Nie po to wydaliśmy ją za mąż, żeby była sama

(fot. shutterstock.com)
Redigolo Giampaolo / slo

On przebywa często za granicą i zostawia ją samą. A wam się to nie podoba. Nie wydawaliście córki za mąż po to, aby siedziała tygodniami (a może miesiącami) sama.

Para żyje razem, ale osobno, rodzina jest rozdzielona w imię elastyczności (trudno wytłumaczyć, co miałaby ona oznaczać) i nowej organizacji pracy. Inaczej mówiąc, dzisiejsza rodzina jest podporządkowana rynkowi i nie pozostaje nic innego, jak pogodzić się z tym.

Czasami możliwe jest, aby mąż zabrał żonę za granicę. Ale jeśli w grę wchodzą także dzieci, sprawa staje się bardziej skomplikowana, również dlatego, że osoby decydujące się na taki tryb życia mogą być przerzucane z jednego końca świata na drugi prawie bez zapowiedzi. A wtedy dzieci są dodatkowym bagażem.

DEON.PL POLECA

Małżeństwo na odległość - można je nazwać telemałżeństwem - to sprzeczność. Małżeństwo zawiera się po to, aby żyć razem, a nie tysiące kilometrów od siebie. A życie razem nie jest wymogiem dawnych czasów. To prawda, że miłość pokonuje wszelkie bariery, ale wymuszona rozłąka osłabia więzy. Codzienne rozmowy telefoniczne nie zastąpią bycia razem, i związek będzie wystawiony na ryzyko. W najlepszym wypadku więź staje się słabsza. Trudno utrzymać związek w równowadze. Może nie bez przyczyny prowadzimy siedzący tryb życia.

Bywa, że para decyduje się na takie rozwiązanie, mając nadzieję, że będzie ono czasowe. Kilka lat pracy za granicą podreperuje domowy budżet, a potem będziemy żyli razem, jak przystało na prawdziwe małżeństwo. Czy rzeczywiście tego budżetu nie da się podreperować w kraju? Czy naprawdę chodzi o podreperowanie go, czy o powiększenie do ogromnych rozmiarów?

Co powinniście zrobić? Zabrać do domu córkę, oczekując, aż on powróci? Nie mam zamiaru komplikować wam życia. Pozwalam sobie jedynie zwrócić uwagę, że to rozwiązanie, pozornie proste i dobre, może przynieść nie najlepsze skutki. Jest bardzo prawdopodobne, że młodzi podjęli decyzję, myśląc dokładnie w ten sam sposób: "Dopóki nie wrócę, będziesz mieszkać u rodziców". To aż nazbyt wygodne.

Problem polega na tym, że reguły gry nie są w takiej sytuacji jasne. Każda decyzja zawiera w sobie pewne ryzyko, z którym trzeba się liczyć i nie obciążać nim innych. Ten, kto poślubił waszą córkę, nie może zakładać, że odeśle ją wam, nawet na krótki okres, aby małżeństwo się nie rozpadło. Jeśli takie ma zamiary, to małżeństwo już się rozpada, a wy tylko się do tego przyczyniacie. Nie możecie brać na siebie odpowiedzialności, której wasz zięć nie chce lub nie jest w stanie wziąć na siebie.

Nie odmawiajcie córce towarzystwa, ale nie podejmujcie radykalnych kroków. Problem dotyczy młodych, i to oni muszą się z nim zmierzyć i go rozwiązać. Przyda im się do tego fantazja, zaangażowanie, pomysłowość, aby rozłąka nie okazała się zgubna dla związku. To oni stają przed wyborem, co jest sprawą priorytetową: rodzina czy kariera?

Wy natomiast nie popełnijcie błędu i nie oceniajcie postępowania dzieci. Między innymi dlatego, że prawdopodobnie wasza opinia nie będzie taka sama jak opinia drugiej pary teściów. Rodzice córki, która siedzi sama w domu, patrzą na problem inaczej niż rodzice syna, krążącego po świecie nie dla przyjemności, lecz ciężko pracującego - "prawdziwy zuch z niego" i każda firma chciałaby mieć takiego pracownika. Co dla jednych jest zmartwieniem, dla innych jest powodem do dumy. Widzicie, jak łatwo o nieporozumienie? Przyjmijmy nawet najlepszą z możliwych wersję, że cała czwórka teściów ma taki sam pogląd na sprawę - pozbądźcie się złudzeń, nie jesteście w stanie zrekompensować młodym strat spowodowanych ich decyzją. Nie macie do tego środków. Postawcie sprawę jasno: będziecie interweniować w sytuacjach kryzysowych, ale nie jesteście dla młodych siatką bezpieczeństwa.

Więcej w książce: ZAWÓD - TEŚCIOWIE - Giampaolo Redigolo


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie po to wydaliśmy ją za mąż, żeby była sama
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.