Po co nam seks?

(fot. shutterstock.com)

- Seks jest dla nas uwielbieniem Boga za cud stworzenia. Uwielbiam Cię Boże za usta, włosy, oczy… mojej żony - mówi Marcin, mąż z 11-letnim stażem.

To niezwykle ciekawe, że na łamach katolickich pism w Polsce (w innych krajach nie śledzę z należytą zaciętością) na tematy piękna aktu małżeńskiego najgłośniej i najczęściej wypowiadają się duchowni żyjący w celibacie, a na temat dobrodziejstwa celibatu świeccy żyjący w małżeństwie. Ale być może nie ma w tym nic złego, bo odpowiedni dystans jest często pożądany. Na temat przebiegu leczenia raka mogą wypowiadać się wszyscy onkolodzy, nie tylko znający tę dolegliwość z autopsji, co więcej, opinie tych ostatnich mogą być skażone zbyt daleko idącym zaangażowaniem emocjonalnym.

Ponadto lepiej jeśli nikt nie jest sędzią we własnej sprawie. Nie mniej poniższe słowa piszę z nutą, dobrze, czy źle - tego nie wiem, skrywanego zażenowania. Czuję się w pewnym sensie, jak człowiek wierzący, ale nie praktykujący, za co nawet przeprosić nie mogę, boć nie bierze się to ze złej woli. Może w kilku kluczowych kwestiach przyjdzie mi na pomoc wezwać przyjaciół.

DEON.PL POLECA

Świat się bawi

Coraz częściej narzekamy na serwisy informacyjne, na dzienniki i na tygodniki widząc ich marsz w kierunku kolorowego tabloidu - epatującego sensacją płycizną i truizmem. Przeglądając je zadajemy sobie pytanie: "Dlaczego traktują mnie jak ostatniego durnia?" Na domiar złego, tak naprawdę, dobrze znamy odpowiedź na to pytanie: bo to się sprzedaje, bo to ma nabywców. Wracamy zmęczeni z pracy i oczekujemy, że gdy włączymy serwis informacyjny to bez żadnego wysiłku pojmiemy sytuację świata i ojczyzny, a precyzyjniej rzecz ujmując - zostaniemy zabawieni informacją sprzedaną w sposób atrakcyjny i prosty. Szukamy rozrywki informacyjnej. Nic zatem dziwnego, że stacje telewizyjne w miejsce rzetelnych dziennikarzy-nudziarzy zatrudniają komików: hop, sa, sa.

Zbliżały się rekolekcje adwentowe w naszym Duszpasterstwie Akademickim. Wiem, że to nieładnie, ale podsłuchałem rozmowę studentów:

- Pójdziemy, może da czadu.
- Rekolekcje przede wszystkim powinny być atrakcyjne i powinny podnosić na duchu.
- Najlepiej jakby mówił tak, bym wszystko rozumiał nawet jeśli przysnę.
- Nie przyśniesz jak będzie jajcarsko i śmiesznie. Niech ojczulek wyciąga króliki z kapelusza jeśli chce, by ludzie przychodzili.

Jesteśmy świadkami, jak na naszych oczach rodzi się nowy gatunek rozrywki: rozrywka duchowa, która ma zabawić, wzbudzić emocje, a nawet adrenalinę u zainteresowanych prowadzeniem życia wewnętrznego. Jest na ten rodzaj rozrywki zapotrzebowanie będzie i podaż. Ma być śmiesznie, albo ekscytująco z powaleniami w Duchu i z egzorcystami w każdej nawie.

Wszystko ma nas bawić i cieszyć: zakupy w galerii, wieczór wyborczy, super lekcje fizyki, nauka języka obcego, a nawet pogrzeb w rodzinie (to taki rodzinny event). Dlaczego z seksem ma być inaczej? Ma być rozrywką: przyjemny, tani, miły. Szkoda, że tak rzadko i krótko. A to gadanie o głębi i prokreacji, da się obejść. Czy aby na pewno?

Trzeba zapełniać ziemię

Na antypodach tego hedonistycznego podejścia grzeje swoje miejsce prastare redukowanie aktu małżeńskiego do wymiaru czysto prokreacyjnego z rumieńcem wstydu na policzku i wyrzutu sumienia z powodu przeżytej, chcąc nie chcąc, przyjemności. Takie myślenie pojawia się także w naszej katolickiej tradycji uznając, że to właśnie rozrodczość uzasadnia nawet samo małżeństwo czego domaga się choćby św. Augustyn. Stąd już krok do postulatu, by poza wymiarem prokreacyjnym małżeństwa powstrzymywały się od zbliżeń i okazywania sobie uczuć, które i tak nie są tu wcale konieczne.

Podobne podejście spotkamy w Starym Testamencie gdzie płodność była ściśle związana z ciągłością rodu i odbierana jako wielki dar Boży, ale w tym właśnie kontekście - trwania rodu. W świecie Bliskiego Wschodu w małżeństwie nie oczekiwano zasadniczo miłości wzajemnej. Zasadniczo, bo mamy wiele gorących miłości opisanych na kartach Starego Testamentu jak choćby okupiona ciężką pracą miłość Jakuba do Rachel, czy piękny związek Elkany i Anny, w którym miłość wzajemna nadaje sens i wartość ich bezdzietnemu małżeństwu. Tobiasz otrzymując swoją żonę słyszy od teściowej nie wezwanie do płodności ale poczciwą prośbę: "Nie zasmucaj jej przez wszystkie dni twego życia" (Tb10.13). Znajdziemy też wiele tekstów, które wychwalają miłość małżonków i budowanie więzi, stanowiącej obraz miłości Jahwe do narodu. I oczywiście zaraz przed naszymi oczyma staje poetycka wizja księgi Pieśni nad pieśniami.

A co Jezus wobec tych skrajności?

Jezus mówiąc o małżeństwie nie wspomina bezpośrednio o celach rozrodczych, ale wzywa do budowania jedności (Mk10,6-9 i Mt19,4-6). Ta jedność budowana na wszystkich płaszczyznach również na płaszczyźnie erotycznej staje się wyrazem - znakiem więzi jaka jest między Chrystusem i Kościołem. Sakrament to jasny czytelny znak tego, co jest nie widzialne i małżeństwo sakramentalne ma stać się znakiem tamtej niewidzialnej miłości, która trwa nieprzerwanie między Chrystusem i Kościołem. Zatem życie małżonków staje się opowieścią o innej niewysłowionej miłości, staje się przypowieścią. I tu wkraczamy na teren pewnej mistyki, która powoli przybiera na sile i wyłania się w przestrzeni teologicznej, ale jej świetność dopiero przed nami, w co z całego serca wierzę.

Małżonkowie swą opowieść o tamtej innej miłości, jak już wspomniałem, budują harmonijnie na wszystkich płaszczyznach życia, nie wykluczając płaszczyzny erotycznej. Sobór Watykański II miłość małżeńską, która ma swe źródło w Bogu, ustanawia centralną wartością małżeństwa i uważa ją wprost za synonim małżeństwa, które rozumie jako intymną wspólnotę życia i miłości. Takie szerokie spojrzenie znajdziemy także w encyklice Humanae Vitae (1968), która podaje istotne przymioty miłości małżeńskiej: ludzka, czyli zmysłowa i duchowa, totalna, wierna i płodna (9). Istnieje w encyklice nierozerwalny związek dwóch znaczeń aktu małżeńskiego: jednoczący i prokreacyjny. Tym samym tropem idzie adhortacja Familiaris consortio.

Seks w życiu konkretnych małżeństw

Zatem pojawia się wyraźne i mocno wybrzmiewające wezwanie wobec małżeństwa: budowanie więzi, budowanie jedności. Jest ono niezwykle istotne w kontekście sakramentalnym i ma być realizowane na wszystkich płaszczyznach życia, a ubrane w formę przypowieści staje się mistyką. Rodzi sie jednak nieodparte pytanie o realia. Czy znajdziemy jeżdżąc po Polsce nowym Pendolino choć jedną parę pojmującą głębokie znaczenie ich powszednich aktów małżeńskich? I myślę, że tu możemy być bardzo zaskoczeni. Ze względu na to, że dochodzę do ściany - kończą się moje możliwości poznawcze, bo trzeba się odwołać do bezpośrednich doświadczeń, a wiedza zdobyta z dyskretnych rozmów i spowiedzi zakryta jest obowiązkiem milczenia, zadałem kilku znajomym małżeństwom pytanie o znaczenie seksu w ich życiu. I odpowiedzi okazały się niezwykle interesujące.

Ola i Marcin, 11 lat po ślubie, 5 dzieci

"Obdarowywać siebie nawzajem, swoim ciałem - tak rozumiemy seks w naszym małżeństwie.

Ola: To wymaga ode mnie decyzji - ja chcę i pragnę być dla męża darem. To wymaga często rezygnacji z siebie, a nawet podjęcia pracy w sferze seksualnej. Moje ciało nie jest już moim ciałem, składam je w darze Marcinkowi, by mógł nim zarządzać, cieszyć się nim, adorować. Powierzając Marcinkowi swoje ciało ufam mu bezgranicznie, bo wiem, że będzie traktował moje ciało z należytym szacunkiem i czcią.

Marcin: Kocham się ze swoją żoną żeby sprawić jej przyjemność, żeby adorować ją, dowartościować, żeby pokazać, że jest dla mnie kimś wyjątkowym, ważnym. Seks jest dla nas również sposobem modlitwy, uwielbieniem Boga za cud stworzenia! Uwielbiam Cię Boże za usta, włosy, oczy….. mojej żony. Tak realizujemy sakrament małżeństwa, poprzez urzeczywistnianie zjednoczenie na płaszczyźnie duchowej, psychicznej i fizycznej. Ale jest to też sposób pomnożenia, podzielenia swoją miłość na dzieci".

Małżonek 10 lat po ślubie, 4 dzieci

"Seks w naszym małżeństwie? Hmm, to dzięki niemu wiem, jak bardzo potrafię obdarować moją żonę. A właściwie, że potrafię w niej obudzić i zrodzić coś, co w niej samej jest. Dzięki niemu mogę widzieć, jak budzi się w niej i rozrasta to wewnętrzne piękno i dobro, które w sobie nosi ukryte.

Ale też: właśnie poprzez współżycie uczę się sam przyjmować to, czym obdarowuje mnie żona. W całkowitym zaufaniu, które seks zawsze zakłada. W tym momencie jestem przecież przed nią zupełnie obnażony: nie tylko dosłownie, ale przede wszystkim emocjonalnie i duchowo, kiedy nie mogę dalej kontrolować swoich zachowań i reakcji. Uczy mnie więc akceptować fakt, że żona widzi mnie i słyszy, gdy wydaję z siebie te wszystkie śmieszne stęknięcia i żenujące pojękiwania. W tym właśnie kryje się zupełna absurdalność seksu: to, co oglądane z boku musiałoby budzić zażenowanie, jest dokładnie tym, co - przeżywane wewnątrz naszego małżeństwa - czyni nas dla siebie najpiękniejszymi".

Małgosia i Jarek, 20 lat p ślubie, 2 dzieci

"Seks dla nas jest niezwykłym sposobem wyrażania naszej miłości i czułości. Jest życiodajny w szerokim sensie, odnawia naszą miłość, przynosi radość, pokój i daje poczucie spełnienia. Wzywa do pojednania i przebaczenia, bez tego nie jest możliwy.

Umacnia naszą jedność. Wzmacnia więź, poczucie bezpieczeństwa, akceptacji i afirmacji. Zwiększa poczucie własnej wartości. Niesie radość z tego, że się jest darem dla małżonka, darem upragnionym, oczekiwanym, wybranym, wymarzonym, jedynym, wyłącznym. Objawia miłość bez granic, bez obaw, bez wstydu.

Zawsze świeżą, która nie nudzi, ale zawsze cieszy. Wyzwala "nowe siły" do wychodzenia ze swoich egoizmów, wad, do większego "starania się" w wypełnianiu obowiązków w codziennym życiu dla współmałżonka, dla całej rodziny. Jest wyrazem miłości Boga. Tak bardzo dosłownie. Daje przedsmak nieba".

Ela, 22 lat po ślubie, 5 dzieci

"Prawidłowego obrazu seksualności i wszystkiego co się z tym wiąże, niestety nie wyniosłam z domu. W szkole też nie pamiętam, aby komuś zależało na przekazaniu prawdy o tej dziedzinie naszego życia. Akademia podwórkowa działała dość sprawnie i przekazała pewne treści w sposób wulgarny i niepełny. Młodzieńcze lata to raczej uciekanie od tego tematu, dopiero czas studiów przyniósł odpowiedź na wiele pytań i pogłębienie świadomości.

Bardzo dobrze pamiętam rekolekcje prowadzone przez ojca Karola Meisnera w duszpasterstwie akademickim. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam, czego Kościół naucza w tej sprawie i zaczęłam rozumieć pomysł Pana Boga na seks. W małżeństwie okazało się, że wiedza to jedna rzecz, a działanie to druga. Przy mężu leczyłam się z kompleksów, wstydu i krok po kroku otwierałam się na niego, ofiarowując swoje ciało i przyjmując jego. Trzeba dodać, że wzrastała także nasza wieź z Bogiem.

Rekolekcje wakacyjne, modlitwa ze Słowem Bożym , sakramenty, kierownictwo duchowe to wszystko powodowało, że relacja między nami wzrastała. Potrzebowaliśmy też uzdrowienia naszych zranień w tej dziedzinie. Jezus nie poskąpił Swojej łaski. Zgoda na przyjęcie dzieci wszystkich jakie się pojawią, otworzyła przed nami przestrzeń wolności i sycenia się sobą w obecności Tego, który stworzył seks. Rytuałem stała się modlitwa przed aktem i zapraszanie do udziału Stwórcy w naszym stawaniu się jednym ciałem. Zaczęliśmy bardzo wyraźnie widzieć jak świat nas okłamał. Lansowany przez media model współżycia okazał się postawą wysublimowanego egoizmu i niekończących się roszczeń. Zrozumieliśmy, że każda para małżeńska ma swój język miłości i uczy się go sama. Nie przydadzą się tu żadne poradniki, a atmosfera miłości i poczucia humoru pozwoliła wzrastać w zrozumieniu potrzeb drugiego. Poznawanie siebie w dialogu i akcie małżeńskim nie ma jakby końca, wciąż zachwyca pomimo upływu lat".

Aż trudno uwierzyć

Być może wybałuszasz oczy z niedowierzania, drogi czytelniku i zastanawiasz się, gdzie autor znalazł małżeństwa myślące w ten sposób? Owszem pytałem tych, którzy mają coś do powiedzenia w tej materii (żadnej wypowiedzi nie poprawiałem i wszystkie zamieściłem) i nie chcę sugerować, że każde pierwsze lepsze małżeństwo zapytane o życie erotyczne tryska mistyką.

Sugeruję jednak, że małżeństwa dla których życie duchowe jest istotne zabiegają o zintegrowanie codziennego życia z wezwaniem Ewangelii, a zapytane o pożycie małżeńskie mówią często o silnym związku tej sfery z doświadczeniem duchowym. Bardzo często też właśnie w tym związku erotyki z duchowością dopatrują się spełnienia, radości, a nawet rozkoszy. Aspekt prokreacyjny widzą jako jeden z…, ale nie jedyny, a budowanie jedności małżeńskiej w kontekście sakramentu uzyskuje nowy sens, staje się metafizyczne. Ich małżeństwo, ich szczęście, ich dola jest fragmentem większej całości, jest fraktalem.

Na marginesie tematu

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat sytuacja zmienia się dalece ze skrajności w skrajność. Na skutek teorii maltuzjanizmu głoszącej istnienie dysproporcji między wzrostem demograficznym, który rozwija się postępie geometrycznym, a przyrostem produkcji żywności - postęp arytmetyczny powstała uzasadniona obawa, że ludzkości będzie groził głód. Ograniczenie przyrostu naturalnego wydawało się koniecznością.

Minęło kilkadziesiąt lat i oto stajemy w Polsce na skraju ujemnego przyrostu naturalnego, co grozi nam wyludnieniem, a sytuacja ta dotyczy dosyć sporej części naszego kontynentu. Owa sytuacja demograficzna ma spory wpływ na posadowienie aspektu prokreacyjnego w pożyciu małżeńskim. I w zasadzie niezależnie od tego w jakie ekstremum wahadło się wygina rodzące się napięcia przybierają często charakter lękowy. Czy umiejscowienie prokreacji w kontekście mistyki aktu małżeńskiego może przynieść pożądane rezultaty? Musiałbym zapytać przyjaciół.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po co nam seks?
Komentarze (7)
14 maja 2016, 14:07
Pytanko do was. Jak myślicie czy pomysł by wspułżyć tylko kiedy planuje się potpmstwo a na stałe zrezygnowac z e wspułżycia jest dobrym pomysłem??
KP
Key Pi
16 maja 2016, 10:58
Myślimy że to jest bardzo, bardzo zły pomysł. Polecam literaturę. Jest jej bardzo dużo. Zacznijcie np. od książek Ksawerego Knotza, ma też dużą witrynę internetową (http://www.szansaspotkania.pl).
JG
Jan Goździuk
24 czerwca 2016, 22:38
To głupi pomysł, niezgodny z nauczaniem Jezusa
14 maja 2016, 11:23
A gdyby tak wreszcie skryć sie nieco z tym seksem pod swoją pierzyną???  Pan tu nawet  z odgłosami się ujawnił, i zrobiło się bardzo nieintymnie i jakos mało mistycznie... Dość ekshibicjonizmu, tego katolickiego - również! 
M
Małgorzata
14 maja 2016, 10:16
Zdziwiło mnie w tym artykule potępienie dla łatwego, zabawnego wręcz przedstawienia treści chrześcijańskich. Nie uważam tego za słuszne. Wysiłek umysłowy i duchowy prowadzi do rozwoju, oczywiście, ale żeby go podjąć, trzeba chcieć. Jaką motywację mają młodzi ludzie, niejednokrotnie karmieni informacją, że wiara jest nudna, przestarzała i niepotrzebna? Czemu mają chcieć poznać Boga, skoro środowisko rzuca im w oczy błędy kapłanów, a często sami zostali przez nich zrażeni? Wszystko zaczyna się od małych kroków. Ucząc dziecko pływać, najpierw pokazujemy o co chodzi na płytkiej wodzie. Ucząc języka, zaczynamy od prostych kwestii. Tak samo z nauczaniem dla młodzieży, jeśli nie będzie lekkie, łatwe i przyjemne, mało kto będzie słuchał, bo po co wysiłek, skoro i tak się nic nie rozumie? Lekka forma nie oznacza braku głębi, a jedynie pozwala dostosować treści do odbiorcy.  To samo dotyczy mistycyzmu aktu małżeńskiego. Ci, którzy wierzą, nie muszą mieć tego tłumaczonego, zwłaszcza że każde małżeństwo samo tworzy tą rzeczywistość dla siebie. Ci, którzy nie wierzą, nie zobaczą sensu w tych słowach. Sporo bólu słowa mogą za to spowodować w związkach przeżywających trudności, gdzie jedna strona by chciała, a druga nie wyraża najmniejszych chęci rozszerzania relacji o inne aspekty, pracy nad nimi. Dlatego ten grzmiący charakter artykułu uważam za zbędny, a wręcz szkodliwy. 
Agamemnon Agamemnon
13 maja 2016, 22:57
Ludzie, którzy posiedli całą prawdę i jak twierdzą, walczą z kłamstwem i którzy posiedli nieomylność z zarazem wysoki urząd w Kościele bez skrępowania  weszli w obszar pożycia małżeńskiego ze swoim redukcjonistycznym dyktatem  sformułowanym w Humanae vitae.  Za negatywne psychofizyczne i moralne skutki takiego nauczania nie mają  zamiaru ponosić najmniejszej  odpowiedzialności. Na tym polega faryzeizm, wśród współczesnych niektórych hierarchów Kościoła katolickiego. Proszę się zatem nie dziwić z istnienia zjawiska spadku powagi  percepcji nauczania Urzędu Nauczycielskiego. W strefę sakramentu małżeństwa nie wolno ingerować żadnej władzy tak świeckiej jak i duchownej, a to z uwagi na wielką godność sakramentu małżeństwa ale też i wielką godność kapłaństwa w tym przypadku sponiewieranego poprzez przyjęcie ideologii manichejskiej  wraz z jej katastrofalnymi skutkami dla Kościoła katolickiego. Aby coś takiego zrobić  małżonkom, trzeba  być wytrzebionym nie tylko z wiedzy z zakresu psychologii, socjologii, antropologii czy filozofii małżeństwa i rodziny ale też z kultury osobistej. Ciekawe, że celibatariusze którzy nie posiadają z tego zakresu kompletnie żadnej wiedzy, chętnie się wypowiadają, wprowadzając czytelników w błąd.
Agamemnon Agamemnon
15 maja 2016, 22:06
Jak wynika z głosowania, manicheizm ze swoim redukcjonizmem zawarty w encyklice Humanae vitae głęboko zakorzenił się w Kościele katolickim. Zło herezji weszło w obieg nauczania Urzędu Nauczycielskiego bezczeszcząc sakrament małżeński.