sakramentalne. I nie może się ona sprowadzać jedynie do niedzielnej mszy św. i "doszkolenia" rodziców przy okazji komunii św i bierzmowania dziecka. W ten sposób za dużo czasu poświęca się w duszpasterstwie dzieciom, za mało dorosłym. Cóż z tego, że dziecko przyjmie Pierwszą Komunię św., jeśli niedługo po niej znika z kościoła, bo rodzice "zaliczyli" religijny obowiązek i już się z dzieckiem w kościele nie pokazują?

Trzeba więc szukać nowych dróg wspierania małżeństw, jeśli rzeczywiście zależy nam na ich dobru. Można zacząć od wspólnot parafialnych, by w ich obrębie tworzyć grupy wsparcia i modlitwy, umożliwiać rozmowy w darmowych lub częściowo odpłatnych poradniach małżeńskich, zwłaszcza dla tych, którzy przeżywają kryzys. Oczywiście, nie wszyscy od razu zaleją poradnie i salki przyparafialne, bo jak zaznaczyłem, problem tkwi również w słabej świadomości niektórych małżonków co do konieczności ciągłej pracy nad ich związkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że znajdą się małżonkowie, którzy oczekują dodatkowego wsparcia i porady, jak wypełniać ich chrześcijańskie powołanie w świecie. W związku z poczęciem i wychowaniem dzieci, pracą, prowadzeniem biznesu, rodzi się mnóstwo dylematów. Często małżonkowie nie mają się do kogo zwrócić w godzinie przeciążenia i frustracji, bo księża nie są przygotowani do tego typu towarzyszenia. Okazanie większej pomocy małżonkom zakłada jednak gruntowne reformy zarówno w formacji kapłańskiej jak i w sposobie prowadzenia parafii. Zrozumiałą bowiem jest rzeczą, że księża będą unikać małżonków i ich kłopotów, jeśli w seminarium ten sakrament traktuje się jako "jeden" z wielu sakramentów, jeśli klerycy mają mizerny kontakt z małżonkami i rodzinami, jeśli brakuje im przygotowania do towarzyszenia duchowego, jeśli ksiądz obładowany zostaje (lub sam obładowuje się) katechezą, jeśli w parafiach nastawieni będziemy tylko na szafowanie sakramentami.
Tak czy owak, w Kościele w Polsce musimy twórczo i odważnie podjąć te wyzwania, potraktować je jako znak czasu, nawet jeśli zachęcają one do zmiany utartych szlaków w myśleniu o małżeństwie i duszpasterstwie. Jeśli tego nie zrobimy, nie dziwmy się, że liczba rozwodów rośnie, a małżeństwa sakramentalne zawierane są zbyt lekkomyślnie.

Tekst ten traktuję jedynie jako pewien wstęp i zachętę do dyskusji, do której serdecznie zapraszam czytelników portalu DEON.pl. Jakie są Wasze spostrzeżenia w tej kwestii? Także te dotyczące prawnych, ekonomicznych i społecznych uwarunkowań małżeństwa w Polsce. Co można by zrobić, aby było lepiej?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

I nie opuszczę Cię aż do...
Komentarze (141)
N
Narzeczona
18 września 2014, 09:55
jak zwyykle to samo. kilometry wywodów na temat jak to młodzi nie rozumieją czym jest sakrament małzeństwa i żadnej konkretnej odpowiedzi. super. wielkie dzięki. nie ma to jak dobre wodolejstwo. a ja wlasnie szykuję się do ślubu i potrzebuję konkretów. Pilnie!! chcę żeby to było więcej niż "na poły magiczny rytuał". A zostawia nas ojciec jak sieroty bez odpowiedzi na  "Pytanie jak uobecnia się ten sakrament w relacjach małżonków tak, aby czerpali z niego siłę na co dzień. Przez jakie akty i gesty łaska Chrystusa przychodzi do małżonków?
18 września 2014, 10:17
1. Warunkiem pełnego uczestnictwa i uobecniania - jest jak w przypadku Eucharystii - Łaska uświęcająca. 2. Uobecnia sią poprzez pomoc wzajemną, opiekę i akty małżeńskie. ----------------------- Dlaczego kursy predmałżeńskie dają tak mało? Bo do Sakrementu małżeństwa powinny być dopuszczena tylko osoby dojrzałe, odpowiedzialne i wierzące... jak na kurs przyjda niedojrzałe,nieodpowiedzialne  i niewierzące do kurs niewiele da... Kiedy zaczyna się wychowanie człowieka do małżenstwa? Jakoś tak ... w momecie urodzenia się.
J
Justyna
16 września 2014, 19:02
A tak to dochodzi właśnie do rozwodów, do unieważnien i itd. A kursy przedmałżeńskie są własnie po to aby uświadomić i dać odpowiedz już do końca czy tak naprawdę to jest miłośc czy nie. Jesli tak to można przezyc starosć z Panem Bogiem i z człowiekiem dostanym w darze od niego i cieszyć sie owocami czyli dziećmi, wnukami i prawnukami. Przecież tyle rodzin co stosuje sie do tego wszystkiego to własnie wygrywają bo są i żyją z Panem Bogiem a Pan Bóg z każdym człowiekiem.  Więc zakończę moje zadanie na temat MAŁŻEŃSTWO DWOJGA LUDZI - KOBIETY U MĘŻCZYZNY. I Wiara wspólna wiara małżonków daje wszystko.  Pozdawiam wszystkich czytających moje słowa. 
A
anonim
16 września 2014, 22:09
A tak to dochodzi właśnie do rozwodów, do unieważnien i itd. --- Piszesz nieprawdę. Nie dochodzi do żadnych unieważnień!
J
Justyna
16 września 2014, 18:52
Ja również zgodzę sie z Panią Anna i z kilkoma zdaniami co napisała.  Tak naprawdę ślub zawiera sie po to aby Bóg pobłogosławił już w pierwszym dniu po zawarciu małżenstwa i aż do końca życia, i nie bez powodu sie przysięga " ...i nie opuszczę Cię aż do śmierci" bo to przecież w pierwszym dniu i na resztę dni życia Bóg pobłogosławił i tego sie powinno trzymać oczywiscie jeśli sie wyznaje chcrześcijaństwo. Bo inna sprawa sie pojawia właśnie poprzez wiarę i w co się wierzy!!! W dzisiejszych czasach człowiek sobie sam ustala w co wierzy i dązy poprostu do tego oczywiescie przytaczam tutaj problem głównie w Wiarę. I zaznaczę jeszcze jedno jeśli sie spotkają np dwie wiary w takim małżeństwie to wtedy pojawia sie temat bardzo poważny ponieważ w takiej sytuacji dochodzi do rozpadu wszystkiego i w pierwszej kolejności małżeństwa.Bo jeśli kapłan ktory błogosławi to małżeństwo i przecież z jego ust wypływaja te słowa i to bardzo wyrażnie! że "co Bóg złączył niech człowiek nie rozdziela"!!!!
DW
dobry wniosek
29 września 2013, 21:23
"...Zastanawiam się przy tym, czy rozwój duszpasterstwa dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych, przy jednoczesnym zaniedbaniu formacji przedmałżeńskiej i formacji małżeństw nie poprowadzi do prostego wniosku osoby, które podejmują decyzję o rozbiciu małżeństwa, że i tak znajdą swoje miejsce w Kościele, więc w zasadzie nie warto o trwałość małżeństwa walczyć... (?)...."  
A
Anna
26 września 2013, 10:06
Dziękuję Autorowi za artykuł! Od lat nie umiem się pogodzić z tym, jak traktuje się w Kościele tzw. formację przedmałżeńską, bo nie oszukujmy się, w znacznej większości przypadków traktuje się ją po macoszemu. Śluby kościelne, by było ładnie i kulturowo ok. to powszechność, wpisująca się idealnie w nastawioną na estetykę i konsumpcję upadającą cywilizację, dawniej chrześcijańskiej, dziś neopogańskiej Europy. Czy nie za mało jest w Kościele rozmów i działań wokół tematu pogłębiania świadomości wiernych, czym jest małżeństwo w Kościele? Czy nie za mało mówi się o pięknie małżeństwa i wartości jaką niesie ze sobą ten sakrament? Skoro rodzina jest podstawą społeczeństwa, a ma się coraz gorzej, przyszłość nie jawi się zbyt jasno. Zastanawiam się przy tym, czy rozwój duszpasterstwa dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych, przy jednoczesnym zaniedbaniu formacji przedmałżeńskiej i formacji małżeństw nie poprowadzi do prostego wniosku osoby, które podejmują decyzję o rozbiciu małżeństwa, że i tak znajdą swoje miejsce w Kościele, więc w zasadzie nie warto o trwałość małżeństwa walczyć... (?). Wiele razy zastanawiałam się, czy dobrym rozwiązaniem nie byłoby odmawianie ślubu kościelnego osobom niegotowym, nieprzygotowanym do zawarcia małżeństwa w Kościele z jednoczesną propozycją odłożenia decyzji o zawarciu związku na czas odpowiedniej formacji (półrocznej, rocznej...?). Przecież często narzeczeni potrzebują powtórnego katechumenatu, jeśli w ogóle ten pierwszy miał miejsce w ich życiu. Kapłani przygotowują się do święceń kilka lat. Nie widzę powodów żeby uspakajać sumienie zapewnieniem narzeczonym kursu weekendowego czy nawet trwającego kilka spotkań. .. Brak odpowiednich propozycji duszpasterskich daje, według mnie, sygnał, że ślub kościelny to ,,nic takiego" i tak właśnie jest przez nasze społeczeństwo traktowany. Czerwony dywan, ładne kwiaty i muzyka i ksiądz, który powinien koniecznie powiedzieć coś miłego. Byłam na takim ślubie. Dziś ci nieprzygotowani do sakramentu młodzi składają pozew o rozwód, znowu nie zdając sobie kompletenie sprawy z tego, co robią z rzeczywistością sakramentu, którego sobie udzielili. Przecież rozpad każdego małżeństwa to nie tylko osobista tragedia dwojga ludzi, ale rana całego Kościoła i rana Serca Boga.
A
anonim
16 września 2014, 22:08
Kapłani przygotowują się do święceń kilka lat. Nie widzę powodów żeby uspakajać sumienie zapewnieniem narzeczonym kursu weekendowego czy nawet trwającego kilka spotkań. .. --- Anna, masz fałszywe wyobrażenia o przygotowaniach do zawarcia małżeństwa, bo wbrew temu co piszesz nie jest to ani kurs weekendowy ani kilka spotkań. Przygotowania do małżeństwa realizowane jest przez wiele lat w trakcie lekcji religii. Od wielu lat jest również w szkole taki przedmiot jak "Wychowanie do życia w rodzinie". To co Ty nazywasz przygotowaniem do małżeństwa to są wyłącznie nauki przedślubne odbywane bezpośrednio przed zawarciem małżeństwa. I śmiem twierdzić, że skoro tyle lat edukacji daje taki efekt jak daje, to przymuszanie do jakichś kolejnych wielomiesięcznych formacji będzie traktowane przez narzeczonych tak samo jak nauki przedmałżeńskie i będzie dawało efekt dokładnie taki sam jak cała wieloletnia edukacja. Tyle że będzie powszechne narzekanie że klechom odbiło...
G
Gosia
25 września 2013, 13:55
LS
le sz
10 lutego 2013, 21:37
Jeśli małżeństwo to przymierzem z Bogiem. Jesli Jezus podkresla jednożeństwo. Zadaję sobie pytanie co to jest unieważnienie ślubu kościelnego. Nic innego jak świadone otwarcie furtki do piekła ... Twoje pytanie i Twoja odpowiedź są konsekwencjami Twoich braków w wiedzy. Najpierw kwestia wyjaśnienia podstawowych pojęć. Zgodzisz się mam nadzieję z tym, że unieważnienie to jest uczynienie czegoś nieważnym? I nie sądzisz mam nadzieję, że można uczynić nieważnym coś co już i tak jest nieważne? I że aby coś uczynić nieważnym to wpierw musi być to ważne? Zapewne się zdziwisz, ale w Kościele nie ma czegoś takiego jak unieważnienie ślubu. Jeżeli małżeństwo zostało ważnie zawarte to żadna siła nie jest w stanie go unieważnić czyli uczynić nieważnym! Może być jednak tak, że z jakichś powodów małżeństwo zawierane było nieważnie, że były jakieś przyczyny z powodu których małżeństwo nie mogło być ważnie zawarte. Wówczas usiłowanie zawarcia takiego małżeństwa nie mogło być skuteczne, takie małżeństwo nie mogło zostać skutecznie zawarte. O takim małżeństwie mówimy że zostało ono zawarte nieważnie, że takie małżeństwo jest nieważne. I jeżeli wykryje i udowodni się coś takiego to wydane zostaje orzeczenie o tym że takie małżeństwo jest zawarte nieważnie i w związku z tym nigdy nie zaistniało. Zwróć uwagę, że nie ma tu żadnego unieważnienia, a jest jedynie stwierdzenie i orzeczenie nieważności. Widzisz różnicę?
X
xxx
16 września 2014, 13:01
nie uznaje stwiedzen niewaznosci slubu !!
A
anonim
16 września 2014, 13:48
To się nazywa ośli upór. A uznajesz dzień i noc?
M
mysz
10 lutego 2013, 19:43
Jeśli małżeństwo to przymierzem z Bogiem. Jesli Jezus podkresla jednożeństwo. Zadaję sobie pytanie co to jest unieważnienie ślubu kościelnego. Nic innego jak świadone otwarcie furtki do piekła
Z
zosia
9 lutego 2013, 21:24
Witam serdecznie, jestem studentką na UKSW - studia doktoranckie- prowadzę ankietę wśród ojców nt. obrazu ojca we współczesnej rodzinie polskiej i dlatego podpytuję o ewentualną pomoc w jej rozprowadzeniu internetowym wśród ojców. To do celów naukowych i anonimowo oczywiście. Dziękuję za każda pomoc!!! Pozdrawiam serdecznie Zofia Bańdur http://www.ebadania.pl/ba9290b2004d33a7
NZ
nie zgadzam się
7 lutego 2013, 22:33
Bóg kocha Was ale nie zgadza się z wyborami , których dokonaliście... ... Tego nie wiemy, tego nie znamy.
K
karygodne
26 listopada 2012, 11:34
niekonsekwencja jest ze strony duszpasterzy opiekujących się związkami niesakramentlanymi, którzy uważają, że nie można odejść ze związku cudzołożnego w sytuacji, gdy urodzą się w nim dzieci, albo też partner jest chory i potrzebuje opieki, itp. Niby przysięga obowiązuje w całości, a więc i miłość i wierność i uczciwość w stosunku do małżonka sakramentalnego, ale w sumie przestaje obowiazywać (?) gdy się żyje już parę lat w konkubinacie. Tak to wygląda wtedy dzieci z prawowitego łoża nie są już ważne, bo ważniejsze są te z nieprawego łoża karygodne, ale tak nauczają księża, którzy o dzieciach i ojcostwie nie mają zielonego pojęcia mogliby chociaż trzymać się słów Jezusa, ale niestety wymyslili nową naukę, która jest całkowitym zaprzeczeniem słów: "Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. 3 Odpowiadając zapytał ich: "Co wam nakazał Mojżesz?" 4 Oni rzekli: "Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić". 5 Wówczas Jezus rzekł do nich: "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. 6 Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: 7 dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę 8 i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. 9 Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!" 10 W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. 11 Powiedział im: "Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. 12 I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo".
:
:(
26 listopada 2012, 11:19
"Co rusz słyszę o konieczności zajęcia się w Kościele parami niesakramentalnymi, tymi bez ślubu kościelnego i tymi po rozpadzie pierwszego związku sakramentalnego. Słuszny postulat, zważywszy na fakt, że liczba wierzących żyjących w takim stanie rośnie.(...)Różne są bowiem powody rozpadu małżeństw. Nie każdy związek ustaje wskutek wygodnictwa i zgody obu stron. Nieraz cierpi na tym szczególnie jedna strona. Jeśli, na przykład, młody małżonek zostanie zdradzony i opuszczony przez współmałżonka, to według prawa kościelnego powinien on do śmierci trwać w samotności lub czekać cierpliwie na ewentualny powrót pogubionego współmałżonka. Ale czy w ten sposób nie wymaga się od takiej osoby heroizmu?" CHWILECZKĘ. JEZUS CHRYSTUS WYMAGAŁ HEROIZMU? ON AŻ TAK NIE ZNAŁ CZŁOWIEKA?!? NIE WIERZĘ KSIĘDZU! CO SIĘ POROBIŁO NA TYM ŚWIECIE? :(
26 listopada 2012, 11:02
@Dariusz Piórkowski SJ 1. "Przygotowanie kandydatów do małżeństwa zaczyna się... w momencie ich narodzin, a może nawet trochę wcześniej" - to z kursu przedmałżeńskiego, w którym uczestniczyłem. 2. Sakrament małżeństwa jest traktowany tak samo jak wszystkie inne sakramenty.  Albo trwale - albo jednorazowo... Komunie Św przyjmuje raz i koniec - zero wpływu na moje zycie... Sakrament małżeństwa - przyjmuję raz i koniec zero wpływu na moje zycie... (drugi raz wezmę cywilny) 3. Czy zna Ojciej jakiegoś katolika traktującego Dekalog na serio, który mógłby życ nie dokonując heroicznych wyborów? 4. Dotarcie do ludzi zyjących z związkach nieskaramentalnych, koniecznośc pracy duszpasterskiej z nimi... no cóż to jest najczęsciej praca misyjna, tyle że w najdzikszym i najbardziej nieprzyjazym środowisku gdzie nawet Jezusowi nie udało się zdziałać cudu - wsród ziomków. Największym problemem jest by przekazac jasno informację: Bóg kocha Was ale nie zgadza się z wyborami , których dokonaliście... 
O
ojtam
26 listopada 2012, 10:26
Jak ktoś w młodości ma zasady, by być wiernym i uczciwym to może mieć te zasady do śmierci - 1. ze względu na wiarę w Jezusa Chrystusa lub 2. ze względu na swoje zasady wewnętrzne wierność nie jest cechą li tylko katolików. zgadzam sie, dokladnie to mialam na mysli :) prosto i na temat.
O
ojtam
26 listopada 2012, 10:24
czytac nie potraficie? naprawde? nie przeceniaj słów pisanych chcesz zrozumieć człowieka wirtualnie? po co tyle złości? Masz racje nie da sie zrozumiec wszystkich ale mozna sie starac ;) zezloscilo mnie tylko nadinterpretowanie moich wypowiedzi. Nie moge pojac jak mozna czytac czyjas wypowiedz i odpowiadac atakujac kogos tylko dlatego ze sie nie chcialo przeanalizowac chociazby calego postu, bo juz nawet nie dyskusji... patrz. ja o ludziach nieuznajacych malzenstwa jako sakramentu (np. malzonkow cywilnych, konkubinatow z przekonania) a ktos tam o tym ze przeciez jestesmy katolikami wiec malzenstwo jest nierozerwalne :/
D&
do "ojtam"
26 listopada 2012, 10:14
czytac nie potraficie? naprawde? nie przeceniaj słów pisanych chcesz zrozumieć człowieka wirtualnie? po co tyle złości?
A
AMEN.
26 listopada 2012, 10:11
Jak ktoś w młodości ma zasady, by być wiernym i uczciwym to może mieć te zasady do śmierci - 1. ze względu na wiarę w Jezusa Chrystusa lub 2. ze względu na swoje zasady wewnętrzne wierność nie jest cechą li tylko katolików. Przede wszystkim wierny jest Bóg, ale czlowiek tez może być wierny "jak pies", albo j ak katolik ufający Bogu i dlatego wierny ze względu na Niego.
O
ojtam
26 listopada 2012, 10:09
masz prawo sie nie zgadzac ale nie mozemy pewnie zalozyc ze wszyscy sa wstanie zaakceptowac zdrady malzonka i dalej z tym zyc. ty mozesz godzic sie na to ze partner cie nie szanuje ale inni maja prawo robic inaczej. piszac w skrocie: to ze nie akceptuja cudzolostwa nie jest rownoznaczne z ich checia do trwania w zwiazku malzenskim w ktorym ich ktos zdadza. byloby to jakos malo logiczne zwlaszcza dla osoby nie zwiazanej w zaden sposob z przekonaniem ze malzenstwo jest sakramentem (byli wsrod nich ateisci i osoby innych wyznan) tu piszesz o małżonkach więc odpowiedź jest też o małżonkach <a href="http://www.kryzys.org">www.kryzys.org</a> no ja was blagam! czytac nie potraficie? naprawde?
D&
do "ojtam"
26 listopada 2012, 10:06
masz prawo sie nie zgadzac ale nie mozemy pewnie zalozyc ze wszyscy sa wstanie zaakceptowac zdrady malzonka i dalej z tym zyc. ty mozesz godzic sie na to ze partner cie nie szanuje ale inni maja prawo robic inaczej. piszac w skrocie: to ze nie akceptuja cudzolostwa nie jest rownoznaczne z ich checia do trwania w zwiazku malzenskim w ktorym ich ktos zdadza. byloby to jakos malo logiczne zwlaszcza dla osoby nie zwiazanej w zaden sposob z przekonaniem ze malzenstwo jest sakramentem (byli wsrod nich ateisci i osoby innych wyznan) tu piszesz o małżonkach więc odpowiedź jest też o małżonkach <a href="http://www.kryzys.org">www.kryzys.org</a>
D&
do "ojtam"
26 listopada 2012, 10:05
sama nie wiesz o czym piszesz? bo najpierw piszesz odp o młodych nie żyjących w małżństwie, a potem piszesz o żyjących z małżeństwie zastanów się o co Ci chodzi i nie krzycz odpowiedź była do tej drugiej częsci Twojej wypowiedzi
O
ojtam
26 listopada 2012, 09:26
quote]ależ bzdury czy to nie portal katolików???? skoro to chyba portal katolików zobacz tutaj: kryzys.org i masz odpowiedź, jak postępują katolicy, czy na zdradę odpowiadają zdradą????????? be ze du ra!!! Ile masz lat? wez nie wyskakuj mi z kryzys.org jak czytac nie potrafisz ze zrozumieniem! tak wlasnie jest dyskutowac z kims kto wybiera sobie jedno zdanie i nie uwzglednia calego kontekstu... ja odnosilam sie do wypowiedzi osoba swiecka wierzaca 'i ci młodzi nie znając zupełnie poglądów KK, oraz nie wszyscy z nich to byli katolikami - i mieli takie samo zdanie na ten temat !! - JAKIE? - że cudzołóstwo jest ogromnycm złem!!!!!!! Tak myślą młodzi, a byli to: pół na pół katolicy i inne wyznania oraz ateiści - WSZYSCY oni twierdzą, że cudzołóstwo jest złem.' no chyba mam teraz prawo napisac o Twojej wypowiedzi: ALEZ BZDURY! naucz sie czytac ze zrozumieniem
ZZ
zdrada za zdradę??????
26 listopada 2012, 08:27
masz prawo sie nie zgadzac ale nie mozemy pewnie zalozyc ze wszyscy sa wstanie zaakceptowac zdrady malzonka i dalej z tym zyc. ty mozesz godzic sie na to ze partner cie nie szanuje ale inni maja prawo robic inaczej. piszac w skrocie: to ze nie akceptuja cudzolostwa nie jest rownoznaczne z ich checia do trwania w zwiazku malzenskim w ktorym ich ktos zdadza. byloby to jakos malo logiczne zwlaszcza dla osoby nie zwiazanej w zaden sposob z przekonaniem ze malzenstwo jest sakramentem (byli wsrod nich ateisci i osoby innych wyznan) ależ bzdury czy to nie portal katolików???? skoro to chyba portal katolików zobacz tutaj: kryzys.org i masz odpowiedź, jak postępują katolicy, czy na zdradę odpowiadają zdradą?????????
O
ojtam
25 listopada 2012, 21:04
nie zgadzam się z tym całkowicie i pewnie oni też nie masz prawo sie nie zgadzac ale nie mozemy pewnie zalozyc ze wszyscy sa wstanie zaakceptowac zdrady malzonka i dalej z tym zyc. ty mozesz godzic sie na to ze partner cie nie szanuje ale inni maja prawo robic inaczej. piszac w skrocie: to ze nie akceptuja cudzolostwa nie jest rownoznaczne z ich checia  do trwania w zwiazku malzenskim w ktorym ich ktos zdadza. byloby to jakos malo logiczne zwlaszcza dla osoby nie zwiazanej w zaden sposob z przekonaniem ze malzenstwo jest sakramentem (byli wsrod nich ateisci i osoby innych wyznan)
NP
nie podejrzewam
25 listopada 2012, 18:32
czesto takie cudzolozne zwiazki sa efektem cudzolostwa jednego z malzonkow sakramentalnych. podejrzewam ze w takiej sytuacji ci mlodzi ludzie nie zgodzili by sie na dalsze zycie ze zdradzajacym ich malzonkiem (nie kazdy jest w stanie zapomniec) i mogliby zaczac szukac nowego zwiazku w ktorym oczekiwaliby wylacznosci/wiernosci. nie zgadzam się z tym całkowicie i pewnie oni też nie
O
ojtam
25 listopada 2012, 18:25
do osoba swiecka wierzaca Jak bardzo się zawiodą na duchownych niedługo, kiedy to, gdy będą w kryzysie małżeńskim księża zaczną im doradzać rozwód. DO DUCHOWNYCH - OPAMIĘTAJCIE SIĘ! no ci mlodzi nie akceptuja moze cudzolostwa ale domyslam sie ze czesc z nich nie zaakceptowala by tez zycia z cudzoloznikiem (mezem/zona sakramentalna) ktory ich zdradza. problem cudzolostwa nie odnosi sie jedynie do tzw malzenstw niesakramentalnych. czesto takie cudzolozne zwiazki sa efektem cudzolostwa jednego z malzonkow sakramentalnych. podejrzewam ze w takiej sytuacji ci mlodzi ludzie nie zgodzili by sie na dalsze zycie ze zdradzajacym ich malzonkiem (nie kazdy jest w stanie zapomniec) i mogliby zaczac szukac nowego zwiazku w ktorym oczekiwaliby wylacznosci/wiernosci.
osoba świecka wierząca
20 listopada 2012, 08:52
do @ojtam niekonsekwencja (TO NIE JEST NIEKONSEKWENCJA - TO JEST JAKIEŚ UPOSLEDZENIE ROZUMU?) jest ze strony duszpasterzy opiekujących się związkami niesakramentlanymi, którzy uważają, że nie można odejść ze związku cudzołożnego w sytuacji, gdy urodzą się w nim dzieci, albo też partner jest chory i potrzebuje opieki, itp. Niby przysięga obowiązuje w całości, a więc i miłość i wierność i uczciwość w stosunku do małżonka sakramentalnego, ale w sumie przestaje obowiazywać (?) gdy się żyje już parę lat w konkubinacie. Tak to wygląda Niedawno była dyskusja młodych nie znających poglądów Kościoła Katolickiego na temat małżeństw cywilnych, które księża nazywają również małżeństwem i podnoszą do rangi pseudo"sakramentalnego", i ci młodzi nie znając zupełnie poglądów KK, oraz nie wszyscy z nich to byli katolikami - i mieli takie samo zdanie na ten temat !! - JAKIE? - że cudzołóstwo jest ogromnycm złem!!!!!!! Tak myślą młodzi, a byli to: pół na pół katolicy i inne wyznania oraz ateiści - WSZYSCY oni twierdzą, że cudzołóstwo jest złem. Jak bardzo się zawiodą na duchownych niedługo, kiedy to, gdy będą w kryzysie małżeńskim księża zaczną im doradzać rozwód. DO DUCHOWNYCH - OPAMIĘTAJCIE SIĘ!
B
ble
20 listopada 2012, 08:42
do @ojtam niekonsekwencja jest ze strony duszpasterzy opiekujących się związkami niesakramentlanymi, którzy uważają, że nie można odejść ze związku cudzołożnego w sytuacji, gdy urodzą się w nim dzieci, albo też partner jest chory i potrzebuje opieki, itp. Niby przysięga obowiązuje w całości, a więc i miłość i wierność i uczciwość w stosunku do małżonka sakramentalnego, ale w sumie przestaje obowiazywać (?) gdy się żyje już parę lat w konkubinacie. Tak to wygląda
O
ojtam
19 listopada 2012, 14:45
'I nie opuszczę cię aż do ... czasu gdy wejdę w związek niesakramentalny..."  do niekonsekwencja ja dostrzegam niekonsekwencje z twojej strony :) bo niby cytujesz czesc przysiegi ale nie podajesz jej pocztku czyli: 'i slubuje ci milosc WIEROSC i uczciwosc malzenska' czyli co czesc przysiegi jest wazniejsza a czesc mniej wazna? jesli ktos lamie pierwsza czesc przysiegi (cudzoloznik zdradzajacy zone lub meza) to ok ale juz ta pokrzywdzona strona uslyszy oj uslyszy od zyczliwych a pamietasz jak slubowales/as  'i nie opuszcze cie az do smierci'?  to jest hipokryzja!
Ś
świadectwo
10 listopada 2012, 00:04
ŚWIADECTWO!!!! "Olśniło mnie, że to jest SAKRAMENT, że jestem mężem do końca życia!" http://www.youtube.com/watch?v=AQIUzRFnIuE   SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA http://www.youtube.com/watch?v=jlJYZ4rQ-4k
WK
w konfesjonale
7 marca 2012, 09:15
Wszystko co piszesz jest bardzo mądre teologicznie. Ale zauważ jedno, cała ta mądrość i wiedza o działaniu Boga jako trzeciej osoby w małżeństwie nie pomoże, gdy jeden z małżonków przestanie się starać o małżeństwo, czyli przestanie "realizować wzajemną miłość do siebie i Chrystusa" (jak to określiłeś). Mówiąc wprost jeden z małżonków znajdzie sobie inną miłość (innego partnera) i porzuci swojego sakramentalnego. Drugi małżonek nawet z pomocą łaski sakramentu małżeństwa i Pana Boga nie zapobiegnie rozpadowi małżeństwa w takiej sytuacji. Na 100 % może zapobiec (może). Może -> dlaczego "może", bo są takie świadectwa! Najgorsze jednak jest to, że "rozwiedź się" można uslyszeć w konfesjonale również, co jest karygodne! cytat: Wiem co mówię, bo nawet w konfesjonale usłyszałam raz "trzeba się rozwieść"... <a href="http://www.kryzys.org/archiwum2010/printview.php?t=5760&start=0&sid=08777e30251a83d38c21645350ac0a76">http://www.kryzys.org/archiwum2010/printview.php?t=5760&start=0&sid=08777e30251a83d38c21645350ac0a76</a>
oczywiście, że tak
7 marca 2012, 08:59
"...W praktyce, wiele z tych opuszczonych osób wchodzi w powtórne związki ..." W powtórne związki wchodzą głównie ci, którzy sami rozbili swoje sakramentalne małżeństwa, a nie osoby opuszczone. Bo zwykle jest tak, że do porzucenia małżonka dochodzi, gdy już się ma innego partnera, czyli od razu się jest w powtórnym związku. Ksiądz pisze tak, jakby problem związków niesakramentalnych dotyczył tylko tych porzuconych, (a oni często pozostają samotni). Niedopuszczalny jest ten brak rozróżnienia!! <a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html</a>
N
Niekonsekwancja
7 marca 2012, 08:13
" I nie opuszczę cię aż do ... czasu gdy wejdę w związek niesakramentalny..." Z jednej strony Kościół apeluje o lepsze przygotowanie do  zawarcia małżeństwa, o przedłużenie nauk przedślubnych, obwinia politykę państwa za plagę rozwodów, a z drugiej strony rozwija duszpasterstwo dla niesakramentalnych.
L
linki
12 października 2011, 15:21
<a href="http://papiez.wiara.pl/doc/377282.Slowa-Jana-Pawla-II-skierowane-do-rodzin">http://papiez.wiara.pl/doc/377282.Slowa-Jana-Pawla-II-skierowane-do-rodzin</a>
CD
c. d.
14 września 2011, 15:08
Poza tym kolory mają wpływ na człowieka. Każdy to wie - czuje na sobie, nieprawdaż? Najbardziej uniwersalna jest biel, bo zawiera w sobie wszystkie kolory tęczy, całe spektrum. Dlatego tak często stosowana jest w świecie ludzkim. Skąd nazwa biel-izny? A bielenie wapnem pomieszczeń? Itp. itd. Może się przydać refleksja nt. kolorów, kształtów, charakterystyki terenu i obiektów zewnętrznych, przedmiotów we wnętrzu, ich rozmieszczenia przy kupowaniu, urządzaniu mieszkania, domu, tworzenia harmonijnego otoczenia łagodzącego obyczaje. Najważniejsze jednak pozostaje wnętrze ludzkie. Myślę, że małżonkowie powinni składać bardzo konkretny, dodatkowy ślub - wspólnej modlitwy każdego dnia, choćby "na odległość" za siebie wzajemnie. Bo małżeństwo to droga duchowa, a nie piękna, wzruszająca uroczystość... Trzeba ustalić godne wysokości zadania standardy, ich się trzymać.
CD
c. d.
14 września 2011, 14:27
na własne uszy słyszałem gdy ksiądz prowadzący katechezy przedmałżeńskie z wielkim zaangażowaniem przekonywał, że jak ktoś lubi nosić ubrania w określonym kolorze to znaczy że w jego aurze brakuje tego koloru i powinien go nosić aby nie chorować. I że jak kobieta chce np. ubrać zieloną sukienkę to mąż/narzeczony nie powinien jej tego zabraniać bo to znaczy, że jej brakuje zielonego, i potrzebuje nosić zielone ubrania aby się dobrze czuć i nie chorować, a jak mężczyzna nie chce włożyć jakiejś koszuli czy swetra, to nie należy go do tego zmuszać bo widocznie ma za dużo tego koloru i wkładanie tej koszuli/swetra mogłoby doprowadzić do choroby. Miło, że ksiądz stawia opór narzucaniu małżonkowi takiego czy innego stroju, czyli zamachowi na fundamentalną wolność - swobodę ubioru ;) Poza tym wynosi niejako na piedestał najważniejszą chyba "busolę" człowieka - intuicję (element wiary), odczuwanie tego, co właściwe, korzystne i niewłaściwe, niekorzystne w danym momencie, co jest zasadnicze dla jakichkolwiek relacji i wszelkich decyzji, również przy wyborze towarzysza życia. Nadto argumentacja godna osoby zajmującej się sprawami niewidzialnymi. Ale czy rzeczywiście niewidzialnymi? O kotach była mowa. Małe dzieci, nie wiem, czy wszystkie, również widzą więcej, dopóki nie przekona się je, że nie widzą... lub nie ulegną innym blokadom, ograniczeniom. Niektórzy zachowują ten dar lub budzi się w nich spontanicznie czy poprzez praktykę: widzenia aury można się - jak przekonują - nauczyć. Dla chcącego nie ma nic trudnego! Niewierzący nie potrzebują jednak argumentów, oni wiedzą lepiej - wyrok już zapadł: "magia" i "zabobon". Nie chcą zglębiać nieznanego, boją się, ich sprawa - niech pozwolą jednak innym "rozpracowywać" rzeczywistość.
A
anonim
14 września 2011, 14:25
znam np. katechetkę, która przygotowując dzieci do pierwszej Komunii św. mówiła dzieciom, że nie należy chodzić na cmentarz z psem, bo pies widzi dusze i dlatego wyje. Zdarza się. Ale to raczej koty posiadają zdolność postrzegania energii. Tyle, że nie wyją ;) W ogóle ciekawe, bardzo pożyteczne zwierzęta. Łapią nie tylko myszy i szczury, ale te energie, które nie są korzystne np. dla ludzi czy - podobnych energetycznie - psów i koni. Lubią ponoć spać na żyłach wodnych, wylegiwać się w okolicach urządzeń elektromagnetycznych, np. spać na telewizorze. Potrafią niejako wyciągnąć z człowieka choróbsko. Znane mi są przypadki, w których kot tulił się do bolącego miejsca i dolegliwość przechodziła. Sądzę, że nasi miauczący przyjaciele posiadają zdolność łagodzenia obyczajów i mogliby się okazać pomocni w łagodzeniu problemów małżeńskich. Nade wszystko warto przenieść z relacji człowieczo-kocich do małżeńskich i wszelkich bliskich ła-godność w traktowaniu partnera oraz nie-zawłaszczanie sobie jego osoby, czasu, uwagi, pozwolenie mu, by prócz psiej wierności, mógł chodzić w różnych sprawach własnymi ścieżkami. Przecież zwracają się nieraz do siebie - nie tylko sakramentalni - mój kotku...
NR
no raczej...nie
12 września 2011, 11:54
....uczyć asertywności młodych malżonków, uczyć lojalności wobec siebie, miłości, służenia. Starych drzew się nie przesadza, teściowie się nie zmieniają... no raczej.. w ramach przygotowania do małżeństwa SZKOLIĆ PRZYSZŁYCH TEŚCIÓW GDYBY SIĘ DAŁO, TO OBOWIĄZKOWO :)
?
????
12 września 2011, 11:19
w Poznaniu p.Pulikowski zdaje się to robi, ale jeszcze jest "reszta świata" i warto, by takie dobre rzeczy dotarły i tam,
?
????
12 września 2011, 10:50
w ramach przygotowania do małżeństwa SZKOLIĆ PRZYSZŁYCH TEŚCIÓW GDYBY SIĘ DAŁO, TO OBOWIĄZKOWO  :)
KT
kurs to nie taki problem
11 września 2011, 23:12
Żaden kurs przedmałżeński nie potrafi pomóc ludziom wczuć się (z tysięczną paletą dodatkowych sytuacji) w rolę np. ojca lub matki dwójki, trójki dzieci, a kryzysy są w większości właśnie po urodzeniu się dzieci.
S
Słaba
11 września 2011, 23:08
xxl Widzisz - ja to pytanie odbieram zupełnie inaczej niż ty i ma ono wg. mnie bardzo dużą wartość. Inaczej bym nie żałowała, że nie została podjęta dyskusja. Uwarunkowania małżeństwa (zwłaszcza społeczne, ale też ekonomiczne) mogą wskazać wiele faktycznych przyczyn rozwodów. Te przyczyny należałoby poznać, jeśli chce się podjąć jakieś środki zaradcze. Uwarunkowania prawne mogą pokazać, czy dana trudna sytuacja musi w Polsce prowadzić do rozwodu, czy nie musi. Np. jeśli separacja trwa dłużej niż 2(?) lata i jedno z małżonków po tym czasie zażąda rozwodu, to sąd musi go udzielić. Nie ma też w Polsce możliwości prawnej, żeby sąd cywilny odroczył sprawę rozwodową, do czasu wydania orzeczenia przez sąd kościelny, Choć orzeczenie nieważności małżeństwa przez sąd kościelny automatycznie zmienia stosunek katolików do rozwodu cywilnego - powinni się zgodzić na rozwód, jeśli ich małżeństwo jest nieważnie zawarte.) Myślę, że ludzie świeccy mają z tymi uwarunkowaniami więcej kontaktu na codzień, niż duchowni i dlatego zostali poproszeni o podzielenie się swoimi spostrzeżeniami. Wydaje mi się, że tylko ja podjęłam ten temat. Oprócz tego jeszcze ~Małżeństwo i ~XLeszek podjęli rzeczowo temat kursów przedmałżeńskich (w ramach zastanawiania się "co zrobić, żeby było lepiej". Jeszcze raz powiem - szkoda, że się nie dzielicie spostrzeżeniami. Jak znajdę chwilę to jeszcze coś wpiszę w tym wątku.
X
xxl
11 września 2011, 00:18
Słaba - skoro pytanie : Jakie są Wasze spostrzeżenia w tej kwestii? Także te dotyczące prawnych, ekonomicznych i społecznych uwarunkowań małżeństwa w Polsce. Co można by zrobić, aby było lepiej? nie doczekało się odpowiedzi, zostało do tej pory konsekwentnie zignorowane, to  może dlatego, że do tego właśnie się nadaje. Ono jest  jakby - w klimacie kampanii wyborczej - taki poziom ogólności...i tak mu daleko do realiów, wielki rozmach, ale nie prowadzący do niczego...o wszystkim i o niczym, ale z rozmachem, typu : co możemy zrobić, żeby naprawić ten świat, co możemy zrobić, żeby wszyscy byli wreszcie szczęśliwi...o, właśnie może jeszcze bardziej uniwersalne pytanie - co możemy zrobić, żeby wreszcie wszyscy byli szczęśliwi(oczywiście w aspekcie prawnym, ekonomicznym, społecznym...może jeszcze ktoś wymyśli jakiś aspekt .?.:) ,  tak, chodziłoby o uwarunkowania ogólnoludzkiego szczęścia, będzie się w tym zawierało także trwałe szczęście małżeństwa w Polsce :)  tak na moją intuicję , wartość praktyczna tego pytania jest żadna..
S
Słaba
10 września 2011, 23:35
Czytelniczko Chodzi mi o "prawne, ekonomiczne i społeczne uwarunkowania małżeństwa w Polsce". I o to "co można by zrobić, żeby było lepiej". Było parę głosów na te tematy, ale dyskusja jest jednak głównie o zdradzie.
C
Czytelniczka
10 września 2011, 23:19
Słaba, przecież internauci właśnie piszą o swoich spostrzeżeniach, niestety Lesio jak zwykle nie pozwala nikomu mieć swoich spostrzeżeń, i wyzywa piszących od kłamców.
S
Słaba
10 września 2011, 23:00
Widzę, że niestety nie ma chętnych do przyjęcia zaproszenia o. Dariusza: "Jakie są Wasze spostrzeżenia w tej kwestii? Także te dotyczące prawnych, ekonomicznych i społecznych uwarunkowań małżeństwa w Polsce. Co można by zrobić, aby było lepiej?" Naprawdę szkoda... :-((( Wygląda też, że bardzo by się przydało, gdyby ktoś umiał z miłością i spokojem, jasno powiedzieć - czemu służy wierność zdradzonego małżonka... A może wogóle czym jest wierność...
M
Monica
10 września 2011, 22:32
Leszku, czy nie widzisz, że na tym forum wszyscy mają ciebie dosyć? Wcinasz się w każdą dyskusję, usiłujesz na siłę nawracać forumowiczów, obrażasz nas, wyzywasz od kłamców., nie szanujesz innego zdania niż Twoje.
LS
le sz
10 września 2011, 18:34
Widać, że to będzie koniec spokojnej dyskusji w tym temacie, bo do akcji wkroczył XLeszek ze swoimi uwagami typu: ...przeinaczasz i mieszasz, po prostu kłamiesz aby robić wodę z mózgu..., coś ci szwankuje w myśleniu, brak logiki, rozsądku, mądrości i sprawiedliwości... Spokojnej dyskusji? A o jakiej spokojnej dyskusji Ty mówisz? Jak nie wiadomo kto stwierdził że zwolennikom nierozerwalności małżeństwa coś szwankuje w myśleniu, brak im logiki, rozsądku, mądrości, sprawiedliwości to uznawałaś to za spokojną dyskusję? Ale jak odpisałem ripostując to już wywołuje to oburzenie?
LS
le sz
10 września 2011, 18:30
Znpwu obrzuca forumowiczów obelgami, nazywa kłamcami, naprawdę dosyć wszyscy mają jego chamskiego zachowania na forum Deon. Za notoryczne łamanie NETYKIETY należy się ban. @Czytelniczko,jak się komuś stawia zarzuty to wypadałoby to robić rzetelnie i uczciwie. Bo w moim przekonaniu to Ty zarzucasz mnie swoimi obelgami. Ciekawe, że jak nie wiadomo kto stwierdził że zwolennikom nierozerwalności małżeństwa coś szwankuje w myśleniu, brak im logiki, rozsądku, mądrości, sprawiedliwości to jakoś nie uznałaś tego za chamskie zachowanie, ale jak odpisałem Ci ripostując to już jesteś oburzona. Najwyraźniej Twoja wrażliwość zależy od tego kto i jakie zajmuje stanowisko.
AC
Anna Cepeniuk
10 września 2011, 17:00
Też jestem tego zdania........ omijam jak mogę komentarze XLeszka, ale często bywa, że tak zdominuje swoimi wywodami innych wypowiedzi, że choć chętnie podzieliłabym się swoim zdaniem, to ochota na dyskusję mija..... Jego tasiemcowe wywody odnoszące się do każdego zdania innego komentatora, są męczące i najczęściej nic nie wnoszące do dyskusji, a raczej raniące i poniżające innych... Pozdrawiam tych, którzy chcą korzystać z forum w dyskusji w sposób nie uwłaczający niczyjej godności.
C
Czytelniczka
10 września 2011, 16:33
Do O. Dariusza Ojcze Dariuszu, czy możę Ojciec po raz kolejny upomnieć Leszka? Znpwu obrzuca forumowiczów obelgami, nazywa kłamcami, naprawdę dosyć wszyscy mają jego chamskiego zachowania na forum Deon. Za notoryczne łamanie NETYKIETY należy się ban.
K
koniec
10 września 2011, 14:26
Widać, że to będzie koniec spokojnej dyskusji w tym temacie, bo do akcji wkroczył XLeszek ze swoimi uwagami typu: ...przeinaczasz i mieszasz, po prostu kłamiesz aby robić wodę z mózgu..., coś ci szwankuje w myśleniu, brak logiki, rozsądku, mądrości i sprawiedliwości...
LS
le sz
10 września 2011, 12:07
Zadaj sobie pytanie: Czy czyjaś niewierność (w miłości, wierności, uczciwości, opuszczaniu) jest powodem dla mojej niewierności w tym samym?? Już masz odpowiedź. Jeśli czyjaś niewierność w miłości sprawi, że przestaniesz również kochać, to znaczy, że również i Ty nie kochałeś nigdy. A JEDNAK COŚ MI W TYM MYŚLENIU SZWANKUJE - CHYBA JAKIŚ BRAK LOGIKI, ROZSĄDKU, MĄDROŚCI, SPRAWIEDLIWOŚCI... Przede wszystkim przestań się wydzierać. Ale masz rację, że coś TOBIE szwankuje w myśleniu - brak logiki, rozsądku, mądrości, sprawiedliwości... PROPONOWAŁABYM TEŻ NIE ZAWĘŻAĆ POJĘCIA ZDRADY DO 6tego PRZYKAZANIA.. JEST TO OGÓLNIE OBOWIĄZUJĄCA ZASADA - JEDNOSTRONNE ZERWANIE UMOWY - ZRYWA PO PROSTU UMOWĘ, A czy ktoś tu zawężał zdradę do 6-tego przykazania? Ale czyżbyś uważała wszelką zdradę, również psychiczną za zerwanie umowy i usadniony powód do odejścia od męża? Spojrzał na inną to Ty sobie idziesz do innego? Miałaś rację... Niewątpliwie coś Tobie szwankuje w myśleniu... MIŁOŚĆ(I BÓG) NIKOGO NIE ZOBOWIĄZUJE DO TRWANIA W SYTUACJI, GDY WSPÓŁMAŁŻONEK DZIEŃ PO DNIU, SYSTEMATYCZNE ŁAMIE ZŁOŻONĄ PRZYSIĘGĘ, BO MU TO ODPOWIADA, A KOŚCIÓŁ CZYNIĄC Z NIEROZERWALNOŚCI MAŁŻEŃSTWA WARTOŚĆ ABSOLUTNĄ, DAJE MU POCZUCIE BEZKARNOŚCI BEZPIECZENSTWA, BO WSPÓŁMAŁŻENEK GO NIE OPUŚCI  .. MA BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO(TAKŻE NA DZIECI) -TRWAĆ W PATOLOGICZNEJ SYTUACJI Zwyczajnie przeinaczasz i mieszasz, po prostu kłamiesz, aby robić wodę z mózgu. Zawierając sakramentalny związek małżeński każdy z małżonków składając ślub przed Bogiem i ludźmi uroczyście zobowiązuje się 'aż do śmierci', a nie 'aż do momentu gdy mnie zdradzisz'. JESTEM PEWNA, ŻE KOCHAĆ - NIE ZNACZY ZATRACIĆ INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY, NIE BRONIĆ SIĘ, ZATRACIĆ SZACUNEK DO SIEBIE, UCZYNIĆ Z SIEBIE OFIARĘ, TRWAĆ W NARZUCONEJ TAKIEJ ROLI, JEŻELI KTOŚ TAK NAUCZA I MÓWI, ŻE TO W IMIENIU BOGA, TO MU SIĘ COŚ POMYLIŁO, NIE MOŻNA TEGO TRAKTOWAĆ POWAŻNIE... Znowuż zwyczajnie przeinaczassz i mieszasz, po prostu kłamiesz, aby robić wodę z mózgu. Jak nie masz pojęcia co to znaczy kochać to sobie przeczytaj co o miłości napisano w Biblii. Najprościej będzie jak zajrzysz sobie do 13 rozdziału w pierwszym liście do Koryntian (1 Kor 13): 1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 2 Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. 3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. 4 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; 5 nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; 6 nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. 7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. 8 Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. 9 Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. 10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 11 Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. 12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. 13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość.
O
OBRONA
10 września 2011, 11:20
"Optymalną postawą w obliczu dramatycznych krzywd wyrządzanych przez współmałżonka jest decyzja o separacji, pozostając jednak wiernym własnej przysiędze małżeńskiej. Oznacza to życie w czystości i nie łączenie się z kimś innym na sposób małżeństwa. Oczywiście jest to rozwiązanie trudne, ale jedyne zgodne z zasadami miłości, wierności i szacunku do samego siebie." <a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/malzenstwo_krzywda.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/malzenstwo_krzywda.html</a> Małżeństwo, krzywda i OBRONA.
IS
istnieje SEPARACJA
10 września 2011, 11:13
A JEDNAK COŚ MI W TYM MYŚLENIU SZWANKUJE - CHYBA JAKIŚ BRAK LOGIKI, ROZSĄDKU, MĄDROŚCI, SPRAWIEDLIWOŚCI... PROPONOWAŁABYM TEŻ NIE ZAWĘŻAĆ POJĘCIA ZDRADY DO 6tego PRZYKAZANIA.. JEST TO OGÓLNIE OBOWIĄZUJĄCA ZASADA - JEDNOSTRONNE ZERWANIE UMOWY - ZRYWA PO PROSTU UMOWĘ, MIŁOŚĆ(I BÓG) NIKOGO NIE ZOBOWIĄZUJE DO TRWANIA W SYTUACJI, GDY WSPÓŁMAŁŻONEK DZIEŃ PO DNIU, SYSTEMATYCZNE ŁAMIE ZŁOŻONĄ PRZYSIĘGĘ, BO MU TO ODPOWIADA, A KOŚCIÓŁ CZYNIĄC Z NIEROZERWALNOŚCI MAŁŻEŃSTWA WARTOŚĆ ABSOLUTNĄ, DAJE MU POCZUCIE BEZKARNOŚCI BEZPIECZENSTWA, BO WSPÓŁMAŁŻENEK GO NIE OPUŚCI .. MA BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO(TAKŻE NA DZIECI) -TRWAĆ W PATOLOGICZNEJ SYTUACJI JESTEM PEWNA, ŻE KOCHAĆ - NIE ZNACZY ZATRACIĆ INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY, NIE BRONIĆ SIĘ, ZATRACIĆ SZACUNEK DO SIEBIE, UCZYNIĆ Z SIEBIE OFIARĘ, TRWAĆ W NARZUCONEJ TAKIEJ ROLI, JEŻELI KTOŚ TAK NAUCZA I MÓWI, ŻE TO W IMIENIU BOGA, TO MU SIĘ COŚ POMYLIŁO, NIE MOŻNA TEGO TRAKTOWAĆ POWAŻNIE...
NJ
nie jest prawdą to
10 września 2011, 11:12
wyglądałoby na to, że Kościół ponosi sporą odpowiedzialność za pielęgnowanie zjawiska przemocy domowej, Bo zaleca separację od sprawcy? Zastanów się co piszesz...
O
ola
10 września 2011, 10:58
wyglądałoby na to, że Kościół ponosi sporą odpowiedzialność za pielęgnowanie zjawiska przemocy domowej,  
.
.....
10 września 2011, 10:48
Jednak! Czy ktoś, kto łamie choćby jeden z czterech ślubów małżeńskich, nie dopuszcza się owego nierządu, o którym mówił Jezus? Czy ktoś, kto ślubował: 1. miłość, a nie pielęgnuje więzi, nie kocha; 2. wierność, a jest niewierny; 3. uczciwość, a nie jest uczciwy; 4. nie-opuszczenie, towarzyszenie, a opuścił; nie zrywa "kontraktu", nie uwalnia drugiej strony od zobowiązań. Wg mnie tak... Jaka jest prawdziwa interpretacja? Zadaj sobie pytanie: Czy czyjaś niewierność (w miłości, wierności, uczciwości, opuszczaniu) jest powodem dla mojej niewierności w tym samym?? Już masz odpowiedź. Jeśli czyjaś niewierność w miłości sprawi, że przestaniesz również kochać, to znaczy, że również i Ty nie kochałeś nigdy. A JEDNAK COŚ MI W TYM MYŚLENIU SZWANKUJE - CHYBA JAKIŚ BRAK LOGIKI, ROZSĄDKU, MĄDROŚCI, SPRAWIEDLIWOŚCI... PROPONOWAŁABYM TEŻ NIE ZAWĘŻAĆ POJĘCIA ZDRADY DO 6tego PRZYKAZANIA.. JEST TO OGÓLNIE OBOWIĄZUJĄCA ZASADA - JEDNOSTRONNE ZERWANIE UMOWY - ZRYWA PO PROSTU UMOWĘ, MIŁOŚĆ(I BÓG) NIKOGO NIE ZOBOWIĄZUJE DO TRWANIA W SYTUACJI, GDY WSPÓŁMAŁŻONEK DZIEŃ PO DNIU, SYSTEMATYCZNE ŁAMIE ZŁOŻONĄ PRZYSIĘGĘ, BO MU TO ODPOWIADA, A KOŚCIÓŁ CZYNIĄC Z NIEROZERWALNOŚCI MAŁŻEŃSTWA WARTOŚĆ ABSOLUTNĄ, DAJE MU POCZUCIE BEZKARNOŚCI BEZPIECZENSTWA, BO WSPÓŁMAŁŻENEK GO NIE OPUŚCI  .. MA BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO(TAKŻE NA DZIECI) -TRWAĆ W PATOLOGICZNEJ SYTUACJI JESTEM PEWNA, ŻE KOCHAĆ - NIE ZNACZY ZATRACIĆ INSTYNKT SAMOZACHOWAWCZY, NIE BRONIĆ SIĘ, ZATRACIĆ SZACUNEK DO SIEBIE, UCZYNIĆ Z SIEBIE OFIARĘ, TRWAĆ W NARZUCONEJ TAKIEJ ROLI, JEŻELI KTOŚ TAK NAUCZA I MÓWI, ŻE TO W IMIENIU BOGA, TO MU SIĘ COŚ POMYLIŁO, NIE MOŻNA TEGO TRAKTOWAĆ POWAŻNIE...
LS
le sz
10 września 2011, 10:09
Mam nadzieję, że w końcu i Kościół Katolicki zmieni podejście do sprawy rozwodów z powodu zdrady. Nie można za cudzołóstwo popełnione przez jednego małżonka, karać drugiego samotnością do śmierci. Sam autor artykułu pisze: ' Jeśli, na przykład, młody małżonek zostanie zdradzony i opuszczony przez współmałżonka, to według prawa kościelnego powinien on do śmierci trwać w samotności lub czekać cierpliwie na ewentualny powrót pogubionego współmałżonka. Ale czy w ten sposób nie wymaga się od takiej osoby heroizmu? Sakramentalności i nierozerwalności Kościół sobie nie wymyślił, i to nie jest kwestia prawa kościelnego ale prawa BOŻEGO. Kompletnie nie mam pojęcia jak to sobie ubzdurałeś/ubzdurałaś, że za cudzołóstwo jednego małżonka powoduje że drugi staje się samotny aż do śmierci i że jest to w dodatku jakąś karą... Nie wiem czy naprawdę tylko nie rozumiesz czy świadomie przeinaczasz chcąc wprowadzać w błąd...
KW
kochać wiernie
10 września 2011, 10:08
Jednak! Czy ktoś, kto łamie choćby jeden z czterech ślubów małżeńskich, nie dopuszcza się owego nierządu, o którym mówił Jezus? Czy ktoś, kto ślubował: 1. miłość, a nie pielęgnuje więzi, nie kocha; 2. wierność, a jest niewierny; 3. uczciwość, a nie jest uczciwy; 4. nie-opuszczenie, towarzyszenie, a opuścił; nie zrywa "kontraktu", nie uwalnia drugiej strony od zobowiązań. Wg mnie tak... Jaka jest prawdziwa interpretacja? Zadaj sobie pytanie: Czy czyjaś niewierność (w miłości, wierności, uczciwości, opuszczaniu) jest powodem dla mojej niewierności w tym samym?? Już masz odpowiedź. Jeśli czyjaś niewierność w miłości sprawi, że przestaniesz również kochać, to znaczy, że również i Ty nie kochałeś nigdy.
2
2255
9 września 2011, 22:55
@Wojtek Ależ liczy się obiektywna prawda! Kto ją posiadł? Czy jest w pełni obecna w aktualnym nauczaniu? Odpowiedzialność się liczy - jak najbardziej! Przecież nie musieli przysięgać! A skoro to już zrobili - niech pracują nad sobą i basta. Oboje! Jednak! Czy ktoś, kto łamie choćby jeden z czterech ślubów małżeńskich, nie dopuszcza się owego nierządu, o którym mówił Jezus? Czy ktoś, kto ślubował: 1. miłość, a nie pielęgnuje więzi, nie kocha; 2. wierność, a jest niewierny; 3. uczciwość, a nie jest uczciwy; 4. nie-opuszczenie, towarzyszenie, a opuścił; nie zrywa "kontraktu", nie uwalnia drugiej strony od zobowiązań. Wg mnie tak... Jaka jest prawdziwa interpretacja?
~~~~~~~
9 września 2011, 22:25
<a href="http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,5909,duch-sw-pomaga-zlamac-kod-jezusa.html">http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,5909,duch-sw-pomaga-zlamac-kod-jezusa.html</a>
MN
mam nadzieję
9 września 2011, 21:34
Mam nadzieję, że w końcu i Kościół Katolicki zmieni podejście do sprawy rozwodów z powodu zdrady. Nie można za cudzołóstwo popełnione przez jednego małżonka, karać drugiego samotnością do śmierci. Sam autor artykułu pisze: ' Jeśli, na przykład, młody małżonek zostanie zdradzony i opuszczony przez współmałżonka, to według prawa kościelnego powinien on do śmierci trwać w samotności lub czekać cierpliwie na ewentualny powrót pogubionego współmałżonka. Ale czy w ten sposób nie wymaga się od takiej osoby heroizmu?
NA
niestety, ale nie w KK
9 września 2011, 19:01
Rozwód jest dopuszczalny tylko w sytuacji nierządu, czyli zdrady i porzucenia przez współmałżonka. Ale nie w Kościele Katolickim.
JW
jedyny wyjątek
9 września 2011, 16:51
 Rozwód jest dopuszczalny tylko w sytuacji nierządu, czyli zdrady i porzucenia przez współmałżonka.  
KW
Katolik wobec rozwodu
9 września 2011, 13:08
<a href="http://angelus.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=5931:katolik-wobec-rozwodu-kazimierz-kucharski-sj&catid=579:zwipzki-niesakramentalne&Itemid=696">http://angelus.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=5931:katolik-wobec-rozwodu-kazimierz-kucharski-sj&catid=579:zwipzki-niesakramentalne&Itemid=696</a>
V
vvv
8 września 2011, 22:18
 do D.Piórkowskiego TJ jeżeli zdania z artykułu :  "za dużo czasu poświęca się w duszpasterstwie dzieciom, za mało dorosłym" nie należy rozumieć wprost i tym bardziej nie wyciągać wniosków, jakie się nasuwają, bo w wypowiedzi tej chodziło po prostu o to, że : "... to rodzice są dla dzieci największymi autorytetami, przynajmniej do jakiegoś czasu. Ksiądz może sobie gadać, podobnie i siostra zakonna, ale jeśli w domu mama lub tata nie będą w stanie z dzieckiem porozmawiać np. o chrzcie, modlitwie czy Eucharystii, bo sami niewiele się w tej kwestii orientują, to całe duszpasterstwo dzieci przyniesie nikły owoc. I doświadczenie to potwierdza. Niektórzy proboszczowie ze smutkiem obserwują, że pomimo przygotowań do I Komunii świętej, dla niejednego dziecka jest to jedyna komunia się na długie lata. Dlaczego? Bo rodziców nie uświadczysz w Kościele." to przyjmuję do wiadomości, że pierwszy cytat znaczy to, co zawiera drugi, ale nie jestem w stanie zmierzyć się z tak zawiłym tokiem myślenia. Czy cały artukuł należy odczytywać wg takiego klucza?
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2011, 22:01
Najpierw Światowy Dzień Małżeństwa z Ojcem Świętym. Jak małżeństwo będzie OK, to i rodziny będą się rozwijać.
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2011, 21:55
Do vvv, Pan pisze tak, jakbym ja był za likwidacją duszpasterstwa dzieci na rzecz opieki nad małżeństwami. A to nie tak. Bo ta sama psychologia rozwojowa mówi, że to rodzice są dla dzieci największymi autorytetami, przynajmniej do jakiegoś czasu. Ksiądz może sobie gadać, podobnie i siostra zakonna, ale jeśli w domu mama lub tata nie będą w stanie z dzieckiem porozmawiać np. o chrzcie, modlitwie czy Eucharystii, bo sami niewiele się w tej kwestii orientują, to całe duszpasterstwo dzieci przyniesie nikły owoc. I doświadczenie to potwierdza. Niektórzy proboszczowie ze smutkiem obserwują, że pomimo przygotowań do I Komunii świętej, dla niejednego dziecka jest to jedyna komunia się na długie lata. Dlaczego? Bo rodziców nie uświadczysz w Kościele.
V
vvv
8 września 2011, 21:40
do D.PiórkowskiegoTJ dlaczego zawarta w artykule teza : "..za dużo czasu poświęca się w duszpasterstwie dzieciom..." jest niedorzeczna?   To wynika z psychologii rozwojowej, a także z ogólnoludzkiego doświadczenia, wyrażającego się choćby w przysłowiach(mądrości narodów - "czego Jaś się nie nauczył...", "czym skorupka za młodu.."idp. :) Oszczędności na wychowaniu, kształceniu, formacji dzieci są pomysłem całkowicie chybionym. To, co mamy u młodzieży i dorosłych, jest owocem tego, co zaszczepiliśmy dzieciom. Jeśli zaż chodzi ściśle o duszpasterstwo dzieci, to - odsyłam do ks.Antoniego Długosza, mądry, uroczy człowiek, z wielkim oddaniem zajmuje się duszpasterstwem dzieci, więc na pewno wie dlaczego warto to robić .  I mam nadzieję, że D.PiórkowskiTJ nie jest w stanie wpłynąć na ograniczenia tych działań :)
LS
le sz
8 września 2011, 21:31
do XLeszka, nadal utrzymuję, że czyta Pan nieuważnie, przefiltrowując przez własne okulary. Nigdzie nie napisałem, że wszyscy narzeczeni i małżonkowie tacy są. Piszę, że "całkiem spora grupa", "wielu", "niektórzy". Dokładnie nie wiem, jaka to liczba, bo nie sposób tego miarodajnie zbadań. Ale można przypuszczać na podstawie w miarę reprezentatywnej próbki, jak chociażby na rekolekcjach dla narzeczonych, że problem dotyczy większej grupy. Hm... A ja nigdzie nie stawiałem zarzutu że Ojciec stawia zarzut wszystkim, w dodatku nie kwestionowałem zasadności Ojca zarzutów. Stwierdzałem jedynie że patrzy Ojciec jednostronnie, inną miarą mierząc 'swoich'. I za drugim razem tak wyraźnie i jednoznacznie to sformułowałem, że nie widzę możliwości nieporozumienia. Uznaję więc, że Ojciec nie potrafi przyjąć krytycznych uwag. Nie mówię już o tym, że łapie mnie Pan za słówka. Nie widzę wielkiej różnicy między "udoskonaleniem" a "zmianą formy i treści" kursów. Pan te pojęcia przeciwstawia itd. Więc to Pan uogólnia. Zresztą, każdy w tekście może wyczytać to, co mu odpowiada. Nie przeciwstawiam pojęć, a zwyczajnie rozróżniam pojęcia. Różnica jest taka, że to co jest dobre, nie wymaga zmiany ani treści ani formy, wystarczy to jedynie doskonalić. I nie sądzę aby Ojciec tych pojęć nie rozróżniał i pisał bez zrozumienia treści, po prostu ich rozróżnianie stało się dla Ojca niewygodne. Ale proszę nie mieć do mnie o to pretensji. Poszczególne słowa i zwroty mają swoje określone znaczenie, a czytając wypadałoby starać się zrozumieć wpierw co znaczy to co napisano i potem co w ten sposób chciał powiedzieć autor. Nieporozumienia są możliwe ale należy je wyjaśniać. Natomiast wyczytywanie tego co komu odpowiada jest podejściem dziecka. A u dorosłego świadczy, że nie chce przyjmować czegoś do znajomości.
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2011, 20:51
do XLeszka, nadal utrzymuję, że czyta Pan nieuważnie, przefiltrowując przez własne okulary. Nigdzie nie napisałem, że wszyscy narzeczeni i małżonkowie tacy są. Piszę, że "całkiem spora grupa", "wielu", "niektórzy". Dokładnie nie wiem, jaka to liczba, bo nie sposób tego miarodajnie zbadań. Ale można przypuszczać na podstawie w miarę reprezentatywnej próbki, jak chociażby na rekolekcjach dla narzeczonych, że problem dotyczy większej grupy. Nie mówię już o tym, że łapie mnie Pan za słówka. Nie widzę wielkiej różnicy między "udoskonaleniem" a "zmianą formy i treści" kursów. Pan te pojęcia przeciwstawia itd. Więc to Pan uogólnia. Zresztą, każdy w tekście może wyczytać to, co mu odpowiada.
LS
le sz
8 września 2011, 20:26
Leszku, jeśli to prawda, co piszesz o beznadziejnych katechetach, to możę napisz, gdzie takie sytuacje miały miejsca, bo wiesz, pisać ogólnikowo to nic innego jak plucie z ukrycia. Niestety, to prawda. Byłbym w stanie podać i parafię i nazwisko, a nawet rok z pewnym przybliżeniem. Ale nie podam miejsca. Uważam, że właśnie gdybym podał to byłoby to plucie z ukrycia. To już wolę być uznany przez niektórych za kłamcę.
LS
le sz
8 września 2011, 20:21
O. Dariusz Piórkowski Do XLeszka, no to niezbyt uważnie przeczytał Pan ten tekst. Bo ja nie piszę, że po stronie Kościoła wszystko jest OK, a winni są tylko narzeczeni i małżonkowie. Po obu stronach czegoś brakuje. No to zrozumiał mnie Ojciec nie tak jak chciałem. Chodziło mi o zwrócenie uwagi na dwie różne miary przykładane do narzeczonych i do Kościoła. I myślałem że przy kilku powtórzeniach będzie to już zrozumiałe. No to powtórzę inaczej. O stronie Kościelnej pisze Ojciec: - Potrzebujemy pogłębionej refleksji; - Należy również gruntownie zastanowić nad udoskonaleniem formy i treści; - Trzeba więc szukać nowych dróg wspierania. A więc, nie że: - nie było refleksji ale powinna być, lecz że już była a powinna być jeszcze większa; - nie należy zmieniać formy i treści, czyli że zapewne są one właściwe, ale powinny być jeszcze bardziej doskonalone; - są drogi wsparcia którym nic nie brakuje, lecz powinno się szukać jeszcze nowych, kolejnych. Ale pisząc o narzeczonych nie pisze już Ojciec tak jak o Kościele, że coś robią ale powinny to robić coś lepiej, np że powinny lepiej znać podstawy zdrowej i ludzkiej komunikacji, powinny lepiej wyrażać i nazywać swoje uczucia, a zwyczajnie w czambuł ich Ojciec dyskwalifikuje stwierdzając że one po prostu nie znają, nie potrafią, np.: po prostu nie zna podstaw zdrowej i ludzkiej komunikacji, nie potrafi nazywać i wyrażać swoich uczuć i robi wielkie oczy, kiedy słyszy, że tego wszystkiego trzeba się po prostu uczyć. I nie chodzi mi tu bynajmniej o to aby łagodniej oceniać narzeczonych lecz o to że dla 'swoich' jest Ojciec znacznie bardziej wyrozumiały i dobrotliwy w osądzie. A kursy same w sobie nie są złe. Są również pewnym minimum (lepszym niż brak kursów) tyle że ważna jest tutaj ich forma i treść. W dotychczasowej formule nie zdają egzaminu. Poza tym, sam kurs wszystkiego nie załatwi. Odpowiedzialność za małżeństwo spoczywa także po stronie małżonków i Kościoła po zawarciu małżeństwa. O tym też piszę. I wcale tego nie negowałem. Pisałem o czym innym.
M
Melba
8 września 2011, 19:03
Leszku, jeśli to prawda, co piszesz o beznadziejnych katechetach, to możę napisz, gdzie takie sytuacje miały miejsca, bo wiesz, pisać ogólnikowo to nic innego jak plucie z ukrycia.
C
czytelnik
8 września 2011, 18:56
cd - Ta sama katechetka, widząc jak jakieś dziecko pięknie przygotowało sobie na jasełka przebranie za aniołka zakrzyknęła z zachwytem: o ku***, jaki piękny aniołek; - na własne uszy słyszałem gdy ksiądz prowadzący katechezy przedmałżeńskie z wielkim zaangażowaniem przekonywał, że jak ktoś lubi nosić ubrania w określonym kolorze to znaczy że w jego aurze brakuje tego koloru i powinien go nosić aby nie chorować. to co piszesz to same kłamstwa. Stek bzdur wyssanych z brudnego palucha.
ND
nauczać dorosłych
8 września 2011, 18:14
Do vvv Jezus nauczał dorosłych a błogosławił dzieci. Kościół czyni odwrotnie i dlatego konieczna jest katecheza dla dorosłych; właśnie taka formacja obok kazań w niedzielę, jakaś dodatkowa "lekcja religii dla dorosłych". Kto będzie chciał skorzystać na pewno skorzysta
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2011, 17:57
Do vvv, proszę wyjaśnić tę "niedorzeczność". To nie żadna rewolucja, tylko fakty. A wszystko opiera się na przekonaniu, że jak już człowiek przyjmie wszystkie sakramenty, to cała jego formacja, ewangelizacja i przemiana duchowa jest prawie że załatwiona. Pomijam jak się przygotowuje dzieci do tych sakramentów, że często bywa tak, iż człowiek dorosły spowiada się nadal jak małe dziecko po I Komunii św. Gdyby istniały jakieś formy stałej formacji poza kazaniami, może świadomość sakramentu by nieco wzrosła. Prawdą też jest, że nie wszyscy tego oczekują. Ci, którzy chcą więcej mają różne rekolekcje, kierownictwo. Ale i z tym bywa trudno.
V
vvv
8 września 2011, 17:46
autor artykułu stwierdza  : "..za dużo czasu poświęca się w duszpasterstwie dzieciom..." no, to jest wniosek dość rewolucyjny, tyleż rewolucyjny, co po prostu niedorzeczny, dlatego mam nadzieję, że nie zdobędzie zwolenników
UT
uważam tak samo
8 września 2011, 17:30
do zawsze trwać? uważam tak samo jak Ty. Małżeństwo to dwie osoby i jeśli jedna dopuszcza się zdrady, przemocy, czy nadużywa alkoholu  i nie chce tego zmienić, to pozostaje się rozstać. Małżeństwo nie ma być cierpiętnictwem.
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2011, 17:16
Do a może, robienie dobrze to zarówno formuła jak i treść. Kościelne niechlujstwo to również niechlujstwo małżonka, księdza, zakonnika. Wszystkim to grozi. Więc bez urazy. I jak najbardziej zgadzam się, że trzeba to porzucić także po stronie oficjalnego Kościoła. Ale w takie nagłe rewolucje to nie wierzę. Można coś robić małymi krokami. Największą trudnością jest przyzwyczajenie i myślenie stereotypowe. Póki się wszystko jakoś kręci, a słowo "jakoś" jest tutaj kluczowe, to w Kościele za bardzo się nie zastanawia, czy można coś ulepszyć. Myślę, że zmiany muszą iść dwutorowo. Małżonkom i księżom musi zależeć. Problem również w tym, że mało kto w gruncie rzeczy postrzega małżeństwo jako powołanie i misję w obrębie Kościoła. To dzielenie na Kościół oficjalny (hierarchiczny) i całą resztę (czyli nie-Kościół) ciągle u nas pokutuje. Bo nawet dla wielu osób jest wygodny. Więc sprawa małżeństwa to nie jest kwestia jakiejś kosmetyki. Najwyższy czas, by zacząć o tym dyskutować.
AM
a może?
8 września 2011, 16:40
 Dariusz Piórkowski SJ : "A kursy same w sobie nie są złe.Są również pewnym minimum (lepszym niż brak kursów) tyle że ważna jest tutaj ich forma i treść. W dotychczasowej formule nie zdają egzaminu"   A może  nie tyle chodzi o formułę, co o to, żeby to co się robi - robić dobrze, czyli chodzi o to, żeby - tu posłuże się określeniem użytym przez autora artykułu - porzucić - kościelne niechlujstwo (aktywizm, ignorancję, inwestowanie czasu i pieniędzy w kościelne nieruchomości, zamiast w Kościół żywy..itp.)
Dariusz Piórkowski SJ
8 września 2011, 16:10
Do XLeszka, no to niezbyt uważnie przeczytał Pan ten tekst. Bo ja nie piszę, że po stronie Kościoła wszystko jest OK, a winni są tylko narzeczeni i małżonkowie. Po obu stronach czegoś brakuje. Są ludzie, którzy de facto uważają, że żadna forma przygotowania nie jest im potrzebna. To oczywiście pewna naiwność, ale takie przypadki się zdarzają. "Karteczki" też są pewnym minimum, zmobilizowaniem tych, którzy w ogóle nic by nie zrobili. Oczywiście, gorzej jeśli poprzestaje się tylko na tym. A kursy same w sobie nie są złe. Są również pewnym minimum (lepszym niż brak kursów) tyle że ważna jest tutaj ich forma i treść. W dotychczasowej formule nie zdają egzaminu. Poza tym, sam kurs wszystkiego nie załatwi. Odpowiedzialność za małżeństwo spoczywa także po stronie małżonków i Kościoła po zawarciu małżeństwa. O tym też piszę.
ZT
zawsze trwać?
8 września 2011, 16:02
Większość pozwów o rozwód czy o separację składają kobiety, z powodów : zdrada, alkoholizm, przemoc domowa... Bardzo często jest to dla ratowania dzieci i siebie z sytuacji przwdziwego koszmaru, kiedy drugiej stronie zupełnie nie zależy na jakichkolwiek zmianach swojego postępowania, a jedynie na wygodzie kontynuacji tego, co jest.. Ale wygląda, że także w takich sytuacjach odchodząca kobieta ponosi winę za rozpad małżenstwa, bo powinna trwać(dzieci też), bo trwać w tym, to wartość najwyższa, co tam godne warunki życia i poczucie bezpieczeństwa dla dzieci...
OR
od razu nieważnie zawierają
8 września 2011, 14:23
"Wielu nowożeńców w gruncie rzeczy nie wie, w jaki sposób sakrament małżeństwa może wpłynąć na owocność i trwałość ich związku. Młodzi często pytają, co w ich wspólnym życiu zmienia fakt małżeństwa zawartego w Kościele, i przyjmują ten sakrament, chociaż nie wiedzą po co." Te małżeństwa są nieważnie zawarte.
K
kaska
8 września 2011, 14:20
To wszystko nie jest łatwe. Przechodziłam przez podobne dylematy i właściwie byłam już zdecydowana na separację…ale….. no właśnie! Zaczęłam się zastanawiać , czego oczekuje ode mnie Bóg i moje /dorosłe/ dzieci no i odpowiedź jest prosta. Wszystkim zależy na jedności rodziny. I co w takiej sytuacji? Szukałam pomocy wszędzie, gdzie tylko było to możliwe i zdecydowałam się zaufać Bogu; wbrew swoim uczuciom i b.trudnej rzeczywistości. I może za wcześnie coś mówić, ale zauważam pierwsze pozytywne „skowronki” zwiastujace, że jest nadzieja na lepsze. I cały ten czas pokazał mi, ze nikt nie mówił, że będzie łatwo i że wszystkie trudne doświadczenia są potrzebne również mnie samej.
S
subiektywnie
8 września 2011, 13:51
Jeśli rozstają się pary po 2, 3 latach małzeństwa to można doszukiwać się przyczyn w niewłaściwym przygotowaniu kandydatów do małżeństwa. Ale jeśli rozwód następuje po 10 i więcej latach to trudno zrzucać winę na złe kursy przedmałżeńskie. Brak jest wsparcia Kościoła dla instytucji małżeństwa. O ile jeszcze przed zawarciem małżeństwa są jakieś obowiązkowe kursy to co jest później? Ano nic. W większości przypadków jednynie niedzielna Msza święta, gdzie rzadko można usłyszeć coś przeznaczonego dla małżonków. Nie wszędzie działają wspólnoty przykościelne typu Domowy Kościół , a nawet jeśli działają to jakby w ukryciu, bo ogół wiernych o tym nie wie. Zostają jeszcze rekolekcje adwentowe czy wielkopostne i czasem jakaś nauka przeznaczona dla małżonków, ale to kropla w morzu potrzeb. Są oczywiście organizowane już poza parafią ogólnokrajowe rekolekcje tematyczne dla małżeństw, lecz też mało które małżeństwo ma tyle czasu by wyjechać na parę dni na drugi kraniec Polski by się doszkolić np. w komunikacji małżeńskiej. Dlatego podstawowa jest tu praca w parafii, lecz to wymaga większego zaangażowania proboszczów i lokalnych księży. A czasem odnoszę wrażenie, że niektórzy duchowni bardziej troszczą się np. o misje w Afryce, czy zakup nowych ławek do kościoła, a nie o lokalne i duchowe potrzeby wiernych.
LS
le sz
8 września 2011, 13:11
dokończenie Reasumując, problem jest znacznie głębszy niż możnaby w pierwszym momencie sądzić, więc sama poprawa przygotowań do małżeństwa niewiele zmieni. To nie jest kwestia erozji tylko sakramentalnego małżeństwa i szwankujących przygotowań do niego. To jest problem erozji wiary i życia religijnego oraz generalnie szwankujących przygotowań do wszelkich sakramentów. I to bynajmniej nie tylko wśród kandydatów do małżeństwa ale i wśród prowadzących te przygotowania, również wśród księży. A jak już sól traci swój smak to nie ma jej czym posolić i na nic się już nie przyda. Najpierw więc kryptopoganom chrzci się ich dzieci udając, że się wierzy iż kryptopogańscy rodzice zapewnią im katolickie wychowanie, potem te ochrzczone dzieci w pogańskiej atmosferze wyrastają na małych pogan, i tych małych pogan potem dopuszcza się do kolejnych sakramentów, udając że się wierzy że są oni do nich odpowiednio przygotowani, a ci mali poganie wyrastają potem na dorosłych kryptopogan i przychodzą by ochrzcić swoje dzieci... I koło się zamyka... Ale nikt nie chce powiedzieć że król jest nagi... A co z tym zrobić? Nie wiem... Każdy człowiek jest obdarzony wolną wolą więc ma możliwość błądzenia czy wręcz wyboru zła, więc nie da się wprowadzić takich mechanizmów które uniemożliwą nieprzygotowanie do sakramentów. Można jednak nie dopuszczać do sakramentów tych którzy ewidentnie nie są do nich przygotowani oraz coraz bardziej angażować świeckich w przygotowania, a tym którzy mają przygotowywać do przyjęcia sakramentów nieustannie przypominać że są z ludu wzięci i dla ludu ustanowieni oraz że mogłoby być lepiej uwiązać im kamień młyński u szyi...
LS
le sz
8 września 2011, 13:10
cd Przed wszystkim, osoby prowadzące katechezy przygotowujące do poszczególnych sakramentów nie zawsze prowadzą je tak jak powinny. Generalnie odrabiają w biegu pańszczyznę, a bywa nawet, że zamiast prowadzenia katechez propagują swoje idee fix czy wręcz zabobony lub odreagowują swoje negatywne emocje. Trudno się więc dziwić, że nawet u pozytywnie nastawionych pojawia się poczucie marnowania czasu i przekonanie o nikłej wartości katechez. Osobnym problemem jest rozpowszechniona w Kościele aprobata fikcji. Katechizowani udają, że się przygotowują religijnie do przyjęcia sakramentu, a katechizujący udają że nie widzą iż katechizowani ciągle nie są do ich przyjęcia należycie przygotowani. I własną nieudolność i lenistwo nie tylko usprawiedliwia się niedojrzałością i nieprzygotowaniem innych ale wręcz czyni się z tego cnotę wielkoduszności, łaskawie nie przeszkadzajacej w ubieganiu się o to co się ewidentnie nie należy. W związku z tym, najpierw się mówi, że sakrament to znak widzialny niewidzialnej łaski, więc to nie magia i wymaga współpracy przyjmującego tę łaskę, a potem tworzy się 'teologię' dostosowaną do realiów i traktuje sakramenty jak nie wymagającą współpracy magię. Przykłady: - znam np. katechetkę, która przygotowując dzieci do pierwszej Komunii św. mówiła dzieciom, że nie należy chodzić na cmentarz z psem, bo pies widzi dusze i dlatego wyje. Mówiła też, że jak ktoś umrze to nie należy ciała trzymać w domu przez niedzielę bo wtedy zmarły 'pociągnie' za sobą kogoś z rodziny (niestety, gdy to zbulwersowany opowiedziałem pewnemu księdzu, to odpowiedział mi, że on sam zna taki przypadek - nb., ten ksiądz to był zakonnik SJ). Ta sama katechetka, widząc jak jakieś dziecko pięknie przygotowało sobie na jasełka przebranie za aniołka zakrzyknęła z zachwytem: o ku***, jaki piękny aniołek; - znam również księdza, którego katechezy przygotowujące młodzież do bierzmowania polegały przede wszystkim na stresowaniu i obrażaniu tych nielicznych którzy przychodzili na te katechezy, gdyż ksiądz głównie narzekał jaka ta dzisiejsza młodzież jest niedobra i jak to zostanie zdziesiątkowana przez niego na egzaminie dopuszczającym - ale oczywiście wszyscy i tak zostali dopuszczeni, nawet ci nie chodzący na katechezy w tygodniu i zaledwie bywający na niedzielnych Mszach św. I to nawet w tym roku, w którym na czas popołudniowej katechezy dla kandydatów do bierzmowania przed kościołem stawał radiowóz policyjny, gdyż bez obecności policji młodzi chrześcijanie urządzali sobie zbiorowe mordobicie po wysłuchaniu katechez. Ale oczywiście na koniec ksiądz proboszcz poinformował biskupa, że wszyscy są należycie przygotowani do sakramentu i wszyscy zostali bierzmowani. Było tak nawet wtedy gdy w trakcie przygotowań do bierzmowania dorosłych, jeden z kandydatów do bierzmowania poproszony o wymienienie sakramentów, jako sakrament wymienił... śmierć... i nic więcej nie powiedział; - na własne uszy słyszałem gdy ksiądz prowadzący katechezy przedmałżeńskie z wielkim zaangażowaniem przekonywał, że jak ktoś lubi nosić ubrania w określonym kolorze to znaczy że w jego aurze brakuje tego koloru i powinien go nosić aby nie chorować. I że jak kobieta chce np. ubrać zieloną sukienkę to mąż/narzeczony nie powinien jej tego zabraniać bo to znaczy, że jej brakuje zielonego, i potrzebuje nosić zielone ubrania aby się dobrze czuć i nie chorować, a jak mężczyzna nie chce włożyć jakiejś koszuli czy swetra, to nie należy go do tego zmuszać bo widocznie ma za dużo tego koloru i wkładanie tej koszuli/swetra mogłoby doprowadzić do choroby. cdn
LS
le sz
8 września 2011, 13:08
Moja odpowiedź na prośbę Autora artykułu. Obserwacje Ojca są niewątpliwie trafne, bo rzeczywiście znaczna część kandydatów do małżeństwa jest zwyczajnie nieprzygotowana oraz niedojrzała emocjonalnie i intelektualnie, a same przygotowania do małżeństwa wymagane przez Kościół są traktowane często jako nikomu do niczego nie potrzebny przymus itp., itd. Jednak obserwacje Ojca są jednostronnie i w związku z tym trochę tendencyjne. Ale to naturalne, skoro Ojciec mógł je poczynić patrząc zapewne tylko z jednej strony. Reasumując artykuł i przerysowując go możnaby powiedzieć, że ze strony Kościoła wszystko jest OK, i można to jedynie nadal pogłębiać i udoskonalać, a całe zło leży po stronie kandydatów do małżeństwa: - należy zastanowić się nad udoskonaleniem i tak już wzorcowo prowadzonych kursów przygotowujących do małżeństwa, ale przygotowanie do małżeństwa szwankuje bo narzeczeni są niedojrzali; - narzeczeńskie pary często nie mają motywacji do uczestniczenia w kursach nie dlatego, że kursy te są często marnowaniem czasu, lecz dlatego że nie zauważają jak bardzo wartościowe są te kursy; - skoro nawet przy przymusowej obecności do niektórych coś dociera, to wymaganie 'karteczek' nie jest niczym złym, pomimo że powodują one iż przygotowania do zawarcia sakramentu małżeństwa są traktowane jak załatwianie sprawy w urzędzie, a nie jako spotkanie z Bogiem i wspólnotą Kościoła. Jednak, jako patrzący z tej drugiej strony, mam trochę inne doświadczenia. Owszem, potwierdzam te negatywy które zauważa Ojciec u kandydatów do małżeństwa. Ale chciałbym do tego dorzucić również i przyczyny w postaci negatywów ze strony Kościoła. A ponieważ widzę tu szerszy problem, podam je na podstawie moich osobistych doświadczeń oraz doświadczeń moich członków rodziny z przygotowywania do różnych sakramentów. cdn
W
Wojtek
8 września 2011, 12:36
Priorytetem jest dobro człowieka i nie nakładanie ciężarów nie do uniesienia. Krytyka pod adresem "uczonych w Piśmie" dotyczy również obecnego pokolenia. Na tym polega relatywizm. Nie ważna jest obiektywna prawda... Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela»3. 7 Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?»4 8 Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. ani odpowiedzialność, ale to czy dana sytuacja jest dla mnie korzystna. Np. po co się mam męczyć z moim mężem lub żoną, po co mamy pracować nad naszym małżeństwem, po co mam je ratować? Korzystniej będzie je zakończyć, przecież tak będzie dla mnie łatwiej. Będzie to mniejszy ciężar :-) W tym momencie dochodzi do racjonalizacji postępowania, czyli szuka się agrumentów dla poparcia swojego wyboru  - nie ważne czy są one prawdziwe, czy nie, ważne że po prostu są!? (np. to co pisze w Bibli zawsze można zinterpetować jak się chce), mimo że w rzeczywistości wcale nie jest to dobry wybór.
1
1135
8 września 2011, 11:35
powinieneś zapoznać ze swoimi odkryciami jakieś szersze grono. Synod to za mało. Może trzeba ruszyć do Watykanu? Tyle ludzi się męczy w nieudanych związkach małżeńskich. Tyle mądrych osób przed tobą czytało o listach rozwodowych. I masz ci klops - nie zauwazyli, że Jezus mówił caaałkiem inaczej... Nie zamierzam nikogo nawracać na swoje :) Się tylko zastanawiam, rozważam, ale wciąż są tacy bracia katolicy, którym się to cholernie nie podoba. Klapki na oczy i do przodu! Co mówił Jezus Ewangelii, to kwestia interpretacji. Taki Biblii urok (w przypadku miłośników i poszukiwaczy) oraz przekleństwo (w przypadku prawników i fanatyków). Priorytetem jest dobro człowieka i nie nakładanie ciężarów nie do uniesienia. Krytyka pod adresem "uczonych w Piśmie" dotyczy również obecnego pokolenia.
1
1120
8 września 2011, 11:20
Jeśli nie przestrzega się miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej, to czy nie następuje śmierć takiego związku? Czy nie można opuścić wiarołomcy? Skoro tak łatwo można zawrzeć małżeństwo, to równie łatwo powinno być umożliwione rozstanie. Wszystko wprost proporcjonalne. Np. wieloletnia formacja do małżeństwa - wieloletni proces rozejścia (de facto ratowanie małżeństwa): trudne by to było...
ZK
zapomniany koniec
8 września 2011, 11:01
Ja ...  biorę sobie Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci... (to nie jest koniec) Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
TZ
też znam
8 września 2011, 10:10
"...znam uzdrowione małżeństwo po zdradzie.." A ja znam mężczyzn którzy lubią z prostytutkami lub tirówkami, i nie przeszkadza im, ze chodzą raz do jednej, a raz do drugiej. Jeśli są kobiety, które potrafią pokonać obrzydzenie do męża po zdradach to owszem, można powiedzieć, że małżeństwo jest "uzdrowione" ( jeszcze pod warunkiem, że zdradzający nie złapał HIVa)    :/
2
2331
7 września 2011, 23:31
"Manipulacja" to opinia, interpretacja, która bardzo nie pasuje osobie, która przypisuje manipulację. A ten wers z Psalmu 14 to co - młot na "manipulantów"? W słowach Jezusa Mateuszowego dostrzegam przytarcie nosa mężczyznom, którzy traktowali kobiety jak przedmiot. Właśnie. Może się wymieniali nimi, gdy się znudzili? Nie występuje kobieta w roli podmiotu. Gdy jeden bierze - to gdzie wola drugiego? Ale co złego by było w tym, gdyby kochający się pobrali niczym nie przymuszeni, z własnego wyboru? Niebezpiecznie jest tworzyć "szariat" na podstawie Pism Świętych. Wszystkie fragmenty, moim zdaniem, mają znaczenie duchowe. Również to o cudzołóstwie. Trzeba je znaleźć.
WK
W którym miejscu
7 września 2011, 20:43
W którym miejsciu Jezus mówił o separacji?
A
ala
7 września 2011, 20:36
jeszcze jest coś takiego, jak SEPARACJA razem z podziałem dorobku
WZ
wszyscy zauważyli
7 września 2011, 19:50
do F.Bulsara wszyscy zauwazyli co Jezus mówił. I prawosławni i protestanci.... , tylko katolicy mają problem ze zrozumieniem
FB
F. Bulsara
7 września 2011, 17:17
Myślę, 1448, że powinieneś zapoznać ze swoimi odkryciami jakieś szersze grono. Synod to za mało. Może trzeba ruszyć do watykanu? Tyle ludzi się męczy w nieudanych związkach małżeńskich. Tyle mąrdych osób przed tobą czytało o listach rozwodowych. I masz ci klops - nie zauwazyli, że jezus mówił caaałkiem inaczej...
FB
F. Bulsara
7 września 2011, 17:13
Małżeństwo jest dla człowieka czy człowiek dla małżeństwa?   To się nazywa manipulacja. Mt 19, 3-9 A dla lubiących manipulacje - Ps 14, 1
.
....
7 września 2011, 16:49
 1448 - zgadzam się z tobą, zrobił nam się w Kościele kult nierozerwalności małżeństwa(razem z kultem cierpienia - oba kulty ładnie się razem komponują, uzupełniają),
1
1448
7 września 2011, 14:48
Czy te wszystkie problemy nie powstały w wyniku błędnej (czyli dosłownej) interpretacji Biblii (fragmentu o liście rozwodowym)? Sprawa szabatu się przypomina... Małżeństwo jest dla człowieka czy człowiek dla małżeństwa? Oj, się porąbało... Współczuję wszystkim dotkniętym tym problemem bezpośrednio i pośrednio - ludzkim księżom głowiącym się i trojącym, co z tym wszystkim począć. Miłość was kocha!
SB
sytuacja beznadziejna
7 września 2011, 14:03
Sytuacja szczególnie beznadziejna jest po zdradzie i związaniu się małżonka z innym partnerem. Wtedy rzeczywiście nie ma szansy na powrót do mazłeństwa. Gdy nie ma zdrady, lecz tylko kryzys to szanse są duże.
TO
tekst ojca Salija OP
7 września 2011, 12:37
http://miesiecznik.wdrodze.pl/archiwalne/2011/numer-94572011/laska-sakramentu-po-rozwodzie/ "Doradzanie rozwodu przez bliskich i znajomych stało się u nas plagą." "Tym większy podziw budzą ci małżonkowie, którzy mimo rozwodu – zazwyczaj orzeczonego bez ich zgody – czują się związani złożoną na początku swojego małżeństwa sakramentalną przysięgą. Rzadko znajdują oni wsparcie u swoich bliskich i znajomych." "Wydaje się jednak, że również gorliwi katolicy – a nawet ci księża, którzy pragną ściśle trzymać się nauki Kościoła – niekiedy ulegają, zazwyczaj bezwiednie, duchowi tego świata i nie mają odwagi podtrzymywać nadziei na odbudowanie sakramentalnego małżeństwa w sytuacjach szczególnie beznadziejnych."
S
Słaba
7 września 2011, 11:56
W moim środowisku (duże miasto, wyższe wykształcenie) mocno związane z wiarą panny nie mają za kogo wychodzić za mąż. Jest tu jakby znacznie mniej mężczyzn niż kobiet. Większość bardzo cvhciałaby mieć męża i dzieci choć nie każdemu się do tego przyznają. Część po pewnym czasie szukania daje sobie spokój i rezygnuje z małżeństwa, część szuka "do końca", tzn. dopóki wiek pozwala na założenie rodziny. Znam 2 próby "ryzykownego" wyjścia za mąż - obie zakończone rozwodem. Jedna z bardzo dużą różnicą środowisk pochodzenia, druga z mniejszą różnicą środowisk, ale z dużą różnicą podejścia do wiary.
PP
po prostu...
6 września 2011, 22:52
Dlaczego tyle rozwodów nawet wśród moderatorów i administratorów Sychara? A co to ma do rzeczy? Po rozwodzie ludzie również się "zchodzą", bo mają małżeństwo sakramentalne, działa Bóg swoją łaską. Poczytaj świadectwa. Co do: "Skoro ta strona jest taka skuteczna, to dlaczego tak mało uzdrowień małżeństw przedstawionych na tej stronie? dlaczego duchowni nie zalecają swoim podopiecznym by jak najszybciej dołączyli do użytkowników tej strony?" Jest dużo świadectw, a co do drugiej części to tak, zgadzam się z Tobą, duchowni zbyt mało się w to angażują..
PP
po prostu pomyłka :)
6 września 2011, 22:47
do ~do Franka: I tyle :) Polemizujesz z nie moim tekstem i w ten sposób chcesz zakonczyć ze mną rozmowę? Dlaczego tak? A nie mogę napisać do Ciebie, nawet jak cytuję kogoś? :-)
F
franek
6 września 2011, 19:13
do ~do Franka: I tyle :) Polemizujesz z nie moim tekstem i w ten sposób chcesz zakonczyć ze mną rozmowę? Dlaczego tak?
D
dlaczego
6 września 2011, 18:26
"...cuda, bo to było ich wiele..' "...Pan Bóg potrafi z każdej sytuacji wyprowadzić wielkie dobro. Z każdej, chyba w to nie wątpisz?...' "...Ktoś podawał stronę Sycahr - właśnie tam się uczą tej relacji z Bogiem, i wygrywają..." Ale hurraoptymizm ! Skoro ta strona jest taka skuteczna, to dlaczego tak mało uzdrowień małżeństw przedstawionych na tej stronie? dlaczego duchowni nie zalecają swoim podopiecznym by jak najszybciej dołączyli do użytkowników tej strony? Dlaczego tyle rozwodów nawet wśród moderatorów i administratorów Sychara?
D
Debil
6 września 2011, 17:36
Problemem jest ile można ,,wycisnąć" z sakarmentu małżeństwa od strony duchowej. Nikt tego młodym nie mówi i pewnie niewielu to wie. A szkoda, bo rozwijajć się duchowo w małżeństwie dosyć szybko można zauważyć, różnicę między narzeczeństwem a stanem małżeńskim i to nie tylko wyniką z budowania relacji przy pomocy seksu, ale wskutem działania samego Boga w sakramecie, co wykracza poza ,,papierek z pieczątką".
z życia wzięte
6 września 2011, 15:02
... z życia wzięte: <a href="http://kryzys.org/viewtopic.php?t=5579&postdays=0&postorder=asc&start=0&sid=69684fcd6641debd0c56211a731c64b8">http://kryzys.org/viewtopic.php?t=5579&postdays=0&postorder=asc&start=0&sid=69684fcd6641debd0c56211a731c64b8</a> cytat: "Na szczęście (żona) spotkała na forum ludzi zaprawionych w boju. Ludzi, którzy rozpoznali wspaniały dar sakramentu małżeństwa. Ludzi, którzy rozeznali całe bogactwo charyzmatu trwania wiernie przy Chrystusie poprzez wierność w małżeństwie. Dzięki posłudze tych wspaniałych ludzi zachowała nadzieję w sytuacji beznadziejnej. Bo po ludzku nie widać było żadnego światła, nie było promyka nadziei. Bo przecież nie mieszkałem z rodziną tylko z inną kobietą, bo przecież był złożony pozew o rozwód i wyznaczony termin rozprawy…"
DF
do Franka: I tyle :)
6 września 2011, 14:04
Muszą chcieć OBIE strony, a szczególnie ta, co zawiniła Zapewniam Cie, że jedna trona nie chciała na 100%, w tym przypadkach o któych piszę, ale zachciała. No cóż, cud... A właściwie cuda, bo to było ich wiele (na przestrzeni sześciu lat). Proszę, nie odbieraj nikomu nigdy nadziei! :-) Z takim podejście jak Twoje, to naprawdę mozna się załamać.. Pan Bóg potrafi z każdej sytuacji wyprowadzić wielkie dobro. Z każdej, chyba w to nie wątpisz? I tak myślę na koniec, że najważniejsza jest relacja z Bogiem! W naszym życiu zwracamy się do Niego ZE WSZYSTKIM !! Ktoś podawał stronę Sycahr - właśnie tam się uczą tej relacji z Bogiem, i wygrywają! Bo dopóki walczysz jesteś zwycięzcą ! I tym optymistycznym akcentem zakończę tę rozmowę, Franku, z Tobą ok? :-) Bo możnaby tak bez końca, a obowiązki wzywają.
Andrzej Szymański
6 września 2011, 13:33
Księża musieliby się bardziej zaangażować. A oni mają to w tyle, ponieważ interesuje ich obecnie to, jak obedrzeć katechetów świeckich z jak największej liczby godzin. Kto tam myśli o jakichś kursach za friko!
S
Słaba
6 września 2011, 13:28
Dobry artykuł! Bardzo dobre zaproszenie na koniec! Dziękuję! :-) Myślę, że warto by zrobić badania na temat powodów, z jakich ludzie decydują się zawrzeć związek małżeński. (Nie chodzi o ślub kościelny, a o małżeństwo wogóle.) O. Jerzy Laskowski SJ robił takie badania w latach 80-tych. Wyszło z nich, że mniej niż połowa badanych (czterdzieści kilka procent) deklaruje jako główny motyw zawarcia małżeństwa, miłość do tej konkretnie osoby, z którą zawiera małżeństwo. Czy obecne czasy są "bardziej romantyczne"? Natomiast poradniki i kursy raczej wychodzą z założenia, że narzeczeni są zauroczeni sobą tak, że świata nie widzą prawidłowo, a jak "opadną łuski z oczu" to zaczyna się kryzys. Powody zawarcia małżeństwa były różne (nie wszystkie pamiętam), np. (kolejność przypadkowa): chęć posiadania rodziny, cghęć usamodzielnienia się, chęć wydostania się spod kurateli rodziców (a nawet po prostu wyprowadzka od nich), prestiż społeczny związany z byciem osobą żonatą (zamężną), dążenie do zalegalizowania już istniejącego zwiążku (z różnych powodów), ciąża, itd. Myślę, że te powody w obecnych czasach mogą być nieco inne, ale warto je przeanalizować i wyciągnąć wnioski.
K
ktoś
6 września 2011, 12:58
do "po prostu", Jeśli czytałeś artykuł, do którego są te komentarze to jest tam napisane, że w ubiegłym roku rozwiodło się 72 tys. małżeństw, w tym 40 tys. konkordatowych. Czy myślisz, że to wszystko były rozstania 'na zgodny wniosek obojga małżonków'?. Na pewno nie. Na pewno znaczna część z nich została zdradzona i zostawiona, i na pewno te osoby spędziły niejedną godzinę na modlitwach i błaganiach o uzdrowienie i ratunek małżeństwa. I też wierzyły, że dobry Bóg wysłucha modlitw w słusznej sprawie, że uratuje małżeństwo. Ale jak widać ze statystyk tak się nie stało. Sama wiara w pomoc Boga nie uratuje małżeństwa. Muszą chcieć OBIE strony, a szczególnie ta, co zawiniła
PP
po prostu..
6 września 2011, 11:21
Mówiąc wprost jeden z małżonków znajdzie sobie inną miłość (innego partnera) i porzuci swojego sakramentalnego. Drugi małżonek nawet z pomocą łaski sakramentu małżeństwa i Pana Boga nie zapobiegnie rozpadowi małżeństwa w takiej sytuacji. Ale ja znam takie sytuacje, że zapobiegli i to niejedną znam , a wiele, więc "jednak" to prawda, co ksiądz teolog i KKK stwierdza. Ze względu na to, że można zapobiec, a nawet można UZDROWIĆ, polecam gorąco wszystko to, co napisane o Chrystusie, Tym Trzecim, aby zastosować. Bo inaczej to jest tak: "a niewarto, bo nie ma sensu" ? Bóg daje niewyobrażalne siły i łaski, a nie tylko trochę siły i trochę łaski. Daje ogrom, bo Sam jest chyba Ogromny (?). Takie pisanie, że się nie uda jest z góry skazane na porażkę, tak. Nie wiem, może to kwestia wiary w pomoc Boga?
K
kate
6 września 2011, 09:34
Trudno będzie to zmienić i potrzeba wielu lat, może pokolenia, aby wierni poczuli się odpowiedzialni za swoją wiarę i religię. Ja jestem sceptyczna, co do tego czy to przejdzie- duchowni są zbyt przyzwyczajeni do sterowania ludźmi, boją się osób wolnych (nie wiadomo przecież co wymyślą), wolą otaczać się "klakierami". Raczej będziemy obserwować stopniową erozję małżeństwa- już teraz badania socjologiczne zauważają wzrost liczby osób wybierających życie w pojedynkę z powodu "niemożliwości realizacji życia religijnego w małżeństwie", a jak dodamy do tego wzrost sceptycyzmu wśród kobiet, co to możliwości dialogu z mężczyznami, to mamy bardzo duży problem. Nie da się go rozwiązać poprawą jakości nauk przedślubnych, tylko szeroko zakrojonym, wieloletnim, konsekwentnie prowadzonym dialogiem ze świeckimi, jak winien wyglądać Kościół i kształt życia religijnego. I pokorą, że do wielu furtek ludzkiej duszy nie da się zaglądnąć, gdyż tam jest miejsce na dialog człowieka z Bogiem bez świadków.
K
kate
6 września 2011, 09:33
Moim zdaniem dużą winę ponosi Kościół za obecną sytuację małżeństw,tj. sposób myślenia hierarchii na temat ich wpływu na życie świeckich członków Kościoła. Uważam, że Kościół sam sobie "strzelił w nogę" zabiegając o tzw. małzeństwa konkordatowe. Skutkiem tego wzrosła ilość małżeństw "kulturowych katolików", którzy tak naprawdę nic z Kościołem i wiarą nie mają wspólnego. Jak sobie przypominam, kształt tzw. nauk przedmałżeńskich narodził się w Polsce po likwidacji w 1949 roku stowarzyszeń katolickich. Wcześniej przygotowanie, czasem wieloletnie, odbywało się w takich młodzieżowych organizacjach, gdzie uczono i metod regulacji, i domowej buchalterii, i robienia powideł. Jak się poczyta choćby "Sodalisa" z lat 30. to widać przepaść w przygotowaniu ówczesnych młodych, a współczesnych narzeczonych. Wprawdzie czasy się zmieniły, ale wydawało się, że naturalną sprawą będzie po 1989 roku, kiedy wróciły możliwości działania legalnie Kościoła, że powróci się do idei przygotowania małżonków w organizacjach świeckich katolików, że oni sami będą mieli wpływ na swoje życie i wybory. Tak się nie stało. Skutkiem tego jest utrwalona wśród wiernych mentalność, że za sakramenty, w tym i małżeństwo, odpowiada Kościół, że niech duchowni się wysilają, jak mnie uformować "na swój obraz i podobieństwo", a za kształt mojego życia religijnego ja nie odpowiadam.
K
ktoś
6 września 2011, 08:55
do "troszeczkę wiedzy", Wszystko co piszesz jest bardzo mądre teologicznie. Ale zauważ jedno, cała ta mądrość i wiedza o działaniu Boga jako trzeciej osoby w małżeństwie nie pomoże, gdy jeden z małżonków przestanie się starać o małżeństwo, czyli przestanie "realizować wzajemną miłość do siebie i Chrystusa" (jak to określiłeś). Mówiąc wprost jeden z małżonków znajdzie sobie inną miłość (innego partnera) i porzuci swojego sakramentalnego. Drugi małżonek nawet z pomocą łaski sakramentu małżeństwa i Pana Boga nie zapobiegnie rozpadowi małżeństwa w takiej sytuacji.
TW
trójkąt w małżeństwie sakr.
6 września 2011, 08:05
Franku, wiedząc o co chodzi w małżeństwie sakramentalnym (o obecności Chrystusa) można zacząć realizować wzajemną miłość do siebie i do Niego! Wiedząc o co chodzi - tylko wtedy, a nie wiedząc - wówczas pomija się obecność Jego - Chrystusa. Rozumiesz, czy nadal nie? :-) Tak więc - warto wiedzieć i pamiętać - to druga sprawa. Pierwsza - wiedza o małżeństwie i Chrystusie!! Gdy nie wiesz, to wtedy właśnie... próbuje się dom zbudować samemu, a przecież - jeśli Pan domu nie zbuduje,  napróżno się trudzą ci, co go wznoszą. Próżno się trudzą! Ps. Teolog ksiądz wymyśla sobie z kosmosu te pojęcia? Nie bardzo rozumiem. Sugerujesz, że ksiądz sobie, a małżeństwo sakramenalane sobie? że to nie ma sensu przekazywanie tej prawdy o Panu Jezusie jako Tym trzecim pośród dwojga? No właśnie... a potem się dziwić, że coś się rozpada! Ignorancja to? Pomyśl, może to jest właśnie ignorancja?!
M
Małżeństwo
6 września 2011, 01:38
 5) Nie chcemy uogólniać, ale z doświadczenia naszych znajomych wynika że bardzo często księża idą na "kompromisy" i dają zgodę na małżeństwo sakramentalne w skrajnym sytuacjach np. dziewczyna jest w ciąży i decyduje się na szybki ślub, "no bo co ludzie powiedzą". O zgrozo! Niektórzy księża sami sugerują, że można "pójść na skróty" i jeśli jest "sprawa bardzo pilna", to można pominąć kurs - wnieść opłaty i nara. Czyż sami tym nie mówią, że tylko idioci chodzą na kurs? Jeśli rodzice nie są przygotowani żeby wstąpić w związek małżeński, to taki związek okaże się nietrwały. 6) Kampania informacyjna - ludzie podchodzą bardzo negatywnie do zmian i tutaj jest potrzebna kompleksowa kampania wyjaśniająca wprowadzane zmiany w duszpasterstwie narzeczonych i udzielaniu sakramentu małżeństwa. Zmiany, które prowadzą do świadomego i głębokiego przygotowania sakramentu małżeństwa będą od razu komentowane przez mnóstwo tendecyjnych artykułów: po co to? Kościół chce utrudnić ludziom dostęp do małżeństwa! itd. 7) Dobrym rozwiązaniem byłoby publiczne udostępnienie treści kursu przedmałżeńskiego. By były znane zagadnienia i argumentacja dlaczego to jest potrzebne - uzasadnienie. Wskazane byłyby pytania skierowane do potencjalnych uczestników np. "Czy wiesz że..?", "Czy wiedziałeś, że...?" Które zachęcałyby do czynnego udziału w kursie, a nie do postawy "skoro muszę, to odsiedzę". Upublicznienie treści kursu, daje ludziom informacje, czy taka forma i treść ich interesuje.
M
Małżeństwo
6 września 2011, 01:37
Witamy i przesyłamy uwagi: 1) Jeden ogólnopolski program kursu przedmałżeńskiego - jednolity dla całego kraju. W tej chwili każdy ksiądz rzepkę sobie skrobie. Jeden rozdaje ulotki, drugi opowiada kawały, a nawet jak próbuje powiedzieć coś sensownego to nie zawsze ma odpowiednie wiadomości i przygotowanie. Nie oszukujmy się, ale kapłan żyjący w celibacie rzadko interesuje się małżeństwem poza aspektami teologicznymi, dlatego bardzo potrzebna jest tutaj współpraca księży z faktycznymi małżeństwami z różnym stażem. 2) Ujednolicić czas trwania kursu, bo skoro jest obowiązkowy, a w jednej parafii trwa 6 miesięcy, a w innej 2 tygodnie, to wiadomo, że w większości pary skorzystają i pójdą na łatwiznę - wybiorą ten krótszy i najczęściej gorszy. 3) W trakcie kursu powinny być zagadnienia związane z komunikacją i wyrażaniem emocji, a nie tylko o prawie kanonicznym czy planowaniu rodziny. Zwłaszcza w sytuacji gdy komunikacja międzyludzka jest takim obecnie problemem. Za kilka lat będzie on jeszcze większy, gdyż obecne młode pokolenia mają ogromne trudności z wyrażaniem i przekazywaniem bardziej skomplikowanych treści - efekt Facebooka, "poklikash?" 4) Skoro już ktoś siedzi na kursie przedmałżeńskim można go informować o organizacjach, poradniach, wspólnotach z którymi mogą się kontaktować gdy popadają w problem i kryzys, a nie tylko w momencie rozpadu małżeństwa, gdy tak na prawdę jest już za późno na jego uratowanie.
F
franek
6 września 2011, 00:31
Piszesz o sakramencie małżeństwa jak o działaniu automatycznym. a przecież spotkanie człowieka z Bogiem to jest spotkanie OSÓB. . Odtąd całe życie małżonków ma być przeniknięte miłością Chrystusową, którą mają sobie wzajemnie okazywać. Zauważ " ma być" - a nie JEST (z automatu) .....Przez sakrament małżeństwa Chrystus w nowy i trwały sposób staje się obecny w życiu nowożeńców, staje się ich wiernym towarzyszem życia, gotowym w każdej chwili podać swoją dłoń i ubogacić ich stygnącą miłość swoją niezmienną miłością.   Chrystus jest gotowy podać ale nie poda gdy nie chcesz - sznuje podarowaną Ci wolność. W sakramencie małżeństwa Chrystus daje różne łaski konieczne do wypełnienia obowiązków nowego stanu, czyli kształtowania życia małżeńskiego i rodzinnego, tworzenia odpowiedniego klimatu, koniecznego do właściwego wychowania dzieci itp. Chrystus daje, ale nie każdy bierze - przecież widzisz co się dzieje! Okazuje się. że trudne jest głoszenie prawd teologicznych, szczególnie gdy cytuje się teologów. :)
TW
troszeczkę wiedzy i ...
5 września 2011, 23:04
Franku, troszkę wiedzy nie zaszkodzi :) <a href="http://www.teologia.pl/m_k/zag06-7b.htm#4">http://www.teologia.pl/m_k/zag06-7b.htm#4</a> Jakich łask udziela Chrystus w sakramencie małżeństwa? J 15,9-12 Ślubując sobie wierność i miłość, mężczyzna i kobieta zawierają związek małżeński, a Chrystus umacnia ich miłość swoją miłością, jaką okazuje Kościołowi. W tym sakramencie Chrystus zbliża się do nowożeńców i mocą swego Ducha tak ich udoskonala, aby ich ludzka miłość ciągle się rozwijała, pokonując wszystkie próby życia. Odtąd całe życie małżonków ma być przeniknięte miłością Chrystusową, którą mają sobie wzajemnie okazywać. „Dla chrześcijańskich małżonków— stwierdza papież Paweł VI — objawy wzajemnej czułości są przeniknięte tą miłością, jaką czerpią oni z Serca Bożego. I gdyby źródło miłości czysto ludzkiej groziło wyschnięciem, jej Boskie źródło jest niewyczerpane, jak niedoścignione są głębokości Bożej czułości. Oto do jak intymnego zjednoczenia, mocnego i bogatego, prowadzi miłość małżeńska”. Przez sakrament małżeństwa Chrystus w nowy i trwały sposób staje się obecny w życiu nowożeńców, staje się ich wiernym towarzyszem życia, gotowym w każdej chwili podać swoją dłoń i ubogacić ich stygnącą miłość swoją niezmienną miłością. W sakramencie małżeństwa Chrystus daje różne łaski konieczne do wypełnienia obowiązków nowego stanu, czyli kształtowania życia małżeńskiego i rodzinnego, tworzenia odpowiedniego klimatu, koniecznego do właściwego wychowania dzieci itp.
F
facet
5 września 2011, 22:55
przede wszystkim ludzie się muszą zacząć więcej, znacznie wiecej modlić sercem, przez całe życie, a by tak było musi się zburzyć wyobrażenie, że dużo modlić powinny się duchowni i osoby starsze, bo bez modlitwy nie ma szans na zrozumienie czegokolwiek duchowego, ani Boga, ani sakramentów, ani ludzi jako istoty posiadające ducha, więc i siebie samego codzienna modlitwa sercem jest podstawą wszelkich duchowych spraw, bez niej człowiek jest martwy duchowo i wszelkie inne "akcje" i "inicjatywy" są bez sensu
K
ktoś
5 września 2011, 20:24
 "...W praktyce, wiele z tych opuszczonych osób wchodzi w powtórne związki ..." W powtórne związki wchodzą głównie ci, którzy sami rozbili swoje sakramentalne małżeństwa, a nie osoby opuszczone. Bo zwykle jest tak, że do porzucenia małżonka dochodzi, gdy już się ma innego partnera, czyli od razu się jest w powtórnym związku. Ksiądz pisze tak, jakby problem związków niesakramentalnych dotyczył tylko tych porzuconych, (a oni często pozostają samotni). 
F
franek
5 września 2011, 20:15
Można konia doprowadzić do wodopoju ale nie można zmusić by się napił. Bóg daje sakrament, ale człowiek musi chcieć go wziąć. Sakrament to nie magia. Człowiek jest wolny, bo mu Bóg wolność zadał. Sakramentu nie można zapsuć, ale można z niego nie skorzystać. Przez ignorancję, przez pychę,... itp Chyba za mało wiemy co to są sakramenty i jak bliskie nam powinny być na codzień. Dlaczego tak mało wiemy? Nie pytalibyśmy wtedy po co mi sakramentalny ślub, tylko z radością do niego biegli i starali się skorzystać z jego dobrodziejstw jak najczęściej. I obdarować tym także żonę, dzieci i innych.
J
Joanna
5 września 2011, 17:30
Księże, bardzo dobry artykuł i ogromnie ważny temat, wsaniale, że ksiądz go podejmuje. Dziękuję też za odpowiedz :) moje zastrerzenie dotyczyło pewnego skrótu myślowego, a ks. znowu go zastosował. Nie uważam i nic nie pisałam, że zachowanie czystości w małżeństwie to brak współżycia ja też uprościłam swój komentarz, bo przecież życie poza wiernością małżeńska nie zamyka drogi do sakramentu pojednania
P
PS.
5 września 2011, 17:17
Małżeństwa - tak naprawdę - "rozpadają się (w cudzysłowie, bo raczej nie ma czegoś takiego, jak rozpad Sakramentu Małżeństwa, bo to łaska od Boga, nie da się spowodować jej rozpadu) tak więc rozpadają się (pozornie), bo nie zauważa się kto jest twórcą Sakramentu - Jezus Chrystus. Tam, gdzie przywraca się miejsce Chrystusowi w małżeństwie sakramentalnym, tam, wszystko powraca na wlaściwe miejsce.   To Chrystus uzdrawia małżeństwo sakramentalne. Wystarczy więc powiedzieć o tym wszystkim, którzy przechodzą kryzys. Zdaje się o tym pisała w swoich książkach Elżbieta Sujak - tak właśnie mówiła - o Chrystusie, pracując w poradni i oczywiście nie umniejszając Panu Jezusowi swojego wkladu jako doradcy :)
:
:)
5 września 2011, 16:51
Księża zwłaszcza powinni wierzyć w odradzanie się małżeństw sakramentalnych (ważnie zawartych), zwłaszcza, że najbliższe otoczenie wręcz powtarza jak mantrę "rozwiedź się!". "wierzyć' - słowo KLUCZ.
DB
dzięki Bogu
5 września 2011, 16:48
Znam uzdrowienia małżeństw sakramentalnych, dzięki zaangażowaniu księży w dane małżeństwo. Ale...  to byli księża niemal charyzmatyczni, którzy wiedząc, że dane małżeństwo jest ważnie zawarte - do tego stopnia się zaangażowali, że całkowicie i niemal wyłącznie dzięki temu (z pomocą Boga) odratowali prawie umarłe małżeństwa. Takich księzy potrzeba - możliwe, że to byli tzw. mediatorzy. Suma sumarun, małżeństwa odrodziły się na nowo. Teraz pomagają innym (była zdrada jednego z małżonków i nie tylko, również nałogi).
A
allegra
5 września 2011, 16:46
oczywiście, ostatni fragment mojego komentarza powinien brzmieć: jeżeli bycie księdzem nie jest najpierw dzieleniem się własnym doświadczeniem autentycznej wiary, to takie kapłaństwo i duszpasterstwo nie będzie  skuteczne...
A
allegra
5 września 2011, 16:36
 dla ratowania SAKRAMENTALNEGO MAŁŻEŃSTWA - co może zrobić oficjalny Kościół ? oczywiście, powinien zadbać o wysoki poziom swoich działań duszpasterskich, to musi być dobre merytorycznie, ale niekoniecznie ksiądz(proboszcz, wikary) musi być specjalistą od wszystkich problemów małżeńskich i rodzinnych,  choć na pewno powinien mieć wystarczające przygotowanie psychologiczne - żeby, jeżeli już się wypowiada, nie mówił np.regularnie bitej żonie, że przede wszystkim powinna przebaczać i "kogo Pan Bóg kocha, temu daje krzyż", a na wszelkie problemy najlepszy jest różaniec..itd. i "oddanie wszystkiego Bogu".. a jeżeli nauki przedmałżeńskie są nudne i ogólnie"cienkie", to jest to żenujące, również dlatego, że obniża rangę sprawy, - a jeżeli mowa o duszpasterstwie, o towarzyszeniu duchowym małżeństwom, itp...to sprawą podstawową jest oczywiście formacja kapłańska, ale najpierw do kapłaństwa(a nie do duszpasterstwa rodzin).. ksiądz(w każdym obszarze duszpasterstwa) ma być przede wszystkim - specjalistą od kontaktu z Bogiem, jeżeli miałby być teoretykiem i wykładowcą - to niech lepiej tylko poda bibliografię, bo półki się uginają od naprawdę dobrych rzeczy, jeżeli Kościół chce ratować małżeństwo sakramentalne, to ksiądz ma być nie urzędnikiem, a świadkiem wiary, świadkiem wiary, to znaczy - ma być świętym księdzem,  ksiądz nie będzie przekonywający(i skuteczny) w żadnym duszpasterstwie, jeżeli  nie będzie autentycznie żył Bogiem, pracował nad tą relacją całe życie... jeżeli bycie księdzem nie jest najpierw dzieleniem się własnym doświadczeniem autentycznej wiary, to takie kapłaństwo i duszpasterstwo  nie będzie nieskuteczne...
Dariusz Piórkowski SJ
5 września 2011, 16:33
Do Joanny, no właśnie ja nie piszę o tych, którzy zachowują czystość po rozpadzie pierwszego związku, ale o tych, którzy wchodzą w powtórne związki (nie wnikam teraz w przyczyny). Wielu z nich nie przychodzi już do spowiedzi i do komunii. Nie ma dokładnych badań na ten temat, ale jeśli rocznie rozpada się około 40 tys par konkordatowych i nie wszyscy żyją samotnie, to jest to sporo ludzi. Poza tym, nie można czystości sprowadzać wyłącznie do braku współżycia.
F
franek
5 września 2011, 16:09
Kiedyś wyczytałem: Pan Jezus nauczał dorosłych a błogosławił dzieci, nasz kościól naucza dzieci a błogosławi dorosłych. Dorosły człowiek ma kłopoty w domu i w pracy i szuka na nie odpowiedzi. Rzadko znajduje je w kościele. Kto ma tłumaczyc zasady religii na nasz współczesny język? Jak zobaczyć swoje kłopoty w swietle ewangelii? Nie liczmy na księży, oni są formowani w innym świecie, do innych spraw. Rzadko który interesuje się naprawdę życiem codziennym parafian. Żyją dostatniej i w lepszych warunkach niż przeciętny obywatel. Syty głodnego nie zrozumie. Widzę nadzieję w tym, że my parafianie będziemy tworzyć grupy wsparcia, studiować nasze problemy w świetle ewangelii i wspierać tych księży którzy zechcą nam pomagać. Kościół oficjalny obudzi się gdy pustki w kościele zagrożą egzystencji materialnej biskupów. Dowiemy się wtedy, że jesteśmy solą tej ziemi. Gdyby księża zrozumieli jak należy przybliżać Chrystusa zwykłym małżonkom i to robili, zamiast tylko administrować parafią ( w tym są lepsi cywile), to byłoby więcej świadomych małżonków, którzy sens chrześcijańskiego małżeństwa umieliby przekazać swym dzieciom. Świat byłby lepszy, ale czy to możliwe???
J
Joanna
5 września 2011, 14:29
Nawet jeśli nie wszyscy wchodzą w powtórne relacje, to i tak odsetek tych, którzy przestają się spowiadać i przyjmować komunię św., zwiększa się z roku na rok o kilkadziesiąt tysięcy ludzi- bardzo karkołomna teza. Jeżeli małżonkowie się rozchodzą zachowując czystość to dlaczego mieliby przestać chodzić do spowiedzi i przyjmować komunię świętą?