Kiedy mąż wraca do domu w złym humorze
Wrócił po pracy zniechęcony. Normalnie od razu wymyśliłabym 5 cudownych sposobów na rozwiązania. Bo od "bezczynności" wolę działanie. Tego dnia na szczęście zrobiłam inaczej.
Kilka dni temu, zaraz przed przyjściem męża z pracy przyszła mi głowy taka myśl: "przywitaj go w domu jakoś wyjątkowo, pokaż mu jak się cieszysz, że jest; że jesteś wdzięczna za jego pracę". Pomyślałam, żeby może wywiesić jakąś miłą kartkę na drzwiach wejściowych. No i na tym się skończyło… Zaraz trzeba było nakarmić małą, zrobić obiad i jakoś mi ta myśl umknęła. Przyszedł mąż.
Już po kilku jego słowach okazało się, że miał ciężki dzień i że czuł się dość zniechęcony swoją pracą i pewną sytuacją. "Achaaa. Więc to jednak był Pan Bóg i ta myśl była od Niego… On wiedział, że T. potrzebował czegoś wyjątkowo miłego… Ech, no trudno, tym razem nie udało mi się posłuchać delikatnego podszeptu Ducha Świętego. Ale nie wszystko jeszcze zmarnowane!" - pomyślałam.
T. zaczął opowiadać, dlaczego czuję się zniechęcony. Normalnie od razy wymyśliłabym z 5 cudownych sposobów, jak szybko zaradzić tej sytuacji. Bo wiecie, mam na imię Marta i lubię działać. Znajdywać rozwiązania problemów tu i teraz. "Bezczynne" czekanie nie jest w mojej naturze.
Ale tego dnia na szczęście moje serce było blisko Niego. Czułam, że moje rady nic tutaj nie zdziałają. Milczałam tylko i słuchałam męża. Trzeba było położyć małą. Normalnie to zadanie Taty, ale wiedziałam, że chce wziąć prysznic, więc to ja poszłam ją uspać. W inny dzień byłabym wkurzona, że mi nie pomoże, ale tym razem - posłuchałam Jego głosu, który mówił: "Daj mu odpocząć".
Kiedy tuliłam moją córeczkę do snu, zaczęłam prosić Boga o jakieś słowa, którymi mogę "wzmocnić" mojego męża. Bo nie wiedziałam, co mogę jeszcze powiedzieć. Tyle razy już poruszaliśmy ten temat, tyle razy już starałam się dodać mu otuchy.
Jak zwykle, On mnie nie zawiódł… Od razu przypomniał mi dwa wersety, które wiele dla nas znaczą i których On użył kilka lat temu, kiedy też byliśmy w trudnej sytuacji. Straciłam wtedy pracę. Tak jak teraz, nie rozumiałam, dlaczego On do tego dopuścił - mimo, że ufałam Mu w tej kwestii. Jak się niedługo później okazało - straciłam tę pracę, żebym mogła dostać dużo lepszą…
Czasem tak właśnie jest… Bardzo Go o coś prosimy, ale On ZA BARDZO nas kocha, żeby nam to dać… Być może chce nam to dać, ale nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. Być może nie chce nam tego dać. Ale nie dlatego, że jest okrutnym Bogiem. Ale dlatego, że w swojej miłości wie, że nasze pragnienia nie są wcale najlepszym planem. Jego plan zawsze będzie lepszy od naszego. Nie ważne jak długo i skrupulatnie go sobie układaliśmy w głowie.
Widzę i czuję ostatnio, jak bardzo On chce nas prowadzić. Jak bardzo czekanie w Jego obecności jest inne od czekania i działania na własną rękę. Jest wiele dni i chwil, kiedy bardziej słucham siebie, swoich pragnień, swoich emocji. Te dni są zawsze inne od tych, kiedy jestem wsłuchana w Jego głos. Jak widać na wczorajszym przykładzie, On zawsze jest, gotowy, żeby do nas mówić, gotowy żeby nas kochać…. Nawet jeśli za pierwszym czy drugim razem nie udało nam się być posłusznym temu głosowi… On nie przestaje chcieć być blisko nas.
Całe szczęście, wczoraj wróciłam do tego głosu. I po raz kolejny, On uratował ten dzień i tę chwilę. Byłam w stanie podzielić się z mężem słowami, które dodały mu otuchy i które wprowadziły pokój do naszego domu.
Pomóż mi Panie proszę być bardziej wsłuchana w Twój głos, w Twoje ciche podszepty. Prowadź mnie dzisiaj i w tym tygodniu. Niech w naszym małżeństwie będzie mniej mnie, moich emocji, moich pragnień - i więcej Ciebie.
Marta Barnert-Warzecha - autorka bloga Żona&Mąż Razem z mężem prowadzi kursy przedmałżeńskie i małżeńskie. Mama rocznej Leili. Na co dzień pracuje w Londynie w produkcji telewizyjnej.
Skomentuj artykuł