Nie uciekniecie od kryzysów. Jak na nie odpowiedzieć?
Dopadnie każdego. Żaden związek nie ucieknie przed kryzysem. Na jednych przychodzi po latach, na niektórych tuż po ślubie. Zmieniamy się my, a wraz z nami nasze relacje.
Natura związków jest bowiem taka, że ewoluują. Po paru latach bycia razem jesteśmy już, może nie zupełnie, ale na pewno przynajmniej w części - innymi ludźmi.
Przed kryzysem więc się nie ucieknie. I nie chodzi tu o jakieś dramatyczne fatum, ale naturalną kolej rzeczy.
Bo wszystko płynie
Psychologowie ustalili, że każdy związek przechodzi przez co najmniej kilka etapów. Wyróżnili 7 faz, w których dochodzi do przemiany małżeństwa.
1. Gdy działa chemia - etap pierwszy, najprzyjemniejszy (i - jak pokazuje życie - dla niektórych na tyle uzależniający, że nie są w stanie go przekroczyć i przejść w dalsze fazy). Partner jawi się nam jako ucieleśnienie męskiego/kobiecego ideału. Zazwyczaj na tym etapie dochodzi do deklaracji miłości do grobowej deski, zaręczyn i ślubu.
2. Bez różowych okularów - pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Partner spada z piedestału, staje się człowiekiem z krwi i kości, z zaletami, ale i mnóstwem wad.
3. Nowe wyzwania - to etap narodzin dzieci i większych wyzwań zawodowych. Pojawiają się "zewnętrzne" przeszkody - trzeba się mocno zmobilizować, żeby je razem pokonać.
4. Znów pod wozem - uznawany za jeden z najtrudniejszych etapów związku. Znamy się już na wylot, a w relacji zaczyna dominować rozczarowanie, zniechęcenie i pragnienie odmiany. To czas, gdy mężczyźni przeżywają słynny kryzys wieku średniego, który nie jest jednak obcy także kobietom. Decyzja o pozostaniu w związku zależy głównie od siły woli.
5. Nowa walka - pojawia się zazwyczaj w okresie, gdy z domu odchodzą dzieci. Nabieramy pełnej świadomości, że część naszych życiowych planów i marzeń nigdy się nie zrealizuje. Tęsknimy za tym, czego nie mamy i za tym, co już bezpowrotnie utraciliśmy.
6. Na podium - czas porównywany do pierwszego etapu zakochania. Małżonkowie wreszcie akceptują siebie w pełni i są sobie wdzięczni za nieustanne trwanie razem. Wraca radość i satysfakcja ze wspólnie spędzonego życia.
7. Odchodzenie - nie od siebie, ale z tego świata. Czas wzajemnej opieki, który może być przepełniony zarówno bólem, jak i czułością w nowym, najgłębszym wymiarze.
Reasumując: na siedem etapów pojawiających się w małżeństwie, tylko dwa jawią się jako stricte pozytywne, przepełnione radością, satysfakcją i poczuciem spełnienia.
Pozostałe pięć są naznaczone jakimś trudem. Taki kryzys do potęgi piątej potrafi mocno wstrząsnąć nawet najbardziej stabilnym związkiem. Jak więc wychodzić obronną ręką z tych, używając języka mistyków, małżeńskich "ciemnych nocy"?
Zapobiegać zamiast leczyć
W małżeńskiej apteczce pierwszej pomocy w pierwszej kolejności nie może zabraknąć profilaktyki. Wiadomo, lepiej zapobiegać niż leczyć. To, jak poradzimy sobie z problemami, zależy w dużej mierze od tego, na czym oparliśmy nasz związek. Jeśli były to głównie zmienne uczucia i fascynacja erotyczna będzie nam z pewnością trudniej, niż w przypadku, gdy fundament stanowiły przede wszystkim trzy następujące nawyki:
• Wspólna modlitwa
Statystyki nie kłamią. Jak podają badania, rozwodzi się około 3% par, które razem co niedzielę uczęszczają na Eucharystię i 0,3 % par, które się razem modlą. Pary, które modlą się razem mają więc 160-krotnie większe szanse, że ich związek przetrwa w zestawieniu ze średnią krajową, i 10-krotnie w porównaniu z tymi, którzy razem "tylko" uczestniczą w niedzielnej Mszy św.
Dobrze zacząć modlić się wspólnie już w narzeczeństwie, żeby potem płynnie przejść do małżeńskiej praktyki modlitwy. Każdy czas, powód i rodzaj wspólnej modlitwy jest dobry. Może to być Msza, Różaniec czy - wykorzystując to, że we dwoje jesteśmy już wspólnotą - możemy sięgnąć po Liturgię Godzin. Rekolekcjoniści proponują modlitwę nawet przed każdym aktem małżeńskim, choć dla naszych obłudnych uszu może to brzmieć jak dewocja. Wystarczy jednak choćby westchnąć do Boga o błogosławieństwo i obdarzenie szczęściem przez ten akt miłości.
• Rozmowa
Stereotyp podpowiada, że to kobiety są tymi, które bardziej jej potrzebują. Nie jest to do końca prawda. Mężczyźni jedynie inaczej posługują się rozmową - przekazując głównie informacje o faktach i od razu przechodząc do sedna. Kobiety nadbudowują główną treść swoimi przemyśleniami, odczuciami czy sposobem dojścia do takich czy innych wniosków. Sama rozmowa jest nieodzowna do wyjaśniania sobie na bieżąco niedopowiedzeń, niejasności, rozbieżności w sposobach myślenia. Nic tak nie pomaga na poprawienie dusznej atmosfery w związku, jak "wyłożenie kawy na ławę", choć dla obu stron może to być trudne czy nawet bolesne.
Warto jednak pamiętać, że tak jak dobrze jest mówić otwarcie o rzeczach, które nas ranią czy rozczarowują, tak nie można zapominać dzielić się z partnerem także tym, za co go/ją podziwiamy, cenimy i jesteśmy wdzięczni.
• Mądre przyjaźnie
Biblia w wielu miejscach podkreśla znaczenie właściwego doboru przyjaciół; "Kto się dotyka smoły, ten się pobrudzi, a kto z pysznym przestaje - do niego się upodobni" (Syr 13, 1), "Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych, ani nie stoi na drodze grzeszników, ani nie zasiada w gronie szyderców" (Ps 1, 1-3), "Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia, znajdą go bojący się Pana" (Syr 6,16).
Bóg często przychodzi nam z pomocą poprzez innych ludzi. Jednak przyjaźń przyjaźni nierówna. Warto zrobić "przegląd" swoich znajomości: czy są to na pewno Boży ludzie? Czy będą mnie ciągnąć w górę w trudnościach, bo cenne są dla nich te same wartości, co dla mnie? Czy jedynie dobrze się z nimi bawię, a ich sposób życia jest co najmniej daleki od zaleceń Ewangelii? Dobrze być tutaj dość surowym, jeśli chodzi o zaufanie w kwestiach zasadniczych, jak mówi Bóg w Księdze Syracha: "Żyjących z tobą w pokoju może być wielu, ale gdy idzie o doradców niech będzie jeden z tysiąca" (Syr 6,6).
Jeśli odpowiednio wcześnie zastosujemy te trzy metody umacniające związek, łatwiej nam będzie podnieść się w chwilach, gdy przyjdzie kryzys, kontynuując po prostu ich praktykowanie i jednocześnie dołączając nowe środki.
Gdy mleko się wylało
Gdy kryzys stanie się jednak faktem, proponuję dodatkowo zastosować trzy lekarstwa, z czego jedno to konkretne działanie, a dwa skupiają się na zmianie myślenia.
• Ratuj na innych frontach
Rzadko jest tak, żeby za jednym razem, w tym samym czasie podupadały wszystkie elementy związku. Gdy więc dostrzegacie, że przykładowo pojawiły się problemy w sypialni, skupcie się wtedy na tym, co ciągle dobrze wam wychodzi: rozmowa czy wspólna rozrywka. Przestajecie rozmawiać? Zadbajcie o atrakcyjność fizyczną, wydłużajcie modlitwę. Nawet gdyby posypało się w jednej chwili kilka komponentów związku, na pewno zawsze uda znaleźć się przynajmniej jeden, poprzez który możecie w dalszym ciągu cementować wasz związek.
• Zgoda na kryzys
Jeśli żadne środki zdają się nie pomagać, zaakceptujcie to, że przeżywacie właśnie trudny dla was czas. Jak już to zostało powiedziane: taka jest kolej rzeczy. Stan, w którym się znaleźliście, jest naturalny i przechodzą przez niego wszystkie "długodystansowe" pary. Wracajcie wspomnieniami do cudownych chwil, które dotąd przeżyliście razem (a o których teraz tak łatwo zapomnieć) np. oglądając zdjęcia z wakacji, dnia ślubu czy czasu narzeczeństwa. Mimo, iż teraz obawiacie się, czy w ogóle kiedykolwiek uda wam się przezwyciężyć obecne problemy, czas działa na waszą korzyść.
• Zmień punkt widzenia
Nadejście kryzysu, oznacza, że wasz związek jest dynamiczny, dojrzewa. Jego przejście oznacza rozwój. Tak jak perła powstaje poprzez ból, tak wasz związek pięknieje i szlachetnieje wraz z pokonywaniem kolejnych trudności. Wchodzicie na coraz wyższy stopień wtajemniczenia w miłości, a to jest warte każdej, nawet najwyższej ceny.
Skomentuj artykuł