Kobiety, które kochają za bardzo. Uzależnione od miłości
"Ty" nieustannie stawiasz przed "ja". Miłość oznacza dla ciebie cierpienie, stres i niepokój o drugą osobę. Świat i inni ludzie nie mają znaczenia, bo liczy się tylko relacja, w której jesteś.
Może to oznaczać, że kochasz za bardzo. Innymi słowy - że jesteś uzależniona od miłości.
Zwracam się w rodzaju żeńskim, bo w grupie ryzyka znajdują się głównie kobiety. Wydaje się to stereotypowe, ale doświadczenie pokazuje, że to najczęściej one wpadają w sidła uzależnienia od miłości. Dla większości kobiet ważne są relacje międzyludzkie i to na nich opierają poczucie szczęścia i satysfakcji życiowej.
Mężczyźni częściej uzależniają się od alkoholu, hazardu, narkotyków, seksu czy pornografii. W takim zestawieniu uzależnienie od miłości wydaje się być niewinne, często bagatelizowane, ale jak każdy nałóg może prowadzić nawet do śmierci…
Uzależniona od miłości
Agata trafiła do mojego gabinetu w stanie ciężkiej depresji. Siedziała pochylona, smutna, płakała, przez cały czas doświadczała napięcia. Jej ciało i wszystkie sygnały, które od niego odbierała, mówiły, że nie może dalej żyć w ten sposób. W swoim związku doznawała ciągłego upokorzenia. Piotr - jej partner - znikał na długie wieczorne godziny i wracał bez słowa wyjaśnienia, często wpadał w ataki niekontrolowanej agresji i rzucał przedmiotami, krzyczał, kilka razy ją uderzył, a ostatnio doszła do tego zdrada, po której dziewczyna znalazła się u psychiatry.
Część Agaty, ta racjonalna, zdaje sobie sprawę, że związek z Piotrem ją niszczy, dziewczyna słyszy to też od znajomych. Czuje, że już nie ma z kim porozmawiać o swoich trudnościach. Wszyscy dają jej radę w postaci słów "rzuć go". Agata doskonale wie, że to zakończyłoby jej cierpienie, jednak emocjonalna część jej osoby jest śmiertelnie przerażona wizją rozstania. Boi się być sama. Odkąd pamięta, zawsze z kimś była. A poza tym kocha go, nawet wtedy, gdy ją tak rani.
Wierzy w to, że Piotr się zmieni, a ona mu w tym pomoże. Często o nim myśli, że jest bardzo pogubionym człowiekiem, ma też poczucie, że jeszcze nie zrobiła wszystkiego, co mogła. Każdy czuły gest Piotra wynagradza jej cierpienie, dodaje otuchy i przynosi nadzieję na lepszą przyszłość. Agata żywi także silne przekonanie, że to ona jest niewystarczająco dobrą dziewczyną, że gdyby była lepsza, wszystko wyglądałoby inaczej, więc stara się jeszcze bardziej. Jej życie to nieustanna huśtawka emocji: od rozpaczy po euforię, od lęku po błogość i ukojenie.
Symptomy "kochania za bardzo"
Historia Agaty pokazuje, jak bardzo pogmatwane jest życie kobiet, które kochają za bardzo. Skupiają się nadmiernie na drugiej osobie, nieustannie o niej rozmyślają, przewidują zachowania, dokładnie wiedzą, czego ich partner może w danej chwili potrzebować i zaspokajają jego potrzeby. Krystyna po latach życia z mężem uświadomiła sobie, że co roku jeździ w góry, choć ich nie znosi. Zapytana, co wolałaby zamiast wspinaczki na szczyty Tatr, odpowiedziała: "nie wiem".
Zapominanie o sobie i swoich pragnieniach
Kobiety uzależnione od miłości zatracają siebie i poczucie własnego "ja". Zapominają o sobie i z wielkim trudem są w stanie określić swoje potrzeby. Nawet jak już to zrobią, żyją w poczuciu winy, gdy zajmują się sobą. Mówią, że przecież nie mają znaczenia.
Poświęcają się, rezygnują ze swoich pasji, marzeń, niejednokrotnie realizując wyłącznie pragnienia partnera. Wszystko po to, żeby go uszczęśliwić, bo podskórnie boją się go utracić. Jest to ich sposób, żeby utrzymać związek. Pragną być idealnymi żonami, partnerkami, kochankami. Kasia nigdy nie wychodziła z domu po godzinie 17.00.
Brak czasu na inne relacje
Czekała na swojego męża z ciepłym obiadem do późnego wieczora, bo on to uwielbiał. Nie zostało jej czasu i miejsca na inne relacje, więc straciła większość przyjaźni i wsparcia, które mogłaby otrzymać.
Kobiety kochające za bardzo żyją w poczuciu permanentnego zagrożenia, dlatego żeby złagodzić nieznośne napięcie, muszą mieć wszystko pod kontrolą.
Odpowiedzialność za uczucia i decyzje partnera
Bardzo często dzwonią do swoich partnerów, a każdy nieodebrany przez nich telefon to sygnał, że musi się dziać coś złego. Muszą wiedzieć co, gdzie i z kim ich mężczyzna w danej chwili robi. Ciągle myślą, analizują i martwią się, a każde zdanie tych natrętnych myśli zaczyna się od "on…"
Biorą odpowiedzialność za sytuację życiową partnera, jego uczucia. Chłoną jak gąbki jego smutek, złość, frustrację, podczas gdy im samym bardzo trudno określić własne emocje. Ich codzienność to pasmo poświęceń i wyrzeczeń na rzecz związku. To wszystko sprawia, że łatwo stają się ofiarą nadużyć i przemocy.
Szukanie winy za poniżenia w sobie
Tak jak Agata winę za poniżenia upatrują w sobie. Nie ufają swojej intuicji, gdy ta podpowiada im, że coś jest nie tak. Zawsze znajdują jakieś wytłumaczenia, by partner pozostał w ich oczach idealny, a jeśli nie idealny, to przynajmniej możliwy do "naprawienia". Kobiety kochające za bardzo to często urodzone "pomagaczki".
Można je spotkać wśród pielęgniarek, lekarzy, pedagogów, psychologów. Łatwiej jest im dawać niż brać. Często obdarowują innych tym, co same chciałyby otrzymać. Są głodne miłości, ciepła, bliskości, a jednocześnie się jej boją. Ich działania napędza paniczny lęk przed porzuceniem, a sięgając jeszcze głębiej - przed samotnością i pustką.
Przyczyny "kochania za bardzo"
"Kochanie za bardzo" nie jest przypadkową tendencją. Jeśli przyjrzeć się mężczyznom, których wybierają kobiety uzależnione od miłości, okaże się, że są to często osoby emocjonalnie niedostępne lub sprawiające wrażenie potrzebujących. To albo wieczni chłopcy, pogubieni, na zakrętach życiowych, albo niezaangażowani, zapracowani, przebywający we własnym świecie, często agresywni mężczyźni. Bardziej zrównoważone osoby wydają się zbyt nudne i nieatrakcyjne. Żeby funkcjonować, kobiety kochające za bardzo potrzebują gwałtownych i różnorodnych emocji, których dostarcza im burzliwy związek. Walka o uwagę mężczyzn staje się ich misją życiową i zasłania własne lęki, uczucia, pragnienia. Zajmują się innymi, żeby nie mierzyć się ze swoimi trudnościami.
Aby jeszcze lepiej zrozumieć podłoże, należy cofnąć się myślami do rodzinnego domu. To właśnie tam kobiety nauczyły się budować destrukcyjny model relacji. Zazwyczaj pochodzą z rodzin, w których ich emocjonalne potrzeby nie były zaspokojone. Swoich rodziców wspominają jako wiecznie zapracowanych. Nawet jeśli już byli fizycznie, to uczuciowo znikali, zostawiając w nich bolesną pustkę. Niejednokrotnie któryś z członków rodziny stawał się nieobecny z powodu uzależnienia lub choroby psychicznej. Życie z osobą uzależnioną pod jednym dachem to zmaganie się z nieustanną huśtawką emocji, którą później wnosi się w swoje dorosłe związki.
Tak działo się u Mirki. Jej ojciec, szanowany lekarz, był uzależniony od swojej pracy. Matka co jakiś czas miała stany depresyjne. Mirka głęboko czuła, że bez niej sobie nie poradzi. Przejęła część jej obowiązków, odprowadzała rodzeństwo do szkoły, chodziła na wywiadówki, gotowała. Nigdy nie widziała w tym niczego niezwykłego.
Teoria przywiązania
Według teorii przywiązania relacje kobiet kochających za bardzo charakteryzuje styl lękowo-ambiwalentny. Jako dzieci odczuwały, że rodzic (szczególnie matka) nie zdołają ich wesprzeć. Czasem rodzice zauważali sygnały od nich i uczucia, czasem je bagatelizowali. To powodowało u nich napięcie i ciągłą niepewność, czy zostaną zauważone, czy ich potrzeby będą zaspokojone. Musiały walczyć o uwagę. Właśnie to uwidacznia się w ich późniejszych relacjach.
Nieobojętny jest także przekaz kulturowy, którego doświadczają małe dziewczynki. Często dowiadują się, że życie bez mężczyzny u boku jest niepełne i mniej wartościowe. Więc gdy tylko ktoś odpowie na ich głód miłości, decydują się z nim zostać. Nieważne kto, byleby kochał… Otrzymują również sygnały od swoich matek, babek, cioć, że cierpienie w związku trzeba znosić, że dobre relacje są mało prawdopodobne, że lepszy taki mężczyzna niż żaden. To wszystko sprawia, że jeszcze bardziej zaczynają być przerażone wizją lat spędzonych w samotności. Często mówią, że boją się odrzucenia, opuszczenia, boją się też być naprawdę blisko drugiej osoby, bo nigdy takiej bliskości nie zaznały.
Jak sobie poradzić?
Żeby wyjść z nałogu, trzeba uwolnić się od toksycznej relacji. To oswobodzenie może oznaczać realne zerwanie więzi lub emocjonalne przejęcie sterów. Choć to bardzo trudny krok, zapowiada on dopiero początek zmian.
Stań w prawdzie
Cała praca polega na tym, żeby odkryć siłę, która napędza skłonność do wchodzenia w tego rodzaju związki. Należy zdać sobie sprawę z destrukcyjnych schematów rządzących własnym życiem, zanurzyć się w przeszłość i stanąć w prawdzie z tym, co tak naprawdę miało miejsce w rodzinie, z której się pochodzi.
Mogą pojawić się przy tym silne i trudne emocje, ale dopiero wyrażenie ich i przepłakanie daje przestrzeń do zbudowania czegoś nowego. W procesie leczenia i przywoływania głębszej świadomości bardzo pomocna jest grupa wsparcia lub terapeuta, bo samemu niezwykle trudno tego dokonać. Wspólne mierzenie się z problemem dodatkowo pozwala przełamać dojmującą samotność i wyjść z izolacji.
Naucz się kochać siebie
Trudne dzieciństwo, a później lata cierpień powodują, że kobiety kochające za bardzo tracą poczucie własnej wartości i godności. Dlatego ważne jest to, żeby nauczyć się kochać siebie, poczuć się tak samo ważną osobą jak inni. Może w tym pomóc badanie przekonań na własny temat i weryfikowanie ich.
Mogłaś na przykład słyszeć przez lata, że nigdy nie dajesz sobie rady i jesteś słaba. Uwewnętrzniłaś ten przekaz i stał się on później jedyną twoją prawdą o sobie. Już nawet nie zauważasz, jak świetnie sobie radzisz. Takich przekonań mamy w sobie mnóstwo. Warto je zweryfikować i sprawić, żeby były bliższe rzeczywistości oraz działały na naszą korzyść.
Zauważ w sobie dobro
W budowaniu poczucia własnej wartości istotne jest to, żeby wzmocnić swoją pominiętą część, która jest dobra, piękna, mądra. Jak często zauważasz w sobie dobro? Jeśli rzadko, to trochę tak jakbyś ciągle stała na swojej jednej nastawionej krytycznie nodze, a drugą - doceniającą siebie - przykurczyła, a może nawet odcięła. Aby odzyskać sprawstwo, moc i kontrolę nad własnym życiem, trzeba zajrzeć w siebie, na nowo rozpoznać to, kim się jest, co się czuje, określić, gdzie ma się granice.
Bądź ze sobą w kontakcie
Pomocne są w tym uczucia, które na wiele sposobów informują o twojej aktualnej sytuacji. Naucz się z nich korzystać, tak by cię nie zalewały, ale też ciągle nie wycofywały z życia, a raczej określały twoje pragnienia i kierunek działań. Karm swoje wewnętrzne dziecko własną miłością, bliskością, uwagą, wsparciem i docenieniem. Ono tego potrzebuje, a ty jesteś jedyną osobą, która pomoże mu w pełni towarzyszyć.
Zajmij się swoim lękiem
On również zasługuje na szacunek. Przez lata towarzyszył ci jak cień. Cienia nie da się zupełnie usunąć, ale możesz sprawić, że będzie mniej dokuczliwy i będzie uaktywniał się, gdy okaże się naprawdę potrzebny, żeby ochronić cię przed zagrożeniem. Gdy się boisz, nie testujesz rzeczywistości i nie sprawdzasz, czy zagrożenie jest realne oraz czy ono naprawdę cię zniszczy. Snujesz katastroficzne wizje, unikasz i jeszcze bardziej się boisz. A może samotność nie jest taka straszna? Spróbuj. Idź sama na randkę do kina, na kolację, na spotkanie - jak z bardzo ważną osobą.
Ćwiczenie praktyczne
Doświadczenie "poczuj własne «ja»"
Znajdź zaciszne miejsce. Połóż się lub usiądź wygodnie. "Przeskanuj" całe ciało. Zobacz, w których miejscach jest miękkie i rozluźnione, a w których spięte i twarde. Może gdzieś odczuwasz ból? Jakie emocje ci towarzyszą? Nazwij je. Skoro tak się czujesz, to czego potrzebujesz, czego pragniesz w tym momencie?
Wymień wszystko, co pojawia się w Twojej świadomości.
Stwórz plakat, notatkę, w której zawrzesz odpowiedź na pytanie "kim jestem?" Określ, co lubisz, co cię określa, o czym marzysz. Co jakiś czas aktualizuj swoją listę.
Przeczytaj też: 4 sposoby na uwolnienie się z toksycznych relacji
Aneta Cieśla jest psychologiem i psychoterapeutą humanistycznym integrującym różne podejścia. Pracuje z kobietami z syndromem "kochania za bardzo" oraz osobami doświadczającymi trudności w relacjach. Z ludźmi w depresji i kryzysach życiowych. Prowadzi własną praktykę terapeutyczną: www.anetaciesla.pl
Skomentuj artykuł