Pedagog: Wielu rodziców kojarzy słowo „nie” z odrzuceniem, a nie z postawieniem zdrowych granic

Fot. Joseph Gonzalez / Unsplash

Nieodzownym elementem świadomego rodzicielstwa jest świadomość, że tylko i wyłącznie my jesteśmy odpowiedzialni za swój stan emocjonalny. Nie możemy za swoje samopoczucie obwiniać nikogo, a już na pewno nie dzieci - mówi Magdalena Wiatrowska, pedagog zajmująca się świadomym rodzicielstwem w rozmowie Moniką Szubrycht, neurologopedką i dziennikarką, autorką książki "Szczęśliwe i silne dziecko".  

Publikujemy wywiad będący fragmentem książki. 

Monika Szubrycht: Powiedziałaś kiedyś, że świadome rodzicielstwo nie jest dla każdego. Dlaczego?

Magdalena Wiatrowska: - Dlatego że wymaga dużej uwagi, chęci przyglądania się sobie i swoim reakcjom, wzięcia odpowiedzialności za swoje stany emocjonalne. Nie każdy jest na to gotowy. Jeżeli ktoś ma bardzo niską samoświadomość, szuka winy na zewnątrz i uważa, że świat mu coś robi, że przydarza mu się coś złego, bo ma w życiu pecha, to nie jest gotowy na taką pracę. I to też jest OK. Świadome rodzicielstwo jest dla osób, które chcą się sobie przyglądać, które chcą wejść głębiej i wziąć odpowiedzialność za to, w jaki sposób wchodzą w relacje, w jaki sposób manifestują swoją energię i w jaki sposób reagują. Chcą przyjrzeć się wzorcom, w których funkcjonują, chcą zobaczyć, co projektują na swoje dzieci i na otoczenie. To jest bardzo duży obszar i w związku z tym bardzo duża odpowiedzialność.

Nieodzownym elementem świadomego rodzicielstwa jest świadomość, że tylko i wyłącznie my jesteśmy odpowiedzialni za swój stan emocjonalny. Nie możemy za swoje samopoczucie obwiniać nikogo, a już na pewno nie dzieci. Świadome rodzicielstwo zakłada, że dzieci są naszymi najlepszymi nauczycielami, więc to, że dziecko krzyczy, rzuca przedmiotami, trzaska drzwiami, nie jest najważniejsze. Od zachowania ważniejsze są więź, relacja, to, co czuje dziecko i co kryje się za tym zachowaniem. Ono swoim zachowaniem przekazuje nam informację: zachowuję się źle, bo czuję się źle, na ten moment nie umiem inaczej. Dziecko potrzebuje czasu i życzliwego, empatycznego rodzica, który je nauczy, jak można zachować się inaczej.

Dziecko swoim zachowaniem pokazuje, że jego ważne potrzeby nie zostały zaspokojone

To uczenie odbywa się przede wszystkim przez to, w jaki sposób rodzic żyje, a nie przez to, co dziecku mówi. Bo może się zdarzyć, że mówi do dziecka: „Nie krzycz”, podczas gdy sam krzyczy… Dziecko swoim zachowaniem pokazuje, że jego ważne potrzeby nie zostały zaspokojone. My powinniśmy w tym momencie się zatrzymać i spojrzeć szerzej na dynamikę relacji. Przede wszystkim najpierw przyjrzeć się sobie i zadać pytanie: „Co to zachowanie dziecka mi robi?”. Jeżeli jestem pobudzona, bo moje dziecko krzyczy, rzuca przedmiotami, to być może moje ego rodzicielskie, a jest ono bardzo silne, mówi mi: „Nie! Ono nie może się tak zachowywać. To jest złe! Nie ma do mnie szacunku!”.

Jeżeli słyszę taki głos, to znaczy, że powinnam się zatrzymać. Potrzebuję zauważyć ten głos i sprawdzić, skąd on pochodzi. Bo to, że moje dziecko krzyczy, płacze, rzuca przedmiotami, wynika z tego, że jest pod wpływem emocji, a nie z tego, że jest złe czy nie ma do mnie szacunku.

Jest przecież dzieckiem.

Tak, i nie ma jeszcze w pełni rozwiniętego mózgu, bo ten formuje się do 26. roku życia. Dobrze jednak wiemy, że my, dorośli, też nie potrafimy sobie często poradzić z emocjami albo nie potrafimy ich przeżywać. Zamiast przepuścić je przez ciało, odreagowujemy je na zewnątrz, na różne sposoby. Gdy pojawiają się silne emocje, często działamy wtedy schematycznie. Trzy opcje, które uruchamiają się w tak zwanym gadzim mózgu – jest to część mózgu, która aktywuje się podczas poczucia zagrożenia – to: atak, ucieczka, zamrożenie. I tak jak kiedyś te automatyczne reakcje faktycznie często ratowały życie, mówimy o sytuacjach zagrażających życiu takich jak np. ucieczka przed tygrysem szablozębnym, tak w dzisiejszych czasach to poczucie zagrożenia z zewnątrz często jest naszym subiektywnym odbiorem i najczęściej łączy się z poczuciem utraty kontroli w danym momencie, nie zaś z zagrożeniem życia.

Zrób to, zanim zaczniesz krzyczeć na dziecko

Wówczas najlepsze, co możemy zrobić, to pozwolić sobie na odczucie tej emocji w ciele. Zanim zareagujesz nawykowo, na przykład krzycząc na dziecko, możesz pozwolić sobie na poczucie złości – czujesz ją w ciele i tam właśnie możesz się skierować, gdy dodasz do tego nazywanie tego, co czujesz: czuję teraz wulkan złości w brzuchu, czuję, jakby zaraz miała wybuchnąć mi głowa, czuję gulę w gardle, czuję ogromną pokusę, żeby zacząć krzyczeć. Werbalizowanie, a więc nazywanie tego, co czujesz, pozwala mózgowi na nawiązanie kontaktu z korą nową, odcinkiem w mózgu, który odpowiedzialny jest za logiczne myślenie. Wówczas wychodzisz już spod wpływu emocji i pojawia się przestrzeń na tak zwane trzeźwe myślenie.

To, w jaki sposób zachowuje się dziecko, jest związane z naturalnymi fazami jego rozwoju. Jedną z ważniejszych potrzeb człowieka, a zwłaszcza dziecka, jest potrzeba bezpieczeństwa. Realizuje się ją m.in. przez stawianie zdrowych granic. Dziecko krzyczy i sprawdza granice rodzica; sprawdza, jak daleko może się posunąć w swoich żądaniach, sprawdza, czy rodzic potrafi powiedzieć „nie” i przy tym „nie” pozostać. Może też tak się zdarzyć, że dorosły mówi głośno i wyraźnie „nie” i uważa, że jest stanowczy. Czuje jednak lęk, bo jego wewnętrzne dziecko boi się, że skrzywdzi dziecko, które ma przed sobą, tak jak kiedyś on sam został skrzywdzony. Pojawia się niezintegrowany lęk przed odrzuceniem. Wiele osób „nie” kojarzy z odrzuceniem, nie zaś z postawieniem zdrowych granic i pozostaniem w relacji, które tworzą niezbędne poczucie bezpieczeństwa. Syn czy córka z tym lękiem rezonuje, wyczuwa emocje.

Panuje błędne przekonanie, że nie można się złościć, bo to jest coś niedobrego

Dlatego właśnie dzieci są naszymi najlepszymi nauczycielami – pokazują nam, co w nas jeszcze woła o miłość, co potrzebuje uzdrowienia. Pojawia się pytanie, czy mamy w sobie gotowość, by dawać dziecku empatię, by towarzyszyć mu w naturalnych fazach rozwojowych – kiedy płacze, krzyczy, a w wieku nastoletnim jeszcze mocniej się buntuje, przeciwstawia się nam, czasem przeklina. To są rzeczy absolutnie naturalne i powinny się dziać. Jeżeli się nie pojawiają, jest to niepokojące, bo to oznacza, że proces budowania tożsamości młodego człowieka został zablokowany. Może rodzic albo ktoś z zewnątrz powiedział: „Masz być grzeczna”, „Masz być dobrym chłopcem, nie wolno ci się przeciwstawiać”, „Musisz słuchać tego, co inni do ciebie mówią”, „Jakie własne zdanie? Jeszcze nie jesteś dorosły”.

Twoją przewodniczką po meandrach rodzicielstwa jest doktor Shefali Tsabary. Twierdzi ona, że nasza relacja z dzieckiem jest zawsze odzwierciedlaniem relacji, jakie mamy sami ze sobą. Tak rzeczywiście jest?

- Zdecydowanie tak. Rodzic przeżywa wewnętrzy konflikt, a dziecko, które jest przed nim, ten konflikt mu pokazuje. Wystarczy przywołać złość, która często jest łączona ze złem – jeżeli ktoś się złości, to znaczy, że jest zły. Rodzic wydobywa z siebie złość w postaci krzyku, czasem też w postaci klapsa, bo traci nad sobą kontrolę. Panuje błędne przekonanie, że nie można się złościć, bo to jest coś niedobrego. Prowadzi to do tłumienia tej emocji. Można ją tłumić do pewnego momentu, ale później wybuchnie.

Złość daje nam bardzo ważną informację: jakieś moje potrzeby są niezaspokojone. Jest naturalną emocją, bardzo potrzebną, stosunkowo łatwą również do przekształcenia, bo jest bardzo intensywna, wyrzuca na zewnątrz, żeby mechanizmy obronne i maski mogły wreszcie zostać zrzucone. Najczęściej pod wpływem złości reagujemy w sposób, którego później żałujemy. W tym miejscu ważne, aby zaznaczyć, że złość jest emocją, nie działaniem, agresja nie jest złością, ona jest działaniem, które prowadzi do przemocy. Złość niesie ze sobą bardzo ważną informację, jest mocną i intensywnie odczuwalną energią w ciele, co również pozwala na stosunkowo łatwe jej przekształcenie w świadome działanie. Gdy zaczynasz nawiązywać relacje ze swoją złością, może okazać się, że ona daje ci siłę, którą możesz wykorzystać, budując swoją moc, zamiast bezrefleksyjnie wyrzucać ją na zewnątrz.

Mogę nauczyć się odpuszczać moje dobre rady, po to, aby wysłuchać dziecko

- Dziecko ma prawo popełniać błędy, uczy się i potrzebuje dojrzałych dorosłych, którzy będą mogli mu świadomie towarzyszyć w rozwoju. Wobec powyższego to, jak reagujemy, ma znaczenie i to my, i tylko my mamy na to wpływ. Mówienie, że dziecko mnie zdenerwowało, dlatego na nie nakrzyczałam, pokazuje jedynie, że osoba, która wypowiada to stwierdzenie, ma niską świadomość i nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje zachowanie. Z kolei jeśli nawiążemy relację z tą złością, zobaczymy, że ona mówi o nas, o naszym poczuciu bezradności i bezsilności, o naszych lękach i jest to ważny sygnał, aby troskliwie zaopiekować się sobą, aby wziąć również siebie i swoje potrzeby pod uwagę i aby nie musieć projektować nieświadomie tych potrzeb na dziecko.

Jeśli pozwalam sobie zauważyć, że na przykład mam tendencję do ciągłego poprawiania dziecka, do przerywania mu i narzucania własnego zdania – i ono się wtedy złości, więc ja się złoszczę, bo przecież mam dobrą intencję, chcę tylko pomóc, doradzić i tak dalej – to mogę popracować nad tym, aby się zatrzymać i dać dziecku więcej przestrzeni. Mogę nauczyć się odpuszczać moje dobre rady, po to, aby wysłuchać dziecko, aby pobyć z nim tak, jak ono tego potrzebuje, zamiast tego, co ja uważam, że jest dla niego lepsze, co wcale nie musi być prawdą.

Gdy spojrzymy głębiej, to zobaczymy lęk; jest go bardzo dużo, a my nie chcemy się z nim spotykać. Dziecko uczy się, jak się zachować, przez obserwację dorosłego. W tym przypadku mamy bardzo prosty wzorzec, który da się zaobserwować niemal jeden do jednego, możemy go oglądać niczym powtarzający się film. Problem zaczyna się wtedy, kiedy u rodzica złość jest bardzo mocno zablokowana, a dodatkowo ma on negatywne przekonania na temat złości. Wtedy bardzo tę złość w sobie tłumi i nie pokazuje jej na zewnątrz. Złość cały czas w nim jest, ale głęboko ukryta. Gdy jego dziecko nagle zaczyna wrzeszczeć, niezgoda na ten wrzask, na okazywanie złości, jest tak olbrzymia, że dorosły wybucha. Dlaczego dziecko krzyczy, skoro nie obserwowało złości u dorosłego? Bo rezonuje z tym wewnętrznym krzykiem – z krzykiem, z którym ty, kochany rodzicu, się nie spotykasz, który tak mocno wypierasz.

--- 

Tekst jest fragmentem książki "Szczęśliwe i silne dziecko. Jak uchronić dzieci przed kryzysami psychicznymi", wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. Książka jest autorstwa Moniki Szubrycht - neurologopedki i dziennikarki, a jedną z rozmówczyń  jest Magdalena Wiatrowska – pedagog ze specjalizacją rewalidacja i resocjalizacja, trenerka prowadząca Instytut Świadomego Rodzicielstwa i Edukacji w Warszawie. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pedagog: Wielu rodziców kojarzy słowo „nie” z odrzuceniem, a nie z postawieniem zdrowych granic
Komentarze (4)
RS
~Robert Stanirowicz
3 czerwca 2024, 08:19
Polacy są potwornymi hipokrytami jeśli idzie o wychowanie dzieci. 120 procent ankietowanych twierdzi że dzieci trzeba surowo dyscyplinować i 120 procent twierdzi "ale nie moje dzieci"
JM
~Justyna Mic
2 czerwca 2024, 09:00
Święta Zelia Martin, wspominała o św. Teresce: „Muszę dać klapsa temu biednemu dziecku, które wpada w przerażające furie, gdy nie może mieć tego, co chce. W rozpaczy tarza się po ziemi tak, jakby wszystko zostało stracone. To bardzo nerwowe dziecko”.
JM
~Joanna` M
1 czerwca 2024, 10:06
Dzieci nie są najlepszymi nauczycielami. Nie mają ani doświadczenia ani wiedzy. Mają tylko wrodzone instynkty, a wszystkiego innego muszą się uczyć od innych. Nie wiedzą, co jest dla nic bezpieczne a co nie. Nie umieją panować nad sobą. Potrzebują opieki, gdyż same nie dałyby rady przeżyć.
JM
~Joanna` M
1 czerwca 2024, 09:58
Jeśli dziecko źle się zachowuje od maleńkości: krzyczy, rzuca przedmiotami itd, nie panuje nad emocjami, to czy będzie umiało nad sobą zapanować, gdy będzie dorosłe? Mając więcej siły, a z wiekiem tej siły nabywa coraz więcej, bo nawet dziesięciolatek jest czasem silniejszy od babci a i od mamy - ma więc przewagę fizyczną, może skrzywdzić innych- nie tylko rodziców, może uszkodzić coś np. drzwi, telewizor, szybę, itp. Nigdy się nie da zaspokoić wszystkich potrzeb tu na ziemi. Zawsze będzie tutaj jakiś brak. Dopiero w niebie będziemy w pełni. A tu musimy znosić ze spokojem, że jest tak czy inaczej.