Samiec alfa musi mieć pieniądze?
Kiedy dwa lata temu przygotowując się do Sakramentu małżeństwa usłyszeliśmy z narzeczonym na naukach przedmałżeńskich, że to co przyciąga kobiety do mężczyzn są ich pieniądze, poczuliśmy się mocno skonsternowani.
I mieliśmy nieodparte wrażenie, że nie tylko my. Tak, takie poglądy głosi się w katolickich kościołach. Nie piszę tego po to, żeby alarmować, jak źle się dzieje w katolickich kościołach, ale dlatego, że jest w tym ziarno prawdy. Istnieją na świecie kobiety - i jest ich prawdopodobnie spora grupa, dla których stan konta ich potencjalnych kandydatów na partnerów/mężów ma znaczenie. Z drugiej strony - istnieje też spora grupa mężczyzn, którzy za swoją najatrakcyjniejszą cechę uznają wysokie dochody.
Znów muszę wyjaśnić, że nie piszę tego dlatego, że ja i mój mąż czujemy się o niebo lepsi od wyżej wymienionych, ponieważ pieniądze nie odgrywają w naszym życiu i małżeństwie decydującej roli. Wręcz przeciwnie, chcę właśnie stwierdzić, że doskonale rozumiem ten sposób myślenia.
Tato, gdzie jesteś...?
Wywodzę się, jak to się mówi, z bogatego domu. Nigdy nie brakowało nam pieniędzy ani na zagraniczne wyjazdy, ani na rozwijanie pasji, ani na wszelkiego rodzaju zachcianki. Mieliśmy, ja i trójka mojego rodzeństwa, pod dostatkiem modnych ubrań, oryginalnych płyt, książek - czego tylko pragnęliśmy. Nie mieliśmy za to jednego: ojca. Tata, żeby na to wszystko zarobić i odnieść sukces zawodowy zupełnie poświęcił się pracy. Najbardziej czułam ten brak jako nastolatka, gdy nie miałam możliwości otrzymać od niego potrzebnego wsparcia, pochwalić się sukcesami czy nawet dowiedzieć, czy jestem piękna i cenna - nie miałam nic z tego, czego córka naprawdę potrzebuje od swojego ojca. Zamiast tego, dopóki nie opuściłam rodzinnego domu i sama nie zaczęłam zarabiać, nie wyobrażałam sobie podróży inaczej jak tylko najlepszej marki samochodem, a wczasów gdzie indziej niż na Costa Brava.
Nie zacznę teraz tyrady, że życie mnie doświadczyło i odkąd zaczęłam sama troszczyć się o swoje finanse, pokochałam skromność, a nawet dobrowolne ubóstwo. Nie, wręcz przeciwnie. Łuski spadały mi z oczu powoli i... boleśnie. Żeby nie zaplątywać się w szczegóły, spuentuję tę historię stwierdzeniem, że mój mąż w żadnym wypadku, a zwłaszcza pod względem miesięcznych dochodów nie przypomina mojego taty. Ale to właśnie przy jego boku i z tym co mi oferuje, czuję się naprawdę szczęśliwa. Posiadam spojrzenie na temat pieniędzy z dwóch punktów widzenia: z pozycji, gdy ma się ich pod dostatkiem i z pozycji, gdy trzeba liczyć, czy możemy sobie pozwolić w tym roku na jakikolwiek urlopowy wyjazd.
Samiec alfa musi mieć pieniądze
Każda książka psychologiczna w stylu "jak zrozumieć mężczyzn" powtarza jak mantrę, że dla mężczyzny ważne jest "sprawdzić się", odnieść różnorodnie pojmowany sukces, coś osiągnąć. I tym wyznacznikiem sukcesu często bywają pieniądze. Masz pieniądze to znaczy, że sobie radzisz, że jesteś silny, że jesteś prawdziwym mężczyzną... Ale czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, dlaczego coś zewnętrznego decyduje o twojej wartości? Czy sam w sobie nie jesteś wystarczająco wartościowy, skoro musisz się podpierać mercedesem, odpowiednim garniturem albo najnowszym modelem komputera? Otóż najczęściej w głowie mężczyzn, którzy zaciągają kolejny kredyt, żeby kupić jeszcze lepszy model auta albo spędzają w pracy czas od świtu do nocy, zupełnie zapomniawszy o tym, co sprawia im radość i zaniedbując swoich najbliższych, takie myśli kołaczą się w głowie non stop: jesteś mało wart, jesteś słaby. Ale, zaraz, zaraz: czy ktoś, kto jeździ mercedesem może być słaby...? No właśnie... Zrozumiałam, jak działa ten mechanizm, gdy w krótkiej chwili szczerości zapytałam mojego tatę: co byś zrobił, gdybyś stracił pracę (a z nią pozycję społeczną, pieniądze itp)? Ojciec popatrzył na mnie jakbym planowała zaraz odbezpieczyć jakiś granat i powiedział: powiesiłbym się. Takie słowa zapamiętuje się na całe życie i dzięki takim słowom zaczyna się inaczej patrzeć na mężczyzn schowanych za kierownicami vanów, za dębowymi biurkami prezesów...
Prawda i bliskość
Miałam szczęście, poznać mężczyznę takiego jak mój mąż, który potrafi mocno zaskoczyć naszych bliższych i dalszych znajomych, szczerze, naturalnie i bez kompleksów opowiadając o swoich doświadczeniach pracy jako rozwoziciel pizzy, jako budowlaniec w Niemczech, jako roznosiciel ulotek. Który otwarcie radzi sąsiadom, gdzie można kupić tańsze części do samochodu. Od którego dostałam na zaręczyny skromny pierścionek. Z którym na wakacje wyjeżdżam na wieś do leciwej cioci, gdzie są czereśnie, ręcznie robione ciasto i prysznic z zazwyczaj zimną wodą.
Który swoją wartość umieścił w tym, że stara się być naprawdę dobrym człowiekiem.
Nie twierdzę, że wszelkie bogactwo jest złe. Ale nie można lekceważyć tego tematu, skoro nawet Pismo św. ostrzega przed niebezpieczeństwem bogactw i skoro wielu wspaniałych mężczyzn uważa, że małżeństwo nie jest dla nich, bo za mało zarabiają. A druga połowa schowana za swoimi złotówkami zadaje sobie smutne pytanie: zależy jej na mnie, czy na moich pieniądzach?
Warto od czasu do czasu zapytać siebie: czy pieniądze to nie jest przypadkiem mój prywatny bożek? Drogie panie, to pytanie jest skierowane również do nas.
Po co chcesz się schować za pieniędzmi?
Kogo chcesz tam ukryć?
Kto tak naprawdę siedzi w tym czterokołowym cudzie, nawet niewidoczny dla świata przez zaciemniane szyby?
DEON.pl poleca:
Perfekcjoniści to ludzie pełni energii i entuzjazmu, którzy pozytywnie patrzą na siebie i rzadko zwlekają z podejmowaniem decyzji. W życiu kierują się pozytywną motywacją, a nie strachem, dlatego cieszą się swoimi umiejętnościami i doceniają dobrze wykonaną pracę.
Richard Winter - psychiatra i psychoterapeuta - wskazuje jednak, że perfekcjonizm może stać się pułapką. Uzależnianie poczucia własnej wartości od osiąganych sukcesów, ciągłe niezadowolenie z efektów pracy i źle znoszone porażki bardzo często prowadzą do zaburzeń psycho-fizycznych, takich jak depresje, myśli samobójcze czy zaburzenia łaknienia.
Motto perfekcjonisty: Zachowuję się doskonale, więc jestem.
Skomentuj artykuł