Macierzyńska harówka w domowym kieracie?

(fot. TK_Presse / flickr.com)
Heidi Bratton / slo

Niedawno miałam tę przyjemność, że przedstawiono mnie jako "kobietę, która wie, po co wstaje rano... najbardziej ułożoną matkę, jaką dane mi było spotkać". Przyznaję, że sprawiło mi to przyjemność, bo jeśli ten ktoś, kto o mnie mówił, określił mnie jako "ułożoną" oraz mającą cel, pozwalającymi wstać rano z łóżka, to była to nowa cecha charakteru, o której wcześniej nie myślałam.

Na początku mojej macierzyńskiej kariery byłam tak mało skoncentrowana i tak bardzo brakowało mi pewności siebie, że moja bratowa, żartując sobie ze mnie, określała mnie jako "matkę niechętną". Było w tym wiele racji.

W dążeniu do osiągnięcia postawy pełnej pokoju, jaka cechowałaby moje macierzyństwo oraz związane z tym obowiązki, dałam się złapać w potrzask między dwoma przeciwnymi sobie karykaturalnymi modelami : gospodyni domowej i kobiety robiącej karierę. Dokonałam konkretnego wyboru, decydując się na posiadanie rodziny, a nie na robienie kariery; zdecydowałam się skoncentrować na energii stwarzania, nie chciałam jednak zostać tzw. gospodynią domową. The Random House Dictionary o "gospodyni domowej" pisze, że jest to "kobieta, która zarządza domem, zwłaszcza żona, na której spoczywa obowiązek utrzymania czystości we własnym obejściu i do której należą wszystkie prace kuchenne; zwykle nie podejmuje żadnych innych prac poza domem". Nie chciałam żyć tak, jak określała to ta definicja. Lecz jako że nie podjęłam żadnej pracy poza domem, niejako siłą faktu byłam skazana na to, aby być "gospodynią". Jednak napawało mnie to odrazą. Złościła mnie każda myśl, że będę gospodynią, i to złościła mnie do tego stopnia, że moje nowe obowiązki, mój zawód - na własne potrzeby - określałam jako "Architekt rodzinny". Wymyśliłam to wyłącznie w tym celu, żeby odpowiadając na pytania o to, co robię, nie odpowiadać: jestem gospodynią domową. Francies, moja bratowa, wydrukowała mi nawet takie wizytówki. Dziś, kiedy na nie patrzymy, śmiejemy się z tego.

Stać się mamą, dla której dom jest fundamentem, a rodzina stanowi centrum uwagi. Na początku ciężko pracowałam, aby siebie "udomowić". Starałam się przebrnąć przez wszystko to, co nudne, wykazać kreatywność ducha w obrębie domu oraz znaleźć radość w wykonywaniu takich zadań, jak gotowanie i sprzątanie, wszystko to jednak było bardzo sztuczne. Ze względu na własne dzieci zdecydowałam się wykonywać rzeczy dla mnie nienaturalne, ponieważ naprawdę chciałam być dobrą matką. Uważałam, że pozostanie w domu, o ile to możliwe, jest najlepszym sposobem, aby nią być, lecz skłamałabym, że moja dusza nie chciała się z tego wyrywać. Czułam się, jakbym była czarnoksiężnikiem z Oz.

DEON.PL POLECA

Moje życie stało się mniej wyraziste i jakby toczyło się za zasłoną - a jednak zdecydowałam się pokochać moje "przywiązanie do domu", życie rodzinne oraz sprawiać wrażenie, że jestem dobrą gospodynią. Szczerze mówiąc, nie byłam jednak przekonana co do potrzeby i wartości tego, co robiłam. lecz głębokie pragnienia, aby właściwie odpowiedzieć na zadania związane z macierzyństwem, opanowały moje myśli i przezwyciężały mętlik w mojej głowie. Pomysł pozostania w domu był najlepszą i słuszną rzeczą, na jaką mogłam się zdecydować, biorąc pod uwagę dobro moich dzieci, dlatego poszłam za tym, nawet jeśli nie do końca czułam, że tak powinno być.

Susan Maushart nazywa "maskami" różne role, jakie kobieta odgrywa wobec własnych dzieci oraz sprawy, co do których musi zdecydować, czy je podjąć, czy zaniechać (chodzi tu o decyzję, czy podejmować pracę poza domem, karmić butelką czy piersią, o sprawy związane z codzienną opieką nad dzieckiem, z pracami w domu oraz o to, jak ma wyglądać jej małżeństwo wtedy, gdy pojawią się dzieci) . Maushart twierdzi, że maski te są udekorowane przez odczuwaną satysfakcję lub niezadowolenie, jakie jest konsekwencją dokonanego wyboru. Dalej pisze, że "wszystkie maski są podporą udawania". Z kolei omawia różne sposoby "udekorowania" tych masek za pomocą różnych pragnień, które stają się częścią życia kobiety. Ehilip Yancey także pisze o maskach. Według niego określenie "obłudnicy", którego Jezus używał w kazaniu na górze, odnosi się do tych, którzy "wkładali maski". Pisze on, że Jezus w oczywisty sposób wprowadził nowe określenie, "zapożyczając jego znaczenie od greckich aktorów {hypo-crites), którzy zabawiali tłum w teatrze. Termin ten oznacza osobę, która przykrywa twarz maską, aby wywołać odpowiednie wrażenie".

Nigdy nie pomyślałabym o sobie jako o hipokrytce, ale patrząc wstecz, widzę, że robiłam miny - zakładałam różnego typu maski szczęśliwej matki i żony, aby ukryć pod nimi wewnętrzne "wrzenie". Nauczyłam się dobrze ukrywać moje prawdziwe odczucia po to, aby robić na innych dobre wrażenie. Kiedy zaś zaczęłam poddawać się przemianom, jakie macierzyństwo wprowadziło w moje życie, modlić się i prosić Boga, aby objawił mi, jakie jest moje powołanie (ów niepowtarzalny plan dotyczący relacji, odpowiedzialności oraz roli rzeczy materialnych w moim życiu), wówczas objawił mi się zupełnie nowy obraz-porównanie różnych roli i zadań, z jakimi usiłowałam się zmierzyć. Ten nowy obraz to wyobrażenie, że nie zakrywam twarzy "maskami", lecz wkładam różne "kapelusze". Ta analogia jest mi o wiele bliższa niż obraz masek. Uznając fakt, że wszystkie te obowiązki i role, jakie pełnimy, są dla nas w pewnym sensie wsparciem (lecz nie są one podstawą tego, kim jesteśmy w Chrystusie), porównując je do kapeluszy, nie traktujemy ich jako czegoś, za czym ukrywamy własną twarz, lecz wkładamy je, jak wkłada się ubranie. Nosimy różne kapelusze na różną pogodę. Są one zarówno zabawne, jak i funkcjonalne. Możemy nawet włożyć ich kilka jednocześnie. Nie ukrywamy jednak pod nimi własnej twarzy.

Connie Fourre Zimney pomogła mi w innej perspektywie spojrzeć na to, co oznacza być gospodynią domową: "Zadania wypełniające cały mój dzień istotnie wykonuję po to, aby to miejsce, w którym mieszkamy, stało się przyjaznym domem całej mojej rodziny". Odkryła ona własną rolę matki, podobnie jak artysta uświadamia sobie własne powołanie - bierze do ręki surowy materiał i tworzy z niego coś, co "staje się manifestacją oraz co przemawia do ludzkiego serca". Autorka ta potrafiła spojrzeć na ludzi, miejsca oraz na czas jako na ten materiał, który jako kobiecie-artystce pozwolono jej przekształcić w autentyczny dom. Pomogła mi tym samym uświadomić sobie, że pojęcie "gospodyni domowa" zostało kompletnie wypaczone. Termin ten, tak jak brzmi on dzisiaj, jest pozostałością i owocem działalności pokolenia feministek, które podjęły próbę wyjaśnienia "problemu, którego nikt jeszcze nie nazwał". Skończyło się jednak na stworzeniu karykatury budzącej współczucie postaci, którą nazwano "gospodyni domowa", i która została odarta z całej radości tworzenia domu i zaprzęgnięta do niewolniczej harówki w domowym kieracie. Pewna kobieta o imieniu Jenny dzieli się swym zaskoczeniem, jakim było dla niej doświadczanie radości ze wszystkiego, co związane było z domowymi pracami.

"To był dla mnie szok, kiedy zaczęły mi sprawiać przyjemność prace domowe i przygotowanie obiadu dla mojego męża i córki. Nigdy nie myślałam o tym, że typowe obowiązki gospodyni domowej mogą dawać tyle satysfakcji; wręcz przeciwnie, myślałam, że nie polubię wszystkich tych spraw. Ale teraz sprawia mi przyjemność to, że jestem tu dla mojej rodziny, zamiast wpadać do domu po pracy i spieszyć się, żeby w pół godziny przygotować coś do zjedzenia".

Co za radość! Nie zostałam gospodynią domową wyłącznie dlatego, że nie mogłam robić kariery. Moim celem było poświęcenie się przyziemnym obowiązkom polegającym na trosce o dcm i dzieci. Chciałam stworzyć sprzyjające środowisko, w którym mogłabym wychowywać dzieci w wierze i ukierunkować je na nasz wieczny dcm w niebie. Nie chodziło tu wcale o perfekcyjne wypełnianie codziennych obowiązków ani o dokonywanie wielkich rzeczy. Wszystkie czynności związane z troską o dcm tylko w niewielkim stopniu stają się wsparciem dla ogólnie pojętego macierzyństwa. lecz - uwaga, to wywarło znaczący wpływ na moje życie bez solidnego i pewnego systemu wsparcia szczytne idee macierzyństwa pozostają wyłącznie złudnym marzeniem, domkiem z kart, który prędzej czy później musi się rozpaść. "Nie pogardzajmy na co dzień małymi rzeczami i nie pozwólmy, aby zmęczyło nas czynienie dobra".

Ostatecznie - dzięki temu, co tak bardzo wpłynęło na przemianę mojego życia - uwolniłam się od myślenia w kategoriach ekstremalnych, a mianowicie że prowadzenie domu jest harówką, która musi sprawić, iż kobieta staje się nudną gospodynią. Zrozumienie faktu, że najwznioślejszym celem, jaki stoi przede mną, jest zbudowanie domu zmobilizowało zarówno mój umysł, jaki serce. Teraz sprawia mi wielką radość planowanie i organizacja posiłków, prania, sprzątania, wspólnych weekendów i wszystko, w co jeszcze bardziej mogę zaangażować własne macierzyństwo. Czuję wielką przyjemność, gdy widzę, że mój dom dobrze funkcjonuje.

"Gdyby oceniać finansową wartość pracy każdej matki, czyli zliczyć koszty sprzątania, gotowania, szycia, zakupów i innych - ile wyniósłby roczny koszt tych prac? Nie ma jednak możliwości, aby ocenić wartość matczynej troski, współczucia i poświęcenia - wszystko to jest bezcenne. Kiedy ostatnio słyszałeś o jakiejś gosposi, która przesiedziałaby całą noc przy chorym dziecku? Być może znalazłbyś parę kobiet, gotowych do takiego poświęcenia. Końcowy wynik jest taki, że matka znaczy o wiele więcej dla rodziny niż jakikolwiek pracodawca może zaoferować za tego typu pracę.

Macierzyństwo jest pracą. Podobnie jak zarządzanie domem - są to obowiązki, które często wrzucane są do jednego koszyka i nie dostrzega się między nimi różnicy. Macierzyństwo jest pracą, która ma konkretną wartość - i pamiętaj o tym, jeśli to ci w czymś pomoże. Co więcej, kalkulując tę wartość, możesz odkryć, że taka troska w innych przypadkach jest czymś niespotykanym, nie wspominając już o pełnym miłości poświęceniu, jakie matka oferuje swojej rodzinie. Praca wykonywana przez matkę jest nie do oszacowania.

Więcej w książce: Macierzyństwo - Heidi Bratton

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Macierzyńska harówka w domowym kieracie?
Komentarze (9)
E
Ewa
28 stycznia 2013, 22:40
Podpisuję się w 100 % pod tym co pisze MATUSIA, trzymaj się, moje życie wygląda dokładnie tak samo...Tyle, że dzieci zarówno w szkole, jak i w przedszkolu, więc po południu jeszcze lekcje, a jeden ze "szkolniaków" kompletny dyslektyk, więc praca podwójna, bo jeszcze ćwiczenia terapeutyczne...pozdrawiam wszystkie Matki Polki...
M
M
13 stycznia 2013, 16:59
W moim odczuciu artykuł ten to bzdura!!!Mam troje dzieci od 13lat nie pracuję..bo dzieci...a teraz lękam sie o to co będzie z nami jak mąż zachoruje czy umrze.Po tych 13tu latach nikt mnie nie przyjmie do pracy bo pracy nie ma a poza tym brak mi doświadczenia.Bardzo często my Polki nie mamy wyboru...
.
...
12 stycznia 2013, 01:05
http://www.deon.pl/czytelnia/ksiazki/art,604,zostaniesz-tatusiem-i-wszystko-sie-zmieni.html
;
;)
11 stycznia 2013, 23:58
Gdyby matka powiedziała: jedno dziecko nie czyni społeczeństwa... ? Zamiast rodzić dzieci idę do pracy robić karierę.... ;)
MP
Matka Polka
11 stycznia 2013, 17:43
Gdyby nuta powiedziała: jedna nuta nie czyni muzyki ...nie byłoby symfonii Gdyby słowo powiedziało: jedno słowo nie tworzy stronicy ...nie byłoby książki Gdyby cegła powiedziała: jedna cegła nie tworzy muru ...nie byłoby domu Gdyby kropla wody powiedziała: jedna kropla wody nie może utorzyć rzeki ...nie byłoby oceanu. Gdyby ziarno zboża powiedziało: jedno ziarno nie może obsiać pola ...nie byłoby żniwa. Gdyby człowiek powiedział: jeden gest miłości nie ocali ludzkości ...nie byłoby nigdy na ziemi sprawiedliwości i pokoju, godności i szczęścia. Michel Quoist
M
minia..
11 stycznia 2013, 10:21
Powiem tak, nie w naszym państwie, nie w realiach w których żyjemy! To dla mnie brzmi trochę jak bajka.. A ja powiem tak, gdy słyszę że ktoś jest gospodynią domową to współczuję takiej kobiecie i dzieciom, tóre zapytane w szkole czym zajmuje się Twoja mama odpowiadają - jest bezrobotna! Moja mama mając obecnie 56 lat żałuje, że zrezygnowała z pracy bo nie ma lat pracy żeby przejść na emeryturę i pracy tez nie ma bo brak doświadczenia, i jest na utrzymaniu taty, który sprawdza każdą wydaną złotówkę!
M
matusia
8 stycznia 2013, 08:53
Niestety, w związku z tym ,że autorka artukułu nie mieszka w Polsce, pisze rzeczy trochę dla nierealne. Wszystko pięknie brzmi w teorii. Dokonuje wyboru, czy chcę zostać matką i żoną i zająć się ogniskiem domowym, czy wolę robić zawrotną karierę zawodową i realizować swoje ambicje. Rzeczywistość wydaje mi się jednak trochę inna. Wstaję rano, budzę dzieci i męża, dzieci do przedszkola lub do babci, ja z mężem do pracy. idę do pracy, bo mam pracę, a gdybym nie miała, nie mielibysmy pieniędzy na spłatę kredytu, opłatę czynszu, itp. Mój mąż pracuje 12 godz na dobę, ale nie zarabia tyle, żebym nie musiała pracować, więc nie mam wyboru, wybieram pracę, która nie ma wiele wspólnego z karierą, ponieważ od 8 do 16, albo jak trzeba dłużej przekładam papiery, na które nie mogę już patrzeć i które nikomu do niczego nie sa potrzebne, dostaję za to co miesiąc np 1500 brutto. Po powrocie z pracy spełniam się jako matka i gospodyni, robię zakupy, obiad dla dzieci, sprzątam piorę, bawię się z dziećmi, mąz wraca wieczorem,nie może mi pomóc, bo praca go tak absorbuje. Padam na twarz o 24 zasypiam w sekundę, a o 5.30... dzyń dzyń... nowy dzień, nowe szanse, perspektywy, przygody...:)))) hahahaha
T
tylko?
8 stycznia 2013, 00:45
Szkoda tylko, że nasze państwo nie docenia tej pracy kobiet dla społeczeństwa finansowo..... ... Tylko państwo?!??
A
Anna
7 stycznia 2013, 21:54
Szkoda tylko, że nasze państwo nie docenia tej pracy kobiet dla społeczeństwa finansowo..... Bardzo chętnie byłabym gospodynią  domową i mamą na cały etat